Rozdział 7
-Może coś jeszcze tu działa? Chociaż nie, wszystko już i tak pewnie zardzewiało i zapleśniało...Ej, chodźmy zobaczyć jakieś stoiska, przy których można było kiedyś coś wygrać! Wiesz, takie z rzucaniem kulami w puszki albo z losowaniem...Ciekawe, czy są tam jakieś jeszcze nagrody!-zawołała, po czym rzuciła się pędem w sobie tylko znanym kierunku. Nawet nie obejrzała się za siebie, aby sprawdzić, czy idę za nią. Tak jak kiedyś, uznała za oczywiste to, że wypełnię jej "rozkaz". Powoli szłam za nią, aż doszłam do miejsca, gdzie na mnie czekała.
-Ile można na ciebie czekać?!-zawołała jak tylko mnie zobaczyła.
-Co ci się tak śpieszy?-odparłam. To akurat nie było dziwne. Ona zawsze strasznie ekscytowała się nawet najmniejszą pierdołą i chciała wszystko robić już, teraz, zaraz, natychmiast, od razu. Kiedy byłyśmy dziećmi, miała milion pomysłów na minutę, ale wszystko nudziło ją po chwili. I, jak widać, w tej kwestii też się nie zmieniła.
-W którą właściwie stronę powinnyśmy pójść?-spytała, ignorując zupełnie moje pytanie.-O, albo wiem! Chodźmy...
-Może pójdziemy zobaczyć, jak się mają automaty do gier?-zasugerowałam. Jej oczy aż rozszerzyły się z podekscytowania. Bingo! Wiedziałam, że to ją zainteresuje, tak samo jak wiedziałam, że jej głupi i maleńki móżdżek nie ogarnie, iż w tym opuszczonym lunaparku nie ma już żadnych automatów, a jeśli są, to doszczętnie zniszczone.
-Pewnie! A wiesz, gdzie to jest?-zapytała.
-Pewnie-odparłam i uśmiechnęłam się lekko.
-Więc prowadź!-krzyknęła podekscytowana, po czym niemal wybiegła przede mnie i zatrzymała się dopiero po kilku krokach. Ruszyłam z miejsca i zaczęłam nas prowadzić w stronę, z której przyszłyśmy, tylko nieco okrężną drogą, żeby się nie pokapowała. W końcu zatrzymałam się przy niewielkim budynku, pewnie jakimś starym magazynie. Kilka z tych rozpadających się budowli zwiedziłyśmy sobie od środka zaraz kiedy tu przyszłyśmy i zanim jeszcze ona uznała to za zbyt nudne. To był właśnie jeden z tych budynków. Rozglądała się z zaciekawieniem dookoła, aż w końcu do niej dotarło, że już tu byłyśmy.
-To na pewno tutaj?-spytała. W jej głosie dało się usłyszeć rozczarowanie i nudę.
-Taak, tylko muszę się trochę zastano...Chwila, a to co?!-udałam zaskoczoną, po czym weszłam do budynku. Nie musiałam długo czekać, aby zaciekawiona, weszła za mną.
-Co jest? O co chodzi?-spytała z podekscytowaniem w głosie, podczas kiedy ja podeszłam do sterty jakichś skrzynek, desek, cegieł, ogólnie to była jedna wielka kupa śmieci, ale już wcześniej coś przykuło w niej moją uwagę. Schyliłam się i podniosłam to, a ona w tym czasie do mnie podeszła.-Co ty robisz?-zdziwiła się. Odwróciłam się nieco w jej stronę. Nie mogłam się powstrzymać od lekkiego uśmiechu. Chwyciłam ją za ramię i popchnęłam przed siebie, wkładając w to całą siłę. Poleciała do przodu i potknęła się, ale czy upadła, czy zdołała jednak złapać równowagę, tego już nie wiem.
Od razu odwróciłam się i jak najszybciej pobiegłam do drzwi. Wyskoczyłam na zewnątrz jakbym uciekała przed pożarem, zamknęłam z rozmachem drzwi i zablokowałam je pod kątem tym długim kijem, który wyglądał, jak jakaś pozostałość po miotle. Potem zrobiłam kilka kroków do tyłu, podziwiając swoje dzieło. Musiała już dotrzeć do drzwi i spróbowała je otworzyć, a kiedy nie dało to żadnego rezultatu, zaczęła krzyczeć. Wiedziałam niestety, że ten stary kij może nie wytrzymać długo, a teraz, gdy zdecydowałam się zacząć działać, nie mogłam już zawrócić z tej ścieżki.
Gdyby się stąd wydostała, opowiedziałaby wszystkim to, co tu zaszło, i byłabym skończona. A ja chcę się w końcu jej pozbyć, tej zmory mojego życia, tej "najlepszej przyjaciółki z dzieciństwa", zawsze ładniejszej, mądrzejszej, którą wszyscy, nawet moi właśni rodzice, mieli zawsze za wzór. I która sprawiła, że całe moje dotychczasowe życie było piekłem. Wieczne wypełnianie jej rozkazów, pozwalanie na robienie z siebie popychadła, bo nikt nigdy ci nie wierzył, że tak wspaniała dziewczynka może być zwykłą, dobrze maskującą się sadystką... Do dziś pamiętałam, jak kiedyś, gdy nie chciałam z nią zapalić pierwszego papierosa, przypaliła mi skórę na ręce zanim zdążyłam zareagować, a potem jeszcze zabroniła komukolwiek mówić pod groźbą zrzucenia oskarżenia o palenie papierosów na mnie. A oczywistym było, że uwierzyliby jej... Zaczęłam się rozglądać za różnymi rzeczami, dzięki którymi mogłabym udaremnić jej na dobre opuszczenie tego miejsca. Znalazłam gdzieś jeszcze jakieś stare, metalowe pręty i nimi zablokowałam drzwi, oczywiście trochę to trwało, podczas gdy ona nadal się tam darła.
-Ej! To wcale nie jest zabawne!-zawołała, szarpiąc się cały czas z klamką. Nie odpowiedziałam nic.
-Słyszysz?! Otwieraj mówię, ale już!-krzyknęła. Na myśl, że wyjdzie stąd dopiero jeśli ja usunę przeszkodę albo zbuduje sobie mini-wieżę do okna (okna w budynku były bardzo wysoko, jedno z nich, jak zauważyłam wcześniej, było lekko uchylone, ale aby do niego dotrzeć, musiałaby pozbierać te śmieci i zrobić sobie z nich schody) ogarnęła mnie radość, ale też dziwny spokój i...zachciało mi się śmiać. Zasłoniłam jednak usta ręką, aby nie było mnie aż tak słychać. Chciałam, aby myślała, że już ją zostawiłam. To było takie zabawne!
- Dobrze ci tak, suko - powiedziałam cicho, gdy już zdołałam się opanować.
~*~
-Jest tu kto?!-wydarłem się najgłośniej jak potrafiłem. Odpowiedziała mi cisza. Gdzie mogli być moi przyjaciele? Współlokatorzy? Towarzysze niedoli? Pewnie zabijali. Ja właśnie byłem po, ale, cholera jasna, pięć ofiar to trochę dużo i teraz przez nich cały lepiłem się od krwi. Musiałem się umyć, najlepiej w naszym jeziorze, do którego najkrótsza droga wiodła właśnie przez lunapark. Ruszyłem dalej, i pewnie opuściłbym normalnie to miejsce, gdyby nie...pewna nowa ozdoba. Przystanąłem, widząc napis na budynku starego kina. Głosił on "Jill tu była", a pod spodem dopisane było "i Cane też!!:D". No nie trzeba było być Sherlockiem, aby ogarnąć, czyja to sprawka. Godne uwagi było to, że napis został wykonany krwią.
- Postarała się moja siostrzyczka i moja dziewczyna - powiedziałem. Następnie minąłem budynek i zacząłem iść dalej, gdy moją uwagę przykuły jakieś hałasy. Skierowałem się w ich stronę. Dotarłem do starego magazynu, a z daleka dostrzegłem już, że stoi tam jakaś osoba. Zaciekawiła mnie cała ta sytuacja, więc użyłem swojej mocy, stałem się niewidzialny i, niezauważony, podszedłem bliżej. Ze środka budynku dobiegały przekleństwa pomieszane z wołaniem o pomoc, a wszystko wykrzykiwane damskim głosem. Przed drzwiami również stała dziewczyna, na oko jakaś nastolatka, z długimi, brązowymi włosami. Ubrana była raczej przeciętne... W ogóle, cała była raczej przeciętna, zwykła, niczym się niewyróżniająca.
- Pomóc? Pomóc? Ja mam ci pomóc? Twoje niedoczekanie, obyś tam zdechła - powiedziała ze złością, po czym odwróciła się, zapewne z zamiarem odejścia. Zanim jednak to zrobiła, zdecydowałem się pokazać. Jej reakcja na mój widok też była przeciętna. Przez chwilę przyglądała mi się, jakby jej mózg potrzebował tych paru sekund, aby załadować w pełni dane.
- Boże, kim ty jesteś? - spytała, robiąc krok w tył.
- Nie możesz nazywać mnie Bogiem i jednocześnie pytać, kim jestem - odparłem, po czym uśmiechnąłem się szeroko i zbliżyłem się do dziewczyny na odległość kilku kroków. Ona nadal patrzyła na mnie z przerażeniem w oczach, ale teraz jeszcze zaczęła lekko kręcić głową.
- Nie zbliżaj się do mnie... - powiedziała cicho.
- Przychodzisz do lunaparku mojego przyjaciela, w którym obecnie, za jego zgodą, sobie mieszkam wraz z siostrą i dziewczyną, i jeszcze wydajesz mi rozkazy? - spytałem, po czym zaśmiałem się cicho. Dziewczyna już nic nie powiedziała, tylko odwróciła się i rzuciła się do ucieczki. Ja jednak teleportowałem się w porę tuż przed nią, przez to wpadła prosto na mnie. Odsunąłem ją od siebie i chwyciłem za brodę, po czym zmusiłem, żeby popatrzyła wprost na mnie.
- Ach, to przepiękne przerażenie w waszych oczach na chwilę przed śmiercią! Zabiłem już dziś co prawda kilka osób, ale nie odmówię sobie tej przyjemności po raz kolejny - powiedziałem. Gotów już byłem pchnąć dziewczynę na ziemię i przywołać swój młot, aby ją zmiażdżyć jak nic nieznaczącego robaka, którym zresztą była, ale wtedy ponownie odezwała się osoba najprawdopodobniej zamknięta w budynku.
- Cholera jasna, jak mnie zaraz nie wypuścisz, inaczej pogadamy! - krzyknęła tamta dziewczyna. Spojrzałem na budynek, z którego dochodził ów hałas, a potem z powrotem na moją przyszłą-niedoszłą ofiarę. Przecież nie musiałem jej zabić już teraz, zaraz, natychmiast, od razu, tym bardziej, że byłem nieco zaciekawiony całą tą sytuacją.
- Dlaczego nie chciałaś wypuścić swojej koleżanki stamtąd? - spytałem, przyglądając się uważnie przestraszonej dziewczynie, która zdążyła się już nieco ode mnie odsunąć.
- Ty nie odpowiedziałeś mi najpierw na pytanie, kim jesteś, więc dlaczego ja miałabym ci na jakiekolwiek pytania odpowiadać? - odparła odważnie dziewczyna. Ta odwaga musiała ją sporo kosztować, ale byłem pełen podziwu, że zdobyła się na takie słowa.
- Jeśli tak bardzo cię to interesuję, to jestem po prostu mordercą. Psychopatą, na którego miałaś pecha trafić. Ogromnego pecha. A teraz, zanim cię zabiję, powiedz mi, kim ty jesteś i dlaczego nie chcesz pomóc swojej koleżance? Od razu uprzedzę, że próba ucieczki, jak sama widziałaś, nic ci nie da - powiedziałem. Dziewczyna zmierzyła mnie uważnym spojrzeniem. Naprawdę zaciekawiło mnie to wszystko, ale ostatecznie, gdyby nic nie zamierzała powiedzieć, i tak zamierzałem ją zabić, bez zaspokajania mojej ciekawości.
- Ja... To nie jest moja koleżanka. Nienawidzę jej i chciałabym, żeby została tu na zawsze, żeby nikt jej nigdy nie znalazł... Skoro i tak mnie zabijesz, to możesz chociaż zrobić coś dla mnie i zabić też ją? - spytała dziewczyna. Takiej reakcji zupełnie się nie spodziewałem. W ciągu całej mojej kariery mordercy, nigdy nie spotkałem kogoś, kto z takim spokojem pogodziłby się ze swoją rychłą śmiercią i jeszcze prosił o zabicie kogoś innego. W dodatku, jak się okazało, dziewczyna pragnęła czegoś jeszcze. - A jakby się jeszcze dało, to byłabym wdzięczna, gdybyś najpierw zabił ją. Ona zasługuje, żeby zginąć przede mną - dodała, czym totalnie mnie zaskoczyła. Przez długą chwilę nie wiedziałem nawet, co mam jej odpowiedzieć.
- Ty tak na poważnie? Spotykasz mordercę, nie uciekasz i jeszcze prosisz o zabicie kogoś? - spytałem, gdy wreszcie odzyskałem głos. Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- I tak mogłam się już przekonać, że ci nie ucieknę. Jesteś piekielnie szybki - odparła dziewczyna. Trafił mi się naprawdę ciekawy przypadek.
- Jak masz na imię? - spytałem.
- Potrzebne ci to, żeby mnie zabić? - odparła dziewczyna.
- Jeśli mi nie powiesz, nie spełnię twojej prośby i najpierw zabiję ciebie, a tamtą dziewczynę może nawet puszczę wolno - powiedziałem. Zupełnie jakby coś do niej dotarło z naszej rozmowy, uwięziona dziewczyna znów dała o sobie znać, waląc z większą siłą w drzwi. Moja rozmówczyni westchnęła cicho.
- Jestem Natalie. No to teraz twoja kolej, chcę wiedzieć, kto mnie zabije - odparła. Uśmiechnąłem się do niej. Podobało mi się w niej to, że tak szybko ze wszystkim się pogodziła, zaakceptowała to i przez to całkiem zabawnie i ciekawie mi się z nią rozmawiało.
- Candy Pop - powiedziałem.
- To chyba nie jest prawdziwe imię? - spytała, wyraźnie zdziwiona.
- Jak najbardziej jest, choć jestem znany także pod imieniem Night Terrors. Ale znacznie częściej mówią mi po prostu Candy - odparłem.
- Kto? - Natalie zdziwiła się jeszcze bardziej.
- Przyjaciele - powiedziałem.
- Masz przyjaciół? Przecież jesteś mordercą - powiedziała. Jej zaskoczenie z chwili na chwilę tylko rosło.
- Przecież to się nie wyklucza - odparłem.
- Mordercy są z reguły sadystyczni, czerpią przyjemność z czyjegoś cierpienia, a to się raczej wyklucza z byciem dobrym przyjacielem - powiedziała dość chłodnym tonem moja rozmówczyni.
- Nie, jeśli wyżywasz się na innych, a przyjaciół traktujesz jak... po prostu jak przyjaciół, jak coś ważnego i cennego - odparłem. Sam nie wiedziałem, dlaczego właściwie ciągnąłem dalej tą rozmowę, ani też kiedy zeszliśmy na tak poważnie tematy. To chyba przez to, że ta dziewczyna była naprawdę intrygująca.
- Niektórzy mają w zwyczaju robić na odwrót... Tak jak moja "koleżanka". Nasi rodzice znali się od dawna, więc ja od dziecka byłam na nią skazana, a ona była ideałem. Ładna, mądra, miła dla wszystkich, ale nie dla mnie. Zamieniła moje życie w koszmar od samego początku, dokuczała mi, rządziła mną, nieraz wyśmiewała się ze mnie, wykorzystywała w każdy możliwy sposób, ale nikt mi nie wierzył - powiedziała Natalie. Normalnie nie słucham monologów swoich ofiar, ale w tym wypadku postanowiłem zrobić wyjątek. Dziewczyna opowiedziała mi w skrócie, jak to jej "przyjaciółka" znęcała się nad nią przez całą ich znajomość i nikt tego nie widział albo raczej nie chciał widzieć. Mogłem się przy tym przekonać, że była naprawdę ciekawą osobą. Interesujące już było to, że była w stanie z zemsty skazać tamtą dziewczynę na śmierć.
- Nienawidzisz jej? - zapytałem, gdy Natalie skończyła opowiadać.
- Z całego serca - odparła dziewczyna.
- A chciałabyś ją zabić? - spytałem. Spodziewałem się, że to wywoła szok u dziewczyny, ale ona popatrzyła na mnie uważnie, jakby nad czymś myślała.
- Chyba...chyba byłabym w stanie to zrobić. Tak, zdecydowanie. Chciałabym ją zabić - powiedziała po dłuższej chwili, czym całkowicie mnie zaskoczyła. Zaraz jednak na mojej twarzy pojawił się uśmiech na myśl o nowej, nietypowej rozrywce.
- Mogę ci w tym pomóc, jeśli chcesz - powiedziałem.
- Pomóc? - zdziwiła się Natalie. Pokiwałem lekko głową.
- Tak. Wszystko zależy od tego, jak chcesz ją zabić? Szybko i skutecznie? Odciąć głowę? Wbić nóż prosto w serce? To nie takie łatwe, jakby się mogło wydawać. Chcesz zabić ją powoli i boleśnie? A może tak, żeby nikt nie mógł się domyślić, że to ty? Trucizna? Tortury? - zapytałem. Na twarzy dziewczyny widać było wahanie i już zwątpiłem w jej słowa. Byłem pewien, że jednak zmieni zdanie i dojdzie do wniosku, że nie jest w stanie nikogo zabić. Nagle jednak wahanie ustąpiło miejsce zdeterminowaniu.
- Tortury. Zdecydowanie to. Ale znacznie lepiej oglądałoby mi się to niż robiło samemu. Może ty mógłbyś ją zabić, a ja bym ci pomogła? - spytała. Byłem naprawdę ciekaw, co z tego wyniknie, więc bez większych problemów zgodziłem się. W końcu nie co dzień trafia się okazja na tak wspaniałą zabawę, prawda? Liczyłem na to, że dostanę to, czego oczekuję i będę miał zapewnioną świetną rozrywkę przynajmniej na ten dzień.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro