10. Pianista/Ninja_Kai
Autor: Ninja_Kai
Gatunek: lekki angst;
Liczba słów: 1314
Uwagi: -
Jikook/Kookmin
Drobne dłonie z gracją przesuwały się po białych jak i czarnych klawiszach. Melodia rozchodząca się po ogromnej komnacie łamała serca słuchaczy jednak jej autor zdawał się być niewzruszony.
Pulchna twarz nie wyrażała żadnych emocji zaś oczy utkwione były w jednym punkcie.
Umysł z pamięci odtwarzał nuty, za którymi podążały palce.
Blond włosy powiewały na wietrze, który wdzierał się do dużego i ciemnego pomieszczenia przez otwarte okna, targając ciężkimi, białymi firanami, które zdobiła delikatna i nie pasująca do całości koronka. Zdawały się krzyczeć, a obserwując je miało się wrażenie, że to jedna z tych prac gdzie musimy się zastanowić "Co autor miał na myśli".
Zimne, pokryte białą cegłą ściany zdobiły liczne obrazy w złotych ramach. Drewniane kandelabry na grubych łańcuchach wisiały przy łukowym sklepieniu sprawiając wrażenie, iż w każdej chwili mogą spaść na przechodzącą pod nimi osobę.
Ciężki oraz czerwony materiał zwisał przepasany niedbale złotym sznurem po obu stronach drzwi, a drewniane okiennice co jakiś czas odbijały się od murów zamku.
Melodia unosiła się na wietrze, a echo niosło ją za sobą po najdalszych zakątkach budowli.
Licznie rozstawione stoły zdobione czerwonymi, ciężkimi oraz haftowanymi złotą nicią obrusami zastawione były sycie. Rozmaite trunki lały się litrami do kryształowych kielichów.
Całość stanowiła misterny i jakże opłakany widok dla oczu wykwintnych dusz.
Zewsząd słychać było pochwalne szepty osób, które w swym mniemaniu należały do śmietanki towarzyskiej. Jakże mylne sprawiało to wrażenie.
Kilka wysoko postawionych rodzin, minister spraw zagranicznych oraz krytycy sztuki stanowili widownię młodego artysty. Każdy z nich zachwycał się talentem młodego mężczyzny. Jednak nic poza tym co słyszeli ich nie interesowało. Żadna ze znajdujących się tam osób nie była w stanie wymienić ani nazwiska ani chociażby imienia pianisty. W głowach mieli jedynie powiększającą się ilość gotówki na ich kontach.
Spotkanie to bowiem nie było przypadkowe. Nie było również koncertem w teatrze czy filharmonii. Koncert ten miał charakter iście dobroczynny. A przynajmniej takie miał sprawiać wrażenie. W rzeczywistości było to targowisko dla ich własnych interesów. Targowisko dusz oraz smaczny kąsek dla nie jednego przestępcy.
Na pokaz klaskali i komentowali talent blondyna. Prześcigali się w komplementach nie mając pojęcia, że już niedługo to od tego właśnie muzyka zależeć będzie ich życie.
Kiedy melodia ustała, młodego artystę otoczył chaos. Szum rozmów był przy tym niczym.
Jimin wstał od swojego pianina, poprawiając przy tym biały smoking. Rozejrzał się wokół. Szukał punktu zaczepienia. I znalazł go. Znalazł swoją przystań w czarnych niczym bezchmurna noc oczach mężczyzny stojącego po drugiej stronie sali.
Wpatrywał się w tę otchłań, nie rozumiejąc tego co dzieje się wokół.
Mężczyzna skinął mu głową, uśmiechając się po chwili. Jednak kiedy Park wykonał pierwszy krok do przodu w ostrzeżeniu dostał ledwo zauważalne skinienie głową w stronę trzech mężczyzn zajmujących miejsca najbliżej wyjścia.
Mała główka przekrzywiła się na bok, a niemal białe kosmyki opadły na czekoladowe oczy. Chłopak nie rozumiał tego co się dzieje, jednak postanowił tak jak zawsze trzymać się jedynie swoich wytycznych. Już po chwili postawił pierwszy krok, a następnie kolejny. W głowie niczym mantrę powtarzał "Wdech, krok, wydech".
Kiedy w końcu stanął naprzeciw rosłemu mężczyźnie, był w stanie dostrzec, iż jego ubranie stanowiło w rzeczywistości kelnerski uniform.
Chciał uchylić swe pulchne usta by zacząć rozmowę, jednak nie był w stanie. Uprzedziły go krzyki.
— Ręce do góry i żadnych gwałtownych ruchów! — Niebieskowłosy mężczyzna stanął na środku pomieszczenia celując pistoletem w kierunku ministra.
— Zdejmować biżuterię! — Tym razem od stolika wstał wysoki, różowowłosy chłopak. Rzucił w stronę kobiet płócienne worki, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.
— I żadnych gwałtownych ruchów. — Tym razem Jimin usłyszał głos czarnookiego. Po jego ciele przeszły dreszcze jednak na ustach pojawił się uśmiech, który po chwili przerodził się w szczery śmiech.
Kilka osób spojrzało na blondyna zastanawiając się czy ten nie zwariował.
— Jimin... — do sali weszło czterech mężczyzn ubranych na czarno. — Koniec zabawy.
— Ach... Wszystko musicie niszczyć? Może w końcu zostałbym porwany. — Blondyn zdjął z głowy biały kapelusz, który do tej pory zakrywał niemal całą jego twarz.
— To syn prezydenta! — Krzyknęła jedna z kobiet na co zareagował czarnooki. Dokładnie przyjrzał się blondynowi po czym wycelował w niego broń.
— Tobą zajmę się osobiście. — Po raz kolejny posłał w stronę pianisty uśmiech. Spodziewał się dostać wiązankę przekleństw w swoją stronę jednak nie był przygotowany na delikatny, anielski wręcz uśmiech.
— Porwiesz mnie? — Padło pytanie, które jednak nie doczekało się odpowiedzi.
Nie do końca wiadomo było kto pociągnął za spust jednak już po chwili na białym smokingu artysty powstała czerwona plama.
Jimin uśmiechnął się po raz kolejny, a jego oczy wypełniły się skrywanym dotąd bólem.
Chaos, który powstał po strzale pozwolił ulotnić się grupie mężczyzn wraz z ich łupem. Jednak czarnooki stał nadal na swojej pozycji.
Jego dłoń luźno oplatała pistolet, a oczy rozszerzone były w szoku.
— Jak masz na imię? — Jimin pomimo rany zasiadł do pianina.
— Jungkook. — Mężczyzna podszedł do blondyna sztywnym krokiem.
— Dobrze... Zapamiętaj tą melodię i zagraj mi ją kiedy moje ciało okryje się mrokiem, a wieko trumny zostanie zamknięte. — Poprosił po czym zaczął grać melodię tak żałosną, jak żałosne było jego życie. Każda nuta przepełniona była jego dotychczasowym cierpieniem co łamało wręcz serce młodego przestępcy.
Kiedy melodia dobiegła końca filigranowe ciało opadło na wyłożoną białymi kafelkami posadzkę.
Czarne oczy zaszły łzami, a widok bezwładnego ciała spowodował, iż Jungkook zapomniał odpalić ładunku wybuchowego. Jego duża dłoń zetknęła się z pulchnym policzkiem...
~✯~
— Cięcie! — Reżyser wstał ze swojego miejsca. — Rozluźnijcie się. Macie grać przestępców... — siwiejący mężczyzna westchnął, a Jimin podniósł się z zimnej podłogi. — Chim... Zagrałeś idealnie. Nie mogłem oderwać od ciebie wzroku... Mam jedynie malutką, tych prośbę... Trzymaj się do cholery scenariusza! — wrzask rozniósł się po komnacie, a jedyną odpowiedzią był śmiech blondyna, który zdążył ulotnić się już z pomieszczenia.
— Jaki jest sens kręcenia filmu na faktach? — padło pytanie.
— A no taki mój drogi, mały, niedoświadczony życiem człowieczku... Ludzie powinni znać swą historię, a to co zdarzyło się dwadzieścia lat temu w tej komnacie odegrało znaczącą rolę w życiu wielu osób. Również w życiu Jimina jak i twoim.
— Jaki wpływ na życie Jimina mogła mieć ta sytuacja? — Jungkook usiadł na krześle z butelką wody.
— Osobą, która wtedy zginęła... Postacią, w którą wciela się Chim był jego ojciec.
— Jak to możliwe? — czarnowłosy wstał, by po chwili ruszyć biegiem za blondynem. Dogonił go dopiero na końcu długiego korytarza, a kiedy złapał go za dłoń i pociągnął w swoją stronę ujrzał łzy w czekoladowych oczach. Nie zastanawiając się nad tym co robi przytulił filigranową sylwetkę.
— Jungkook... Porwij mnie. Proszę. — mała dłoń zacisnęła się na czarnym garniturze.
— Zajmę się tobą osobiście. — Jeon zaprowadził młodszego do swojego pokoju po czym zamknął go na wszystkie możliwe zamki. Nim zdążył zdjąć swoją marynarkę zauważył, że blondyn stoi przed nim w samej koszuli oraz opinających go spodniach. — Co robisz? — zapytał, a kiedy nie uzyskał odpowiedzi podszedł do blondyna.
— Jungkook... Znasz to uczucie pustki kiedy tak bardzo boli cię to co się wydarzyło, jednak nie masz na to żadnego wpływu? Masz ochotę jednocześnie krzyczeć i śmiać się. Prosić by wszystko się skończyło, jednak nie możesz się od tego odciąć. Za każdym razem kiedy znajdujemy się na tej sali, kiedy muszę odgrywać tą samą scenę na nowo, boli mnie to. Boli mnie decyzja taty. Nie rozumiem jak mógł zostawić mamę dla mężczyzny, który chciał skrzywdzić tyle osób. Nie rozumiem jak jego gra powstrzymała go przed wysadzeniem tych wszystkich osób... Nie rozumiem dlaczego los postawił na swojej drodze najpierw naszych ojców, a teraz nas.
— Jiminie... To jest właśnie miłość. Nie każdy jest w stanie zrozumieć jej siłę.
— Chcesz mi powiedzieć, że tata kochał tego mężczyznę? Twojego ojca?
— Nie. Chcę ci powiedzieć, że twój tata kochał każdego. A zwłaszcza ciebie i twoją mamę. Zapewne oboje tu byliście, a on chciał was jedynie chronić.
— Tak myślisz? — Pulchne usta uniosły się w delikatnym uśmiechu.
— Oczywiście.
— Chcesz mi powiedzieć, że miłość jest w stanie pociągnąć nas do takich czynów?
— Tak. Miłość jest silniejsza od wszystkiego co nas otacza.
— Czy rodzaj miłości jest ważny?
— Oczywiście, że nie. Miłość sama w sobie jest pięknym zjawiskiem. Powinna zostać czysta i nienaruszona, a osoba, która zostanie nią obdarzona powinna odczuwać dumę.
— A ty jesteś dumny Jungkookie? — blondyn położył obie dłonie na jego umięśnionej klatce piersiowej.
— Dumny? Dlaczego miałbym... Jimin?
— Kocham cię Jungkookie.
— Jimin ja... — czarne oczy rozszerzyły się, jednak na różowych ustach pojawił się uśmiech .— Jestem dumny. Bardzo...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro