Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Zbieg okoliczności - rozdział 11


Wojtek w pierwszej chwili tylko wzruszył ramionami, ale potem, uznał, że czemu nie. Zaczynała mu się podobać jazda na łyżwach, a ten Alan musiał być chyba niezłym trenerem, skoro kilka jego wskazówek i wbił Dominikowi krążek do siatki. Poza tym wydawał mu się naprawdę fajny, a to przecież tylko lekcja hokeja. Dlaczego miałby nie skorzystać?

– Jasne – odpowiedział w końcu. – Tylko się czegoś napiję i zaraz wracam – mruknął i podjechał do bandy, za którą stało kilka butelek z wodą. Kac już mu właściwie minął, wysiłek fizyczny zrobił swoje, ale nadal go suszyło.

– Co ty odwalasz? – Dominik stanął naprzeciwko Alana, patrząc na niego ze złością. – Przed chwilą twierdziłeś, że masz trening z jakimiś dzieciakami, a teraz proponujesz lekcje jemu? – Wskazał głową na Wojtka. – Wiesz, cokolwiek by o nim nie mówić, zdecydowanie nie wygląda na niepełnoletniego, a innych dzieciaków jakoś tu nie widzę.

– Kłamałem – stwierdził Alan beztrosko. Dominik, mimo iż naprawdę przystojny, nie robił na nim wrażenia, poza tym doskonale zdawał sobie sprawę, że ktoś jego pokroju, mógłby sprawić mu w przyszłości sporo problemów. Był bezczelny, pewny siebie i na pewno nie dawał sobą manipulować. Alan wolał inny typ chłopaków. A Wojtek wydawał się póki co trafiać w jego gust. – A teraz, jak już skończyłeś, to przyda nam się trochę przestrzeni. Jak chcesz, wróć wieczorem, zmierzymy się.

– Dzięki, jednak nie skorzystam, wieczorem mam ciekawsze zajęcia. – Dominik zerknął na podjeżdżającego do nich Wojtka i rzucił Alanowi spojrzenie mówiące: „i tak nie masz szans".

Dominik, mimo że zdjął już i oddał łyżwy do wypożyczalni, w której, co logiczne, stał teraz za ladą ktoś inny, nie poszedł do pokoju. Usiadł w jednym ze środkowych rzędów i obserwował ich lekcję hokeja. Ten Alan był naprawdę dobry. Och, co on gadał, był świetny. Poruszał się, jakby od lat zawodowo jeździł na łyżwach i manewrował tak, że w pewnym momencie Dominika coś tknęło. Owszem, na początku mógł jeszcze uwierzyć, że to tylko pracownik lodowiska, ale teraz był pewien, że to bzdura. Co prawda specjalistą od hokeja nie był, ale dobrze wiedział, że ktoś, kto gra w taki sposób, na pewno nie jest żadnym amatorem. On miał za duży talent, żeby się marnować w wypożyczalni. Poza tym najwyraźniej czuł się tu jak u siebie, bo przed kilkoma minutami przeprosił na chwilę Wojtka i podjechał do bandy, gdzie pożartował chwilę z jakimś grubszym mężczyzną w garniturze. Dominik zastanawiał się jeszcze chwilę, po czym podniósł się z siedzenia. Musiał to sprawdzić. A do tego potrzebował laptopa.

– Bystry jesteś, szybko robisz postępy – powiedział Alan, kiedy zjechali w końcu, po dobrych dwóch godzinach z tafli. To nie do końca była lekcja hokeja, bo nie dość, że Wojtek musiał lepiej opanować jazdę na łyżwach, to jeszcze co chwilę o czymś rozmawiali i żartowali. Teraz obaj wydawali się być rozluźnieni i zadowoleni z miło spędzonego czasu. Wojtek, który przez to wszystko prawie w ogóle zapomniał o wczorajszej nocy, rozejrzał się po trybunach. Wcześniej widział tu Dominika, ale najwyraźniej znudził się i sobie poszedł. Potem będzie musiał go znaleźć i z nim porozmawiać, ale teraz całą swoją uwagę poświęcał nowemu koledze, który – co ciężko było mu przyznać, bo ledwo dopuszczał do siebie tę myśl – trochę go oczarował. Był miły, zabawny, nie dogryzał mu, gdy kolejny raz wylądował na tyłku lub nie trafił w bramkę, nie był w stosunku do niego złośliwy. Poza tym miał naprawdę anielską cierpliwość, nie złościł się, tłumaczył i pokazywał wszystko tak, jak prawdziwy profesjonalista. Z kimś takim naprawdę dobrze robiło się... no cokolwiek. – Jak chcesz, jutro też możemy pojeździć. Mam czas po południu, pokazałbym ci kilka fajnych zwodów. – Alan zdjął kask i roztrzepując swoje jasnobrązowe włosy, usiadł na krzesełku. Kij oparł o bandę i spojrzał na Wojtka, który już zaczął rozsznurowywać łyżwy.

– Jutro wyjeżdżam, więc raczej nie będzie czasu. Ale...

– Szkoda – wszedł mu w słowo Alan, przypatrując mu się uważnie. Kiedy przez dłuższą chwilę nadal nie spuszczał z niego wzroku, Wojtek poczuł, że z jednej strony zaczyna mu się robić trochę niezręcznie, ale z drugiej tak jakoś naprawdę miło... I to drugie w pewnym momencie przeważyło. Ten facet patrzył na niego w taki sposób, że... Poza tym był przystojny, wysoki, dobrze zbudowany...

– No, szkoda – zdołał tylko tyle wykrztusić, odwracając wzrok i szukając swoich butów. – Cholera – zaklął po chwili, bo rozglądał się i rozglądał, i nie mógł ich znaleźć.

– Są na wprost ciebie – powiedział Alan, uśmiechając się samym kącikiem ust, a Wojtkowi zrobiło się głupio. Naprawdę strasznie głupio. Bo wychodziło na to, że albo był ślepy – a z tego, co wiedział, z jego wzrokiem było wszystko okej – albo faktycznie przez te niecałe dwie godziny zdążył się zauroczyć Alanem. A to było przecież niemożliwe, bo przecież Dominik... – To może dasz się zaprosić dzisiaj wieczorem na drinka? – Alan nie odpuszczał.

Cholera, naprawdę go to kusiło. Gdyby nie Dominik, na pewno chętnie by się z nim umówił. Wojtek zaczynał mieć mętlik w głowie. Ledwo co, choć chwilami nadal było ciężko, zdołał pogodzić się z własną orientacją, to w tym momencie miał w głowie nie jednego, ale dwóch facetów. Aż do teraz było nieco łatwiej. Dominik to był do tej pory jedyny chłopak, z którym się całował, jedyny, z którym doszło nawet do czegoś więcej i dlatego całą swoją uwagę skupił na nim. Wydawało mu się to zupełnie naturalne, dlatego nie zwracał jakoś specjalnie uwagi na innych facetów. On mu wystarczał. Nie potrafił co prawda określić relacji między nimi, ale coś go naprawdę do niego ciągnęło. A co, jeżeli to dlatego, że to właśnie on był pierwszy? Przecież pierwszy, nie znaczy, że ostatni. A gdyby wtedy to nie Dominik, a jakiś inny chłopak wciągnął go do toalety i zrobił to samo? Czy zareagowałby identycznie? Może to wcale nie chodziło o niego, bo przecież oni nawet nie potrafili ze sobą rozmawiać, a właśnie o ten pierwszy raz? Tak, Wojtek naprawdę miał już mętlik w głowie. Powinien umówić się z Alanem? Chociaż porozmawiać, zobaczyć, jak to jest. Przecież on nie proponował mu randki, tylko drinka. Co było złego w drinku? Cholera, Wojtek, mimo że miał dwadzieścia pięć lat, w nowoodkrytych relacjach z chłopakami czuł się jak nastolatek. Nie miał pojęcia, co robić. Dominik powiedział wcześniej, że Alan go podrywał. Czy w takim razie będzie zły, jak przyjmie jego propozycję? A może go to nie będzie obchodziło? A niech to szlag, gdyby wcześniej z nim porozmawiał, wiedziałby, na czym stoi. Ale z Dominikiem nie dało się rozmawiać na poważnie, bo albo go zbywał, albo coś insynuował, ale nigdy nie mówił niczego wprost. Całowanie się i ostatnio seks – tak można było określić ich relację. A z Alanem tak dobrze mu się gadało...

– Nie obiecuję, ale się postaram – odpowiedział w końcu. Wiedział, że najpierw i tak musi porozmawiać z Dominikiem i wyciągnąć z niego wszystko, co tylko się da. Musi się wreszcie przekonać, jak on widzi ich relację.

– W takim razie będę na ciebie czekał o dwudziestej pierwszej w hotelowym barze. – Alan znów do niego mrugnął, tak jak wtedy w wypożyczalni i ruszył w stronę wyjścia do szatni. O dziwo, łyżwy zabrał ze sobą. Wojtek dopiero teraz, gdy zobaczył je przewieszone przez jego ramię, zauważył, że wyglądają dużo lepiej niż te jego. Nie znał się na tym, ale wyglądały na znacznie staranniej wykonane. Może przyniósł własne? Zresztą, to nieważna. Wojtek chwycił sznurówki swoich łyżew i poszedł je odnieść.

Kiedy w końcu wrócił do swojego pokoju, cały obolały po upadkach, jedyne, na co miał ochotę, to wejść pod prysznic i wykąpać się w naprawdę gorącej wodzie. Zbliżała się szesnasta, więc niedługo inni powinni wrócić z wycieczki i wszyscy razem mieli iść na obiadokolację. Wojtek usłyszał, jak zaburczało mu w brzuchu. Był naprawdę głodny, bo przecież całe zjedzone śniadanie wylądowało wcześniej w kiblu, więc był pewien, że tym razem musi się najeść. I musi, naprawdę musi, pogadać z Dominikiem, żeby wreszcie uzyskać odpowiedź na swoje pytanie. A potem jeszcze na szereg innych pytań, bo tym razem nie będzie się z nim bawił w jakieś gry. Koniec tego.

Kiedy Wojtek pukał do pokoju Dominika, miał jeszcze wilgotne włosy. Trochę się nakombinował, bo uświadomił sobie, że nie zna numeru jego pokoju. Nie chciał dzwonić na komórkę, żeby nie wyjść na jakiegoś desperata i nie słuchać jakichś głupich komentarzy, więc najpierw zapytał w recepcji, gdzie jednak grzecznie poinformowano go, że nie mogą udzielać takich informacji. Wojtek, którego zawsze drażniła jakakolwiek biurokracja, starał się przekonać młodą, ładną panią w uniformie, że musi tylko oddać coś koledze, ale była nieugięta. Na szczęście w momencie, gdy miał już wracać, zobaczył w holu ich grupę. Dorotka była organizatorem, na pewno wiedziała, gdzie kto został zakwaterowany. Trochę było mu głupio pytać o to przy Lenie i innych dziewczynach, bo jakaś irracjonalna myśl mówiła mu, że tym samym one nabiorą jakichś podejrzeń, ale w końcu uznał, że chyba popada w jakąś paranoję. Dorotka, jak się okazało nie pamiętała numeru, ale po chwili wyjęła z kieszeni jakąś kartkę, na której wszystko miał zapisane i w taki właśnie sposób Wojtek znalazł się na przedostatnim hotelowym piętrze, naprzeciwko pokoju 906.

Dominik otworzył dopiero po chwili. Było widać, że też brał niedawno prysznic, a jego koszula, narzucona na gołe ciało, była rozpięta. Wojtek zagapił się przez chwilę na ten widok, ale zaraz się otrząsnął i nie czekając na zaproszenie, po prostu wszedł do pokoju. Dominik zamknął za nim drzwi i oparł się o ścianę, zakładając ręce na piersi.

– Jak się udała lekcja hokeja? – zapytał, akcentując słowo lekcja, a w jego zwykle ironicznym głosie dało się dostrzec nutkę chłodu. – Z tego, co przez chwilę widziałem, całkiem nieźle się razem bawiliście.

– Udała się świetnie. – Wojtek, tak jak sobie postanowił, był stanowczy i bardzo uważał, żeby nie dać się wciągnąć w jakieś gierki słowne. Rozejrzał się z ciekawością po pokoju. Był większy niż jego, a z odsłoniętych okien rozpościerał się widok na góry. Zupełnie jak ten z folderu. – Wiesz, po co przyszedłem? – zapytał, znów skupiając wzrok na Dominiku

– Chcesz powtórzyć wczorajszą noc? Wiesz, właśnie miałem wychodzić, ale jak mnie ładnie poprosisz... – Dominik podszedł i objął go, wsadzając od razu rękę pod koszulę. Po chwili chwycił Wojtka za kark i stanowczo przyciągnął do siebie, żeby go pocałować. Ten przez chwilę był tak zaskoczony, że w ogóle się nie opierał, ale zaraz odepchnął go od siebie. I co z tego, że było miło i przyjemnie. To był znów ten sam schemat, byleby tylko nie zacząć rozmawiać. Ale nie tym razem. Zwłaszcza, że już od jakiegoś czasu zastanawiał się, dlaczego po tym wszystkim nie bolał go tyłek... Czyżby Dominik tak bardzo unikał odpowiedzi na pytanie, bo to on był na dole? To by się składało w całość...

– Jeden gol, jedna odpowiedz, pamiętasz? – przypomniał mu Wojtek. Teraz to już na pewno nie zamierzał odpuszczać. – A ja nadal tylko mogę się domyślać, co się działo wczoraj w nocy.

– Było fajnie, pobawiliśmy się trochę i ... – Dominik zawiesił głos. Po chwili tylko wzruszył ramionami, dając do zrozumienia, że resztę może sam sobie dopowiedzieć.

– Czy ty zawsze musisz być takim dupkiem? – Wojtek westchnął z irytacja. – Cholera, pytam cię o to na serio, a ty znowu sobie kpisz. Alan przynajmniej... – urwał, widząc pojawiającą się w oczach Dominika złość. A i dobrze. Niech się wścieka.

– No co, Alan? Dokończ. – Dominik nie spuszczał z niego wzroku, sięgając jednocześnie po stojącą na szafce nocnej mineralkę. Jego też trochę suszyło.

– A żebyś wiedział, że dokończę. On na pewno traktowałby mnie lepiej. Jest miły, zabawny, a związek z nim na pewno byłby...

– Związek!? – Dominik zakrztusił się wodą, którą właśnie próbował przełknąć Odkaszlnął i wlepił w niego zdumiony wzrok, będąc pewnym, że się przesłyszał, a Wojtek zaraz się poprawi. Jednak nic takiego się nie stało. On stanął tylko z założonymi rękami i zacisnął usta, a w jego niebieskich oczach było widać gniew. – Ty naprawdę sądzisz, że ten cały Alan myśli o związku z tobą? Że przyniesie ci kwiatki i wyrecytuje wierszyk? Że zabierze cię na spacer w świetle księżyca i będzie ci szeptał do ucha miłe słówka? – zakpił, czując co prawda, że zaczyna trochę przesadzać, bo widział zaciskające się pięści, ale nie potrafił teraz odpuścić. Wojtek za bardzo zachłysnął się tym wszystkim. Był tak strasznie naiwny. Wydawało mu się chyba, że jeżeli już zaakceptował swoją orientację, a jakiś chłopak go podrywał i był dla niego miły, to zaraz musiało to prowadzić do miłości. A to gówno prawda. Miał jeszcze naprawdę małe pojęcie o tym świecie, o ich świecie. Jego nowym świecie. A ten był niestety dość brutalny. I Dominik wiedział, że musi Wojtka sprowadzić na ziemię. Nawet, jeżeli teraz się na niego wścieknie, to potem zrozumie. – Gwarantuję, że jak już gdzieś cię zabierze, to do siebie, do swojego łóżka i uwierz, tam księżyca na pewno nie będziesz oglądał – kontynuował z pozornie tylko niewzruszoną miną, bo tak naprawdę aż zaciskał zęby z irytacji.

– Wiesz co, jesteś wstrętny! To, że nie wyglądam jak model w okładki gazety, wcale nie znaczy, że ktoś nie chciałby ode mnie czegoś więcej niż jednorazowego seksu! – Wojtek złapał go za poły rozpiętej jeszcze koszuli. – Nie każdy jest taki jak ty. Szybki numerek i po sprawie! Tak było od samego początku. A jedyne, co zobaczyłem dzisiaj rano po tym wszystkim, co się stało w nocy, to jakieś głupie origami z jednym zdaniem i podpisem. Co to w ogóle miało być? Co my w przedszkolu jesteśmy?

– No twój poziom chwilowo od tego nie odstaje. Zauroczyłeś się pierwszym lepszym facetem, który ma ładną buźkę i potrafi cię rozśmieszyć? Żałosne – warknął Dominik, próbując się odsunąć i odstawić butelkę, ale Wojtek trzymał materiał mocno i nie zamierzał puścić. Dominik przeklął. To wszystko naprawdę bardzo go wkurzało. Tym bardziej, że kiedy widział, jak ci dwaj razem dobrze się bawili na lodowisku, poczuł się głupio zazdrosny. Dlaczego on z Wojtkiem jedyne, co do tej pory robili, to wściekali się na siebie? Miał tylko nadzieję, że Wojtek nie był na tyle głupi i nie zadurzył się w tym Alanie, bo się bardzo rozczaruje.

– Sam jesteś żałosny. Nic o nim nie wiesz, Alan to naprawdę świetny facet. Alan to...

– Zawodowy hokeista! – Dominik w końcu nie wytrzymał i wrzasnął na niego, jednocześnie zatykając mu usta ręką. – Hokeista. Zawodowy. Rozumiesz, co to znaczy? Jemu chodzi o jednorazowy seks!

– Gówno prawda! – Wojtek odsunął jego rękę. Nie zamierzał się przyznać, że o tym nie wiedział, bo to akurat nie było teraz ważne. – Udowodnię ci, że jest inaczej. Umówiłem się z nim i chociaż miałem nie iść, to pójdę! Z tobą w ogóle nie da się rozmawiać! – Wojtek wyrwał się i ruszył w stronę drzwi. Był wściekły jak nigdy. Dominik to był błąd. Ich rzekomy związek, który sobie wyobrażał, to byłaby katastrofa. Zresztą, właśnie, jaki związek? Dominik dzisiaj dał do zrozumienia, co sądzi o czymś takim. A on nie będzie jego zabawką. I teraz był już całkowicie pewien, że powinien spędzić resztę czasu tutaj w miłym towarzystwie. W towarzystwie Alana.

– Umówiłeś się z nim? – Dominik zagrodził mu drzwi, nie dając przejść. Tym razem to jego czarne oczy aż płonęły gniewem. – Świetnie, idź! Ale nie przychodź potem do mnie, jak się okaże, że miałem rację.

– A żebyś wiedział, że nie przyjdę! – Wojtek szarpnął za klamkę i wcisnął się w szczelinę między futryną a Dominikiem. Musiał wyjść, musiał ochłonąć, bo był pewien, że jeszcze chwila i go walnie. I to tak konkretnie, bo tak wściekły na niego nie był jeszcze nigdy.

– I bardzo dobrze. Bo wiesz co? Wczoraj w nocy byłeś beznadziejny – zdążył jeszcze krzyknąć Dominik, zanim usłyszał zatrzaskujące się drzwi. Zagryzł zęby w złości. A niech idzie. I bardzo dobrze. Kubeł zimnej wody na łeb dobrze mu zrobi.

Niestety, Dominik, jako były zawodowy piłkarz, dobrze wiedział, jakie są realia świata sportowego. Mówiąc bez ogródek, było to mnie więcej tak: przyznasz się, że jesteś gejem – masz przejebane. Środowisko sportowe było nadal strasznie homofobiczne i to zarówno ze strony kolegów z boiska, trenerów, jak i kibiców. Ile już razy słyszał w szatni teksty typu: „ja to bym się tu z pedałem nie przebierał". No cóż, każdy inteligentny człowiek doskonale zdawał sobie sprawę, że wśród sportowców są homoseksualiści, ale póki nikt o tym nie wiedział, to nie było problemu. Owszem, znał nazwiska kilku sławnych piłkarzy, którzy się ujawnili, ale ten coming out następował zawsze dopiero po zakończeniu kariery. Nigdy w trakcie jej trwania. Dlatego Dominik, widząc grę Alana, musiał go sprawdzić. Na koszulce miał tylko numer, bez nazwiska, poza tym barwy nic mu nie mówiły. Pewnie to była tylko jedna z wielu koszulek treningowych, jakie miał. Dominik przeszukał wszystkie polskie drużyny hokejowe i znalazł co prawda jednego Alana, ale nie był nawet podobny. Wtedy uznał, że musi szukać wśród zagranicznych. Przewertował kilkadziesiąt stron, co było dość czasochłonne, ale był pewien, że coś znajdzie. I znalazł! I to tuż po sąsiedzku. Alan Sawicki. Reprezentant jednej z najlepszych czeskich drużyn. Kandydat do czeskiej kadry. A jego ojciec był właścicielem tego ośrodka. Dominik już wtedy wiedział, z czym Wojtek ma do czynienia. Alan Sawicki, jak każdy z tej branży, musiał utrzymywać pozory. Ale z racji tego, że był gejem, robił dokładnie to samo, co inni sportowcy geje. Szukał romansów na boku. I to takich, które nigdy nie wyjdą na światło dzienne. Dominik domyślał się, że Alan wcale nie powiedział Wojtkowi, kim jest. Ot, zwykły facet z wypożyczalni łyżew. Im mniej wiadomo, tym mniej problemów na przyszłość. Dominik westchnął i zamknął laptopa. No cóż. Wojtek musi przekonać się sam, jak to działa.

Pogoda dzisiejszego dnia naprawdę dopisywała, choć Wojtek tego nie zauważył. Przez te zawirowania w jego życiu, krajobraz podziwiał głównie z okien. Ale nie żałował. Choć nie! Żałował jednego. Dominika. Coś go strasznie ścisnęło w brzuchu, kiedy przypomniał sobie jego słowa. Serio, gdyby był babą, na stwierdzenie „byłeś beznadziejny" po swoim pierwszym razie, chyba by się rozryczał. Ale nie był babą. Poza tym właśnie wychodził na drinka ze świetnym facetem. I choć Dominik nadal tkwił uparcie w jego głowie i nie dał się z niej wyrzucić, postanowił jakoś to ignorować.

– Cześć – przywitał się, widząc Alana siedzącego przy barze i pijącego piwo. Spóźnił się trochę, bo to była jego pierwsza randka, a przynajmniej miał taką nadzieję, i stres go trochę zjadł.

– Cześć, Wojtek, siadaj. Piwo? – zapytał, a kiedy tek kiwnął głową, szepnął coś do barmana. Widać było że się znają.

Po chwili na barze znalazło się piwo i po trzy shoty czystej wódki dla każdego z nich. Wojtek, mimo że obiecał sobie dzisiaj nie pić, chwycił za jeden, tak, jak to zrobił Alan. A co tam. Tyle mu nie zaszkodzi. Poza tym przestanie się tak denerwować. Potem tak samo pomyślał przy drugim, ale niestety, nawet po trzech był dziwnie spięty. Trochę rozluźnił się dopiero, gdy wyszli z baru „na papierosa". Co prawda żaden z nich nie palił, ale każda wymówka w tej sytuacji był dobra. Wojtek przełknął ciężko. Teraz między nimi było zupełnie inaczej niż na lodowisku. A to wszystko przez Dominika i jego głupie teksty.

– Dobra, o co chodzi? – zapytał Alan, gdy przeszli za teren ośrodka i stanęli między drzewami na uboczu. Tu było na tyle ciemno i bezludnie, że mogli porozmawiać.

Wojtek zauważył, że przez cały czas, gdy tu szli, Alan trzymał od niego pewien dystans i miał ręce w kieszeniach kurtki. Dopiero teraz je wyciągnął i oparł o pień nad jego ramionami. Widział jego oczy na wprost swojej twarzy. Teraz, w mroku, wydawały się ciemne. Nie tak ciemne, jak Dominika, ale jednak. Cholera... Znów złapał się na tym, że myśli o tym dupku. A przecież obiecał sobie, że nigdy więcej! Był tu z facetem, który mu się podobał i... I właściwie na co on czekał? Przyciągnął go do siebie stanowczo. Alanowi najwyraźniej spodobało się to zdecydowanie, bo już po chwili pocałował go. Najpierw delikatnie, potem coraz mocniej. Przycisnął go do drzewa, a Wojtek pomyślał, że ma deja vu. Wczoraj robili to samo z Dominikiem, tylko tamto miejsce było dużo mniej urokliwe niż ten lasek. Przyszła do głowy głupia i zupełnie nie na miejscu teraz myśl, że na temat tego lasku można byłoby zastosować jakieś opisy rodem z Pana Tadeusza. A tamte chaszcze... No cóż, to były tylko chaszcze.

– O czym ty myślisz? – usłyszał głos nad uchem.

– Co? – zapytał mało przytomnym głosem, wyrywając się ze wspomnień i głupich porównań.

– Jesteś myślami gdzieś indziej. – Alan przyjrzał mu się uważnie. – Tylko nie mów, że to chodzi o tego... Nie no, naprawdę? Cholera. Czekaj... – Odsunął się, gdy poczuł w kieszeni wibracje i wyciągnął podświetloną komórkę. Odszedł kilka kroków dalej i po chwili cichej rozmowy wrócił. – No więc?

– To prawda, że jesteś zawodowym hokeistą? – wypalił Wojtek, chcą zmienić temat. Domyślił się, co Alan chciał powiedzieć i nastrój chwili gdzieś uleciał. Poza tym nie mógł... nie chciał, żeby to się jednak posunęło dalej. Alan był naprawdę świetnym facetem, ale co z tego, skoro cały czas zastanawiał się nad tym, co teraz robi Dominik. Kiedy wychodził z pokoju, spotkał na korytarzu kilku nauczycieli z ich szkoły. Mówili, że dziewczyny poszły do spa, a oni idą na kręgle. Pewnie poszedł z nimi. Albo zaprosił gdzieś kogoś... I, no cholera, powinien być na niego wściekły, a nie zazdrosny!

– Tak, jestem – przyznał po chwili zastanowienia Alan. Nie było sensu się wypierać, skoro Wojtek skądś już się dowiedział. Poza tym... To było dziwne, naprawdę wręcz irracjonalne, ale on wydawał mu się w pewien sposób... godny zaufania? Myśląc zdroworozsądkowo, powinien kazać trzymać mu gębę na kłódkę, a potem jak najszybciej stąd odejść, zastanawiając się przy okazji, czy „ten koleś" zaraz nie pobiegnie i nie zadzwoni do prasy, sprzedając te rewelacje. Ale w tym momencie jakoś nie miał takich obaw. Do tej pory zwykle umawiał się z facetami tylko na seks, bez żadnych rozmów, bez szczegółów. Tak miało być i teraz. Przyjezdny nie wiadomo skąd, którego tylko imię zna, jedna noc i do widzenia. Ale jednak było jakoś inaczej. Wojtek wydał mu się tak samo zagubiony w tym wszystkim, jak on sam jeszcze kilka lat temu. A było strasznie ciężko, gdy sobie uzmysłowił swoją orientację, tym bardziej, że nie mógł wtedy z nikim o tym porozmawiać. W środowisku sportowym homoseksualizm to jest temat tabu. Trzeba to było trzymać w tajemnicy i stwarzać pozory. Dlatego szybko nauczył się, co robić, żeby jakoś tam przetrwać i skupić się na swojej karierze. Coś kosztem czegoś. – Nie wiem, skąd wiesz, ale... – zawahał się, marszcząc brwi. – On, prawda? – zapytał, a Wojtek skinął głową. Alan uśmiechnął się lekko. Przecież to było do przewidzenia. Wyczuł już tamtego faceta, kiedy tylko wrócił z Wojtkiem wymienić łyżwy, a potem potwierdził tylko swoje przypuszczenia na lodowisku. Bystry, przenikliwy, chyba też sportowiec, sądząc po sylwetce. Dlatego zawsze starał się trzymać od takich z daleka. Tyle że tym razem nie pomyślał i wziął sobie na cel jego... partnera? Nie, raczej nie partnera. Inaczej Wojtek raczej by się z nim nie umówił. Ale coś między nimi było. A Alan nie był idiotą, nie zamierzał sobie robić wrogów tam, gdzie nie trzeba.

– To co teraz? – zapytał zdezorientowany Wojtek. Nie miał pojęcia, jak powinien się w tym momencie zachować. Pewnie Alan pomyślał, że umówił się z idiotą, który sam nie wie, czego chce.

– Teraz idziemy na drinka, pogadamy, a potem odstawię cię tam, gdzie trzeba.

Dochodziła prawie północ, gdy Wojtek z Alanem weszli do hotelowego holu. Nie byli jakoś specjalnie pijani, bo przez ten cały czas głównie rozmawiali, ale mocno wcięci to na pewno.

– Jak ten twój facet się nazywa? – zapytał szeptem Alan, gdy stanęli naprzeciwko recepcji.

– Nowacki. – Wojtek oparł się o blat i zaczął szukać swojej karty do pokoju. Znów ją gdzieś zapodział.

– Chyba jednak wypiłeś za dużo. Ty się nazywasz Nowacki. A ja pytam o...

– Dominik Nowacki. Mamy takie samo nazwisko – powiedział Wojtek, nawet nie zastanawiając się, po co Alan o to pyta i o czym teraz rozmawia z recepcjonistką. Zmarszczył brwi. Serio, karty nigdzie nie było. Ani w kieszeniach kurtki, ani dżinsów. W portfelu też nie. Zgubił? Nie... Na pewno nie... Cholera! Teraz mu się przypomniało, że wychodził tak zdenerwowany, że zapomniał jej chyba w ogóle zabrać, a drzwi się po prostu zatrzasnęły. Będzie musiał zapytać o...

– Chodź, idziemy. – Alan popchnął go lekko w stronę windy i wcisnął przycisk. Wojtek próbował tłumaczyć, że musi poprosić kogoś z recepcji, żeby mu otworzył drzwi do jego pokoju, ale tamten zdawał się nie słuchać. Pokręcił tylko głową i kiedy weszli do środka, sięgnął mu przez ramię, wciskając dziewiątkę, czego Wojtek nie zauważył, bo stał tyłem to tablicy, na której wyświetlały się kolejne piętra. Owszem, wydawało mu się, że jadą trochę za długo, ale otrząsnął się dopiero, kiedy stanęli przed pokojem 906.

– O nie! – Wojtek momentalnie wytrzeźwiał, gdy Alan zapukał do drzwi. – Nie ma mowy! – Nie chciał się teraz spotkać z Dominikiem. Nie po tym, gdy powiedział mu, że na pewno tu nie wróci. I nie po tym, gdy...

– Czego ty tu chcesz? – Dominik, który otworzył drzwi, spojrzał na Alana marszcząc brwi. Dopiero po chwili zauważył Wojtka. – Co, znudziła wam się zabawa we dwójkę? – zapytał złośliwie. Był zły, bo ten wieczór nie wyglądał tak, jak sobie to zaplanował. Co prawda na kręglach nie było tak źle, ale czegoś zdecydowanie mu tam brakowało...

– Można tak powiedzieć. Oddaję twoją zgubę. – Alan miał ochotę roześmiać się na widok miny Dominika. Tego właśnie się spodziewał. Przegadali z Wojtkiem tyle czasu, że wiedział już chyba wszystko o ich relacji. No cóż. Sam sobie wybrał kogoś takiego. – Stan nienaruszony – mruknął jeszcze, rzucając znaczące spojrzenie Dominikowi i odwrócił się z powrotem w stronę windy.

– Czekaj... – Wojtek chwycił go za kaptur kurtki. – O tamto się nie martw. Ja... No wiesz...

– Wiem... – Alan uśmiechnął się i ruszył korytarzem. Tak coś przypuszczał, że ci dwaj będą mieli ciekawą noc.

– No więc... Co tu robisz? – Dominik nie bardzo wiedział, jak teraz zareagować. Nie był tępy, wiedział, co ten Alan mu sugerował. Stan nienaruszony... Czyżby jednak się co do niego pomylił? – Wchodź, co tak stoisz na tym korytarzu.

– Nie, ja tylko... Właściwie miałem iść do siebie, a przedtem do recepcji, bo zatrzasnąłem drzwi, a zapom...

– Właź! – Dominik prawie siłą wciągnął go do środka. Jakoś cała złość nagle mu minęła, bo takiego rozwoju wydarzeń na pewno się nie spodziewał. Poza tym miał trochę czasu, żeby pomyśleć. I doszedł do pewnych wniosków.

– Jasne! Żebyś znowu mi powiedział, że byłem beznadziejny? Wiem, to był mój pierwszy raz, ale żeby...

– A co miałem ci powiedzieć, idioto? Że byłeś „zajebisty", bo kiedy doprowadziłeś mnie do takiego stanu, że prawie wariowałem z podniecenia, ty po prostu zasnąłeś?!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro