Zbieg okoliczności - rozdział 5
Dominik bardzo szybko załatwił sprawę z filmikiem z Facebooka. To nie był pierwszy ani ostatni raz, gdy trzeba było interweniować. Dyrektor wezwał do siebie tego ucznia, który na szczęści miał jeszcze lekcje i kazał mu to usunąć. Kuba Bartkowiak próbował oczywiście głupio się tłumaczyć, że chciał zrobić dziewczynom na złość, a zwłaszcza Dagmarze, i nie miał pojęcia, że ten filmik wywoła taką burzę. Oczywiście usłyszał w zamian parę słów i dostał naganę, ale kiedy nawet to nie dało efektu i nadal był zbyt pewny siebie, dyrektor po prostu zadzwonił do jego rodziców. Tak się tego wystraszył, że zaczął przyrzekać, że już nigdy więcej nie będzie wrzucał nagrań bez zgody osób, które na nim są.
Z racji tego, że zostało jeszcze pół godziny treningu, Dominik musiał wrócić na boisko. Dopiero po chwili zauważył grupkę dziewczyn z trzeciej C gimnazjum, stojącą za jedną z bramek. Widać było, jak to rozprasza chłopaków, bo co rusz któryś próbował się popisać.
– Daga, patrz! – Jeden z gimnazjalistów podbił piłkę i kopnął, podkręcając tak, że bramkarz raczej nie miałby szans, gdyby nie to, że odbiła się od poprzeczki.
– Cienias jesteś. Patrzcie na to! – Tym razem piłka znalazła się w siatce, a zdobywca gola zdobył uznanie koleżanek. Niestety, nie nacieszył się tym zbyt długo, bo gdy tylko zobaczyły Dominika, od razu przestały interesować się chłopakami ze szkoły. Po chwili z grupki wyszła Dagmara i podeszła do niego, trzymając coś w ręce.
– Panie Dominiku. – Spojrzała na niego, bawiąc się jednocześnie kosmykiem swoich jasnych włosów. – W przyszłą sobotę mam urodziny i chciałam pana zaprosić. – Podała mu kremowy kartonik z jakimś nadrukiem, przewiązany białą wstążeczką. – Kończę szesnaście lat – dodała, jakby to miało o czymś przesądzać.
Dominik zmarszczył brwi. Naprawdę nie lubił tego typu sytuacji. Poza tym ostrzegali go już przed tą dziewczyną, a ona zaczynała zachowywać się wobec niego coraz śmielej.
– Nie wydaje mi się, żeby to był dobry pomysł. Jesteś moją uczennicą, Dagmara – powiedział stanowczo.
– Jeszcze tylko przez rok, potem...
– Dagmara – przerwał jej. – Wszystkiego najlepszego, ale... – oddał jej zaproszenie – ...to daj lepiej jakiemuś koledze – powiedział zdecydowanym tonem i zerknął na boisko, gdzie chłopaki nadal, zamiast trenować, pajacowali. Nawet nie zauważył, że Dagmara, odwrócona tyłem do koleżanek, chowa zaproszenie pod bluzę. Wziął do ręki gwizdek i przywołał swoich zawodników do siebie. Takiej farsy już dawno nie widział.
– No i co? – Dziewczyny obległy Dagmarę, gdy tylko do nich wróciła. – Przyjdzie?
– Powiedział, że się zastanowi. – Dagmara uśmiechnęła się, mrużąc oczy. – Ale żebyście słyszały, jakie mi życzenia złożył... – westchnęła. – Zobaczycie, on będzie mój!
Wojtek z Michałem wrócili z tego „piwa" dość późno, dlatego Wojtek wchodził do domu, zdjąwszy wcześniej buty. Był trochę wstawiony, więc wolał, żeby matka go nie usłyszała i się nie obudziła, bo znów byłoby gderanie. Nie, żeby często wracał w takim stanie, ale jak już się zdarzyło i przypadkiem narobił trochę hałasu, zawsze w korytarzu pojawiała się postać w jasnozielonej koszuli nocnej z motywem kwiatków, stojąca z założonymi rękami i patrząca na niego z niesmakiem. W takich chwilach czuł się jak besztane dziecko. Jego matka była naprawdę cudowna, ale to jej wtrącanie się w nie swoje sprawy było czasami tak bardzo denerwujące. Nie miał już przecież piętnastu lat, tylko dwadzieścia pięć. Od dawna był dorosły.
Rano zwlókł się z łóżka dopiero około jedenastej. Była sobota, mógł pospać dłużej, poza tym miał kaca, bolała go głowa i czuł suchość w ustach, a jak na złość, nigdzie nie znalazł żadnej butelki z wodą. Siłą woli podnosząc się i zrzucając z siebie kołdrę, zabrał z szafy ubrania i poszedł do łazienki na piętrze. Napił się wody z kranu. O tak, dużo lepiej. Zamrugał parę razy, widząc swoją zmaltretowaną twarz w lustrze i wszedł pod prysznic, fundując sobie przy okazji szok termiczny, bo odkręcił tylko niebieski kurek. Aż się cały zatrząsnął, ale podziałało orzeźwiająco. Tego było mu teraz potrzeba.
Jeszcze z mokrymi włosami zszedł na dół, ale matki nigdzie nie było, za to z garażu usłyszał dudnienie jakieś muzyki. Pewnie Michał też już wstał. Wczoraj dogadali się, że będą dzisiaj grzebać przy samochodzie, mieli zamówić też potrzebne części na Allegro, bo tak wychodziło taniej. Wojtek wyjął z lodówki karton z sokiem pomarańczowym i biorąc jeszcze z szafki dwie szklanki, poszedł w stronę garażu. Ogłuszający dźwięk wydzierającego się niezrozumiale wokalisty przy akompaniamencie gitary eklektycznej i perkusji uderzył w niego, kiedy tylko otworzył drzwi. Poczuł nieprzyjemne pulsowanie w głowie.
– Co to jest? – skrzywił się. Owszem, nie miał nic przeciwko, żeby Michał ustawił tu sobie swoje głośniki i laptopa, ale te dźwięki niemal wwiercały mu się w mózg.
– Death metal. A co, nie podoba ci się? – To było pytanie retoryczne, bo mina Wojtka mówiła wszystko, więc po chwili podszedł i włączył pauzę. – To wybierz, co chcesz, jest tu trochę tego. Tylko od razu uprzedzam, Britney Spears nie znajdziesz.
– Bardzo śmieszne – mruknął Wojtek, ale podszedł do komputera. Pliki filmowe były wymieszane z muzycznymi, już dawno nie widział na komputerze takiego bałaganu. Przyszły inżynier był najwyraźniej bardzo niezorganizowany. – Nie wiedziałem, że lubisz filmy romantyczne czy inne melodramaty – stwierdził złośliwie, czytając nazwę jednego z plików. To był odwet za tą Britney Spears. Owszem, nie przepadał za metalem, ale takiej muzyki to już na pewno nie słuchał.
– Melodramaty? – Michał, który chwilę wcześniej pochylił się nad silnikiem, wychylił głowę spod maski.
– „Nocny kochanek" – roześmiał się Wojtek. – No wiesz, taki tytuł...
– To nie żaden melodramat, tylko gejowskie porno. – Michał podszedł do niego, wycierając ręce w szmatę. – Włącz, może ci się spodoba – powiedział, próbując zachować pełen powagi wyraz twarzy. Zauważył, że Wojtek zrobił się cały czerwony i aż odskoczył od komputera, mamrocząc coś, „że nie, że on dziękuje". – Oj tam, nie bądź taki sztywny, fajne jest... – zaśmiał się Michał i kliknął w plik. W głośnikach od razu rozbrzmiała głośna, ostra muzyka. Weszłeś do pokoju, gdy słuchałem Slayera, kazałeś przełączyć na Georgea Michaela... – Wojtek usłyszał całkiem niezły męski wokal. Więc to po prostu... – „Nocny Kochanek" to kapela heavy metalowa... – Michał, widząc jego minę, przewrócił oczami i parsknął śmiechem. – Ty naprawdę sądziłeś, że trzymam na dysku gejowskie porno? – pokręcił głową i pacnął się ręką w czoło. Wojtek był według niego bardzo zabawny, tak łatwo dawał się nabierać.
– Nie mówi się weszłem, tylko wszedłem – Wojtek tylko burknął pod nosem, próbując tym przytykiem ukryć swoje zażenowanie. Niech to szlag! To przez tego cholernego Dominika ostatnio na wszystkie sugestie tak reagował. Musi się w końcu ogarnąć. Przecież jego tu nie ma, więc nie powinien tak się spinać.
– Wojtuś... – Drzwi do garażu otworzyły się i stanęła w nich pani Nowacka z siatką w ręce, natrafiając w tym właśnie momencie na fragment zwrotki: Myślałem, że metal kochasz nad życie, czuję się jak Jarosław zdradzony o świcie... Michał, widząc jej zmarszczone brwi i spojrzenie rzucone na głośniki, szybko wyłączył laptopa. Był przekonany, że zareagowała tak na słowa utworu. Ludzi z innymi poglądami politycznymi ten tekst mógł urazić i o ile zwykle miał to gdzieś, to tu chodziło o mamę Wojtka, którą polubił. Nie chciał zatrzeć dobrego wrażenia, jakie zrobił wczorajszego dnia. – Chłopcy, po prostu trochę ciszej. – Pani Nowacka uśmiechnęła się tylko i zakomunikowała, że dzisiaj robi na obiad mielone, więc obaj, podkreśliła słowo obaj, mają być o czternastej przy stole, bo inaczej ziemniaki wystygną.
– Twoja mama... chyba jej się nie spodobało to o Jarosławie? – zapytał Michał, gdy już wyszła i zamknęła drzwi. No niby uśmiechnęła się, ale to mógł być uśmiech wymuszony. Te jej zmarszczone brwi...
– Zdecydowanie. – Tym razem to Wojtek nie mógł sobie odmówić złośliwości i pokiwał głową z poważną miną. – Ona zawsze głosowała na PiS, chyba zarobiłeś sobie sporego minusa. Nie wiem, jak ty to naprawisz.... – zrobił efektowną pauzę i schylił się, udając, że nagle coś bardzo zainteresowało go pod maską samochodu, choć tak naprawdę z całych sił próbował się opanować i nie parsknąć śmiechem. Bo Michał stał w miejscu z głupim wyrazem twarzy i miętosił w rękach szmatę. No cóż... Miał za swoje! Wojtek w tym momencie absolutnie nie zamierzał wyprowadzać go z błędu, choć sam doskonale wiedział, że jeżeli już coś nie spodobało się jego mamie, to po prostu zbyt głośna muzyka.
Michał, który wcześniej, umazany smarem, poszedł się wykąpać, pojawił się na obiedzie już za pięć druga. Nie chciał urazić gospodyni ani minutą spóźnienia. Wojtek wszedł do kuchni jakoś zaraz po nim i omal nie parsknął śmiechem na jego widok. Czarna elegancka koszula, ciemne dżinsy, a na nogach, zamiast glanów, zwykłe vansy. Nawet włosy sobie związał. Chyba chciał zrobić drugie dobre wrażenie.
– Siadajcie. – Pani Nowacka właśnie odcedzała ziemniaki. Na stole stała już miska z surówką i talerze. Obaj przysunęli sobie krzesła.
– A ty co się tak wystroiłeś? – szepnął Wojtek, nie potrafiąc opanować uśmiechu. – Gdybym ci nie mówił, że nie mam rodzeństwa, to pomyślałbym, że co najmniej przyszedł prosić przyszła teściową o rękę córki... – parsknął cicho.
– Uważaj, bo zaraz poproszę o twoją – burknął Michał i odpiął jeszcze jeden guzik pod kołnierzykiem. Czuł się źle w takim stroju, zwykle tego typu koszulę zakładał bardzo rzadko i to tylko wtedy, kiedy już naprawdę musiał. Zdecydowanie wolał zwykłe koszulki w czachy lub z nadrukami ulubionych kapel.
– No, nabierajcie sobie. – Pani Nowacka postawił przed nimi półmisek z ziemniakami i drugi z kotletami, po czym rozwiązała ciemnofioletowy fartuch w groszki.
– Mamo, a ty nie jesz? – zapytał Wojtek, kiedy wyszła do przedpokoju i zaczęła czegoś szukać.
– Ja zjem później, za godzinę mamy w bibliotece spotkanie autorskie z jedną z tych znanych... No gdzie ja podziałam tą torebkę... Wojtuś, mówiłam ci przecież już tydzień temu.
Wojtek tylko westchnął. Naprawdę, matka mówiła mu tyle rzeczy i to w takim tempie, że spamiętać połowę to byłby cud. Tym bardziej, że czasami po prostu faktycznie nie słuchał, gdy myślał o czymś innym. A ostatnio zdarzało mu się to bardzo często.
W końcu pani Nowacka przebrała się i wyszła z domu, a Michał odetchnął z ulga, rozpinając koszulę i podwijając rękawy.
– Twoja mama pracuje w bibliotece? – zapytał, biorąc się za jedzenie, teraz już na zupełnym luzie.
– Tak. Udziela się też przy różnych spotkaniach z kontrowersyjnymi autorami. Mówi, że są ciekawe, ale ja na żadnym jeszcze nie byłem, choć zwykle próbowała mnie wyciągnąć. Dzisiaj ma być chyba jakaś znana feministka. – Wojtek nałożył sobie na talerz dokładkę. Był naprawdę głodny. O dziwo, na kacu jego żołądek tolerował duże ilości jedzenia.
– Feministka? Ale przecież mówiłeś, że twoja mama... Ty...! Czekaj...! Wkręciłeś mnie wtedy w garażu! – Michał prawie krzyknął, doznając olśnienia, gdy zobaczył, jak Wojtek ze śmiechu omal nie udławił się kotletem. – A żeby cię... – Podniósł półmisek z ziemniakami i po chwili ręką rozplaskacił ich część na jego twarzy. Wojtek oczywiście nie pozostał mu dłużny i w taki oto sposób kolejną godzinę spędzili na czyszczeniu kuchni.
Przez kolejny tydzień w życiu Wojtka zaszła pewna zmiana. Nie, nie chodziło o Lenę, która trochę się wkurzyła, że jej nie powiedział o wydarzeniach, które miały miejsce w holu i o filmiku, który trafił na Facebooka. W tamten piątek szybko skończyła lekcje, nawet nie mieli czasu porozmawiać, więc dowiedziała się o wszystkim dopiero od swojego ojca. Mimo naprawdę usilnych starań Wojtka, żeby ją od tego odwieść, Lena nadal interesowała się Dominikiem. Oczywiście nie była nastolatką, która dopowiadałaby sobie dziwne historie, ale i tak była zła. Nie trwało to długo, bo jeden seans filmowy załatwił sprawę, jednak po prostu nie lubił, kiedy między nimi były jakieś zgrzyty. Nie chodziło też o Michała, który, odkąd zaczął się rok akademicki, praktycznie zniknął mu z oczu. Przyzwyczaił się już do jego towarzystwa, jednak dobrze wiedział, że ten zaczął chodzić na zajęcia, poza tym miał swoje życie studenckie. Znajomych nie widział trzy miesiące, chciał to nadrobić i Wojtek doskonale go rozumiał. Tym bardziej, że naprawa samochodu też utknęła w miejscu, bo czekali na części, których prawie nigdzie nie można było dostać. Michał czasami próbował go wyciągnąć na imprezę do akademika, ale jakoś nie miał ochoty. Nie miał ochoty, bo męczyła go jedna myśl. A zaczęło się już w poniedziałek. Kiedy tylko przyszedł do szkoły, natknął się na Dominika. Był przygotowany na jakiś złośliwy tekst, ale ten po prostu udawał, że go nie zauważył. Rozmawiał o czymś z nauczycielem historii, starszym siwym panem, który zazwyczaj tak zanudzał, że można było usnąć, i wydawał się być tą rozmową zainteresowany. Wojtek na początku nawet się z takiego obrotu spraw ucieszył, ale potem... Potem poczuł, że coś jest nie tak. Przez cały tydzień nie mógł się pozbyć z głowy myśli o Dominiku. Dominiku, który go ignorował, choć nie, ignorował, to było mało powiedziane. On go po prostu olewał. Na „cześć" odpowiadał zaledwie skinieniem głowy, a gdy chciał na długiej przerwie z nim porozmawiać, to powiedział, że nie ma czasu. Wojtek z dnia na dzień odczuwał tę zmianę coraz bardziej. I o ile jeszcze nie tak dawno chciał, żeby tak się właśnie stało, żeby Dominik dał mu spokój, to teraz... Teraz, co wreszcie musiał przyznać to sam przed sobą, najzwyczajniej w świecie brakowało mu tych jego zaczepek, złośliwych uśmieszków i uszczypliwych słów. Zwłaszcza dziś, kiedy już rano usłyszał, jak umawia się z kimś przez telefon do kina, a na niego patrzy obojętnym wzrokiem.
W tym momencie, będąc już w domu, Wojtek wszedł pod prysznic i odkręcił ciepłą wodę. Nalał na rękę trochę żelu do kąpieli i zaczął rozprowadzać go po całym ciele. Ciepła woda cały czas lała mu się na głowę, a myśli stawały się coraz bardziej intensywne. Dlaczego go to wszystko tak męczyło? Dlaczego nie dawało mu spokoju. Przecież Dominik był wredny, zawsze mu dokuczał... Choć... Czy na pewno zawsze? Nie, chyba nie, a przynajmniej nie tak bardzo. To się zaczęło wtedy, gdy spotkali się na kawę, kiedy powiedział, że nie pójdzie z nim na mecz. Cholera. Co by zrobił, gdyby teraz znów chciał go gdzieś zaprosić? Przymknął oczy. Mimowolnie przypomniał sobie chwilę w uczniowskiej toalecie i zjechał ręką w dół. Palce nadal były śliskie od żelu, gdy przejechał nimi wzdłuż przyrodzenia, powodując dreszcz przyjemności, rozchodzący się po całym ciele. Odchylił głowę, łapiąc w usta kropelki wody. Przez chwilę tłumaczył sobie naiwnie, że to, co się z nim właśnie dzieje, to przecież wcale nie na skutek tego wspomnienia, że musi się po prostu porządnie umyć po dniu pracy, ale po chwili dłoń, jakby bez udziału jego świadomości, zacisnęła się na penisie i aż westchnął z przyjemności. Ale przecież... przecież to było normalne, robił to nie pierwszy i nie ostatni raz, tylko... Nie. To byłoby normalne, gdyby nie miał pod powiekami obrazu tych czarnych kpiących oczu, gdyby... Jęknął cicho, zaczynając szybciej poruszać ręką. Było mu dobrze... Eh, nie, nieprawda. Teraz było po prostu przyjemnie. Naprawdę dobrze to mu było, gdy robił to Dominik. Tamtego dnia w toalecie, miał wrażenie, że naprawdę odleci, dlatego wszelkie próby powstrzymania go były tak słabe. Gdyby naprawdę chciał, odepchnąłby Dominika już na samym początku. Ale tamto doznanie, jego palce, jego dotyk – to było tak ekscytujące, że nie potrafił protestować zbyt stanowczo. Dominik był tak blisko... Jego usta przy uchu, choć nawet go nie dotknęły, to szepcząc, owiewały jedne z najwrażliwszych miejsc na szyi ciepłym oddechem. Był zestresowany jak jeszcze chyba nigdy, ale ten stres powodował też podekscytowanie. Czuł, że robią coś niewłaściwego, ale nie potrafił tego zakończyć. Palce Dominika były tak zręczne, tak cholernie zdolne, że rozpływał się pod ich dotykiem, mimo że przez cały czas serce biło mu jak oszalałe z nerwów, że zaraz ktoś wejdzie, że zaraz ktoś ich przyłapie... A może to nie były wcale nerwy, może to nie był stres? Może to było tak dobrze wyczuwalne podniecenie tym, że dotyka go inny facet, że nareszcie czuje to tak, jak powinien? Cholera... Woda wciąż się lała, spływając po jego ciele, a on miał przed oczami obraz Dominika, który trzymał go przy sobie i nie pozwalał się wyrwać. W tym momencie wcale nie próbowałby mu się wyrwać. Teraz chciałby, żeby... O kurwa! Wyobraził to sobie... Wyobraził sobie, jak Dominik całuje go najpierw po szyi, wolno, niespiesznie, przygryzając lekko skórę, potem przesuwa się na klatkę piersiową i drażniąc się z nim, słysząc jego westchnięcia, schodzi ustami coraz niżej. I niżej. I jeszcze niżej... A potem... Aż szarpnął ręką, czując taki dreszcz podniecenia, po którym, gdyby nie mocny ścisk, już by doszedł. Ale nie, jeszcze nie... Usta Dominika na jego penisie, czarne, mokre teraz włosy, w które mógłby wpleść palce, i oczy, te jego oczy, patrzące na niego z pożądaniem... Jak on go teraz pragnął. Jak on chciałby, żeby klęczał na przeciwko niego, tu i teraz, pod tym prysznicem. Żeby ta wizja się urzeczywistniła. Żeby to powtórzyli... Owszem, gdzieś tam w głębi umysłu, nadal był na siebie zły, że pozwolił na to w szkole, ale... No właśnie. Że pozwolił na to w szkole. A nie, że w ogóle na to pozwolił... Co za ironia. Podczas ich ostatniej rozmowy w kantorku, powiedział, że nie chce tego robić z nim, a teraz stał pod prysznicem i robił sobie dobrze, mając przed oczami jego obraz. Jeszcze chwila i dojdzie. Dojdzie, wyobrażając sobie jego usta przesuwające się wzdłuż penisa i zatrzymujące się dłużej na główce, gdzie język doprowadza go do ostateczności. Gdzieś jego podświadomość podpowiadała mu, że to żenujące... I że tak już chyba zostanie, bo w końcu dostał to, czego wcześniej chciał. Dominik go sobie odpuścił. Jęknął, może nawet trochę za głośno, bo ściany w domu były dość cienkie, ale myślami odpływał. Dlaczego był takim idiotą i nie porozmawiał z nim na poważnie? Wolał go unikać i odpychać. To teraz ma za swoje. Taki facet jak Dominik na pewno zaraz sobie kogoś znajdzie. A jemu pozostanie własna ręka albo po jakimś czasie, gdy będzie już na tyle zdesperowany – bar dla gejów. Nawet dziewczyn nie umiał za bardzo podrywać, więc jak niby miałby poderwać w normalnych okolicznościach faceta? W życiu się nie odważy. Może spróbować by jeszcze pogadać z Dominikiem? Może... może mu powiedzieć, że...
– Agh... – niekontrolowany odgłos wydobył się z jego gardła, kiedy doszedł, rozlewając się w ręce. Dysząc ciężko, oparł się o kafelki prysznicowe, pozwalając, by ciepła woda zmywała ślady spermy. Klatka piersiowa unosiła się rytmicznie, gdy zachłannie łapał oddech. Powoli, bardzo powoli wracała mu zdolność logicznego myślenia. Zamrugał oczami, próbując odpędzić tamte obrazy. Cholerny Dominik. Co on z nim zrobił? Zmniejszył trochę temperaturę wody. Musi się opanować! Musi się opamiętać! To na pewno była tylko chwilowa frustracja. Przecież dopiero ledwo co zdołał oswoić się z myślą, że jest gejem. Tak, to na pewno to! Po prostu poczuł się dziwnie, gdy Dominik zaczął go ignorować, po tym jak oni... Cholera! Tak wyszło. Tak po prostu wyszło. Jednorazowo. Obaj są przecież nauczycielami w tej samej szkole, to nie mogłoby się udać. Westchnął ciężko, zakręcając kurek. A niech go sobie ignoruje. Tak będzie lepiej. Musi wybić go sobie z głowy, zanim to zabrnie za daleko.
S
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro