Rozdział 2
-Już widzę te nagłówki w gazetach! Dwójka kochanków najpierw zamordowała jakąś tam rodzinę, a potem jeszcze kochali się w ich łóżku!-zawołała Jill, zakładając stanik. Oboje na raz zaczęliśmy się śmiać.-A ty się jeszcze nie ubierasz?-zapytała po chwili. Moja dziewczyna była już niemal ubrana.
-Nie wolisz mnie w tej wersji? Prawie nagiego?-spytałem. Obecnie miałem na sobie tylko bieliznę i wylegiwałem się na łóżku, podziwiając jednocześnie ubierającą się Jill.
-Nie powinniśmy już wracać?-odparła dziewczyna.
-Ale po co? Możemy tutaj zostać i jeszcze trochę się zabawić! Albo iść gdzieś indziej i znowu kogoś zabić!-zawołałem.
-No niby tak, ale jak nas obydwy nie będzie tyle w Rezydencji, to może nawet Jack zacznie coś podejrzewać?-odparła Jill
-Niby jak i dlaczego? Zresztą, co ty się tak tym przejmujesz?-spytałem.
-Przejmuję się, bo jak ostatnio znalazłeś sobie "dziewczynę", którą po tygodniu i tak zgwałciłeś i zabiłeś, to Jack powiedział, iż mimo że jest twoim przyjacielem, to i tak nie rozumie głupoty tych lasek, które godzą się, żeby z tobą być, skoro niemal każda wie, że jesteś zboczonym mordercą. Wnioskuję z tego, że po tym, jak dowiedziałby się o nas, wygłosiłby mi jakąś moralizatorską mowę, a to ostatnia rzecz, której oczekuję od swojego brata-wyjaśniła Jill.
-Dżizas, aż taki jestem zły? Pewnie na ciebie nie zasługuję?-spytałem z uśmiechem na twarzy.
-Zasługujesz, zasługujesz-odparła Jilll, po czym pochyliła się w moją stronę i dała mi szybkiego całusa.
-W każdym razie, Jack i tak nie miałby podstaw sądzić, że byliśmy gdzieś razem. Ty sobie zabijałaś ludzi w innym miejscu, ja w innym. I kto nam udowodni, że tak nie było?-zapytałem.
-W sumie to masz rację. To co, gdzie teraz idziemy?-zapytała Jill.
-A musimy gdzieś iść? Ja bym tutaj został-odparłem, po czym przysunąłem się do niej bliżej i zacząłem ją znowu całować. W tym samym momencie pod oknami domu przejechał samochód, zapraszający ludzi do cyrku.
-Cyrk! O matko! Zapomniałem!-zawołałem, po czym zerwałem się na równe nogi.
-Candy? Co się stało?-zdziwiła się Jill.
-Miałem dzisiaj iść do cyrku razem z Candy Cane, bo dawno nic razem nie robiliśmy. Umówiłem się z nią, a teraz o tym zapomniałem!-zawołałem.
-No to co ty tu jeszcze robisz? Leć do niej!-odparła Jill.
-Ale mam cię tu tak po prostu zostawić?-zapytałem niepewnie. Dziewczyna popatrzyła na mnie z lekkim politowaniem.
-Przecież ja sobie wszędzie i zawsze poradzę. Wrócę do Rezydencji albo pójdę jeszcze kogoś zabić. A ty się ubieraj, nie przejmuj się mną, i biegnij do Cane, bo pewnie moja przyjaciółka gdzieś tam stoi, czeka na ciebie i czuje się jak ostatnia idiotka, bo myśli, że ją zostawiłeś-powiedziała Jill, podając mi ubrania.
-Dzięki Jill, jesteś kochana. I wspaniała. I kochana-powiedziałem, ubierając się.
-Powiedz mi coś, czego nie wiem-odparła Jill, patrząc z uśmiechem na moje nieudolne próby szybkiego ubrania się.
~*~
-Pani też będzie występować?-usłyszałam. Jednocześnie poczułam, że ktoś łapie mnie za rękaw bluzki. Spojrzałam w dół i ujrzałam na oko siedmioletniego chłopca.
-Tak. Mój występ będzie najzabawniejszy i najefektowniejszy. Obiecuję, że lepszego nie zobaczysz do końca życia!-odparłam, po czym uśmiechnęłam się. Dzieciak odwzajemnił uśmiech.
-Naprawdę? A jak się pani nazywa?-zapytał chłopczyk.
-Candy Cane, a ty?-odparłam.
-Jestem James-powiedział chłopiec.
-To bardzo ładne imię. Jesteś tutaj z rodzicami?-zapytałam.
-Tak, właśnie poszli kupować bilety-powiedział chłopiec, wskazując na mały namiot, przed którym utworzyła się już długa kolejka.
-Ach tak?
-Tak. I mają moją siostrę, Lily-odparł James.
-A ile ona ma lat?-zapytałam. Uśmiech nadal nie schodził mi z twarzy.
-Dwa-powiedział chłopiec.
-Więc jest bardzo mała-zauważyłam.
-Tak, dlatego czasem rodzice nie złoszczą się na nią, kiedy robi rzeczy, za które ja dostałbym karę. Ale i tak ją lubię!-zawołał chłopiec.
-Naprawdę?-zapytałam.
-Tak!
-Za to ja lubię ciebie!-zawołałam. James ponownie uśmiechnął się.
-A ja ciebie, Candy Cane!-zawołał chłopiec. Wtedy zauważyłam, że z namiotu wyszło dwoje ludzi z małą dziewczynką. Zaczęli się wszędzie rozglądać, aż ich wzrok spoczął na nas.
-James, myślę, że musisz już iść do rodziców-odparłam, wskazując na tamtą rodzinkę.
-Naprawdę? Ojej...Ale to nic nie szkodzi, zobaczymy się w cyrku, prawda?-zapytał chłopiec.
-Prawda, prawda. Do zobaczenia!-zawołałam. James odszedł, machając do mnie, co zresztą odwzajemniłam. Jego rodzice najpierw nachylili się do niego, a potem odwrócili do mnie, uśmiechnęli się i pomachali mi, co też odwzajemniłam. Następnie gdzieś sobie poszli, a ja zakodowałam sobie w głowie, żeby uprzedzić swojego brata, iż mam rodzinę, którą chciałabym osobiście wykończyć. Zanim jednak mogłam to zrobić, minęło sporo czasu. Większość osób kupiła już bilety i weszła do cyrkowego namiotu, podczas gdy Candy Pop postanowił w końcu wspaniałomyślnie się zjawić.
-Co to ma znaczyć? Sam coś proponujesz, a potem prawie się spóźniasz?!-zawołałam na jego widok.
-Po pierwsze to, jak sama powiedziałaś, prawie się spóźniłem, więc nie masz się znowu o co tak złościć. A po drugie, to mogłabyś się chociaż na początku przywitać z ukochanym bratem, a nie od razu na niego krzyczeć-odparł błazen.
-To, że jesteś moim jedynym bratem, nie znaczy, że od razu ukochanym-odparłam, uśmiechając się złośliwie.
-Jak to nie? A kto inny ma taką wspaniałą rodzinę jak ty?-zaśmiał się Candy Pop.
-Dobra, dobra, koniec tego gadania. Mamy jakiś plan?-spytałam.
-Możemy iść zobaczyć przedstawienie i wybrać sobie przy okazji kilka osób, które potem zabijemy-zaproponował Candy.
-Brzmi spoko-odparłam. Udaliśmy się więc, żeby kupić bilety, a potem poszliśmy prosto do namiotu. Byliśmy ostatnimi osobami, które weszły, ale przedstawienie się na szczęście jeszcze nie zaczęło. Niestety z trudem znaleźliśmy wolne miejsca, ale jakoś nam się to udało. Przedstawienie niczym mnie jakoś nie urzekło. Sama znałam o wiele lepsze sztuczki, niż występujący ludzie. Podczas przerwy do mnie i do Candy'ego podszedł James.
-A ty kiedy wystąpisz?-zapytał mnie. Mój brat spojrzał zaskoczony na dzieciaka.
-Już niedługo-odparłam.-To jest James. Obiecałam mu, że dziś wystąpię i że to będzie najlepszy występ w jego życiu-wyjaśniłam Popowi, po czym uśmiechnęłam się do niego sztucznie, a on odwzajemnił ten uśmiech.
-A więc ty jesteś James? Ja jestem Candy Pop, brat Candy Cane.
-Naprawdę? Ty też wystąpisz?-zapytał podekscytowany dzieciak.
-Pewnie! Właściwie to nie ma już na co czekać! Możemy wziąć kilka osób i pokazać im nasz występ już teraz-zasugerował Candy, patrząc w moją stronę.
-Czemu nie? Chcesz go zobaczyć, James?-zapytałam.
-No pewnie!-zawołał chłopiec.
-Świetnie. Więc my tu chwilę poczekamy, a Candy Pop pójdzie...
-Już idę-przerwał mi brat i odszedł na chwilę. Kiedy wrócił, okazało się, że udało mu się wyłowić z tłumu jeszcze trójkę dzieci w wieku na oko 7-10 lat.
-A mogę iść po swoją siostrę?-spytał James.
-Jasne! Przyjdź z nią potem tam, gdzie się pierwszy raz spotkaliśmy-powiedziałam, nim zdołał się odezwać Candy. Chłopiec natychmiast gdzieś pobiegł.
-Czy ty masz jakiś fajny plan?-spytał mój brat.
-Bardzo fajny, a już niedługo dowiesz się jaki. Teraz chodź, najlepiej będzie poszukać jakiegoś pustego namiotu albo innego miejsca-odparłam. Razem z Popem dość szybko znaleźliśmy coś takiego. Pusty namiot, który najprawdopodobniej robił za jakiś tymczasowy magazyn. Szybko uwinęliśmy się z tą trójką dzieciaków. Candy jednego z nich zmiażdżył swoim młotem, podczas gdy ja niemal od razu odcięłam drugiemu głowę za pomocą siekiery, która pojawiła się w mojej dłoni. Trzecie dziecko zaczęła płakać i krzyczeć i chciało nam uciec, ale ja w porę je złapałam, przyszpiliłam do ziemi i zaczęłam dusić.
-Teraz możemy iść po tamtą dwójkę. Znając życie, przyszli z rodzicami. Zaprowadzimy ich tu i załatwimy całą czwórkę-powiedziałam.
-Świetny plan-przyznał Candy. Zaprowadziłam go na miejsce, gdzie James i jego rodzina naprawdę na nas czekali. Istniała szansa, że nie przyjdą, ale nie mieli podstaw, aby mi nie wierzyć.
-Państwo chyba chcą zobaczyć występ specjalny-powiedziałam, kiedy się do nich zbliżyliśmy.
-Oj tak, James cały czas o niczym innym nie mówi. Aż sami jesteśmy tego ciekawi, bo nikt nam tu o niczym takim nie wspominał-odparła kobieta.
-Ach, to taka tradycja naszego cyrku, że w czasie pierwszej części przedstawienia wybieramy osoby, które w przerwę mogą zobaczyć występ specjalny. Ja jestem Candy Cane, a to Candy Pop i zapraszamy państwa na najlepsze przedstawienie w waszym życiu!-zawołałam, po czym ja i mój brat jednocześnie się ukłoniliśmy.
-Ah, to wspaniale!-zawołała kobieta. Ledwo mogłam powstrzymać się od śmiechu. Zaprowadziliśmy ich do odpowiedniego namiotu. Kiedy tam weszli, zamarli, widząc martwe ciała trójki dzieciaków, w tym jedno pozbawione głowy, a drugie zmiażdżone.
-Co to jest?!-zawołał mężczyzna, odwracając się w naszą stronę. W tym samym czasie kobieta zasłoniła córce oczy ręką.
-Jak to? To początek najlepszego przedstawienia cyrkowego w waszym życiu!-zawołał Candy.
-I ostatniego-dodałam, uśmiechając się obłąkańczo. Najpierw uciszyliśmy rodziców. Mój brat podciął mężczyźnie gardło, ale nie ciął za głęboko. Chciał, aby mężczyzna nie mógł krzyczeć, ale jednocześnie nie umarł natychmiast. Ja z kolei zabiłam kobietę od razu, przebijając jej nożem serce. Potem mogłam się zająć dzieciakami. Jamesa trochę okaleczyłam pazurami, które pojawiły się na moich dłoniach, a potem zaczęłam przebijać nożem jego ciało tak długo, aż przestał się ruszać. Kiedy skończyłam. Candy zdążył już wykończyć mężczyznę i drugie dziecko.
-Ta dam! Koniec przedstawienia!-zawołałam, kłaniając się w stronę trupów.
-Zapraszamy na naszą stronę internetową w celu wsparcia nas swoimi datkami, abyśmy mogli wszystkim pokazać swój występ! Całkowicie za darmo!-dodał Candy, także się kłaniając. Następnie oboje jednocześnie się wyprostowaliśmy i zaczęliśmy obłąkańczo śmiać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro