Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 25

Nie miałam siły. Głowa powoli mi opadała na klatkę piersiową, a powieki zamykały, zawężając pole widzenia. Bezsenna noc dawała się we znaki. Autobus trząsł się na wybojach, przez co podskakiwałam na twardym krześle.

- Cześć Dan... Co się stało? - Usłyszałam głos Tosi tuż za sobą.

Już po samym tonie mogłam stwierdzić, że jest zdziwiona, zaniepokojona moim stanem. Nie dziwiłam jej się, wory pod oczami, nie rozczesane włosy, pomięta koszulka, i blada twarz układały się w lekko upiorną całość. Ja sama się przestraszyła, gdy dzisiaj rano spojrzałam w lustro. Wyglądałam, jak wygłodzony wampir, z spiłowanymi zębami.Gdybym miała trochę czasu, może bym doprowadziła się do jakiegokolwiek porządku, przed pójściem do szkoły, no właśnie GDYBYM...

- Nic, zmęczona jestem po prostu - wychrypiałam, przez zaschnięte gardło.

Tosi nic nie odpowiedziała, ale spojrzała na mnie takim wzrokiem, że zdałam sobie sprawę, z tego, że niezbyt mi uwierzyła. Jednak, prawie natychmiast Tosia rozpogodziła się, wcisnęła się na siedzenie obok mnie, i ze charakterystyczną dla siebie wesołą nutą w głosie, zaczęła do mnie mówić, jednocześnie bawiąc się zamkiem błyskawicznym od swojego plecaka.

- Wiesz że mój ojciec organizuje bożonarodzeniowe zawody? - Zapytała mnie i natychmiast potem, nawet nie dając mi czasu na odpowiedź, ciągnęła dalej - Właściwie to nie jest do końca mój ojciec, no wiesz, narzeczony Anny. Ale wyobraź sobie, że już za dziesięć dni jest Wigilia! Za dziesięć dni!

Nie wiedziała, jak dobrze sobie z tego zdaje sprawę. Jak dobrze wiem, jak mało czasu to dziesięć dni... Tosia, zaczerpnęła oddechu, i ciągnęła dalej.

- Nawet sobie nie wyobrażasz jak zareagowała mama, gdy to usłyszała. Jej wrzaski, chyba było słychać na drugim końcu miasta! Wiesz, że nie będzie go podczas przygotowań do wigilii, i tak dalej... Ale ja się cieszę, bo pozwolił mi jechać ze sobą...

Po tych słowach przestałam jej słuchać. Czułam, jak krew odpływa mi z twarzy. Ona tam będzie.... To wydawało mi się tak nie możliwe, nie realne... Wczorajsze wydarzenia przewijały mi się przed oczami, twarz ojca, wykrzywiona w obłędzie... Wszystko zlewało się, mieszało, tworzyło coś dziwnego, niezrozumiałego. Ojciec tak nagle się zmienił, wiedziałam o jego "wybuchach" gniewu, o tym że tracił nad sobą panowanie, ale nigdy nie stanęłam przed nim twarzą w twarz, gdy była  takim stanie. Nigdy, aż do wczorajszego wieczoru...

- Danka? Dobrze się czujesz? - Zaniepokojony głos Tosi wyrwał mnie z zamyślenia.  - Jesteś, jakaś taka blada.

Spojrzałam jej w twarz lekko nie przytomnym wzrokiem. Wyglądała na zaniepokojoną, gdy lustrowała mnie wzrokiem.

- Wszystko jest dobrze - Powiedziałam, najpewniejszym wzrokiem, na jaki było mnie stać, słysząc naraz wrzask moich myśli: NIC NIE JEST W PORZĄDKU! - Naprawdę dobrze... - Próbowałam uwierzyć we własne słowa, ale nie byłam w stanie.

- Nie kłam - Powiedziała ostro Ruda. Jej zazwyczaj wesołe oczy, spoważniały.

Coś we mnie pękło. Czułam jak łzy zbierają mi się pod powiekami. Nie chciałam się rozpłakać tutaj, w autobusie, ale czułam, jak wspomnienia tłoczą mi się w głowie, przelatują przed oczami, jak zdjęcia. Zdołałam tylko z siebie wydusić kilka słów.

- Nie chcę teraz o tym mówić....

- Ale mi powiesz? Potem, ale powiesz? - Tosia nie ugięcie stawała na swoim.

Chciałam coś odpowiedzieć, potwierdzić, ale przerwał  mi inny, dobrze mi znany głos, zimny, i kpiący. Prawię zapomniałam, że Ona też jeździ tym autobusem...

- Och sekreciki, tak? Ciekawe, co taki nieudacznik ma do ukrycia. Może minusową ocenę w dzienniku? A ty sieroto? Może twoja "mamusia" wyrzuciła cię wreszcie na zbity pysk?

- Odwal się Paula  - Warknęła Tosia, przybierając obronną postawę.

- Teraz potrafisz się postawić marchewko, co? Wcześniej nie potrafiłaś... Może to nasz Danonek cię tego nauczył? Nie, ona też tego nigdy nie zrobiła...

- Zrobiłam  - Sama się zdziwiłam, gdy te słowa wypłynęły z moich ust - Pamiętasz? Nie? To może ci przypomnę... To było wtedy gdy dostałaś, hmmm, jakby to powiedzieć, nie ciekawą ocenę ze sprawdzianu...

- Cicho bądź! - Głos blondynki, był ostry jak sztylet.

Z przyzwyczajenia chciałam się skulić, odwrócić głowę, przeczekać burzę w milczeniu, ale nie tym razem. Czułam, że jeśli już raz się postawiłam, jestem w stanie to zrobić drugi raz.

- Nie będę cicho, tylko dla tego, że ty tak chcesz. Nie jestem od ciebie gorsza, nie, i nie będę. Nigdy. Słyszysz? NIGDY.  Nie masz prawa mówić mi co mam robić. Nie masz prawa mną sterować. Nie masz prawa podnosić na mnie ręki. - Ostatnie trzy zdania dobitnie podkreśliłam, twardym jak skała głosem.

Paula zamarła. Rozdziawiła usta i wytrzeszczyła oczy. Przypominała mi w tej chwili wyjętą z wody rybę, usilnie próbującą nabrać powietrza.

Nagle zapadła się w sobie, spuściła głowę i wbiła wzrok w swoje buty. Wtedy wyglądał, jak zwykła nastolatka, z burzą jasnych, idealnie prostych włosów na głowie i z czarną torbą, z podręcznikami na ramieniu.

Ledwo usłyszałam dwa słowa, które wymamrotała, nadal patrząc na swoje modne obuwie.

- Masz rację...

I odwróciła się, zostawiając nas, mnie i Tosię, z rozszerzonymi, ze zdziwienia oczami.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro