Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9

Victoria w końcu umarła z powodu bólu i wykrwawienia, ale to nie ja doprowadziłem do jej śmierci. Znaczy, moje zasługi też były spore, ale głównie wszystkiego dokonała Natalie. Ta dziewczyna zaczynała mnie coraz bardziej fascynować. Gdy Victoria nie stanowiła już problemu, Natalie podeszła do mnie. Wcześniej, kiedy patrzyła na twarz swojej umierającej "przyjaciółki" wydawała się nawet szczęśliwa, ale teraz wyraz jej własnej twarzy i oczu stał się dziwnie pusty.

- Teraz mnie zabijesz, prawda? - spytała. - Właściwie to wszystko mi już jedno. Przynajmniej tyle mi przyszło z tego mojego marnego, nudnego życia, że mogłam się odpłacić tej zołzie tak, jak na to zasługiwała - dodała. Nie mogłem się powstrzymać i zaśmiałem się cicho. Natalie popatrzyła na mnie zaskoczona. - Co cię tak bawi? - spytała.

- Ty - odparłem bez chwili zastanowienia. - Choć znacznie bardziej mnie ciekawisz niż śmieszysz. Jesteś naprawdę interesującą i zabawną osóbką - dodałem.

- Potraktuję to jako komplement - stwierdziła Natalie, czym, nawet chyba niezamierzenie, znów mnie rozbawiła.

- Nie zabiję cię... Jeszcze - powiedziałem, gdy byłem już w stanie normalnie mówić. Natalie popatrzyła na mnie zaskoczona i zamrugała kilka razy.

- Jak to? - zdziwiła się. Wzruszyłem ramionami.

- Tak to. Zainteresowałaś mnie i myślę, że możesz też zainteresować moich przyjaciół. Więc zamierzam poczekać z zabiciem cię do ich powrotu, żeby dowiedzieć się, co oni o tobie sądzą - wyjaśniłem.

- Ale... po co?

- Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz. Skończmy lepiej ten temat, bo jak mnie wkurzysz, to zrobię ci dokładnie to samo, co ty zrobiłaś Victorii i tak właśnie umrzesz - odparłem. Na szczęście Natalie znała już moje mordercze skłonności i od razu uwierzyła w moją groźbę. Większość moich przyszłych ofiar mi nie wierzy i źle się to dla nich kończy. - No, to skoro doszliśmy już do porozumienia, to chodźmy stąd - dodałem.

- Co? Dokąd? - zdziwiła się Natalie. Ponownie wzruszyłem ramionami.

- W tym lunaparku zawsze się znajdzie jakieś ciekawe miejsce. Idziesz? - spytałem, uśmiechając się przy tym lekko i odsłaniając tym samym swoje ostre zęby. Nie bez pewnego zadowolenia stwierdziłem, że dziewczyna lekko się wzdrygnęła.

- A mam inne wyjście niż robić to, co mi każesz? - spytała.

- Nie, chyba że chcesz skończyć jak twoja najlepsza przyjaciółka - odparłem. Natalie posłała mi wkurzone spojrzenie, ale nic więcej nie powiedziała. Na szczęście okazała się naprawdę rozsądną osobą i nie próbowała mi już więcej uciekać, porzuciła też wszelkie próby oszukiwania mnie czy negocjacji albo błagania o litość. Była jedną z niewielu osób, które były już teraz pogodzone ze swoim losem, bez względu na to, jaki on miałby być.

~*~

- Ale było super! Żałuję tylko, że już skończyła się zabawa, ale musimy częściej razem zabijać! - zawołałam.

- Zdecydowanie. I następnym razem weźmy ze sobą też Candy'ego - odparła równie zadowolona jak ja Jill.

- Koniecznie! - zawołałam.

- Nadal macie jeszcze siły na mordowanie? - spytał Jack.

- Zawsze i wszędzie! - zawołałam uśmiechnięta. Dotarliśmy już do lunaparku mojego chłopaka. Jill i ja zaczęłyśmy wspominać to jak cudownie wykończyłyśmy nasze ostatnie ofiary, podczas gdy Jack nieco ucichł. Nagle jednak ciszę przerwał głośny, dziewczęcy krzyk. Zdążyłam jedynie odwrócić głowę i dostrzec przed nami jakąś dziewczynę, która upuściła niesione przez nią pluszaki.

- O, jak na zawołanie mamy tutaj kolejną ofiarę - stwierdził Jack. Nim którekolwiek z nas zdążyło cokolwiek zrobić, dziewczyna zaczęła się powoli cofać.

- Spokojnie, t-to nie tak, ja...ja...

- Załatwmy ją! - zawołałam, ignorując jej niezbyt udane próby wypowiedzenia się. Teleportowałam się przed nią z zamiarem dobrego zabawienia się jej kosztem. Dziewczyna skuliła się i zasłoniła rękami, podczas gdy ja wyczarowałam sobie nóż. Byłam już gotowa zadać pierwszy cios.

- On nie chciał, żebyście mnie krzywdzili, póki wam mnie nie przedstawi! - zawołała dziewczyna. Słysząc jej słowa, zatrzymałam się. Opuściłam dłoń, w której trzymałam nóż i przyjrzałam się uważnie tej osobie.

- Kto niby? - spytałam. W tym czasie zdążyli już do nas dołączyć Jack i Jill, zaskoczeni i zainteresowani tym wszystkim równie mocno jak ja.

- Candy Pop - odparła dziewczyna.

- Mój brat? - zdziwiłam się.

- Mój chłopak? - spytała w tej samej chwili Jill, zapewne równie zaskoczona jak ja. Dziewczyna nagle jakby odzyskała trochę spokoju wewnętrznego. Przestała się trząść jak galareta, opuściła ręce i spojrzała na nas odważnym wzrokiem.

- Tak - odparła krótko.

- Jak masz w ogóle na imię? - spytał nagle Jack.

- Natalie - odparła dziewczyna.

- A kogo obchodzi, jak ona się nazywa? Zabijmy ją i tyle! - zawołałam, krzyżując przy tym ręce. Oczywiście musiałam uważać, aby nie zranić się przy tym nożem. Cały czas miałam go przy sobie, bo liczyłam jednak na to, że będę mogła się z tą całą Natalie jeszcze nieźle zabawić.

- Uspokój się, Cane. Skoro Candy jej nie zabił, widocznie miał ku temu powody. Najlepiej będzie, jak jemu się spytamy, o co chodzi - stwierdził Jack.

- Zakładając, że ta laska mówi prawdę - odparłam. Klown spojrzał z powrotem na Natalie i przyjrzał jej się uważnie.

- Nie sądzę, żeby kłamała - stwierdził.

- A ty to jesteś takim wielkim znawcą kłamstwa? - spytałam.

- Dokładnie tak. A ty nie? Ona nie kłamie i ty dobrze o tym wiesz, Cane. Musisz czasem opanować swoje mordercze instynkty - odparł Jack.

- I kto to mówi! - zawołałam, nieco już tym wszystkim zdenerwowana.

- Dobra, porzućmy temat kłamstw. Niech ona po prostu weźmie nas do Candy'ego, jeśli wie, gdzie jest, i on nam wszystko wyjaśni - stwierdziła Jill.

- To chyba byłby najlepszy pomysł - odparł Jack. Spojrzał na mnie, ale ja jedynie zmierzyłam go lodowatym spojrzeniem i nic więcej nie powiedziałam. Ostatecznie jednak okazało się, że Natalie wie, gdzie jest Candy i nas do niego zaprowadziła. Błazen był w jednym z namiotów cyrkowych. Gdy się zjawiliśmy, jak można się było spodziewać, ucieszył się na nas widok i przywitał się z nami wszystkimi, ale gdy podszedł i Jill chciała się z nim przywitać bliżej, Candy zignorował ją i zdecydowanie więcej uwagi poświęcił tej dziewczynie.

- Natalie! Zaskakujące, że cię od razu nie wypatroszyli. Zwłaszcza Jack, on lubi wykańczać każdego człowieka, na jakiego się natknie w swoim królestwie - powiedział Candy.

- W końcu moje królestwo to moje królestwo i tylko ja mam do niego prawo - odparł Jack, z lekkim uśmiechem na ustach.

- No właśnie, a propos tego twojego królestwa! Nie uwierzycie, co ta laska zrobiła! Sama zaproponowała mi, żebym zabił jej znajomą, żeby mogła na to popatrzeć, a potem powiedziała, że mogę zająć się też nią. No ale tak mnie zainteresowała, że zdecydowałem się ją na razie oszczędzić. Może mogłaby z nami zamieszkać? Mogłoby być naprawdę ciekawie! - zawołał mój brat. Jack popatrzył na niego niepewnie, a potem na tą całą Natalie, która teraz dziwnie przycichła.

- Właściwie to jeśli ty uważasz, że ona nie jest żadnym zagrożeniem, to może zostać. Też się z chęcią przekonam, co to za osóbka. Dziewczyny też chyba nie mają nic przeciwko, co? - odparł klown, po czym spojrzał na mnie, a potem na Jill.

- A może jednak mamy? Dlaczego mamy ją oszczędzać, skoro sama pozwoliła się zabić? - zapytała Jill. W tej samej chwili Natalie popatrzyła ze strachem na nią. Czyli jednak boisz się śmierci - pomyślałam.

- Nie musimy zabijać każdego, nawet jeśli tego chce, a z nią może być naprawdę ciekawie! Dajmy jej szansę, może zrobimy z niej własną proxy? - powiedział podekscytowany Candy. Jego radość i ekscytacja od razu udzieliły się Jack'owi.

- To byłoby się świetne! - zawołał klown, podczas gdy ja powoli podeszłam do Jill.

- Czy my mamy tutaj jeszcze coś do powiedzenia? - spytałam ją cicho, obserwując dziecięcą reakcję tej dwójki.

- Obawiam się, że nie. No ale dajmy szansę tej małej, może nie będzie tak źle - szepnęła Jill. Jak na zawołanie obie spojrzałyśmy na Natalie, która przyglądała się Candy'emu i Jack'owi z lekkim rozbawieniem. Kiedy jednak spostrzegła, że na nią patrzymy, uśmiech zniknął jej z twarzy. Miałam co do niej złe przeczucia, ale wolałam na razie zachować je dla siebie.

- Dobra, czyli ustalone, Natalie z nami zostaje! Wyjaśniłem jej już kilka rzeczy, na przykład to, że nie jesteśmy zwykłymi ludźmi i znamy parę nieludzkich sztuczek. Wystarczy jej wyjaśnić resztę panujących tu zasad i będzie dobrze, prawda, Natalie? - powiedział Candy, po czym spojrzał na dziewczynę, która przeniosła wzrok z nas na niego i przybrała z lekka zakłopotaną minę.

- Prawda - odparła wreszcie krótko.

- Wow, Candy zdradził ci już takie fakty o nas i nie przeraziło cię to? - zdziwił się Jack. Jednocześnie popatrzył na nią z podziwem, co mnie nieco zdenerwowało.

- Przeraziło i przeraża nadal, ale nie zamierzam z tego powodu panikować ani tym bardziej stąd uciekać. Jeśli to wszystko prawda, nie miałabym szans. A że nie wyglądacie na normalnych ludzi, to zakładam, że tak, to faktycznie prawda - powiedziała dziewczyna. Musiałam przyznać, że taka reakcja ze strony jakiegoś człowieka, który nas poznaje, była dla mnie czymś niecodziennym. To, co powiedziała, nie brzmiało głupio, do tego nie wydawała się być kolejną irytującą ofiarą, która za wszelką cenę będzie próbowała uciec. Jack popatrzył na nią z jeszcze większym podziwem.

- Jestem pod wrażeniem twojej całkiem mądrej dedukcji. To może teraz opowiemy ci trochę o wszystkich zasadach, które tutaj panują - stwierdził Jack. Natalie kiwnęła głową, a ja poczułam, że nie wytrzymam tak dalej i muszę coś zrobić. Ruszyłam więc w ich stronę i stanęłam między tą dwójką pajaców, a dziewczyną, po czym posłałam jej nieprzyjemne spojrzenie.

- No dobra, więc słuchaj, bo drugi raz nie powtórzę. Nie robisz absolutnie nic bez naszej wiedzy i zgody, a już na pewno nie wychodzisz poza granice lunaparku. I zanim gdziekolwiek tutaj pójdziesz albo cokolwiek zrobisz, też musisz kogoś z nas zapytać o zgodę. Również bez naszej wiedzy nikogo nie zabijasz, ale jeżeli zauważysz tutaj jakichś ludzi, od razu nam o tym donosisz. Słuchasz się nas i tylko nas, a nie innych morderców, bo żyjesz tylko dzięki naszej łasce - powiedziałam.

- Innych morderców?! - zawołała zaskoczona i jednocześnie zdenerwowana dziewczyna.

- Nie przerywaj mi - syknęłam ze złością. W tej samej chwili wtrącili się Jack i Candy i wyjaśnili jej, że istnieją też inni zabójcy, mniej lub bardziej podobni do nas, opowiedzieli jej co nieco o nich i o Rezydencji Slendermana, do której też zakazali jej się zbliżać bez naszej zgody. Gdy oni sobie z nią w najlepsze gadali i wszystko jej wyjaśniali, ja wróciłam do Jill i ze znudzoną miną przysłuchiwałam się temu wszystkiemu. W końcu skończyli i trzeba było pomyśleć nad ulokowaniem gdzieś tymczasowo naszego gościa.

- Przeszukajmy lunapark, może znajdzie się tutaj coś, z czego da się zrobić łóżko czy coś - zaproponował mój brat.

- Myślę, że coś takiego gdzieś się trafi - stwierdził Jack.

- No dobra, to podzielmy się jakoś zadaniami - odparł błazen.

- O, to może ty i ja poszukamy razem, a Cane i Jack poszukają gdzieś indziej, albo popilnują Natalie. Albo możemy zrobić na odwrót - zaproponowała Jill, która do tej pory głównie milczała. Candy zamyślił się na chwilę.

- Nie, nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. Lepiej jak wszyscy poszukają czegoś, co się będzie nadawać, a jedna osoba zostanie z Natalie. Ja mogę z nią zostać, mnie zna w końcu najdłużej - stwierdził błazen.

- I jak zwykle przez to ty się najmniej napracujesz - stwierdził Jack.

- Bywa i tak - odparł Candy, uśmiechając się przy tym. Jack odwzajemnił uśmiech, po czym spojrzał na chwilę na Natalie. Następnie przeniósł wzrok na nas. - No to bierzmy się do pracy - stwierdził. Jill i ja popatrzyłyśmy na siebie nieco zaskoczone, ostatecznie jednak poszłyśmy z Jack'iem. Udało nam się znaleźć gdzieś jakiś stary śpiwór, więc chociaż tyle. Po powrocie okazało się, że Natalie właśnie w najlepsze opowiadała mojemu bratu, jak bardzo i dlaczego nienawidziła swojej przyjaciółki. Zdziwiło mnie tylko, że tak go to zainteresowało, zwykle miał gdzieś problemy innych, ale widocznie ta dziewczyna w jakiś sposób go zaintrygowała. Dowiedziałam się głównie tyle, że Natalie nienawidziła Victorii, czyli laski, którą zabiła wraz z moim bratem, bo ta całe życie ją terroryzowała, wykorzystywała i manipulowała wszystkimi wokół. Ok, musiałam przyznać, że to było całkiem ciekawe, że przez to wszystko, po tylu latach, Natalie zdecydowała się zemścić na Victorii, w dodatku w tak fajny i zabawny według mnie sposób. I poniekąd mi tym zaimponowała, ale nadal coś mi się w niej nie podobało i postanowiłam mieć się na baczności. Ostatecznie na noc zamknęliśmy Natalie w jednym z magazynów, który wcześniej dokładnie sprawdziliśmy. Nie wydawała się zadowolona z takiego pomysłu, ale nie protestowała. Gdy mieliśmy ją z głowy, Candy jeszcze raz, z o wiele większą dokładnością opowiedział o całej tej sytuacji.

- Jej zachowanie bardzo mnie zaintrygowało, bo nie panikowała, nie bała się aż tak bardzo, nie próbowała uciekać. Prosiła jedynie, abym zabił najpierw Victorię, potem ją. Tak mnie tym zainteresowała, że postanowiłem ją oszczędzić. Sami musicie przyznać, że taka sytuacja nie zdarza się zbyt często - stwierdził Candy.

- W sumie się z tobą zgadzam, całkiem ciekawa sytuacja. Może być z tego niezła zabawa - powiedział Jack.

- Macie rację, to nawet interesujące - przyznałam niechętnie.

- Też się z wami zgadzam, tylko mam nadzieję, że ta mała nie okaże się dla nas żadnym problemem - stwierdziła Jill.

- Problemem? A jakim problemem może się dla nas stać zwykły, mały człowieczek? - spytał Candy. Jill wzruszyła ramionami.

- Nie wiem i obyśmy się nigdy nie przekonali, jakie problemy może na nas sprowadzić - powiedziała moja przyjaciółka.

- Oj Jill, Jill, jesteś zbyt podejrzliwa i szukasz dziury w całym - stwierdził Jack, uśmiechając się przy tym. Dziewczyna nic więcej nie powiedziała, tylko posłała im obu wkurzone spojrzenie, czego żaden z nich nie zauważył, po czym na dobre zamilkła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro