Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4


Wydał z siebie głośny jęk, jakby właśnie umierał.

-Trzeba było tyle nie pić. I nie jeść cuksów Jack'a-powiedziałam, podając mu szklankę z wodą. Zaraz też wypił całą jej zawartość, jakby właśnie wrócił z kilkudniowego pobytu na pustyni, gdzie do picia nie miał absolutnie nic.

-Możesz tyle nie gadać?!-zawołał, rzucając ze złości szklanką, która się rozbiła.

-Mógłbyś być milszy-odparłam.

-A ty cichsza-stwierdził.

-Pomagam ci.

-A może ja tego wcale nie chcę?-spytał, krzyżując ręce.

-Kiedy ty się taki zrzędliwy zrobiłeś?-zapytałam.

-Może zawsze taki byłem-powiedział, po czym odwrócił się powoli na bok, a potem na brzuch. Westchnął i schował twarz w poduszce.

-Trzyma cię jeszcze kac, głowa cię napierdala, może kilka innych części ciała też daje o sobie znać, i na pewno jest ci niedobrze-powiedziałam.

-Skoro wiesz, dlaczego jestem taki zrzędliwy, to dlaczego się pytasz? I maltretujesz mnie swoją gadaniną?-zapytał.

-Wcale cię nie maltretuję! Staram się tylko dowiedzieć, jak najlepiej ci pomóc!-zawołałam. Candy uniósł głowę i spojrzał na mnie uważnie.

-Gdzie my w ogóle jesteśmy?-spytał, rozglądając się następnie po pomieszczeniu, które, no cóż, najprzytulniej nie wyglądało. Wzruszyłam ramionami.

-Jakaś stara, opuszczona rudera. Natknęłam się na nią kiedyś przypadkiem-wyjaśniłam.

-Aha, a skąd tutaj łóżko i pościel?-zapytał, przenosząc wzrok na miejsce, na którym smacznie sobie leżał.

-Łóżko już tu było, a pościel zabrałam z Rezydencji, bo spodziewałam się, że się przyda-odparłam.

-A dlaczego jesteśmy tu, a nie tam?-zapytał Candy. Zaczyna mnie irytować tymi ciągłymi pytaniami, jak dziecko-pomyślałam, ale nie dałam się jeszcze wyprowadzić z równowagi.

-Gdybyśmy zostali tam, musielibyśmy wziąć udział w tym cyrku, który miał tam miejsce-odparłam.

-Uwielbiam cyrk!-zawołał mój brat, uśmiechając się przy tym głupkowato.

-Wiesz, o co mi chodzi! Wszyscy się schlali i naćpali i mielibyśmy przez to same kłopoty!

Candy westchnął i z powrotem położył głowę na poduszce, po czym zamknął oczy.

-Chcę jeszcze spać-powiedział, ni to zdziwionym, ni to zmęczonym tonem.

-Pewnie nadal trzymają cię cukierki Jack'a-odparłam.

-Może...W każdym razie, dzięki za pomoc, ale jednak muszę cię teraz zignorować, bo czuję, że zaraz padnę. Jak chcesz, możesz sobie gdzieś iść w tym czasie-powiedział Candy.

-Dziękuję uniżenie za pozwolenie, jaśnie panie-odparłam z uśmiechem. Brat zbył mnie machnięciem ręki.

-No już, spierdalaj i daj człowiekowi odpocząć-powiedział, a ja nie mogłam się powstrzymać i zaśmiałam się.

~*~

Idąc przez las dobrze znaną drogą, wprost nie mogłam się doczekać naszego spotkania. Niby widzieliśmy się tak niedawno, a ja już zdążyłam się stęsknić. Gdy dotarłam na miejsce, zaczęłam spacerować dobrze znanymi drogami, szukając przy tym wszędzie klowna. Zaczęłam od sprawdzenia wszystkich jego ulubionych miejsc i właśnie kiedy byłam w jednym z nich, usłyszałam głośny krzyk, pomieszany z płaczem. Uśmiechnęłam się zadowolona, bo wiedziałam już, gdzie go znajdę. Przyspieszyłam i stanęłam przed drzwiami do sali luster, w której zwykł najczęściej torturować swoje ofiary, jeśli już zabierał je do swojego lunaparku. Zapukałam głośno do drzwi, gdyż znałam go na tyle, żeby wiedzieć, że zamknął je, aby ofiara mu nie uciekła. Po chwili płacz jakby nieco ucichł, a ja usłyszałam, że ktoś zbliża się do drzwi z drugiej strony. Dwie sekundy później otworzyły się one, a w progu stanął nieco zaskoczony, czarno-biały klown. Mój klown.

-Jackie!-zawołałam, rzucając mu się z radością na szyję. Uwielbiałam tak robić, bo udawał wtedy, że go to denerwuje i zachowywał się wtedy tak słodko. Tym razem jednak było inaczej.

-Cane? Co ty tu robisz? Przecież nie umawialiśmy się dzisiaj!-powiedział. Poczułam, jak cały sztywnieje pod wpływem mojego dotyku. Odsunęłam się od niego ze zbolałą miną.

-Miałam okazję i chciałam ci zrobić niespodziankę...A co, przyszłam nie w porę?-spytałam.

-Nie...to nie tak...tylko że...-klown zaczął się motać, jakby coś ukrywał albo nie wiedział, jak ma mi powiedzieć.

-Kto przyszedł?-usłyszałam dobrze znany głos. Oboje odwróciliśmy się w kierunku jego właścicielki, która stała kawałek za moim chłopakiem.

-Cześć Jill!-zawołałam i pomachałam do niej, co ta odwzajemniła.-Aaa, już rozumiem! To o nią się tak martwiłeś, tak? Ale nie musisz się już bać, Jill o nas wie-powiedziałam, przechodząc obok klowna, aby móc wejść do środka.-Tak samo jak ja wiem o niej i o...-urwałam, zdając sobie sprawę, że trochę się zagalopowałam w tamtym momencie.

- O niej i o kim? - spytał Jack, przenosząc wzrok ze mnie na swoją siostrę, która uśmiechnęła się przy tym z zakłopotaniem.

- Eeee, no... jakby ci to, ten, no, powiedzieć...ja też sobie znalazłam...kogoś... - wydukała w końcu z siebie.

- Naprawdę? Kogo? - zapytał Jack. Jill przez chwilę nic nie mówiła, tylko patrzyła się w ziemię, a potem przeniosła wzrok na mnie, po czym westchnęła krótko i spojrzała na Jack'a.

- No dobra, nie ma sensu robić z tego dłużej tajemnicy. Otóż, wybrankiem mojego serca został Candy - powiedziała.

- Candy?!

- Tak, Candy!

- Ale nasz Candy?!

- Tak, nasz Candy. A znasz innego? - zapytała Jill. Jack popatrzył na nią takim wzrokiem, jakby mówiła w innym języku.

- Jej brat? - spytał, wskazując mnie.

- Tak! - zawołała Jill, przewracając przy tym oczyma.

- CZY CIEBIE DO RESZTY POPIERDOLIŁO?! - krzyknął klown.

~*~

A zatem, gdzież ona mogła pójść? - pomyślałem, gdy ponownie się przebudziłem i byłem już w takim stanie, że mogłem w miarę normalnie funkcjonować i myśleć. Próbowałem sobie przypomnieć, czy coś mówiła o tym, dokąd idzie, ale w pamięci miałem pod tym względem jedną wielką czarną dziurę. Nie uśmiechało mi się pozostanie tutaj samemu, ani tym bardziej powrót do Rezydencji, gdzie pewnie też wiele się działo. Postanowiłem przejść się do Jack'a i sprawdzić, czy jest w swoim lunaparku. I istniała szansa, że będziemy się potem mogli jakoś ciekawie zabawić z ewentualnymi gośćmi. Pozbierałem się więc w miarę możliwości jak najszybciej do kupy i udałem się w drogę, która minęła mi dosyć szybko, mimo że najpierw musiałem ogarnąć, gdzie ja w ogóle jestem. Gdy już znalazłem się w jego wesołym miasteczku, trzeba go było jeszcze poszukać. Jakiś głos w mojej głowie podpowiadał mi, że to nie ma sensu, ale go zignorowałem, chciałem w końcu mimo wszystko udać się na jakieś wspólne zabijanie. W trakcie moich poszukiwań zawędrowałem między innymi do sali luster, gdzie trafiłem na bardzo ciekawy widok pod postacią jakiejś dziewczyny przywiązanej do krzesła stojącego na środku sali. Z daleka można było zauważyć, że jest już martwa, bo jej ciało było totalnie bezwładne. Gdy się zbliżyłem, przekonałem się dodatkowo, że ma wydłubane oczy, pociętą twarz i odciętą rękę. Sądząc po ranie, ktoś musiał to zrobić piłą, taką jakiej używa Jill. A że Jack rzadko korzysta z takich narzędzi, mogłem uznać, że to najprawdopodobniej jej sprawka. Nie ucieszyła mnie zbytnio ta wizja, bo to mogło oznaczać, że ona tutaj nadal jest, a ostatnie, na co miałem ochotę, to spotkać ją właśnie teraz, po tej imprezie w Rezydencji, w lunaparku jej brata.

~*~

- No ale przecież to jest dziwkarz jakich mało! - zawołał oburzony Jack, po czym chyba sam przestraszył się tego, co powiedział, i spojrzał z obawą w moją stronę.

- Masz jakiś problem z moją rodziną? - zapytałam.

- Żadnego problemu nie mam, Cane! Oczywiście, że nie, przecież wiesz, że przyjaźnię się z Candy'm! Ale on sam przecież temu nie zaprzecza, prawda? - odparł klown.

- Ale ty mówisz o tym, jakby to była jakaś straszna wada - stwierdziła, krzyżując ręce, a następnie podchodząc powoli do Jack'a. Zmierzyłam go przy tym przenikliwym spojrzeniem.

- Bo jest, kiedy spotyka się z moją siostrą - odparł Jack, po czym spojrzał na Jill.

- Ale jeśli Candy jest moich chłopakiem, to nie chodzi na dziwki, więc nie jestem dziwkarzem. Chyba że za dziwkę uważasz mnie, braciszku - powiedziała dziewczyna, uśmiechając się przy tym lekko.

- Nie! No oczywiście, że nie! - zawołał Jack.

- Widzisz?! A poza tym, Candy dowiódł, że umie dochować wierności w związku! - odparłam.

- Był w związku trzy razy na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat. Jeden związek trwał tydzień, bo laska sama od niego uciekła, jak się dowiedziała, kim jest. A drugi związek skończył się po trzech dniach, bo Candy zerwał z nią, bo wolał jednak zabawiać się z innymi - stwierdził Jack.

- Ale trzeci związek trwał miesiąc! - zawołałam na obronę brata.

- I skończył się tym, że Candy zabił swoją dziewczynę, bo ośmieliła się pogryźć jego lizaka - zauważył Jack.

- No bo jego lizaków się nie je i nie gryzie bez jego zgody! - odparłam, na co Jack westchnął.

- Dobrze, dobrze. Ja już nic więcej nie mówię. Przecież to ty będziesz musiała z nim wytrzymać, nie ja - stwierdził klown, wracając przy tym spojrzeniem do Jill.

- Zaraz, co? - zdziwiła się dziewczyna.

- No to co słyszałaś. Przecież mówię chyba po naszemu, nie?

- To ty nie jesteś zły?

- A o co miałbym się złościć? - zapytał Jack.

- No...o to, że spotykam się z twoim przyjacielem, w dodatku z Candy'm - wyjaśniła Jill.

- Po pierwsze, to powiedziałem już, że jeśli się z nim spotykasz, to Candy nie jest moim problemem, tylko twoim. Po drugie, to mój przyjaciel i mimo wszystko wiem, że tobie nic złego nie zrobi. Chyba. Po trzecie, jeśli jednak okaże się debilem i coś ci zrobi, to nie zważając na wszystko, ja zrobię coś jemu. I to tak mu to "coś" zrobię, że się po tym nie pozbiera. I nie pomoże mu nawet fakt, że jest twoim bratem - wyjaśnił Jack. Pod koniec swojej wypowiedzi przeniósł wzrok z Jill na mnie. A ja z kolei wprost nie mogłam powstrzymać swojej radości.

- Jej! No to jesteśmy prawie jak rodzina! - zawołała uradowana, klasnąwszy przy tym z radości w dłonie. Jill zaśmiała się krótko.

- No to teraz czas na ślub i dzieci! - zawołała.

- Koniecznie! Jack Junior, Jill Junior, Candy Junior i Cane Junior! - zaczęłam wyliczać. Następnie spojrzałyśmy z Jill na Jack'a, który przyglądał się nam z lekkim przerażeniem, jakbyśmy były niespełna rozumu.

- Może lepiej odłóżcie te przyszłościowe plany na...nigdy na przykład? - zapytał, na co my obie zaśmiałyśmy się.

- Wychodzi na to, że teraz jedyną osobą, która o nas zupełnie nic nie wie, jest Candy. Trzeba go uświadomić na temat naszego związku, Jackie! - zawołałam.

- Nie mów do mnie "Jackie"!

- Nie mów do mnie, żebym przestała mówić do ciebie "Jackie", bo i tak tego nie zrobię! - odparłam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro