Rozdział 8
Otworzyłem drzwi do budynku. Laska zanim zdążyła pomyśleć, wyskoczyła do mnie z pretensjami, myśląc zapewne, że jestem tą jej znajomą.
- Natalie, idiotko, co to miało zna...- urwała, gdy spostrzegła mnie. Podniosłem jedną brew.
- O ile wiem, nie mam na imię Natalie - powiedziałem.
- Prze - przepraszam, pomyliłam się. Dziękuję, że mnie...pan uwolnił - widać było, że widok kogoś takiego jak ja co najmniej ją zaskoczył. Cóż, zapewne nie tak wyobrażała sobie swojego księcia na białym koniu, który ją uwolni. - Natalie to osoba, która... - dziewczyna nagle spojrzała w bok i wtedy właśnie spostrzegła swoją znajomą, która zdecydowała się trochę dalej poczekać, aż odpowiednio wszystko przygotuję.
- To ty! Jeszcze tu jesteś?! Co ty sobie myślałaś, głupia szmato?! Zaraz cię zabiję normalnie, w domu nie będziesz miała życia ani w szkole, ani u swoich starych, już ja o to zadbam! - wrzasnęła dziewczyna. Już chciała mnie wyminąć i zapewne podejść do nieco wystraszonej Natalie, ale odpowiednio szybko zareagowałem i schwyciłem ją za ramię, uniemożliwiając jej odejście. Dziewczyna popatrzyła na mnie z zaskoczeniem, które potem przerodziło się we wrogość.
- Czego chcesz? Zostaw mnie! - zawołała, a ja byłem zaskoczony, jak szybko zniknęła ta miła i wdzięczna mi za uratowanie osóbka. Mimo to uśmiechnąłem się na myśl o zabawie, która się szykuje. Mój wyraz twarzy chyba musiał zdradzać jakoś to, co dla niej planuję. Albo po prostu jak zwykle wyglądałem przerażająco, bo dziewczyna nagle spoważniała i cofnęła się o krok.
- A ty dokąd, cukiereczku? Jeszcze nawet nie mieliśmy okazji się pobawić! A skoro już odwiedziłaś mnie w moim tymczasowym domu, musisz się chociaż ze mną zabawić! - zawołałem podekscytowany.
- Z- zabawić? - spytała z lekkim przestrachem dziewczyna. Po chwili jednak jakby odzyskała swoją pewność siebie. - Co ty bredzisz? Zostaw mnie i... - zignorowałem to, co tam sobie dalej bredziła i pociągnąłem ją za sobą w głąb budynku, w którym była uwięziona.
- Idziesz? Inaczej stracisz okazję do popatrzenia na iście niesamowity spektakl - powiedziałem. Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Nie ma mowy, nie odpuszczę sobie tego - odparła, ruszając za mną. Zaśmiałem się cicho, podczas gdy nasza ofiara zaczęła się bardziej wyrywać, chyba w końcu naprawdę się przestraszyła.
- Zostaw mnie! Coś ty za jeden, co?! Jesteście w jakiejś zmowie?! Zresztą, nic mnie to nie obchodzi! Natalie! Każ mu mnie zostawić! - wrzeszczała dziewczyna, jednocześnie wyrywając się ile tylko miała sił. To nieco utrudniało mi przywiązanie jej do krzesła, ale nie uniemożliwiało. Jej ręce przywiązałem do poręczy krzesła za pomocą wyczarowanego na szybko sznura, czemu Natalie jedynie przyglądała się w ciszy z dala, ignorując wołanie swojej znajomej. Obu im chyba umknął fakt, że sznur pojawił się znikąd, ale co się dziwić, jedna zajęta była wrzeszczeniem, a druga patrzeniem na to. Potem schyliłem się, żeby unieruchomić też jej nogi, przywiązując je do nóg krzesła. Tylko dzięki mojemu refleksowi zdążyłem w porę zrobić przy tym unik i nie zarobić kopniakiem w twarz. Spojrzałem ze złością na moją przyszłą ofiarę, a ona przynajmniej choć na chwilę się zamknęła i popatrzyła na mnie z przerażeniem.
- Takiego zachowania nie będę tolerował - powiedziałem powoli, przyglądając się jej z całkowitą powagą. Dziewczyna wyglądała na naprawdę przestraszoną, co jednocześnie cieszyło mnie i bawiło, ale póki chciałem wyglądać w miarę groźnie, nie mogłem dać tego po sobie poznać.
- Prze...przepraszam - powiedziała dość cicho i niepewnie, po czym na powrót odzyskała dawną energię i pewność siebie. - Ale to twoja wina! Sam się o to prosiłeś! Rozwiąż mnie! - zażądała. Nie wytrzymałem już dłużej i zaśmiałem się. - Co cię tak bawi, co?! - zawołała. Zanim zdołałem się jakoś uspokoić i jej odpowiedzieć, ubiegła mnie milcząca od dłuższej chwili Natalie.
- Victorio, ty naprawdę nic nie rozumiesz? Wyobraź sobie, że twoja marna władza i całkiem dobre umiejętności manipulacji nie mają tutaj znaczenia. On cię zabije - powiedziała ze spokojem. Gdy się uspokoiłem, popatrzyłem na dziewczynę z zainteresowaniem. Byłem ciekaw, co się teraz między nimi wydarzy.
- Akurat... Dobra, masz mnie. Nastraszyłaś mnie. Nie wiem, skąd wzięłaś tego dziwaka i namówiłaś go, żeby wziął w tym wszystkim udział, ale podziwiam twój upór i determinację. Naprawdę mnie zaskoczyłaś i trochę wystraszyłaś. A teraz może na serio mogłabyś kazać mu mnie rozwiązać? - spytała niejaka Victoria. Znów się zaśmiałem, więc dziewczyna ponownie popatrzyła na mnie.
- A ciebie co tak bawi, co?! - zawołała wojowniczo. Zbliżyłem się do niej ponownie i pochyliłem nad nią tak, żeby móc jej spojrzeć prosto w oczu.
- Ty, nędzna kreaturo - powiedziałem.
- Coś ty powiedział?! Nędzna?! Kreaturo?! Ja ci zaraz dam "nędzną kreaturę"! - krzyknęła. Ponownie spróbowała mnie kopnąć, ale tym razem udaremniłem jej to, chwytając ją za nogę, po czym obie jej nogi przywiązałem na szybko, bez większych problemów, do nóg krzesła, w końcu była tylko człowiekiem i nawet gdy wyrywała się z całych sił, nie stanowiła dla mnie żadnego wyzwania.
- Uwolnij mnie albo...
- Przestań wrzeszczeć! - krzyknąłem zdenerwowany, po czym schyliłem się i wbiłem jej w udo niewielki, wyczarowany nożyk. Dziewczyna ponownie wrzasnęła z bólu, a ja przekręciłem go lekko, co spowodowało jej kolejny krzyk.
Powtórzyłem tą czynność jeszcze kilka razy, za każdy jej krzyk ja raz poruszałem nożykiem w ranie, dopóki się nie znudziłem. Wyprostowałem się i spojrzałem na nią z góry. Nożyk zostawiłem w ranie, żeby nie zaczęła od razu tak mocno krwawić, w końcu tym razem miałem długo i boleśnie torturować swoją ofiarę i nie dać jej szybko umrzeć. Dziewczyna patrzyła na wystającą z jej uda niewielką rękojeść jakby zobaczyła ufo albo Wielką Stopę i nie mogła pojąć, skąd to się wzięło. - Wydasz z siebie jeszcze jeden wrzask, przez który moje uszy będą musiały ponownie cierpieć, to obiecuję ci, że się nie powstrzymam i kolejnym razem przebiję ci gardło, jasne?! - powiedziałem. Dziewczyna podniosła na mnie wzrok, a w kącikach jej oczu dostrzegłem łzy. Przynajmniej dotarło do niej, że to nie są żadne żarty. Pokiwała lekko głową, a ja odwróciłem się w stronę mojej jednoosobowej widowni. - Podobało się? - spytałem z lekkim, radosnym uśmiechem, mimo że już z wyrazu twarzy Natalie było widać, jak dobre wrażenie zrobiło na niej moje krótkie przedstawienie.
- Było świetnie - powiedziała po chwili, ze spokojem, jakby musiała dokładnie i uważnie dobierać każde słowo. - Ta suka w końcu dostała to, na co zasługuje - dodała dziewczyna, po czym również się uśmiechnęła. Dobrze znałem ten typ uśmiechu, sadystyczny, zdradzający żądzę krwi. Czułem, że z tymi dwoma nie będę dziś się nudził.
- Natalie! Jak możesz tak mówić?! Co ja ci takiego zrobiłam?! - zawołała Victoria. Przez chwilę patrzyła na swoją znajomą tak, jakby oczekiwała od niej odpowiedzi i wyjaśnienia tego wszystkiego, po czym spojrzała się z przestrachem na mnie. - Przepraszam, ja nie chciałam krzyczeć...Zapomniałam, że nie mogę... - powiedziała cicho.
- Nic się nie bój, postanowiłem cię wyjątkowo nie karać... - odparłem. Dziewczyna odetchnęła z ulgą. - Na razie - dodałem, po czym spojrzałem ponownie na moją nową znajomą. - Mam kontynuować? - spytałem. Dziewczyna przeniosła na mnie wzrok.
- O tak! - odparła bez wahania.
- Nie! - krzyknęła w tej samej chwili Victoria. Popatrzyłem na nią ze złością, a na jej twarzy ponownie zagościł wyraz czystego przerażenia. - Przepraszam! - dodała szybko.
- Dość tych przeprosin. Teraz dopiero dam ci powody do krzyku - odparłem. Ponownie do niej podszedłem, a w mojej ręce pojawił się młotek. Podniosłem go na wysokość twarzy Victorii i zacząłem się mu przyglądać.
- Wiesz... Lubię ten sposób zabijania. Wprost uwielbiam słuchać trzasku miażdżonych kości i organów. Ale problem z ludźmi jest taki, że dość szybko dają mi się wykończyć swoim młotkiem i nie mam z nimi wiele zabawy... Na szczęście ten młotek jest trochę mniejszy od tego, którego zwykle używam, więc pożyjesz dłużej i dostarczysz mi więcej rozrywki! - zawołałem uradowany. Dziewczyna popatrzyła na mnie z przerażeniem i zaczęła powoli kręcić głową.
- Błagam... - powiedziała cicho. W odpowiedzi jedynie uśmiechnąłem się, po czym przystąpiłem do swojego nowego zadania, czyli powolnego miażdżenia jej palców owym młotkiem. Victoria mimo mojego ostrzeżenia często krzyczała, więc co jakiś czas przerywałem to i ponownie kręciłem nożykiem nadal tkwiącym w jej ranie w udzie. To powodowało, że dziewczyna na jakiś czas się przymykała.
Co chwila też sprawdzałem reakcję Natalie, która przyglądała się temu wszystkiemu co robiłem z rosnącą ciekawością i ekscytacją, przez co i moja ciekawość wzrastała. Wydawała się być naprawdę inna, wyjątkowa, nie panikowała, nie bała się... Mimowolnie zacząłem się zastanawiać, czy nie ma w sobie tego czegoś, co mamy na przykład ja, Cane, Jack, Jill czy Jeff. Może mogłaby zostać morderczynią? Kto wie, może odkryłem kolejną psychopatkę? Godnego ucznia? - pomyślałem, po czym roześmiałem się ponownie, rozbawiony taką wizją. Tortury trwały jeszcze trochę, po dokładnym zajęciu się jedną dłonią dziewczyny, dałem jej nieco odpocząć. Nie chciałem, aby za szybko wykorkowała. Niejaka Victoria przez długi, długi czas w ogóle się nie odzywała, tylko oddychała ciężko, jakby próbując się uspokoić. Wszędzie była krew, na więzach, jej ubraniach, krześle do którego była przywiązana, zaczęła nawet skapywać na podłogę i tworzyć na niej niewielką kałużę. Po kilku minutach dziewczyna podniosła na mnie wzrok pełen nienawiści. Mimowolnie znów się uśmiechnąłem.
- Cieszę się, że nie straciłaś jeszcze całkiem sił, widać dostarczysz mi naprawdę dużo rozrywki, co bardzo mnie cieszy - powiedziałem. Następnie spojrzałem na mojego widza i przyjrzałem się jej uważnie.
- Może jednak chcesz spróbować? - spytałem po namyśle. Dziewczyna oderwała swoje zafascynowane spojrzenie od Victorii i spojrzała na mnie. Fascynacja w jej oczach ustąpiła miejsca zawahaniu.
- Ja, nie jestem pewna...
- No chcesz czy nie?! - zawołałem, tracąc cierpliwość. Dziewczyna popatrzyła na mnie z lekkim strachem, ale nie tak wielkim, jak inne ofiary. Przez chwilę znów wyglądała, jakby nie była pewna co chce zrobić.
- Dobra. Chcę spróbować. Co mam zrobić? - spytała. Spojrzałem z powrotem na moją ofiarę, która przyglądała się swojej przyjaciółce, jakby nie mogła uwierzyć w jej słowa.
- Ty...Jak możesz... Ty mała suko... - wyszeptała. Ku mojemu zaskoczeniu. Natalie doskoczyła do niej i uderzyła ją w twarz i to tak mocno, że głowa obróciła się jej w bok.
- Zamknij się! To ty jesteś suką, podłą suką, która męczyła mnie całe moje życie! Nienawidzę cię i chcę, żebyś cierpiała za to wszystko co zrobiłaś! - zawołała. Wściekłość w jej głosie była aż nazbyt dobrze słyszalna. Po raz kolejny uśmiechnąłem się.
- Cudownie. W takim razie mogłabyś zająć się drugą dłonią - powiedziałem po chwili namysłu. Natalie spojrzała ponownie na mnie.
- Jasne. Dasz mi młotek? - spytała. Pokręciłem lekko głową.
- Nie - odparłem. Natalie popatrzyła na mnie ze zdziwieniem.
- Jak to?
- Tak to. Zaczniemy inaczej, masz - powiedziałem. Następnie podszedłem do niej i wyciągnąłem w jej stronę dłoń, w której chwilę później pojawiły się niewielkie obcążki. - Idealne do wyrywania paznokci. Zajmij się się tym, a potem może pomyślimy o zmiażdżeniu jej drugiej dłoni - powiedziałem. Natalie po chwili namysłu chwyciła przedmiot i odwróciła się w stronę swojej przyjaciółki. Ta ponownie zaczęła ją prosić i błagać o litość, ale Natalie pozostawała na to wszystko zupełnie głuchą.
- Jak mam to zrobić? - spytała. Wzruszyłem ramionami.
- Jak chcesz. Jak coś zrobisz źle to co najwyżej sprawisz jej więcej bólu albo szybciej ją zabijesz, a tym się chyba nie przejmujesz, nie? - powiedziałem.
- No... Właściwie masz rację - odparła po chwili Natalie. Później na jej twarzy zagościł uśmiech, który określiłbym już jako lekko sadystyczny, a następnie odwróciła się w stronę swojej przyjaciółki. Kiedy Natalie, nieco niezdarnie, przystąpiła do pozbawiania jej paznokci z jeszcze niezmiażdżonej dłoni, Victoria poddała się i przestała ją błagać, a zamiast tego zaczęła ją ponownie wyzywać. Natalie jednak zupełnie ją ignorowała, skupiła się tylko na tej jednej czynności. Przyglądałem się temu wszystkiemu z rosnącą ciekawością.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro