Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 32

Autobus zatrząsł się na wybojach, gdy ruszyliśmy z przystanku. Pierwszy raz od dawna byłam wypoczęta i pełna siły. Jednak wiedziałam, że ten dzień w szkole może być trudniejszy niż inne.

Miałam dzisiaj być tam bez Rudej, która ostatnio pomagała przeżyć te kilka godzin z klasą. Tosia musiała dzisiaj opuścić lekcje z powodu wizyty u dentysty. Na treningu też miałam być sama. Zostały cztery dni do zawodów. Odliczałam ten czas, codziennie skreślając jeden kwadracik odpowiadający minącemu dniu na kalendarzu. To miał być ostatni dzień w szkole przed przerwą świąteczną.

Właśnie, przerwą świąteczną. Dla wielu ten czas jest niesamowity, magiczny i bardzo radosny oraz wesoły. Jednak nie dla mnie. Dla mnie to był ciągły stres. Każda godzina, minuta i sekunda przybliżała mnie do zawodów.

Stres pozostawiał na moim ciele i umyśle bardzo dobrze widoczne ślady. Pierwszym z nich był mój wygląd, a dokładniej twarz. Podkrążone i przekrwione oczy były dowodami nie przespanych nocy. No i waga. Od kilku dni zaobserwowałam gwałtowny spadek masy mojego ciała. W ciągu pięciu dni schudłam trochę ponad trzy kilo, co zdecydowanie nie było zdrowe.

Pojazd zatrzymał się na następnym przystanku. Sztuczny, kobiecy głos wypełnił moje uszy, gdy otworzyły się drzwi.

A ja zamarłam na swoim twardym, siedzeniu widząc kto wszedł do środka z plecakiem na ramieniu. Paula. Mogłam się jej spodziewać, ale i tak to był dla mnie szok.

Dziewczyna podniosła głowę i wbiła spojrzenie swoich niebieskich oczu prosto we mnie. Szybkim krokiem zbliżyła się do mnie i wskazując na siedzenie na przeciwko mnie chłodnym, ale zadziwiająco mało wrogim głosem zapytała:

- Mogę usiąść? Muszę z tobą pogadać.

Kiwnęłam tylko głową nadal trochę osłupiała. Blondynka natychmiast usiadła i położyła swój plecak na swoich kolanach. Popatrzyła na mnie i westchnęła ciężko, jakby zbierając się żeby powiedzieć coś bardzo ciężkiego. Wreszcie otworzyła usta, ale żadne słowo ich nie opuściło.

- Tak? - Zapytałam starając się zachęcić ją do mówienia. Może to było dziwne, ale nie bałam się. Wręcz byłam ciekawa, co ma do powiedzenia. Może to przez zmęczenie..

- A więc... To co za chwilę powiem nie będzie usprawiedliwieniem ani wymówką - Zaczęła dumnie podnosząc głowę i starając się utrzymać swój autorytet - Wiem, że ostatnie lata naszej znajomości nie były zbytnio przyjemne...

Z całej siły musiałam się powstrzymywać, od szyderczego prychnięcia. To " nie zbyt przyjemne" były bardzo dużym załagodzeniem sytuacji. Gdy Paula przerwała patrząc na mnie pytająco ja machnęła m ręką, żeby kontynuowała. Zbierało się na coś naprawdę dużego.

- Chciałam ci coś opowiedzieć - Spuściła wzrok. To na pewno nie było nic lekkiego ani przyjemnego - I żeby to zrobić muszę chyba zacząć od początku. Nasi rodzice się przyjaźnili przez kilka lat, ale potem kontakt się urwał, ale o tym pewnie już wiesz... - Wiedziałam, aż za dobrze. Ojciec kiedy byłam jeszcze trochę mniejsza często złorzeczył na temat rodziców Pauli przy posiłkach - I wtedy mój brat... Kiedy miałam dwa lata.

Zmarszczyłam brwi nie do końca rozumiejąc o co chodzi.

- Ty masz brata? - Zapytałam przerywając jej gwałtownie.

I wiedziałam już czego się spodziewać. Bo Paula drgnęła gwałtownie, jakby dostała bolesny cios w brzuch, a jej duże oczy zaszły łzami. Natychmiast zamilkłam, mając ochotę cofnąć czas. Może i dziewczyna była moim wrogiem, ale właśnie próbowała się przedemną otworzyć a ja palnęłam coś tak głupiego...

- Kiedy miałam dwa lata - Powtórzyła starając się nie rozpłakać - Ty też byłaś w podobnym wieku, on miał prawie piętnaście. Jeździectwo było całym jego życiem i właśnie to zbliżyło naszych rodziców. Twoja matka go uczyła i przygotowywała do treningów, a w zamian moi rodzice pomagali w innych rzeczach waszej rodzinie. Coś w rodzaju takiego przyjacielskiego układu wzajemnej pomocy. Ale potem urosłaś ty. - Jej oczy wręcz oskarżycielsko zatrzymały się na twojej twarz, a ja poczułam wstyd, chociaż  byłam zbyt mała, żeby to pamiętać - I byłaś na tyle duża, żeby zacząć jeździć, twoja matka zostawiła mojego brata, żeby uczyć ciebie. Bo na dwóch uczniów, z powodu pracy nie miała czasu. I on musiał przestać jeździć. - Zacięła się lekko. Najwyraźniej zbliżaliśmy się do tej trudniejszej części - Rodzice kazali sprzedać Alzatra.

- Alzatra? - Nie miałam pojęcia do kogo, albo do czego należało to imię - I daczego musiał przestać jeździć? Przecież w naszym mieście jest dużo szkółek i instruktorów, którzy mogliby go uczyć.

- Alzatr był jego ukochanym kucem. Miał go od czasy skończenia dziesięciu lat. A my wtedy nie byliśmy... No, nie byliśmy w zbyt dobrej sytuacji pieniężnej.

To by wszystko wyjaśniało. Moi rodzice nie brali od nich pieniędzy za naukę syna, ale potem pojawiłam się ja... A jeździectwo to naprawdę drogi sport.

- Aha - Mruknęłam, starając się odrzucić moje przewidywania do tego co się stanie dalej.

- Zupełnie się załamał. Zapadł w depresję, a pięć lat później, gdy usłyszał o tym, gdzie sprzedano jego kuca...

- A gdzie sprzedano? - Znowu mi się wyrwało, przerywając Pauli przed wypowiedzeniem dalszych, najprawdopodobniej kluczowych słów.

Westchnęła ciężko patrząc na mnie dziwnym wzrokiem.

- Rodzice powiedzieli mu, że znalazł dobry dom na wsi, gdzie przebywa pod opieką odpowiedzialnych ludzi. Jednak prawda była inna. Nie znaleźli na niego żadnego kupca, a gotówki potrzebowali natychmiast. Więc sprzedali go tam, skąd konie już nie wracają. - Przełknęła głośno ślinę, przygotowując się na wypowiedzenie dalszych słów - Kiedy się o tym dowiedział, jego stan się pogorszył. I zrobił coś, coś... - Zadygotała lekko ale ciągnęła dalej - Kiedy miałam siedem lat popełnił nieudaną próbę samobójczą u nas w domu. nie wiedział, że ja też tam jestem... - Wciągnęłam gwałtownie powietrze na jej słowa. Siedmioletnie dziecko... Nie powinno tego widzieć nikt nie powinien tego widzieć. Zamknęła oczy a spod jej powiek wyciekło kilka łez. Jednak to nie był koniec tej historii - Kiedy wyszedł ze szpitala, pokłócił się z mamą i tatą. Oskarżał ich o wszystko co się stało. I uciekł. Był pełnoletni, więc nic nie mogliśmy zrobić. Nigdy więcej go nie zobaczyłam. Wiem tylko, że mieszka gdzieś daleko, najprawdopodobniej za granicą. I ma dwójkę dzieci. - Zapadła głucha cisza, gdy przerwała swoją opowieść.

Chciałam coś powiedzieć, nawet otworzyłam usta, żeby dać wyraz współczucia, ale Paula mi przerwała następnymi słowami.

- Pewnie nadal nie wiesz dlaczego ci to mówię. I do tego w takim miejscu. - Wskazała na trzęsący się autobus - A więc, kiedy to wszystko się stało, nasi rodzice zerwali kontakt. A moi zatuszowali całą sprawę, wymazując z pamięci mieszkańców całą prawdę na temat mojego brata. Ale ja dalej pamiętałam. A zwłaszcza sam początek, gdy ty zepchnęłaś go z miejsca ucznia. Gdy zaprzepaściłaś jego marzenia samym swoim istnieniem. I cię nienawidziłam. Całą sobą. Pragnęłam cofnąć czas, tak, żeby cię nie było. I żebyś nigdy się nie pojawiła. I poszłyśmy razem do szkoły. A to była wprost idealna okazja na wyładowanie złości. Ale same głupie odzywki nie wystarczyły. Nienawiść we mnie rosła, karmiona wspomnieniami. I wtedy pierwszy raz podniosłam na ciebie rękę. To się ciągnęło i ciągnęło a ja nie umiałam przestać zatracając się w wściekłości. Aż do tego roku. Zaczęłam spotykać się z panią psycholog. Na sam początek nie dawało to żadnego efektu, ale teraz, teraz jestem w stanie tu siedzieć i ci to opowiedzieć. Psycholog powiedziała, że jeśli ci to powiem moja złość powinna się zmniejszyć. I nadal cię nie lubię. I najprawdopodobniej nigdy nie będę. - Uśmiechnęłam się lekko na tą jej chwilę bezpośredniej szczerości - Ale chciałam cię przeprosić za siebie z poprzednich lat. Przepraszam.

Przez chwilę nie wiedziałam co zrobić, jak zareagować na jej słowa. Nadal byłam w duży szoku. Gigantycznym szoku. W końcu wyciągnęłam do niej rękę i wypowiedziałam jedno słowo, z nadzieją że Paula odpowie tym samym.

- Rozejm?

Blondynka uniosła lekko kąciki ust i uścisnęła moją dłoń, mówiąc:

- Rozejm.

A moją twarz rozjaśnił uśmiech. Może ten dzień nie będzie taki zły, na jaki wyglądał i na jaki się zapowiadał?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro