11. The Emperor's Concubine/magiquefleur
Autor: magiquefleur
Gatunek: fluff; lekki angst;
Liczba słów: 4700
Uwagi: -
Jikook/Kookmin
Już niedługo miał nadejść ten dzień.
Dzień, w którym moje życie może obrócić się o 180 stopni.
A czemu tak było? Już tłumaczę. Otóż, co jakiś czas gwardia królewska przeszukuje różne wioski, by znaleźć osoby, które mogą służyć u samej głowy państwa, czyli naszego cesarza. Musiały być to osoby o niezwykłej urodzie, które przyciągały wzrok nielicznych mieszkańców. Lecz nie tylko wygląd był ważny, liczył się także intelekt.
Każdy wręcz marzył, by dostać się na cesarski dwór, bo to łączyło się z masą przywilejów. Przede wszystkim zmieniają się twoje warunki, w których przyszło Ci żyć, gdyż porównując ledwo stające chaty na ubogich terenach wiosek, a pałacem z ozdobami z prawdziwego złota to jest spora różnica. Nie wspominając już o dostaniu jedwabnych strojów, które każda z osób otrzymuje, czy też o przepysznych posiłkach, o których zwykłe pospólstwo może sobie pomarzyć.
Ja wręcz robiłem wszystko co tylko mogłem, by być idealny. Mimo uporczywej pracy na polu w upalne dni, pracowałem w odpowiednim stroju, który zakrywał każdą część mojego ciała, by skóra pozostała w odcieniach porcelany. Taka była najbardziej cenna, choć zdarzały się osoby o karmelowej barwie skóry. Wiele mnie to kosztowało, bo nie raz byłem bliski omdleniu przez nadmiar ciepła, ale miałem cel, który musiałem osiągnąć.
Swoje ciężko zarobione pieniądze przeznaczałem nie tylko na jedzenie, lecz musiałem zaopatrzyć się w także potrzebne mi olejki do skóry, które nie były wcale tanie i musiałem być bardzo oszczędny.
Dlatego ciało było idealnie dopieszczone pod każdym względem, a co z inteligencją? W końcu byłem tylko zwykłym chłopem jak znaczna większość w naszym kraju. Nie mieliśmy zapewnionych szkół, abyśmy rozwijali myślenie. Oczywiście załatwienie tego też nie było łatwe, ale nie mogłem, pokazać się na salonach, wiedząc jedynie jak uprawia się pole. Dlatego w wolnych chwilach chodziłem na miasto słuchając przypadkowych filozofów, którzy wygłaszali swe poglądy na różne tematy. Zakupiłem też jedną książkę, która kosztowała fortunę. Do tej pory pamiętam, jak przez ponad miesiąc prawie głodowałem, by tylko ją zdobyć. Musiałem też prosić się kilku filozofów, którzy umieli czytać o nauki w tym zakresie. I może nauczyłem się z tego zbyt wiele, ale było w niej dużo elokwentnych zdań, które podniosły mój poziom wysławiania się.
Po prostu robiłem wszystko co mogłem i na co pozwalała mi moja sytuacja materialna. To nie było zbyt wiele, ale i tak lepsze to niż nic. Dlatego starałem się, jak mogłem, by wyrwać się z tej biedy i móc zaznać lepszego życia.
Oczywiście nie było to tak, że na dworze mam tylko pięknie wyglądać i pachnieć, a reszta zrobi się sama. W pałacu każdy miał swoje obowiązki, więc nie było mowy o pasożytowaniu, a to wszystko zależało od samego cesarza, który po poznaniu nas przydzielał każdemu konkretne zadania.
Bo tak naprawdę nie wszyscy z nas będą robić to samo. Niektórzy zostawali tancerzami, by cieszyć oczy na licznych kolacjach, na które zostają zaproszeni sami goście z wyższych sfer. Inni zaś z talentem do instrumentów, będą przygrywać tradycyjne melodie, pozwalając arystokratom zrelaksować swoje zmysły. A tylko najpiękniejsza, bądź najpiękniejszy dostąpi największego zaszczytu, mogąc zasiadać u boku cesarza, polewając do jego czarki herbaty bądź czysty alkohol. Taka tak zwana konkubina musiała, także oddać swe ciało, zaspokajając potrzeby głowy państwa. Dlatego miała być czysta, nieskalana, nie dotykana przez innych.
Nikt nigdy nie widział cesarza na własne oczy, lecz można nie raz było usłyszeć o nim pogłoski, roznoszące się po całym państwie. Podobno był ucieleśnieniem Boga, posiadający same najlepsze cechy. Był przystojny, dobrze zbudowany, a także posiadał dobre serce. Co było najdziwniejsze, nie posiadał żony, przynajmniej tak mówiły plotki, lecz każdy, by wiedział o kobiecie, która zasiadałaby po jego lewej stronie obok tronu.
Okres wyczekiwania szybko minął i zanim się obejrzałem, musiałem zaprezentować się gwardzistom. Idealnie uczesane włosy, nasmarowana skóra, która delikatnie błyszczała, nadając zdrowego wyglądu, ubrania ledwo co wczoraj wyprane, umyta twarz, a usta wysmarowane własnoręcznie zrobionym smarowidłem z płatków dzikich róż, które nadało mym wargą delikatny, różowawy odcień.
Tak wyszykowany, ruszyłem do serca naszej wioski, do którego miałem kawałek drogi. Całe szczęście, że dzisiejszego dnia nie gościło na niebie słońce, które mogłoby być nieprzychylne dla mojej skóry.
Gdy w końcu po pieszej wędrówce dotarłem do celu, musiałem przebić się przez spory tłum wieśniaków. Każdy z czystej ciekawości przyszli oglądać lub wspierać swoje pociechy w walce o lepszy status społeczny. Z każdej wioski wybierano tylko jedną osobę, która trafi na dwór, dlatego rywalizacja, była naprawdę duża.
Echem rozniosło się stukanie ciężkich metalowych podków o kamienną posadzkę, wyrwało mnie to z wiru kłębiących się myśli. Spojrzałem przed siebie, by ujrzeć kilku umięśnionych mężczyzn, którzy schodzili ze swoich rumaków.
Od razu wyprostowałem się, a dodatkowo moje wszystkie mięśnie spięły się momentalnie. To była pierwsza i ostatnia szansa, nie chciałem jej zmarnować.
Zaczął do nas podchodzić sam generał, przynajmniej tak wywnioskowałem po czerwonej barwie peleryny, która była przytwierdzona do zbroi. Kiedy tylko podszedł do mnie, spojrzałem w jego stronę, by zaraz skupić się na głębokim spojrzeniu, które jakby mogło, wywierciłoby dziurę w moim ciele. Lecz musiałem przyznać, iż mimo tego, że jego oczy kolorem nie różniły się od reszty społeczeństwa, to jednak przykuwały uwagę na tyle, bym wpatrywał się w nie zbyt długo. Przez co zawstydzony spuściłem głowę, a moje serce zaczęło coraz szybciej bić, nie wiedząc co się dzieje.
Jednak poczułem palce na moim podbródku, a ich właściciel natychmiast podniósł moją głowę do góry. Mężczyzna najwyraźniej nic sobie nie robił z mojego stanu, bo bez większego zainteresowania tym tematem, zaczął przekręcać moją głowę na boki, jakby chciał doszukać się chociażby najmniejszej skazy.
Po obejrzeniu każdego z nas z osoba, miała zapaść decyzja, która na pewno zmieni czyjeś życie. Modliłem się w duchu, by wszelkie moje starania nie poszły na marne. Czułem, jak moje dłonie niekontrolowanie drżą, a moje ciało ogarnia nieprzyjemny dreszcz. To była chwila prawdy, która przyprawiała mnie o jeszcze szybsze bicie serca.
Wtedy generał podszedł pewnym siebie krokiem do mnie, po czym przemówił:
— Jak masz na imię? — Jego głos był władczy i męski, dzięki czemu miałem ochotę słuchać go od rana do wieczora, a i tak by mi się nie znudziło.
— J-Jimin — zająknąłem się, przez co skarciłem się mentalnie.
— Więc Jimin, to twój szczęśliwy dzień — uśmiechnął się do mnie, a moje policzki zaczęły delikatnie piec, co mogło oznaczać, że rozkwitły na nich rumieńce — zapraszam do karety.
Czy ja właśnie śniłem? Jeśli tak to nie miałem zamiaru się budzić, ani teraz, ani nigdy. Moje największe marzenie się spełniło i trafię na cesarski dwór. W tej chwili nie wiedziałem, czy skakać z radości, czy zacząć płakać. Lecz jedno było pewne, byłem najszczęśliwszą osobą na świecie.
Podróż do pałacu zajęła nam prawie trzy dni, gdzie po drodze zostały werbowane inne osoby. Razem rozmawialiśmy, śmialiśmy się podczas podróży, umilając sobie tym czas. Nie wydawali się zepsuci, czy nie kierowali się chęcią, bycia przy cesarzu, jako jego konkubina. Choć nigdy nie mogłem, być pewny co do celów moich współtowarzyszy. Mnie interesowało dostanie się na dwór, więc nie przywiązywałem szczególnej uwagi na moje przyszłe stanowisko.
Gdy tylko otworzyły się przed nami pałacowe bramy, byliśmy wniebowzięci. Wszystko, aż ociekało dobrodziejstwem, przy jednoczesnym zachowaniu dobrego poczucia stylu. Królewskie ogrody ciągnęły się niemalże w nieskończoność, a w nich królowały przeróżne rodzaje kwiatów, które swoimi jaskrawymi kolorami odróżniały się od ciemnozielonych liści.
Choć większą uwagę przykuwała jedna postać, która od pierwszego spojrzenia w oczy rzuciła na mnie urok. I podczas podróży wyglądałem nie raz przez okno, by podziwiać pewnego bruneta w idealnie dopasowanej zbroi.
~✯~
Gdy w końcu zapoznano nas ze wszystkimi zwyczajami, czy też określonymi zasadami, panującymi na dworze, a także przebrano w typowo dworskie stroje, zaprowadzono nas do naszej komnaty. Było to ogromne pomieszczenie z odpowiednią ilością łóżek dla każdego z nas. Ja zająłem swoje miejsce w rogu, by po chwili zachwycać się miękkością tkaniny, leżącego na posłaniu. Może było to dziwne dla innych, lecz dla kogoś kto pierwszy raz mógł dotykać takiego bogactwa, to było jak spełnienie największych marzeń.
Przy swoim łóżku miałem też rozsuwane okno, przez które miałem idealny widok na ogrody, które bardzo uwielbiałem. Szczerze musiałem przyznać, że bardzo mnie ten fakt ucieszył. Rośliny zawsze przynosiły mi spokój, dlatego czekałem, aż tylko będę mógł je odwiedzić.
I tak się stało już po obiedzie, kiedy to dano nam czas wolny. Mogliśmy obejrzeć pałac w całości, omijając oczywiście niektóre pomieszczenia, lecz to strażnicy nas informowali, czy możemy wejść do danej komnaty. Ja zaś od razu skierowałem się w stronę ogrodów. Wiedziałem w końcu, gdzie znajdują się najważniejsze dla mnie miejsca, dlatego nie musiałem przejmować się resztą.
Zszedłem po schodach, witając się zaraz z bujną roślinnością. Kroczyłem spokojnym krokiem po kamienistej dróżce, podziwiając idealnie przycięte krzewy, czy barwnymi bukietami kwiatów. Gdzie tylko spojrzałem, czułem się jak we śnie.
Lecz mój samotny pobyt nie trwał długo, gdyż do moich uszu dotarły odgłosy kroków, przez co od razu obróciłem się w ich stronę. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom, że ku mnie zmierzał sam generał, przez co moje serce szybciej zabiło. Lecz nie wiedziałem czy to z nerwów o to, że nie powinienem tutaj przychodzić, czy też z innego powodu.
— Witam generale — ukłoniłem się nisko, oddając mu należyty szacunek.
— Witaj — odezwał się z uśmiechem na twarzy. — Chciałbym z tobą porozmawiać, pozwolisz mi na to?
— Oczywiście, a konkretnie na jaki temat?
— Na różne tematy. Na rozkaz cesarza mam porozmawiać z każdym z was, by potem mógł zrobić to on sam — nie rozumiałem całych ich procedur, ale skoro tak miało być, to nie miałem, nawet po co się w to zagłębiać — lecz także sam chce cię bliżej poznać.
Na moje usta wkradł się słodki uśmiech, gdyż musiałem przyznać, że bardzo ucieszyło mnie ostatnie zdanie. Dlatego też rozmawialiśmy na przeróżne tematy. Opowiedziałem mu o sobie i czym wcześniej się zajmowałem, nie była to jakaś sensacja, ponieważ większość osób, które tutaj przybyły pochodziły z tego samego świata co ja. Lecz widziałem, że słuchał mnie uważnie i nie przerywał mi, nawet jak mówiłem o nudnych rzeczach.
Coraz bardziej poznawaliśmy się nawzajem, mimo, że nie spędziliśmy nad tym całego dnia. Jednak w pewnym momencie zapytał mnie o coś, co wywołało u mnie zdziwienie. Gdyż najpierw rozmawialiśmy o zwykłych rzeczach, nie poruszając nawet tematy, dotyczących dworu.
— Jak myślisz czemu ludzie chcą tutaj trafić? — powiedział, a jego głos nagle przesiąkł chłodnym tonem.
— Ktoś taki jak ty panie nie zrozumie naszego postępowania.
— Waszego postępowania? Czyli dla was wszystkich liczą się tylko pieniądze i władza?
— Raczej poprawa jakości swojego bytu jest najważniejszym powodem.
— Jesteście zepsuci...
— My? — Patrzyłem na niego spojrzeniem pełnym bólu. — Może i tak — musnąłem opuszkami palców delikatnych płatków róży — ale czy można nazwać kogoś zepsutym, gdy walczy on każdego dnia o przetrwanie? Gdy ty panie i twoi ludzie macie wszystkiego pod dostatkiem. Wykwintne i ciepłe dania, wino lejące się strumieniem do twych kielichów, jedwabne szaty, czy wygodne posłanie. My wtedy musimy modlić się, by móc następnego dnia powitać słońce, które przy pracy w polu pali naszą skórę. Wiele rzeczy jest dla nas obce i nie znamy ich smaku.
Spojrzałem na śnieżnobiałe chmury, które w leniwym tempie przesuwały się po nieboskłonie. Zamknąłem oczy, biorąc do płuc sporo świeżego powietrza, które po chwili opuściły moje płuca, a wraz z tym moje oczy przeniosły spojrzenie na żołnierza.
— Jeśli od zawsze posiada się wszystko co najlepsze, nigdy człowiek tego nie doceni. Nie znasz mnie panie, by móc mnie osądzić.
Mężczyzna przyglądał się mi jeszcze przez moment, po czym odrzekł.
— A jeśli zostałbyś konkubiną cesarza, a on okaże się być tyranem i będzie cię bić? — rzucił kolejnym pytaniem, ponownie zbijając mnie z tropu.
— Jakąś cenę muszę ponieść, za to co dostaje... A cesarz jest moim panem, więc będę go szanować, nawet jeśli mnie uderzy... — ciężko przeszły mi te słowa przez gardło. Nie chciałem, by tak było, ale prawda była taka, że naprawdę nie znałem głowy państwa, ani jego zachowań. Dopiero miałem się przekonać, jaki jest i jak wobec nas będzie postępować.
— Zapłacisz tak wysoką cenę?
— Nie ode mnie to zależy, czyż nie? W końcu jesteśmy zepsutymi wieśniakami i nie mamy zbyt wielu praw, by się sprzeciwiać naszemu władcy. Choć cesarz nie raz okazywał nam swoją łaskę, więc wierze całym sercem, że nie jest złym człowiekiem. Inaczej patrzyłby, jak powoli umieramy, zamiast nam pomagać. Lecz trzeba jakoś zapłacić za otrzymane dobra.
— Muszę przyznać, że bardzo ciekawa z ciebie osoba.
— Dziękuję — ukłoniłem się, oddając mu szacunek. Lecz jego komentarz sprawił, że na moich policzkach ukazały się delikatne rumieńce.
— Mam nadzieję, że będzie mi jeszcze dane z tobą porozmawiać — wstał, poprawiając szaty.
Zanim się ze mną pożegnał, chwycił moją dłoń i ucałował jej zewnętrzną stronę.
— Do zobaczenia — mruknął obniżonym tonem, przez co po moim kręgosłupie przeszedł przyjemny dreszcz.
Nie mogąc dosłownie nic z siebie wydusić, kiwnąłem tylko głową nieśmiało, by zaraz wpatrywać się w plecy, odchodzącego generała.
— Generale! — jakiś impuls kazał mi to zrobić, w końcu na samym początku nie zapytałem się o najważniejszą rzecz.
Mężczyzna obrócił się w moją stronę i posłał mi pytające spojrzenie.
— Jak generała zwą?
— Jungkook — uśmiechnął się.
~✯~
Dni płynęły spokojnymi torami, a mnie coraz bardziej pochłaniała rutyna. Usługiwaliśmy cesarzowi, jak i wyżej postawionym gościom. Dzięki czemu poznaliśmy bliżej głowę naszego państwa. Faktycznie plotki o nim zdawały się być prawdziwe, gdyż był przystojny i posiadał dobre serce, lecz nie ciągnęło mnie w jego stronę, jak wszystkich innych. Większą uwagę poświęcałem generałowi, który czasami pojawiał się na ucztach, wtedy to ja zawsze pierwszy polewałem mu wina do kielicha, posyłając słodki uśmiech, bądź też niby przypadkowo dotykając jego dłoni. A taki kontakt cielesny najwyraźniej i jemu się spodobał, bo po pewnym czasie sam zaczął go szukać.
W końcu także zaczęliśmy wieczorami spotykać się potajemnie w pałacowych ogrodach, gdy już wszyscy smacznie spali. Wymykałem się z komnaty, by chociażby kilka chwil spędzić z Jungkookiem. Na początku raczyliśmy się samą rozmową, lecz po pewnym czasie, gdy jego usta zasmakowały moich, to nasze nocne wypady opierały się na wzajemnej czułości i wywoływaniu uśmiechu na swoich twarzach.
I tak było i tym razem. Opuściwszy sypialnie, cichymi krokami udałem się do labiryntu wysokich krzewów, by po chwili wpaść w ramiona generała. Powitał mnie długim i spokojnym pocałunkiem, z którego chłonąłem, jak najwięcej tylko mogłem. Muskał moje wargi z ogromną czułością, jak gdyby mielibyśmy zaraz umrzeć. Nie potrafiłem oderwać się od jego warg, mając wrażenie, jakbym kosztował słodkich truskawek.
— Tęskniłem — wyszeptałem, gdy musieliśmy zaczerpnąć powietrza.
Jungkook zaś posłał mi delikatny uśmiech, by zaraz odpowiedzieć.
— Ja też — po czym znów musnął moje wargi — cały dzień na to czekałem.
Usiedliśmy na marmurowej ławeczce, splatając ze sobą palce. Przysunąłem się do niego bliżej, tak byśmy mogli bez problemu stykać się ramionami.
Bliskość ukochanego w tak przyjemną i dość ciepłą noc, była dla mnie czymś wspaniałym, czymś czego nie potrafiłem opisać zwykłymi słowami.
— Jimin — zaczął, patrząc z nieodgadniętym wyrazem twarzy na gwiazdy.
Ja zaś spojrzałem na niego, na jego przystojną twarz, którą okalały czarne kosmyki włosów. Był dosłownie ideałem, nie tylko z wyglądu, lecz także z charakteru. Mogłem spokojnie powiedzieć, że był aniołem w ludzkim ciele i na pewno bym nie skłamał.
— Wiesz, że niedługo cesarz będzie wybierać swojego kochanka? — Na dźwięk tych słów uśmiech zszedł z mojej twarzy, a wszystkie mięśnie spięły się — a z tego co wiem jesteś jednym z jego faworytów...
Wstałem gwałtowne, nie wiedząc co mam teraz ze sobą począć. Moje serce biło jak oszalałe, a w moich oczach natychmiast pojawiły się łzy. Zacząłem niekontrolowanie się trząść, gdy moje ciało zostało ogarnięte przez niewyobrażalny lęk. Nie chciałem zostać kochankiem cesarza, nie chce oddawać mu swego ciała. Jedyną osobą, która miała prawo mnie dotknąć był mój ukochany.
Jungkook widząc mój stan, od razu do mnie podszedł, chowając w swych ramionach. Wtedy mimo poczucia bezpieczeństwa, zacząłem płakać, mocząc przy tym jego szaty.
— Nie... Nie chce — ledwo wyszlochałem, niemalże dusząc się własnymi łzami.
— Ciii — uspokajał mnie, głaszcząc delikatnie po włosach. Niestety nic to nie dawało, a jeszcze bardziej bolało. Świadomość, że ktokolwiek będzie mógł, odebrać mi ukochanego, sprawiała, że czułem się, jakby ktoś wyrywał mi serce.
Zacisnąłem dłonie na tkaninie, bojąc się, że jeśli go teraz puszczę, to już nigdy go nie dotknę. Mimo, że nasza miłość nie trwało zbyt długo, to już wiedziałem, że mój umysł, ciało i serce należą tylko do niego.
— Nie mogę Cię stracić... Nie przeżyje tego... — szeptałem, czując, jak kolejne łzy wyznaczają ścieżki na moich policzkach. — Prędzej się zabije, niż oddam się cesarzowi...
— To ucieknij ze mną.
Odsunąłem się odrobinę, by móc spojrzeć na jego twarz. Widziałem, że wcale nie żartował, z tym co powiedział, a ja patrzyłem na niego, będąc w całkowitym szoku. I to wcale nie tak, że tego nie chciałem. Gdyż nie pragnąłem niczego innego, mogłem to wszystko porzucić, całe polepszenie bytu, wszystkie przywileje, by tylko z nim być.
— Ale... Jak nas złapią, to Cię zabiją... — "a ja musiałbym na to patrzeć", dokończyłem w myślach, bo te słowa nie chciały mi przejść przez gardło.
— Nie martw się tym, nie złapią nas. Znam to wojsko i wszelkie taktyki, więc zdołamy im uciec.
— Jesteś pewny? — Spojrzałem na niego ze strachem w oczach, lecz kryła się za tym też nadzieja. — Naprawdę może się nam udać?
Jungkook sięgnął dłonią do mojego policzka, by zaraz po tym pogładzić go kciukiem.
— Nie narażałbym swój największy skarb, gdy nie byłbym pewny, że nam się uda — po tych słowach poczułem ulgę, ale dalej bałem się o to wszystko. Lecz skoro on był pewny, to wierzyłem mu, że wszystko będzie w porządku.
Wtuliłem się w niego jeszcze bardziej, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi.
— Ufam Ci i chce być z tobą na zawsze.
Tej nocy pożegnaliśmy się pocałunkiem, który zawierał w sobie obietnicę, że następnego dnia znikniemy i zaczniemy ze sobą całkiem nowe życie. Dlatego następnego dnia mały uśmiech nie schodził z mojej twarzy, bo każda przeżyta chwila, zbliżała mnie do spełnienia mojego marzenia. Mimo, że stres dalej chwytał mnie za serce, starałem się myśleć pozytywnie. W końcu Jungkook wiedział co robi.
Gdy nastał późny wieczór, byłem już przygotowany. Pożegnałem się z tym co otrzymałem, bo teraz nie było mi to potrzebne. Upewniając się także, że nikt mnie nie nakryje, wyszedłem z komnaty jak z resztą zawsze.
Przez chwilę miałem wrażenie, jakbyśmy po prostu znowu mieliśmy się spotkać się w ogrodzie, a nie uciekać z pałacu. Gdyby mi ktoś powiedział, że tak potoczy się moje życie, na pewno bym w to nie uwierzył.
Spotkałem się z Jungkookiem w umówionym miejscu, a moje serce od razu uradowało się na sam jego widok. Gdy tylko do niego podszedłem, splótł nasze palce razem, od razu ciągnąć mnie za sobą, a ja bez sprzeciwu robiłem to co chciał.
Wokół nas panowała niezwykła cisza. Nagle jakby ktoś wyciszył jakikolwiek możliwy dźwięk, nawet cykady nie dawały o sobie znać. Wtedy właśnie chyba zaczęło do mnie to wszystko docierać jeszcze bardziej. Przez co rzuciłem się w wir niepotrzebnych myśli, by po chwili zderzyć się z plecami mojego ukochanego. Nie rozumiałem czemu tak niespodziewanie się zatrzymaliśmy. Lecz po chwili zrozumiałem, gdy usłyszałem głosy strażników. Przecież miało się udać, więc dlaczego? Jak?
Czy ja po prostu śniłem? Powiedzcie mi, że to tylko koszmar, z którego zaraz się obudzę, będąc w ogrodach, a Jungkook będzie mnie trzymał w ramionach.
Przez to wszystko nawet nie zarejestrowałem, kiedy zostaliśmy otoczeni przez kilkunastu wartowników. Wiedziałem wtedy, że to już koniec i nic na to nie poradzimy, gdyż nie uda nam się uciec. Jedyna opcja jaką mogliśmy teraz wybrać to kapitulacja, dlatego poczułem, jak silne dłonie strażników zaciskają się na moich ramionach, bym nawet nie myślał o możliwości wyrywania się.
Jednak dla mnie najgorsze okazało się być rozdzielenie, gdyż zaprowadzono do oddzielnych lochów, byśmy nie mieli ze sobą kontaktu. Chciałem protestować, ale wtedy pogorszyłbym naszą sytuację, więc tak samo jak generał, szedłem spokojnym krokiem, powstrzymując łzy.
Siedząc w ciemnych murach, tępo patrzyłem się w ścianę. Nadal do mnie to nie docierało. To wydarzyło się zbyt szybko, przecież Jungkook mówił, że się wszystko uda, że nas nie złapią. Nie powinienem się zgadzać na to wszystko i teraz bardzo tego żałowałem. Mój ukochany zginie, a mi karzą na to patrzeć, jak miłość mojego życia umiera.
Nie zmrużyłem przez całą noc oka, myśląc, czy uda mi się go uratować, nawet jeśli siebie miałbym skazać na męki, bądź śmierć.
~✯~
Następnego dnia wyprowadzono nas z lochów, by stawić nas przed obliczem samego cesarza. Nogi miałem jak z waty, gdy szliśmy korytarzami otoczeni kilkoma strażnikami. Strach zaciskał swoje łapska na mojej szyi, przez co myślałem, że się uduszę. Wiedziałem, że to będzie nasz koniec, ale miałem cichą nadzieję, że okażą nam łaskę.
— Więc — zaczął cesarz, a ja nie miałem odwagi na niego spojrzeć, za bardzo się bałem — co masz na swoje usprawiedliwienie? Jimin?
Przełknąłem głośno ślinę, mając całkowity mętlik w głowie. Miałem się przyznać, że chciałem uciec z własnym ukochanym? Wtedy zabiją go za sprzeciwianie się wobec samej głowy państwa.
Moje serce biły tak szybko, że miałem wrażenie, iż obija się boleśnie o moje żebra, nie mogłem wręcz złapać oddechu, czując się całkowicie sparaliżowanym. Dłonie trzęsły mi się niekontrolowanie, przez co zacząłem wbijać swoje paznokcie jednej z dłoni w nadgarstek drugiej.
— Na swoje usprawiedliwienie nie mam nic o wielki cesarzu... Lecz... Jedynie co mogę powiedzieć to to, że generał jest niewinny... Chciał mnie powstrzymać, co mu się udało — skłamałem, ale nie mogłem pozwolić, by mój ukochany poniósł tak srogą karę. Nie zniósłbym tego.
— Jimin... — usłyszałem ten aksamitny głos, który dawał mi motywację, by wstać następnego dnia.
— Powstrzymać?
— Tak... Chciałem uciec.
— Dlaczego?
— Nie potrafiłem znieść wszelkich zasad tu panujących... — zacisnąłem po chwili dłonie na materiale sukna.
— Dlaczego bronisz generała?
— Nie bronie! — podniosłem wzrok wzburzony — Mówię prawdę... Po prostu nie pozwolę, by niewinny człowiek zginął za moją głupotę.
— Zginął? — spojrzał na mnie, jak na kompletnego głupka, po czym westchnął — My nie możemy przecież zabić cesarza...
— Cesarza? — zapytałam osłupiały, nie rozumiejąc co się dzieje. Zamrugałem kilkakrotnie, próbując pozbyć się szoku, jaki wymalował się na mojej twarzy.
Spojrzałem niepewnie na Jungkooka, który stał spokojnie, nie trzymany przez pozostałych żołnierzy. Co to za przedstawienie?
— Przepraszam — usłyszałem z jego ust.
— Co tu się dzieje? — zapytałem zdziwiony.
— Nie ma co dłużej tego ukrywać... — westchnęła osoba, którą do niedawna uznawałem za głowę państwa — Tak naprawdę to Jungkook jest cesarzem — zwróciłem się ponownie do tamtego mężczyzny — a ja jestem jego młodszym bratem.
Otworzyłem szerzej oczy, gdy wszystko to do mnie dotarło. Czułem się, jakby ktoś uderzył mnie w twarz.
— Jimin...
— Okłamałeś mnie... — nie mogłem na niego spojrzeć, czułem się okropnie. Jak mógł mnie tak okłamać i to w tak ważnej kwestii? — Czyli tak naprawdę nie wiem w kim się zakochałem... — szepnąłem do siebie, dosłownie prychając.
I w dosłownie momencie wszystko zaczęło mi się układać. Ta cała ucieczka i pojmanie, to wszystko było ukartowane. Od samego początku to miało się nie udać, zostało to dobrze przemyślane, byśmy nawet nie postawili nogi za pałacowe bramy.
— Ty... O wszystkim wiedziałeś... Wiedziałeś, że nas złapią!
— Proszę wysłuchaj mnie...
— Nie... Nie będę Cię słuchał... Nie mogę w to uwierzyć, jak bardzo byłem głupi... Cholernie się bałem, że zginiesz wiesz?! A teraz jak do mnie mówisz, to mam wrażenie, jakbym rozmawiał z kimś zupełnie obcym... — podniosłem na niego wzrok.
— Naprawdę to jaki mam status, zmienia to kim jestem? — podszedł do mnie, łapiąc mnie za przedramiona.
— Nie... Nie zmienia... Tylko daje Ci dodatkowo status kłamcy! — wyrwałem mu się, po czym ruszyłem z stronę drzwi.
Byłem wściekły, jak mógł mnie tak oszukiwać z uśmiechem na ustach? Ja się bałem, że mogą go zabić za nasze postępowanie, a on doskonale wiedział, że nic takiego się nie stanie i nie wyprowadzał mnie z błędu. Ile jeszcze miał zamiar ciągnąć tą całą szopkę?
Chciałem być sam i ochłonąć, a może i nawet faktycznie opuścić pałac. Od samego początku budowaliśmy związek na kłamstwie, ciekawi mnie czy tylko na tym jednym. Być może okłamał mnie jeszcze w innych kwestiach, ale one nie wyszły jeszcze na jaw?
Schowałem się w ogrodach, zamykając się przed wszystkimi. Łzy spływały powoli po mych policzkach, tworząc ścieżki, które na pewno zostawią po sobie ślad w mym sercu. Najpierw chciałem dać upust swoim emocją, bo nazbierało się ich zbyt dużo, a dopiero potem chciałem pomyśleć, co mam dalej robić.
Wtedy poczułem dłoń na swym ramieniu, przez co odwróciłem się gwałtownie w stronę przybysza.
— Mogę się przysiąść? — skinąłem delikatnie głową, dając do zrozumienia bratu Jungkooka, że się zgadzam.
Usiadł obok wręcz bezszelestnie, kierując swój wzrok w stronę nieba, a ja sam zrobiłem to samo. Chwilę siedzieliśmy w kompletnej ciszy, przysłuchując się śpiewającym ptakom.
— Mój brat nie jest zły... — zaczął.
— Okłamał mnie... I to w najważniejszej kwestii.
— Wiem... Lecz nie zrobił tego dla swojej przyjemności.
— Co masz przez to na myśli?
— Ja zaproponowałem mu taki układ, by go chronić.
— Chronić? Przed czym miało to go chronić?
— Przed ludźmi. Niestety nie każdy kieruje się czystym sercem. Faktem jest, że ty jesteś inny od wszystkich. Każdy tu przyjechał, jak sam wiesz, by polepszyć swoje życie, usługując cesarzowi. Lecz jedna osoba może mieć to szczęście, by to jej usługiwano, jeśli cesarz wyrazi nią największe zainteresowanie. Dlatego Jungkook objął przed wami stanowisko generała, by dowiedzieć się, jakie macie intencje. Ty jako jedyny stwierdziłeś, że jeśli cesarz Cię uderzy, nie będziesz miał mu tego za złe, bo to jest cena jaką musisz ponieść za otrzymane luksusy. Inni pozabijaliby siebie nawzajem, by tylko stanąć na piedestale obok głowy państwa. A ty? Wolałeś miłość zwykłego żołnierza, niż być obdarowywany wszystkim, czym tylko zapragniesz. Na dodatek wolałeś sam siebie poświęcić, byleby uchronić Jungkooka od śmierci.
W moich oczach ponownie stanęły łzy, miał całkowitą racje. Nie interesowały mnie największe dobrodziejstwa, choć faktem było, że chciałem polepszyć swoją sytuację. Lecz kochałem Jungkooka całym sercem i chciałem z nim uciec, nawet powracając do swojego starego życia, mając tylko tą możliwość, by był przy mnie.
Jego status społeczny nie zmieniał tego, jakim był człowiekiem. A był kochany, czuły i troskliwy. Zakochałem się przecież w Jungkooku, a nie w tym, że był generałem.
— Poniosło mnie prawda?
— Nie — pokiwał głową. — Miałeś prawo być zły, co mój brat na pewno rozumie. Idź do niego i wyjaśnijcie sobie to wszystko. On nie wyobraża sobie życia bez Ciebie...
— A ja bez niego...
— Jest u siebie w komnacie, to jest ta, która rzekomo była moja — powiedział, przymykając oczy z uśmiechem na twarzy.
Nie wiele myśląc, wstałem, kierując się od razu do pałacu. Faktem było, że nie powinien mnie okłamywać, lecz po wyjaśnieniach księcia, nie miałem mu tego za złe. Chronił tylko siebie od zgubnego związku, który mógł zniszczyć nawet i całe państwo.
Biegłem korytarzami, przez co ciekawskie służki spoglądały w moją stronę, ale nie przejmowałem się nimi, teraz liczyło się dla mnie coś o wiele ważniejszego. Dlatego gdy znalazłem się przed komnatą ukochanego, zatrzymali mnie strażnicy.
— Wpuście mnie...
— Cesarz kazał nikogo nie wpuszczać.
— To dla mnie będzie wyjątek — otworzyłem szybko drzwi, próbując wejść do środka. Lecz strażnicy złapali mnie za ramiona, próbując odciągnąć. — Jungkook!
— Wpuście go — rozkazał zimnym tonem, przez co od razu ręce zniknęły z mojego ciała, a ja mogłem swobodnie się poruszać.
Gdy tylko drzwi za mną zostały zamknięte, podszedłem do mężczyzny, siedzącego na łóżku. Lecz po chwili wyszedł mi na przeciw, byśmy oboje spotkali się na środku pomieszczenia.
— Jimin...
— Nie... Ja teraz coś powiem... — spojrzałem na niego, wymierzając mu cios w policzek — to za okłamywanie mnie, a to — stanąłem na palcach, by złożyć na jego wargach czuły pocałunek — za to, że Cię kocham.
Jungkook patrzył na mnie zszokowany, trzymając się za piekący policzek. Koniec końców musiał ponieść jakąś karę.
— Przepraszam... — szepnął, gdy tylko wtuliłem się w jego silne ramiona.
— Ja także... Nie dałem Ci się wytłumaczyć... A także za ten policzek.
— Należało mi się — zaśmiał się, przytulając mnie do siebie mocniej. — Już nigdy więcej Cię nie okłamię, przysięgam.
— Trzymam Cię za słowo — odsunąłem się od niego, by ponownie złączyć nasze usta w spokojnym pocałunku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro