Dzień Zmarłych
Ponowna publikacja. Chciałam sprawdzić ile błędów tu mam i poprawić. Jeśli jakieś jeszcze gdzieś tu się kryją, nie obrażę się za ich wskazanie.
Miłego czytania!
Jeden z typowych ni to pochmurnych, ni to szarawych dni jesiennych. Typowy, a jednak jedyny taki w roku. Dzień w którym pogoda idealnie zgrywała się z nastrojem większości osób. Szkoły zamknięte, zakłady pracy również, aby umożliwić jego przeżywanie. Wypełniony licznie zgromadzonymi ludźmi cmentarz ukazywał, ilu wykorzystało tą możliwość. Wszyscy ubrani odpowiednio do pogody; w szalik, czapkę, ciepłe kurtki. Stoją przed nagrobkami. Swoich bliskich; przyjaciół, rodziny. Z głośników rozmieszczonych na cmentarzu słuchać słowa modlitwy.
Jakieś rozbrykane, małe dzieci nie rozumiejące panującej powagi biegają między rodzicami, często upominane. Temu wszystkiemu z góry przyglądają się aniołowie. Skrzydlate postacie czuwają nad podopiecznymi nawet w tej chwili smutku. Większość rozsiadła się na cmentarnych drzewach i niewidzialne niczym duchy, obserwowały. Niektórzy stali jednak na ziemi. Tuż przy młodym studencie prawa czuwał stróż Saitel. Anioł trzymał rękę na jego ramieniu i choć człowiek nie czuł jego dotyku, w taki sposób starał się okazać mu wsparcie. Marek, bo tak właśnie miał na imię, pochował w tym roku obydwoje rodzicieli. Ten dzień był dla niego bardzo ciężki, a na dodatek przed grobem stał sam, nie licząc niewidzialnego skrzydlatego wsparcia.
Gdzieś w innej części cmentarza przy nagrobku zadbanym, ozdobionym zniczami, stała spora grupka osób. Trzy rodziny wspominały ojca, teścia, dziadka...i męża. Wśród nich stała bowiem zgarbiona, starsza kobieta. Widać było ewidentnie, że najlepsze lata miała już dawno za sobą. Po mimo podeszłego wieku przychodziła tu przynajmniej dwa razy w tygodniu, aby odwiedzić miłość swojego życia, którą niestety pochowała już trzy lata temu. Jednak i dzisiaj tutaj stoi, dzisiaj jest ten dzień w którym może przebywać tu ze swoimi dziećmi, wnuczętami. Pokazać im jakie jest to ważne. Gdyż wiedziała dobrze ona, choć starała się o tym nie myśleć i wiedział też jej stróż, że czas w którym dołączy ona do męża nieuchronnie się zbliża.
Niestety, tak jak na święcie bywają samotni ludzie, tak też bywają samotne groby. Ten znajdował się akurat w centralnej części cmentarza, a jednak nikt nie zwracał na niego uwagi. Pewnie rodzina pochowanego tu człowieka pochodziła z innego miasta. - można by pomyśleć. Jednak do smutnej rzeczywistości sprowadza wygląd grobu, a także brak jakiegokolwiek postawionego znicza. Nikt nie przychodzi do tego zmarłego. Dlaczego? Może rodzina całkowicie się go wyparła? A może żył i umarł w samotności? Tego niestety nikt nie wie. Jedna czy nie, każdy zasługuje choć na jedno nikłe światełko znicza - symbolu pamięci?
Zbliżone rozmyślania miał małoletni chłopiec, stojący z mamą za rękę przy grobie swojego dziadka. Jego matka bardzo przeżywała ten dzień. Stało się to tak niedawno. Przy niej również z ręką na ramieniu stał stróż. Ten jednak przeciwnie do swojej podopiecznej, dostrzegał zainteresowanie chłopca i postanowił pomóc mu spełnić dobry uczynek. Spojrzał na grób przed którym stali. Było na nim pełno najróżniejszych zniczy, aż można powiedzieć za pełno. Anioł odstąpił na chwilę od płaczącej skrycie matki chłopca, przykucnął i poruszył jednym z nich stojącym na krawędzi nagrobka. Znicz spadł z małej wysokości na ziemię. Na szczęście nie potłukł się, a jedynie palący się w nim płomyk zgasł. Kobieta prawie natychmiast puszczając rękę syna schyliła się by go podnieść.
- Synku, podasz mi przykrywkę od znicza? - odezwała się za chwile do niego. Chłopiec pokiwał główkę i poszedł po wieczko od znicza, które przeturlało się, aż pod sąsiedni pusty grób. Mały podniósł je, ale dostrzegając gdzie stoi spojrzał na nagrobek, a następnie znów w strone mamy, potem z powrotem.
- Skarbie - zawołała go półgłosem mama - Choć już i podaj mi przykrywkę - Zachęciła go ruchem ręki. Chłopiec spojrzawszy jeszcze raz na grób wrócił do mamy.
- Mamoo?
- Tak, synku?
- A dlaczego na tamtym grobie nie ma żadnych zniczy? - spytał oddając mamie przykrywkę.
Kobieta na spojrzała na sąsiedni grób.
- Nie wiem, skarbie - przyznała
- Wygląda bardzo smutno - kontynuował chłopiec zerkając znów w tamtą stronę
- Masz racje... - westchnęła. Po czym spojrzała na trzymany w rękach, już zapalony na nowo znicz, a następnie na grób swojego ojca. - Jeśli chcesz możesz położyć ten znicz na nim.
- Naprawdę? - spojrzał na mamę
- Tak - uśmiechnęła się do synka - No, proszę... - podała mu znicz do rąk. Mały z radosnym uśmiechem ruszył w kierunku pustego grobu.
- Tylko uważaj byś się nie przewrócił, albo poparzył - zawołała za nim. O to już musiał zadbać idący przy nim stróż. Mały, gdy tylko dotarł do celu, delikatnie i bardzo ostrożnie położył znicz na podniszczonym nagrobku. Następnie obejrzał się na mamę z szerokim uśmiechem. Niewidzialny skrzydlaty na to miast potarmosił go niczym wiatr po krótkich włoskach.
- Dobry chłopak.
Temu wszystkiemu przyglądały się obserwujące cmentarz trzy postacie stojące na dachu katedry cmentarnej. Otulone trzema parami skrzydeł archanioły również zaszczycały swoją obecnością. Gabriel stojący na krawędzi budynku przyglądał się właśnie zaistniałej sytuacji z lekkim uśmiechem. Znajdywał w tym wszystkim jakieś pozytywne sytuacje. W tej poważnej atmosferze, słuchając po części słów odprawianej właśnie mszy.
- W tym dniu z każdej części świata słychać ciche modlitwy - odezwał się cicho Rafael. Archanioł stał z przymkniętymi oczami i wsłuchiwał się w całą atmosferę, w modlitwy odmawiane w intencji zmarłych. Gabriel obejrzał się na niego z uśmiechem.
W tym wszystkim jedynie trzeci z nich pozostawał całkowicie zamyślony. Michael patrzył w przestrzeń przed sobą siedząc cicho od samego przybycia. On jako Wódz Zastępów tą atmosferę traktował najpoważniej. Miał pod sobą żołnierzy, których przyszło mu również żegnać. Zawsze przywiązywał do tego dużą wagę. Tego dnia zdarzało się, że nachodziły go również dawne wspomnienia. Związane z pierwszą i jak miał nadzieje jedyną, większą wojną w jakiej brał udział. Wygrał ją, ale za jaką cenę? Ilu wojowników musiał poświęcić by odnieść zwycięstwo? I ilu z nich zdarza się teraz tracić życie w ochronie tego świata przed piekielnymi demonami? To był właśnie dzień na uczczenie ich pamięci i w tej kwestii, chyba prawie całkowicie rozumiał ludzi. Z zamyślenia wyrwał go dźwięk bijących dzwonów.
- Czas już na nas - odezwał się do braci rozkładając skrzydła.
- Już? - spojrzał na niego Gabriel
- Michał ma racje Gabrielu. Jesteśmy potrzebni na całym świecie - zauważył Rafael - Nie tylko na tym cmentarzu.
- Czyli teraz na kolejny cmentarz?
- Nie inaczej - potwierdził Michael.
Gabriel i Rafael. rozpostarli skrzydła podchodząc do niego. Stanęli w jednej linii i robiąc prowizoryczny krok przed siebie...zniknęli.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro