Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Jeden dzień bez światła. Prolog

Jeszcze, zanim ziemię zrosiła pierwsza kropla deszczu, a pod słońcem wyrosła skała, nim rzuciła cień na równinę ciągnącą na początku pierwszego ekosystemu istniała p o t r z e b a. Na początku stanowiła abstrakcję, cud, który nigdy nie miał prawa się wydarzyć. 

Potrzeba musiała się dostosować. Gdy tworzyło się życie nie było możliwości, nie było kompromisów ani zasad. Liczył się jedynie rozwój i przetrwanie. Jednak wraz z ewolucją kolejnych organizmów pojawiały się szanse i zagrożenia. Pożywienie, terytorium, zasoby, warunki pogodowe... Walka musiała rozdzielić się na wiele frontów. Żeby przetrwać jednostki wciąż ewoluowały, a po mileniach pojawili się oni: ludzie.

Ale nie tylko tacy, jakich widzimy na co dzień. 

Kilometrami ciągnęły się wszak jaskinie tak głębokie, że światło nie miało szans ich rozświetlić, a ciepło wchłaniały zimne, grube mury naturalnego więzienia. Istniały morskie odmęty tak odległe od lądów, że nawet dziś niemal żaden statek się ponad nie nie zapuszcza. Wbrew pozorom tam też rozwijało się życie. Odmienne od tego, którego jesteśmy dziś świadkami. 

Tamto życie... Musiało się bardziej dostosować.

W ciemnych grotach istoty podobne ludziom nauczyły się polować niczym kleszcze – opiwszy się krwią musiały przeżyć wiele dni bez kolejnego posiłku. Szybkie, zwinne i silne, polowały na nieliczne górskie kozice i nietoperze. Nie mogły mieć w swoim sercu litości, zbyt dużo było w ich żywotach szans na śmierć głodową. Ich skóra wyblakła, kły wydłużyły się, a oczy przyzwyczaiły do wiecznego mroku. 

 Z czasem potwory opuściły swoje legowisko by żerować w obfitym w pożywienie antropogenicznym świecie. Oszołomione pełnią nowo odkrytych możliwości pożywiały się i rozmnażały na potęgę, siejąc chaos i zniszczenie. Wtedy też, wraz z hybrydami będącymi na wpół zwyczajnymi ludźmi, na wpół istotami zrodzonymi z czeluści piekielnych, narodziła się idea walki. Stwory nie będące do końca ludźmi, ale też nie do końca potomstwem mroku wędrowały poprzez dzień, siejąc śmierć wśród zastępów nocnych hord. Jednak nie miały szans w starciu z pełnokrwistymi poczwarami.

Z czasem, gdy zakony walczące przeciw istotom mroku upadały, powstała potrzeba nowego projektu.

Mieszańce, nazywane także dziennymi ze względu na możliwość przebywania w blasku promieni słonecznych, oddawały swoją krew w zamian za pokój. Ich posoka posiadała niezwykłe właściwości: pozwała nocnym kreaturom wędrować za dnia, przybierać ludzkie postacie, czy zmniejszała dręczący głód krwi. Lecz mimo przeszkód duch walki nigdy nie umiera. On jedynie czasem opuszcza miecz.

A czasem go podnosi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro