1. Black Onyx /Sinmadella
Autor:
Gatunek: fluff; school;
Liczba słów: 1787
Uwagi: Coś mi się popieprzyło przez tą szkołę, więc łapcie 100% mojego zachowania
Jikook/Kookmin
Nowy rok szkolny niesie za sobą wiele sprzecznych uczuć, które emanują w naszych głowach niczym napromieniowany ziemniak. Zaczyna świecić, a nagle wypierdala go w powietrze.
Tak właśnie było ze mną, tylko wybuchnąć nie mogłem.
Niestety...
Jako przewodniczący tej placówki miałem czasem więcej roboty od nauczycieli. Przez pierwszy miesiąc to ja zajmuję się pierwszakami, pomagając, oprowadzając czy tłumacząc najgorsze sprawy papierkowe.
Jimin, jesteś idiotą. Dać się wplątać w tak idiotyczną, kompromitującą oraz męczącą robotę, pomimo bycia w dość przeciętnym liceum. Że też muszę być zawsze najlepszy, Boże.
Minął dopiero pierwszy tydzień września, a moja dość specyficzna egzystencja dawała o sobie znaki. Już wybierałem piętro oraz ulubione schody, by móc się z nich sturlać przy najbliższej okazji.
To wcale nie jest żart, zbieram się za to od dwóch lat.
Kiedyś się z nich spierdole, przysięgam.
A teraz w waszych głowach pojawia się myśl - o cholera! Ta słodka buba jest strasznie wulgarna, mając skłonności samobójcze!
Po pierwsze, nie jestem kluską.
Po drugie, nie jestem miły, ani uroczy.
A JAK KTOŚ TAK POWIE TO DOSTANIE PO MORDZIE.
Jestem bardzo opanowanym człowiekiem. To tylko chęć mordu czasami wzbudza we mnie niepohamowaną złość, którą tłumię w domu uderzając głową o ścianę w pokoju. Nic specjalnego, dzień jak co dzień.
Moi rodzice są już przyzwyczajeni do wysłuchiwania dennych żartów, czy gadek na temat zabójstwa. Jestem odpychającym typem, więc ludzie raczej mnie wymijają szerokim łukiem jak gówno na pustyni.
Ale nie o tym ta historia.
Otóż w całym moim szkaradnym, nudnym, bezwartościowym życiu pojawiło się kolejne zadanie od wicedyra. Jakiś chłopak przeprowadził się ze stolicy, co skutkuje zmianą szkoły. Oczywiście ta pokraka musiała zapisać się do naszej, bo gdzie by to inaczej.
Skoro nowy, ja go przejmuję, a skoro go przejmuję to przy okazji w myślach torturuję.
Ale poezja, och kurwa powinniście mnie wielbić. Przeczytajcie to na moim pogrzebie, błagam.
Tak więc poprawiłem mój designerski krawacik, popierdalając w stronę sekretariatu. Swąd potu oraz mieszających się perfum czy zapachu jedzenia przyprawiał mnie niemal o wymioty. Banda tępych nastolatków. Nie powinienem w ogóle zadawać się z takim pospólstwem. Nawet tak zwana 'elita' składała się jedynie z tępych osiłków, którzy pieprzą w kiblach cheerleaderki.
Jakby to powiedział ojciec Taehyung'a który prowadzi kawiarnio-lodziarnie:
CHUJ Z WAFLEM I TYLE CI POWIEM.
(Ale mój wujek to już inna sprawa)
Eh, niech mnie ktoś potrąci ciężarówką błagam.
Przysięgam, że będziecie mieli mnie dość do końca mojej fascynującej opowieści. Niestety tu nie chodzi o mnie, a o tego nowego pierwszaka.
Zapukałem grzecznie, czekając aż ten stary wąsacz wpuści mnie do swojej komnaty. Oczywiście nie szczędził sobie komentarzy na mój jakże mroczny ubiór. Przynajmniej nie wyglądam jak mężczyzna z kryzysem wieku średniego, którego nie stać na nowe auto to zrobi sobie pasemka.
— Poznaj naszego nowego, zdolnego pierwszaka. Mam nadzieję, że jego obdarzysz szczególną uwagą i opieką. Masz go pilnować, rozumiesz? — skrzekliwy głos wydał mi rozkaz, a ja skrzywiony przytaknąłem.
Dlaczego on brzmi jakby go wykastrowano, Boże ty mój.
No to wszystko fajnie i w ogóle, więc spojrzałem na tego młodzieńca i o rzesz kurwa mać, chyba mi słabo.
Przecież on jest śliczniusi, aaa!
Jego wąskie usteczka były co chwilę przygryzane przez śnieżnobiałe ząbki, przez co oblizałem wargi. Ten przez moje zachowanie zmarszczył nosek, uciekając spojrzeniem gdzieś na sufit. Och, jak te oczy mu się błyszczą.
Rumiane policzki zakrył dłońmi, po czym przeczesał swoje hebanowe włosy. Dopiero teraz dostrzegłem delikatny makijaż na jego powiekach. Idealnie komponował się z jego cerą czy pozostałymi częściami ciemnej garderoby.
Bo miał na sobie szaro-czarny sweterek oraz czarne rurki. Wyglądał jak taki mały emosek, który błaga abym go wypieścił.
— Jungkook to jest Jimin, nasz przewodniczący szkoły. Nie zwracaj uwagi na jego dziwne gadki. Jeong chodzi do pierwszej d, wiesz co robić.
— Do tych neandertalczyków? Nie ma sprawy. Teraz pewnie mam wykonać standardowe procedury?— dopytałem.
Po krótkim przytaknięciu pożegnałem mężczyznę, prosząc aby młodszy chłopak podążał obok mnie.
— Zacznijmy od samej góry.
A później zejdźmy do szatni, gdzie będę mógł cię pieścić między szafkami.
— Dobrze — odparł nieśmiało, przygryzając policzek od środka.
Nawet głos ma cudowny, kto cię stworzył aniele?!
Pokazałem mu całe piętro, nie szczędząc spoglądania na tą piękną twarzyczkę. Najchętniej obdarowałbym go całym bukietem czarnych róż, wzdychając na jego rumieńce.
Opowiadanie o placówce stało się mniej ważne niż zwykle, przez co ogarnęliśmy to trochę za szybko. Było widać, że czuł się nieswojo przez moje zachowanie, co mnie trochę zabolało. W tym mieście nie ma ani jednej duszy, która mogłaby mnie zainteresować swoją osobą.
Ten pierwszak musi być mój.
— Masz jakieś pytania?
— Chcesz ze mną skończyć pod pociąg?— szepnął, a jego oczy wyglądały jakby go coś opętało. Były szeroko otwarte, a usta lekko rozchylone. Pochylił lekko głowę, przez co faktycznie wyglądał dziwnie.
Jednak to pytanie sprawiło, że moje serce zabiło mocniej.
Złapałem go mocno za dłoń, całując ją delikatnie.
— Nawet kupię ci koszulkę z napisem ciuch ciuch skarbie — odparłem, krzyżując nasze spojrzenia.
Gdzieś ty był całe moje życie, Jeongguk?
❣❣❣
Jeon jest dziwnym typem człowieka. Odpowiadał mi w każdej kategorii co mnie niezmiernie szokowało, bo jak ktoś tak obłąkany mógłby lubić mnie?
Chorego umysłowo furiata, który miał poharatane kostki od uderzania w złości o mur.
Dawał mi upragnioną radość swoją osobą, przez co niemal mdlałem rozanielony. Któż by przypuszczał, że w tej lamerskiej szkole dla tępych bezmózgów trafi się diament wśród syntetycznych podróbek.
Serce z każdym dniem dudniło mi mocniej, a rankiem wstawałem o dziwo szczęśliwszy.
Sypiałem nawet lepiej, wyobrażając sobie, że mogę z nim rzucać kamieniami z dachu, a ktoś oberwie. Cudowne, doprawdy.
Jednak nie to miałem do zrobienia. Ostatnio dostrzegłem, że typek z równoległej klasy przyczepił się mojego skarba. Muszę zrobić z tym porządek, bo jakby inaczej. Nikt nie ma prawa krzywdzić Jungkook'a.
Bez jakichkolwiek przeszkód wparowałem do szatni przy sali gimnastycznej, szukając Hoseok'a wzrokiem. On ze swoją bandą często lubili mieć kłopoty.
Dojrzałem tego kmiota zaraz przy oknie. Stanąłem za nim, kładąc jeszcze spokojnie dłoń na ramieniu.
— Słyszałem, że coś ci nie pasuje w moim Jungkook'u, chcesz to możemy o tym porozmawiać. Tylko przed rozjebaniem ci głowy o grzejnik, czy po? — szepnąłem, specjalnie pochylając głowę aby dojrzeć jego spojrzenie.
— Spieprzaj Park — odsyknął, dalej zmieniając ubrania na lekcję wychowania fizycznego.
Jako, że szybko się denerwuję to jakoś to poszło.
Ale to jego wina, sprowokował mnie.
— Czego od niego chcesz? — zapytałem, zaciskając mocniej palce. Czułem już narastający stres ze strony Jung'a — Odpowiedz.
— To wybryk natury, takich trze-
No i nie wytrzymałem, co poradzę. W furii zrobię wszystko, co jest zadziwiająco niemożliwe. Może to ten skok adrenaliny czy coś.
Bo właśnie złapałem go za kudły, po czym uderzyłem jego twarzą o ścianę. Wszyscy obecni w szatni odsunęli się, a ja bez obaw o konsekwencje puściłem tego gnoja.
— Jeżeli jeszcze raz zobaczę, że ktoś dręczy Jeongguk'a to obiecuję, że nie obudzi się do swojego następnego wcielenia. Miłeeeeego... Jungkookie? — szepnąłem, przełykając gęstą ślinę.
Kurwa, kurwa, kurwa, co on tu robił, zabije się zaraz, idę do sali od biologi po nóż i wpieprze go sobie w brzuch.
— Hyung... — odparł cichutko, splatając nasze ręce. Szybko wyprowadził nas z pomieszczenia, by zaraz zamknąć drzwi od łazienki i przyprzeć mnie do ściany — Coś ty zrobił wariacie, będziesz miał straszne kłopoty.
— To nieważne skarbie, nie pozwolę cię skrzywdzić — odparłem chętnie, lustrując go porządnie — Śliczne wyglądasz, nowy golf?
Ten skinął, oblewając się czerwienią po całej twarzy. Ukrył policzki w dłoniach, przymykając powieki.
Arcybanalnie podniecający.
— Dziękuję — dodał nagle, rzucając się na mnie.
To było tak niespodziewane, że aż zabrakło mi tchu. Ten słodziak właśnie mnie przytulił, cholipka. Objąłem go szczelnie, kładąc głowę na ramieniu.
Czułem jak serce przyspiesza maksymalnie, przez co aż drżałem.
— Nie masz za co, to ja dziękuję...
❣❣❣
Pewnie myślicie, że ten chłopak jest tylko nędzną imaginacją mojego strapionego samotnością serca. Zaskoczę was, on istnieje.
A ja jak ostatni idiota wpadłem po uszy, spotykając się z nim codziennie w parku. Pisaliśmy wspólnie cudowne wiersze o marności życia, wyzywając przechodniów czy wymyślając jak by zabić nauczycieli. Jest najcudowniejszym co trafiło mi się w tym przeklętym istnieniu.
Mogę na niego patrzeć, trzymać za rękę, odprowadzać do domu czy kupować jedzenie. To takie dziwne, ale miłe.
Poznałem nawet jego matkę, która swoją drogą wygląda jak jakaś modelka. Dziwne, że nie miała męża, a ojciec Kook'a okazał się frajerem.
Serce dudni mi jak popieprzone, a myśli ciągle krążą wokół tego cudownego chłopca.
Ojciec mnie wydziedziczy, jak się dowie o mojej orientacji, ale jemu też chuj w dupę. Jakby ktoś dobrze trafił, to i jemu by się spodobało.
Więc jak każdego feralnego dnia byłem z nim umówiony w naszym miejscu. Była to mała, brązowa altanka w parku. Obok płynął strumyk, a ogród dodawał romantyzmu całej scenerii. Pomińmy, że raz chcieliśmy go spalić w nocy. Jakaś baba wykopała nasze ulubione kwiatki, które sami tam zasadziliśmy!
Pomińmy, że były śmiertelnie trujące... Oby zdechła.
Wracając do tematu przewodni mojej opowieści, Jungkookie czekał już na mnie, siedząc spokojnie na ławce. Jak zawsze prezentował się spektakularnie, mając przymknięte powieki oraz napuchnięte usta od przygryzania.
To właśnie dziś postanowiłem ich posmakować.
Schowałem bukiet za siebie, podchodząc do mojej gwiazdeczki. Świeciłby najjaśniej na niebie, nawet księżyc by mu nie dorównał.
Otwierając oczęta, uśmiechnął się, pozwalając mi na podarowanie skromnego całusa na jego policzku.
— Dziś jest ważny dzień, wiesz? Pragnę ci wyznać od pierwsze spotkania, iż skradłeś me spękane rozpaczą serce. Popadłem w skrajne uczucie wobec ciebie, dlatego też chce abyś był przy moim boku tak długo jak się da. Zostań moim chłopcem, a obiecuję o ciebie dbać najmocniej jak potrafię. Bardzo mi na tobie zależy Jungkookie, bo gdy się poddałem i zamiast szukać dalej to ty znalazłeś mnie. Spróbujemy? — wyznałem w końcu długo skrywane uczucia, darowując mu kwiaty.
Ten spojrzał na mnie zszokowany, biorąc podarunek w blade dłonie. Jego iskrzące nienawiścią oczka sprawiły, że w moim brzuchu coś przeskoczyło. Były cudowniejsze niż zawsze.
— To takie miłe Hyung, nie spodziewałem się. Wiedziałem, że między naszą dwójką pojawiło się specyficzne uczucie, ale to ty zrobiłeś ten pierwszy krok. Myślę, że możemy być razem.
Na te słowa uradowany złapałem jego delikatne policzki, kciukiem dotykając malinowej wargi.
— Mogę? — dodałem szybko, jednak on mnie wyprzedził.
Bo nasze usta złączyły się w niestarannej, ale za to najczulszej pieszczocie na świecie. Całował spokojnie, starając się odwzorować każdy mój ruch. Nawet to, że obaj ściskaliśmy bukiet nie miało znaczenia, bo wbite kolce czy ból przez nie został stłamszony. Liczył się on.
Nie.
Liczyliśmy się my.
Nasza popierdolona miłość, cierpienie oraz blizny na nadgarstkach.
Nasz sposób życia i chęć mordu ludzi.
Nasze krwawe serca zbroczone najszczerszymi uczuciami, których ludzie w większości nie potrafią dostrzec. Wyidealizowany świat nie istnieje, za to jesteśmy my - nie tak idealni, ale wciąż niesamowici.
Dziękuję
~SH
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro