Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Nocna rozmowa

Na maleńkim balkonie stała dziewczyna, oparta o barierkę, wpatrywała się w ciemne niebo, szukała gwiazd.

Nagle drzwi od pokoju się otworzyły i do pomieszczenia wszedł wysoki chłopak.

W ciemności nie zauważył wyróżniającego się kształtu dziewczęcej sylwetki, ale można to złożyć na karb kilku wypitych drinków, do których namówił go przyjaciel.

Zastanawiał się, dlaczego jego kumpel zabronił wszystkim wchodzić na górę, w końcu w czasie imprez dużo osób tu chodziło, nagła zmiana była wręcz szokująca. Może ostatnio okradli go albo zepsuli coś cennego? Nie, wtedy by mu powiedział... Z ciekawości nie mógł się powstrzymać i po kilku godzinach imprezy wymknął się na górę, tak długo mu zajęło upicie Mike'a.

Zajrzał do każdego pokoju gościnnego, myśląc, że może on miał gości, ale nikogo nie znalazł. Może i lepiej, bo byłoby dziwne, gdyby otworzył drzwi, a ktoś tam był...

A ten pokój, do którego wszedł, był mu dobrze znany, bardzo często spał tu po imprezach. Lubił go ze względu na balkon, który był tylko w tym pomieszczeniu. W nocy miło było stać i patrzeć w ciemność w ciszy.

Idąc właśnie w stronę balkonu, nie zauważył stojącej obok łóżka walizki, która pomimo mroku wyróżniała się kształtem, tak samo nie zauważył otwartej szafy pełnej ubrań.

Gdy już chciał otworzyć drzwi balkonowe, ujrzał dziewczynę opartą o barierki.

Zdziwiony cofnął rękę i pomimo wrodzonej pewności siebie przez chwilę zastanawiał się, czy jednak nie odejść. W końcu jednak ciekawość zwyciężyła i otworzył drzwi.

Dziewczyna od razu odwróciła się zaskoczona, ale gdy go ujrzała, uśmiechnęła się nieśmiało i znów zwróciła wzrok ku niebu.

Chłopak stanął niepewnie obok niej, nie chciał na razie przerywać ciszy. Zaczął za to przyglądać się swojej towarzyszce.

W pierwszej kolejności rzucała się trochę krągła sylwetka, przez którą stwierdził, że dziewczyna z pewnością lubi jeść.

Mylił się, było przeciwnie, nie miała ona anoreksji czy bulimii, po prostu jadła mało. Równie mało się ruszała, ale to przez chorobę, pomimo diety nie mogła utrzymać satysfakcjonującej wagi, pogodziła się z tym, tak samo, jak z chorobą, z której nie mogła wyzdrowieć.

Miała długie włosy do pasa, z pewnością ciemne, ale czy czarne, czy brązowe, nie potrafił stwierdzić. Jej ręce drżały lekko, mimo opierania się nimi o barierkę. Stała wyprostowana, ale jakby niepewnie. Cienka sukienka lekko poruszała się przy nieznacznym wietrze.

Po dłuższej chwili się odezwała, wskazując reką na niebo. Nie patrzyła na niego, błyszczący wzrok miała zawieszony w górze.

— Szukam gwiazd. Ludzie jednak tyle używają światła, że prawie wszystkie zagłuszają. U mnie w domu widać ich pełno, tutaj naliczyłam pięć — westchnęła.

Nie wiedział, co odpowiedzieć, więc dalej milczał. Z dołu słychać było głośną muzykę, która psuła niezwykły klimat, jaki dziewczyna tworzyła swoją osobą i słowami.

A ona po chwili znów się odezwała, tym razem odwracając ku nie mu głowę i patrząc w oczy.

— Chciałabym pojechać na pustynię, tam mogłabym patrzeć na najwięcej gwiazd. Mogłabym je oglądać przez całą noc, pomimo zimna, które tam panuje po zmroku.

A chłopak, patrząc w jej roziskrzone oczy, zapragnął spełnić jej marzenie, choć jej nie znał, byle ujrzeć szczęśliwy uśmiech na jej twarzy. Bo nie wydawała się szczęśliwa.

Dziewczyna odwróciła głowę, by znów patrzeć w dal.

— Kim jesteś? — odważył się powiedzieć.

— Kuzynką Mike'a. Przyjechałam tu kilka dni temu.

— Dlaczego nie zeszłaś na dół? — spytał trochę zdziwiony. Z jej powodu Mike zabronił wchodzić na górę? Czemu?

— Dlaczego? — powtórzyła ze smutnym uśmiechem — Bo nie chciałam. Tak samo nie chciałam, by ktoś wiedział, że tu jestem.

— Dlaczego? — powtórzył, nie rozumiejąc jej.

— Jestem chora, ukryłam się tutaj przed światem — powiedziała, nie patrząc na niego — Moi rodzice mnie męczyli, nie mogłam już ich znieść. Schroniłam się tutaj, na drugim końcu kraju i wyłączyłam telefon. W końcu już jestem dorosła.

— Jak się nazywasz? — chłopak dopiero teraz uświadomił sobie, że nie znał jej imienia.

— Therese — skłamała, nie chciała, by dowiedział się, kim jest.

— Ja jestem Juan.

— Wiem, Mike opowiadał mi o tobie.

Nie rozumiała, dlaczego przed dzień wigilii urządza imprezę. Wszyscy powinni teraz wyspać się, a jutro jeszcze pomagać rodzicom w przygotowaniach. Tak zawsze było u niej.

— Twoi rodzice tu przyjeżdżają?

— Nie, na szczęście to do nich goście przyjeżdżają, a z rodziną Mike'a i tak nie mają kontaktu. Na szczęście. Ale Mike, to kuzyn od strony taty, właściwie to dalszy, kiedyś przyjaźniliśmy się, dlatego tu przyjechałam, wiedziałam, że mi pomoże.

Znów nie wiedział co odpowiedzieć. Czuł się dziwnie onieśmielony, nie podobało mu się to uczucie.

— Wyglądam na zdrową? — spytała po chwili ciszy, znów na niego nie patrząc.

— Tak, wyglądasz normalnie — odpowiedział ostrożnie chłopak. Jej oczy były tylko smutne, a twarz wyrażała źle ukrywane zmęczenie.

Roześmiała się wdzięcznie, ale z nutą goryczy, przechylając się jeszcze bardziej za barierkę. A potem odwróciła się w jego stronę. Zacisnęła ręce na barierce, czuła się trochę słabo, ale uparcie chciała tu stać.

— Czemu nie jesteś na dole? — spytał, przyglądając się jej uważnie, wyglądała niezwykle w nocy. Światła z daleka oświetlały lekko jej sylwetkę, sprawiając, że wyglądała jak nie z tego świata.

Roześmiała się lekko.

— Wolałam być tutaj — wzruszyła ramionami — Wolę patrzeć w gwiazdy, pomarzyć. Nie lubię imprez.

Znów się zaśmiała, kręcąc głową — Nie wiem, czemu ci to mówię.

Znów spojrzała mu w oczy, ale tylko chwilę, potem znów patrzyła w niebo.

— Jestem chora — powiedziała zduszonym głosem — Nie mogłabym tańczyć. Nie mogłabym pić alkoholu. Nawet nie powinnam długo stać. Po co miałabym tam być?

Drgnął zaskoczony, nie spodziewał się, tego, co powiedziała. Może jej drżące ręce, były z tego powodu?

Milczeli, nikt nie chciał przerwać ciszy. Chłopak wypatrywał gwiazd, tak, jak ona. Dostrzegał też dalekie budynki, całe oświetlone, pełne banerów. Noc była czymś pięknym. Wreszcie odezwała się dziewczyna. 

— Czemu tu przyszedłeś? Mike mówił, że nikt nie będzie mi przeszkadzał — jej wzrok błądził po niebie, a głos lekko drżał. Palce mocno zaciskały się na barierce. 

— Chyba zapomniał, jaki jestem ciekawski — roześmiał się — Chciałem zobaczyć, dlaczego nie można wchodzić na górę, zawsze mogliśmy, więc upiłem Mike'a i przyszedłem. Ale ciebie się nie spodziewałem — odrzekł z lekkim uśmiechem.

Czuł, że dziewczyna jest nieszczęśliwa, ciekaw był, na co była chora, ale na razie nie pytał.

— No tak — powiedziała zamyślona i dodała — Wiesz, czasem zastanawiam się, czemu mnie to spotkało...

Milczał, czekając, aż powie coś jeszcze.

— Czasem chcę uciec gdzieś daleko, od wszystkich, by odetchnąć wreszcie od tych współczujących spojrzeń, albo tych, które mnie nie widzą. Chyba nikt nie lubi być niewidzialny dla innych.

— Znam to uczucie.

— Tak? — spojrzała na niego — Och, czasem myślę zbyt egoistycznie i zapominam, że inni też mają problemy — wykrzywiła twarz niezadowolona. Ciągle skupiała się za bardzo na sobie, choć czasem przeciwnie. Wpadała ze skrajności w skrajność. 

— Chyba każdy tak ma. To normalne. 

— Ale ja nie chcę, czuję się potem z tym źle — powiedziała zapalczywie, spoglądając na niego i stając na przeciwko. 

— Nie możesz pomóc wszystkim. O wszystkich cały czas pamiętać.

— Wiem — westchnęła — zresztą zawsze i tak wychodzi na to, że nie pomagam nikomu. 

— Skąd wiesz?

Roześmiała się, patrząc w niebo.

— Nie mam pojęcia i chcę wierzyć, że pomagam, ale dzisiaj nie mam na to sił.

Wróciła do patrzenia w górę, próbowała dalej zagłuszyć pustkę, którą czuła. 

— Tam na dole, ludzie właśnie się upijają, by zapomnieć o problemach. Zgromadzili się wszyscy, dla których jutrzejsze święta będą najgorszymi dniami.

— To wiele wyjaśnia — znów westchnęła — Czemu na świecie jest tyle zła?

Odpowiedziała jej cisza. Bo tym razem co miał jej odpowiedzieć?

— W nocy zawsze wszystko wydaje się inne — zmieniła temat, chociaż właściwie, może nie do końca.

— Tak, w nocy można zobaczyć więcej.

— Dużo więcej — zgodziła się z nim, odwracając się do niego i obdarzając uśmiechem, oczy jej błyszczały, jakby miała łzy, ale tylko chwilę. Nawet nie wiedział, czy tylko mu się nie wydawało.

— Boisz się śmierci? — spytała lekko wyzywająco. Zmieniała się co chwilę, raz taka, raz inna. Nieuchwytna. 

Tym razem on się roześmiał zaskoczony.

— Nie wiem, nigdy o tym nie myślałem.

— Ja myślę o niej codziennie. Nigdy nie wiesz, co cię spotka, nie wiesz, czy jutro nie umrzesz —odpowiedziała, patrząc mu przekornie w oczy.

— No tak, ale... Nie wyobrażam sobie tego, jestem młody, nie mogę teraz umrzeć.

— A jednak tyle młodych ludzi umiera w wypadkach, z powodu chorób. To jest możliwe, nie wiesz, co będzie jutro. Nawet nie wiesz, czy się obudzisz.

— Masz rację, ale śmierć wydaje się czymś odległym.

— A mi bliskim. To taka dawno niewidziana przyjaciółka, od wielu lat nie mogę doczekać się, kiedy mnie odwiedzi.

Spojrzał na nią zdumiony. Takich słów się nie spodziewał, pomimo widocznego smutku dziewczyny.

Zbliżył się do niej i położył rękę na jej ręce, którą trzymała się poręczy, zadrżała na dotyk.

— Nie mów tak — powiedział łagodnie — Życie jest najpiękniejszym darem, nie możesz zrezygnować z niego i na nią po prostu czekać.

— Mogę — odpowiedziała z kpiącym uśmiechem — Bo właśnie to robię.

Mówiąc w ten sposób, nie poznawała siebie, ale to już było normalne. Ciągle udawała.

— Ale nie czujesz się z tym dobrze — stwierdził — Czemu tak żyjesz? Zamykasz się na ludzi i czekasz na śmierć? Co to za życie?

— Nie wyciągaj pochopnych wniosków, nie znasz mnie — broniła się, jednak po chwili dodała z westchnieniem — Ale chyba masz trochę racji.

— Może jesteś zamknięta, to jednak znałem osobę, która myślała podobnie. I nie udało mi się jej uratować.

— Przykro mi — szepnęła jedynie, wiedząc, jak to jest kogoś stracić.

— Była moim promyczkiem słońca, moją gwiazdką, a zgasła tak szybko — powiedział, przypominając sobie uśmiechniętą twarz siostry.

— Czasem tracimy ludzi, których kochamy. 

I milczeli, wpatrując się w te kilka gwiazd widocznych na niebie.

— Czuję się zagubiona w tym wielkim świecie. Abstrahując od tego, co mówiłam. Po prostu nie wiem co mam robić, do czego dążyć.

— Do szczęścia, radości, spokoju. Ludzi, którym zaufasz.

— Tak sądzisz? Naprawdę? — spojrzała mu w oczy z nadzieją. Ale w głębi serca czuła, że to niemożliwe. 

— Tak. W takim miejscu będzie ci dobrze.

— Ale czy kiedykolwiek znajdę takie miejsce? — wątpiła w to. 

— A tutaj jak ci jest? — spytał, patrząc na nią badawczo. 

— Chyba nie będę potrafiła być do końca szczęśliwa. Choroba mi tyle odebrała — zmieniła temat, nie chciała odpowiadać na to pytanie. 

— A na co chorujesz? - spytał niepewnie, jakby bojąc się, że ją spłoszy.

Spojrzała na niego w milczeniu, patrzyła mu długo w oczy, nim się odezwała.

– Nie ważne. To tylko choroba, która zniszczyła mi życie — znowu mówiła kpiącym tonem, ale też trochę zrezygnowanym — Mogę umrzeć w każdej chwili, ale mogę przeżyć jeszcze nawet te siedemdziesiąt lat. Niepewność czasem mnie męczy.

— Nie musisz nic mówić, jak nie chcesz— powiedział z lekkim żalem. 

— Dużo przeżyłam w życiu, nie tylko tę chorobę, może dlatego już nie mam sił, by walczyć i mam wszystkiego dość. Ale nie przejmuj się, teraz tak mówię, a za chwilę znów będę się śmiać i tylko chcieć wolności.

– Każdy jej pragnie.

— Ty też? — spojrzała na niego uważnie, jakby te słowa miały wielkie znaczenie.

— Tak, tylko chyba definiuję ją inaczej niż ty. Dla mnie to nie ucieczka. Dla mnie to miłość.

— Miłość? — powtórzyła lekko zaskoczona, przypomniało jej się, że kiedyś też tak uważała. Jak dawno temu to było!

— Tak, właśnie. Miłość. W rodzinie, między przyjaciółmi, bo mogę im powiedzieć wszystko.

— Rozumiem — odrzekła drżącym głosem. Wspomnienia wracały, natarczywie jak zawsze.

— Coś się stało?

— Nie — zaprzeczyła i uśmiechnęła się lekko by pokazać, że jest okej.

— Widzę, że jest inaczej. Tak samo robiła moja siostra. Przypominasz mi ją.

— To o niej wcześniej mówiłeś? — spytała niepewnie. 

Wiatr poruszał jej włosami, przypomniał sobie, kiedy widział swoją siostrę w podobnej sytuacji. Tylko zapłakaną. 

— Tak, ale nie mówmy o tym. — powiedział cicho i dodał — Powiesz mi, co się dzieje?

— Wspomnienia — powiedziała wreszcie niechętnie.

— Rozumiem.

Tym razem milczeli dłużej, każde zanurzyło się w swojej przeszłości. 

A gdy, dziewczyna na niego spojrzała, ujrzała łzy w jego oczach, a gdyby on spojrzał na nią, zobaczyłby je także.

Dudniąca muzyka z dołu ucichła, a zamiast niej poleciała wolna piosenka.

Chłopak odwrócił się do niej z zawadiackim uśmiechem na ustach.

— Zatańczysz? — spytał.

Ona roześmiała się, pokręciła głową, ale wreszcie się zgodziła. 

Chwycił więc jej rękę i przyciągnął ją do siebie. Zaczęli powoli poruszać się w rytmie muzyki.

Jej serce mocniej biło, była z nim tak blisko, głową prawie dotykała jego klatki piersiowej, a jej dłonie w jego rękach drżały, nigdy nie była tańczyła z obcym chłopakiem. Czuła lekkie duszności, mimo że była na świeżym powietrzu.

— Dobrze tańczysz.

— Dziękuję — zarumieniła się lekko, lecz on i tak nie mógł tego dostrzec w ciemności.

Skończyli tańczyć w milczeniu, tylko czasem ich wzrok się spotykał, rozpalając w nich obu zapomniane uczucia.

Po piosence znów stanęli przy barierce.

— Czy jest tak, że im bardziej czegoś pragniemy, tym jest to dalsze? Mniej możliwe? — spytała nagle.

Znów zaciskała ręce na barierce, jakby bała się upadku. Właściwie, naprawdę tak było. 

— Nie wydaje mi się, przecież im bardziej tego pragniemy, tym bardziej do tego dążymy, staramy się. Więc jest większa szansa, że się uda.

— No tak, ale czasem to już chyba nie jest możliwe.

— A może to tylko tobie się tak wydaje?

— Nie wiem — westchnęła — Może tak.

Zadrżała cała, tym razem z zimna.

Chłopak zauważył to.

— Może wejdziemy do środka, w końcu na dworze nie jest najcieplej.

— Dobrze — zgodziła się. 

Żal jej było opuszczać balkon, tutaj mogła patrzeć w niebo, ale nie chciała przeziębić się przed wigilią, co może i tak zrobiła, w końcu długo stała na zimnym powietrzu.

Chłopak otworzył drzwi i przepuścił dziewczynę, która od razu skierowała się w stronę łóżka. Usiadła na brzegu, a on podszedł do niej i usiadł obok. Tutaj było jeszcze ciemniej, ale żadne z nich nie czuło potrzeby zapalania światła, poznali się po ciemku i miało tak zostać. 

— Nie sądzisz, że powinieneś już iść na dół? — spytała, a widząc zdziwiony wzrok chłopaka, szybko dodała — Nie żebym cię wyganiała, tylko zastanawiam się, czy nie chcesz iść na dół, do swoich znajomych.

— Nie chcę — powiedział cicho, nie patrząc na nią — Oni wszyscy już się upili, jak mówiłem, chcą zapomnieć.

— Ty też? — spytała, patrząc na niego łagodnie.

— Tak — westchnął.

— A jednak jesteś tu, a nie tam — zauważyła. 

— Czasem trudno nie pamiętać o bólu, nienawidzę go, ale stał się częścią mnie. Ty mi pozwoliłaś dzisiaj chwilami zapomnieć — spojrzał na nią z uśmiechem — To lepsze niż alkohol. Ten wieczór był jednym z najlepszych.

— Cieszę się — uśmiechnęła się jakby żywiej, z prawdziwą radością. Oczy znów zalśniły, jakby te słowa dodały im sił.

Wstała z łóżka i włączyła światło, a potem się przewróciła. 

Chłopak zerwał się z łóżka i podszedł do niej, ale ona już wstawała. Podał jej rękę, a ona ją złapała.

— To przez moją chorobę, czasem mi się zdarza — wyjaśniła, patrząc w podłogę.

— Ej, spójrz na mnie — powiedział zmartwiony.

Podniosła lekko głowę i spojrzała. 

A chłopakowi aż tchu zabrakło w piersiach. Była piękna. Puścił jej rękę, bo nawet nie zauważył, że trzymał ją cały czas. 

— Usiądźmy — powiedziała, nie zdając sobie sprawy, jakie wrażenie wywarła na Juanie. Na niej, jego wygląd nie zrobił takiego wrażenia, ona była zachwycona tym co chłopak mówił i w jaki sposób, a nie wyglądem. 

— Nie patrz tak na mnie — zwróciła wreszcie mu uwagę, bo nie odrywał od niej wzroku. Zaczęła wyczuwać, że mu się spodobała. To było całkiem nowe uczucie, pierwszy raz w życiu poczuła się naprawdę ładna. Doceniona.

— Przepraszam, po prostu zamyśliłem się — skłamał, a ona spojrzała na niego z lekkim zniedowierzaniem.

— Okej — powiedziała jednak i dodała — Może zejdziemy na dół?

Tego pytania się po niej nie spodziewał.

— Na pewno chcesz? — upewniał się jeszcze. 

— Tak — odpwiedziała z nieoczekiwaną pewnością siebie. Uśmiechnęła się do niego i wstała, nie zamierzała marnować już ani minuty. Jeśli śmierć miała przyjść, to co za różnica w jakim momencie? 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro