Rozdział 5
Przypomniałam sobie w końcu, że w sali luster zostawiliśmy przecież jeszcze żywą ofiarę. Co prawda teraz już pewnie ten stan rzeczy uległ zmianie i ofiara była tak samo żywa, jak lalka Jasona, czyli wcale, ale lepiej było się jeszcze upewnić co i jak. Wspomniałam o tym Jack'owi i on postanowił pójść to sprawdzić, a Cane i ja uznałyśmy, że zamiast tego wolimy poczekać na niego, trochę pogadać i potem pójść do Candy'ego. Zakładając, że nie zmienił miejsca swojego pobytu, odkąd Cane zostawiła to duże dziecko samemu sobie.
- Ale zabawnie! Teraz my też będziemy prawie jak siostry! - zawołała uradowana.
- Może lepiej żeby tak nie myśleć? Wtedy nasi bracia musieliby być też braćmi dla siebie nawzajem i Candy przy okazji byłby moim bratem, a Jack twoim, co oznaczałoby kazirodztwo - odparłam, oczywiście z ironią. Zaśmiałyśmy się krótko, po czym kontynuowałyśmy rozmowę na temat jakichś mało ważnych pierdół, która trwała dopóki nie zjawił się ponownie Jack, jak się okazało, z towarzystwem.
~*~
Skoro one nie chciały iść ze mną, to sam poszedłem sprawdzić co z tą dziewczyną. Poza tym, nawet jeśli już nie żyła (a właściwie to na pewno tak było) musiałem ją jakoś posprzątać, bo ani trochę nie podobało mi się, że miałaby nadal być w mojej ulubionej sali i już po śmierci tak bezczelnie zajmować miejsce przeznaczone dla moich innych ofiar. Traf chciał, że jakimś dziwnym cudem, gdy się tam znalazłem, trafiłem właśnie na Candy'ego, który z lekkim przestrachem przyglądał mi się jak tylko się pojawiłem, ale trwało to krótko.
- Jack! To tylko ty, jak dobrze! Już myślałem, że to Jill! - zawołał z ulgą.
- A gdyby to była Jill, to co w tym złego? - spytałem, podchodząc do niego.
- Byłaby jeszcze gotowa zacząć się mnie czepiać w związku z wczoraj - odparł.
- To znaczy?
- No, chodzi o tą całą imprezę, alkohol, twoje cuksy - wyjaśnił Candy.
- Dlaczego moja siostra miałaby mieć do ciebie pretensje o to, że piłeś alkohol i jadłeś moje cuksy? - zapytałem. Sądząc po minie Candy'ego, tym pytaniem zupełnie zbiłem go z tropu i jednocześnie przypomniałem, że, według niego, nie wiem jeszcze o paru istotnych sprawach.
- Ja...eee... Bo wiesz.... - przynajmniej podjął próbę wytłumaczenia się z tego jakoś, a to już coś.
- No wiem, wiem. Spotykasz się z Jill? - spytałem prosto z mostu. Niesamowicie żałuję, że nie miałem wtedy przy sobie aparatu i nie zrobiłem w porę zdjęcia Candy'emu, bo jego mina, będąca mieszanką oburzenia, zaskoczenia, niedowierzania i strachu, zdecydowanie godna była uwiecznienia.
- Eee... A kto ci takich rzeczy naopowiadał? - zapytał. Nie zaprzeczasz ani nie potwierdzasz, tylko odpowiadasz pytaniem na pytanie. Sprytne. Jak na ciebie - pomyślałem mimowolnie.
- Właśnie Jill - odparłem, chcąc za wszelką cenę powstrzymać uśmiech wywołany tą sytuacją, który wprost cisnął mi się na usta.
- Jill?
- Tak, Jill. Uprzedzając pytania, tak, nasza Jill, moja siostra, przyjaciółka twojej siostry, podobno twoja dziewczyna. To jak jest w końcu? - zapytałem.
- Ale Jill sama ci to powiedziała? - spytał po chwili ciszy Candy.
- Nie, ptaszki mi wyćwierkały. A konkretnie to jeden, o imieniu Cane - odparłem.
- Cane ci powiedziała? - zdziwił się błazen.
- Poniekąd. I znów, uprzedzając pytania, tak, nasza Cane, twoja siostra, przyjaciółka Jill, moja dziewczyna -odparłem. Uznałem, że to dobry moment na skonfrontowanie tego wszystkiego.
- COO?! - zawołał Candy.
- To, co słyszałeś. Chodzę z Cane, od paru tygodni, tak jak ty podobno chodzisz z Jill. Dziewczyny własnie obgadują razem ten temat. Zabawnie, nie?
- To one tutaj są? Obie? Gdzie?
- No oczywiście, że są, ale im się nie chciało przyjść sprawdzić co z tą dziewczyną. Ale, wracając do właściwego tematu, czyli potwierdzasz swój związek z moją siostrą? - spytałem z lekkim uśmiechem.
- Cholera... No tak, oczywiście, że tak. Ale od jak dawna o tym wiesz? A one? Od kiedy wiedzą? A ktoś jeszcze wie? - zapytał Candy.
- O tej całej sytuacji wiem od dziś. A od kiedy one wiedzą, nie mam pojęcia. A skoro nasza ofiara już nie żyje, możemy się do nich przejść i sam zadasz im te wszystkie ciekawe pytania - odparłem, na co Candy się zgodził.
~*~
- Cześć Candy! - zawołała uradowana Jill na mój widok, po czym rzuciła się na mnie i przytuliła się, czego zupełnie się nie spodziewałem. Omal nie wylądowaliśmy przez to na podłodze.
- Fajnie cię znowu widzieć - odparłem. Następnie Jill odsunęła się ode mnie, a ja miałem okazję jeszcze raz przywitać się z siostrą i podziękować jej za to, co dla mnie zrobiła. Zaczęliśmy gadać o różnych sprawach, przy czym Jack i ja dowiedzieliśmy się też, że dziewczyny też dowiedziały się o naszych związkach całkiem niedawno. Kto mógł się spodziewać, że po kilkuset latach znajomości przydarzy się nam coś takiego? Cane i ja pozwoliliśmy sobie zostać u Roześmianych na całą noc, gdyż skusili nas swoimi świetnymi cukierkami. Dopiero rankiem, następnego dnia, uznaliśmy, że najwyższy czas wrócić do Rezydencji (o ile podczas naszej nieobecności ktoś jej nie spalił/nie zburzył/nie wysadził w powietrze/nie zniknął nagle w jakiś magiczny sposób).
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro