rozdział 16
Naomi dziękowała wszystkim osobom, że w tygodniu nie było aż tak dużo osób na siłowni. Nie lubiła tłumów, a odkąd zapisała się na pobliską siłownię, ceniła każdą minutę spokoju. Mogła ćwiczyć sobie sama, nie musiała uważać na dużą ilość osób, nie musiała czekać na jakiś przyrząd, na który w danym momencie miała ochotę.
- Dobry. - przywitała się, podchodząc do lady, gdzie znajdowała się znajoma już dziewczyna, niewiele starsza od niej.
- Dzień dobry. Miło panią znów widzieć. To co zawsze? - zagadnęła blondynka, uśmiechając się od ucha do ucha na widok Naomi. Lubiła ją.
- Oczywiście. - przytaknęła od razu Naomi.
- A jak maluch? Ćwiczenia nie będą...
- Wszystko jest w porządku, proszę się nie martwić. W razie konieczności, będę wołać.
Kobieta nie powiedziała nic więcej, tylko pokiwała delikatnie głową. Nie miała podstaw, by jej nie wierzyć, z resztą ona zawsze mówiła prawdę. Choć nie znała jej zbyt długo, nie mogła jej zarzucić kłamstwa. Co prawda, Naomi też nigdy nie wołała o pomoc, nie prosiła nikogo, nawet będąc w ciąży.
Ostatecznie, po przebraniu się w sportowy strój, weszła na siłownię już prawowicie. Bez oporów podeszła do bieżni, którą od razu dla siebie ustawiła. Zaczęła pomału biec, odcinając się od rzeczywistości.
Dlatego też nie zorientowała się, że i Leo się tam zjawił.
On jednak nie zamierzał ćwiczyć - przyszedł tam po nią. Była w dwudziestym trzecim miesiącu ciąży i martwił się o nią. Wiedział, że była silna, ale jej organizm w ostatnim czasie odmawiał posłuszeństwa. Często bywała osłabiona, zmęczona, obolała... Bał się o nią.
Po przywitaniu się z recepcjonistką, od razu udał się w miejsce, gdzie najczęściej można było znaleźć Naomi. Dostrzegł ją już z daleka i szybkim krokiem skierował w jej stronę. Widział, że ledwo biegła, nawet jeśli nie chciała tego po sobie pokazać. Była dobrą aktorką, ale znał ją już zbyt dobrze.
- Naomi...
Naomi o mało nie spadła z bieżni, gdyby nie jego szybka reakcja. Złapał ją w porę, spoglądając na jej twarz. Była blada i spocona - martwił się, bo w jej stanie mogło zdarzyć się wszystko. Zdawał sobie też sprawę, że przez ostatnie tygodnie stał się nad wyraz opiekuńczy, ale też zbyt drażliwy.
- Mogłeś uprzedzić, że też zamierzasz tu przyjść, a nie mnie straszysz. - mruknęła Naomi, wyswobadzając się z jego uścisku. Jej serce też pomału zaczęło się uspokajać.
- Nie powinnaś ćwiczyć w takim razie, Naomi. - oznajmił, przyglądając się jej z troską. Bał się, najzwyczajniej w świecie się o nią bał.
- Proszę cię, nie mów mi, co mogę robić, a czego nie. Jestem dorosła, wiem, co robię. Nie musisz mnie kontrolować.
- Martwię się. - powiedział, chcąc jej uświadomić, że nie chciał dla niej źle. Widział jednak w jej oczach złość i obojętność.
- Niepotrzebnie.
Nie zwracając na Leo więcej uwagi, Naomi skierowała się w stronę szatni, by się przebrać. Wiedziała już, że chłopak nie pozwoli jej tam dłużej zostać, a w dodatku nie czuła się wtedy najlepiej. Nieświadomie położyła dłoń na dość sporym już brzuchu, wchodząc do niewielkiego pomieszczenia. Leo za nią nie wszedł, ale nie zwróciła na to uwagi. Prędko się przebrała, wzięła swoje rzeczy i wyszła ze siłowni.
Leo stał przy samochodzie.
- Jesteś strasznie nieodpowiedzialna. - zaczął na wstępie, odrywając się od pojazdu. Stanął metr przed nią, przyglądając się jej z bliska.
- Warto wiedzieć.
- Musisz uważać nie tylko na siebie. Nosisz w sobie nasze dziecko, nie możemy go stracić.
- Z maluchem wszystko w porządku. Mi też nic nie jest. - odparła szorstko, unosząc na niego swój wzrok. Bił od niej chłód.
- Jesteś bardziej osłabiona, niż zawsze. Wiem, że jesteś silna, ale musisz uważać. To nieodpowiedzialne, że jeszcze chodzisz na siłownię w takim stanie. - powiedział, podchodząc do niej bliżej, ale ona od razu się cofnęła.
- W jakim stanie, co? - spytała, mierząc go wzrokiem. - Ciąża to nie choroba, Leo. Nie umieram. Nie wyląduje nagle w szpitalu w ciężkim stanie.
- Poprawka! Możesz wylądować w szpitalu, jeśli nie będziesz uważać. - powiedział niemalże od razu, próbując jakoś do niej dotrzeć. - Gdybym cię nie złapał, to byś spadła z tej bieżni. Uderzyłabyś brzuchem o ziemię i prawdopodobnie straciła to dziecko. Naprawdę tego chcesz?
Naomi nie odezwała się więcej, tylko odwróciła wzrok, przegryzając wargę, by się nie rozpłakać. Wiedziała, że Leo miał rację, wiedziała, że źle robiła, że niepotrzebnie się narażała, ale nie potrafiła siedzieć bezczynnie w domu. Hormony w niej buzowały, wściekała się o byle co, płakała z byle powodu... Nienawidziła się za to, jak emocjonalna była w tamtym stanie.
- Przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłem. Jesteś dorosła, wiesz, co robisz. - mruknął Leo, podchodząc do niej ponownie. Wtedy już się nie cofnęła.
- Masz rację, powinnam uważać bardziej. Powinnam się pilnować, a nie narażać. Po prostu... - zaczęła, próbując się uspokoić. Uniosła na niego swój wzrok, czując, że zaczęła drżeć w środku. - Nie jestem typem osoby, która potrafi cały czas siedzieć w domu. Potrzebuję trochę ruchu.
- Ja to doskonale wiem, tylko... - westchnął, łapiąc nagle jej twarz w swoje dłonie. - Zrobimy tak. Jeśli chcesz, to będziemy codziennie wychodzić na spacer. Będziemy mieli trochę ruchu, w dodatku spędzimy ze sobą trochę czasu.
- A będziemy go w ogóle mieć? Wiesz, przygotowania i tak dalej.
- Garnitur i suknię mamy. W każdej chwili możesz ją też wymienić, jak mówiła ta babka od Luizy. Salę ogarnęli Christine i Drago, kościół Erick i Penny. Obrączki załatwiłem ja.
- Edwin muzykę, podobno jakiś jego znajomy, to DJ. - dodała od razu, przypominając sobie, że i jej przyjaciel również coś dla nich ogarniał.
- Jedzenie też załatwione, auto również. - wymienił Leo, a jego oczy błysnęły nagle. - Zawsze też możemy dostać się na salę helikopterem, jeśli chcesz.
- To, że umiesz pilotować, nie znaczy, że mamy się wszędzie przemieszczać helikopterem. Z resztą... - zaczęła, ale nie dokończyła. Westchnęła tylko, spoglądając w jego ciemne tęczówki. - Obiecałam wpaść do chłopaków, mieli mi coś ważnego do przekazania. Jedziesz ze mną?
Leo uśmiechnął się pod nosem, złapał dłoń Naomi i okręcił ją wokół własnej osi, przyciągając ostatecznie do swojej piersi. Ona sama spojrzała na niego wyraźnie rozbawiona, po czym cmoknęła go w nos. Zaraz po tym zabrała kluczyki z jego dłoni i wsiadła na miejsce kierowcy, kompletnie niewzruszona. On tylko pokręcił głową z rozbawieniem, po chwili również wsiadając do samochodu.
~*~
Naomi, zaraz po przyjeździe do mieszkania braci, od razu skierowała się do łazienki, by z niej skorzystać. Dziecko naciskało jej na pęcherz, przez co zdecydowanie zbyt często chodziła do łazienki za potrzebą. Nikt nie miał jednak o to pretensji, bo każdy doskonale już wiedział, że była w ciąży - zwiastował to jej mały, zaokrąglony brzuszek, który nabyła przez ostatnie tygodnie. Było to też dla niej dziwne, zważywszy na fakt, że zawsze była szczupła.
- Zachciało ci się dziecka, siostra. Teraz przez większość czasu okupujesz łazienkę. - zaśmiał się Frankie, kiedy wróciła z łazienki, siadając na kanapie, naprzeciwko na jego.
- Jakiś problem? - spytała prowokacyjnie, mierząc go wzrokiem od góry do dołu. - To nie było planowane. Tak samo, jak ty, Frankie.
Matt i Leo roześmiali się w głos, kiedy dotarł do nich sens słów Naomi. Frankie wystawił do siostry środkowy palec, czym się jednak nie przejęła. Założyła jedynie nogę na nogę, usadawiając się wygodnie na kanapie koło Matta.
- Mam wrażenie, że jesteś jeszcze bardziej wredna, niż wcześniej. - skwitował starszy z braci, mimo wszystko nie chowając urazy. Wielokrotnie przecież wyzywali się z rodzeństwem.
- A może po prostu byłam taka zawsze, tylko fakt, że mieszkamy teraz osobno, tak działa. - stwierdziła Naomi, zdając sobie sprawę, że najzwyczajniej w świecie miał rację, że była wredna. - Mniejsza... Mieliście nam coś do powiedzenia. A bynajmniej mnie.
- A, tak. - przytaknął od razu Matt, poprawiając się na swoim miejscu. Poczuł się dziwnie niekomfortowo w tamtym momencie.
- Więc?
- Kiedy leżałaś w szpitalu w tej śpiączce, poznałem dziewczynę. Wymieniliśmy się wtedy numerami telefonów i właściwie mam z nią kontakt do dziś. Właściwie to... Jest moją dziewczyną.
- Oo. - westchnął Leo, kompletnie nie spodziewając się takiego wyznania ze strony Matta.
- Ja też w sumie poznałem pewną dziewczynę. Odwiedzała dziadka w szpitalu, a ja na nią wpadłem. Wczoraj spytałem, czy zostanie moją dziewczyną. - dodał od razu Frankie, drapiąc się za uchem.
- Dobra, tego się nie spodziewałem. Moje gratulacje.
- To i tak wczesny etap, patrząc na waszą dwójkę. - stwierdził najstarszy z chłopaków, zerkając zarówno ją siostrę, jak i na przyszłego szwagra.
- Ale my znamy się też dłużej, więc... - stwierdził Leo, również przenosząc swój wzrok na jedyną dziewczyną w tamtym towarzystwie..
- Nic nie powiesz, Naomi? - spytał Matt, dołączając do reszty.
Trzy pary oczu zwróciły się na dziewczynę, która tak naprawdę nie wiedziała, co powiedzieć. Zawsze uważała, że jej bracia zasługiwali na więcej szczęścia, niż ona, że zasługiwali na miłość, która nigdy nie była im dana. A teraz, kiedy obaj spotkali jakieś dziewczyny, czuła się tak dumna i wzruszona, że chciało się jej płakać. Zdawała sobie też sprawę, że mogły być to buzujące w niej hormony, ale mimo wszystko...
Ostatecznie pokiwała tylko głową, czując napływające do oczu łzy. Złapała jednak twarz Matta w swoje dłonie i pocałowała go w skroń z taką czułością... On sam cmoknął ją w policzek, obserwując po chwili, jak podeszła do najstarszego z chłopaków. Usiadła na podłokietniku fotela, ale Frankie natychmiast przeciągnął ją na swoje kolana i objął mocno ramiona, również czując usta siostry na swojej skroni.
- Uznamy to za zgodę na związek.
Naomi w odpowiedzi jedynie się zaśmiała, wtulając się w ciało starszego ze swoich braci. Czuła się wtedy tak bezpieczna i szczęśliwa, jak nigdy dotąd. Choć straciła tak wiele, to jednocześnie miała wtedy wszystko.
~*~
Zanim Leo dojechał do mieszkania, Naomi już spała skulona na miejscu pasażera. Nie miał sumienia jej budzić, dlatego, kiedy tylko zaparkował przed budynkiem, ostrożnie wyciągnął ją z auta. Naomi wtuliła się tylko w jego ciało, opierając głowę na jego klatce piersiowej, a on zamknął tylko samochód i skierował się w odpowiednią stronę. Z lekką trudnością otworzył drzwi na klatkę schodową, po czym wdrapał się na odpowiednie piętro.
- Już myślałem, że nie wrócicie.
Milo zamilkł tak szybko, jak się odezwał, kiedy tylko dostrzegł swoich przyjaciół. Zatkał sobie usta dłonią i kiwnął do Leo głową. On w odpowiedzi posłał przyjacielowi uśmiech, po czym skierował się do sypialni, ostrożnie odkładając Naomi na łóżko. Pocałował ją w czoło i wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
- Kiedy śpi, jest tak niewinna jak baranek, że w życiu bym nie powiedział, że jest seryjną zabójczynią, która potrafi zabić bez mrugnięcia okiem. Chociaż... W ostatnim czasie, mam wrażenie, że ona w ogóle bardzo się zmieniła.
- Zmieniła się, odkąd wyszła ze szpitala. Nie ukrywam jednak, że jest inna, odkąd wróciła od tego swojego przyjaciela. - stwierdził Leo, przejeżdżając dłonią po twarzy. Odczuwał zazdrość, co było widać już z daleka. - Zaszło coś między nimi? Wiesz coś?
- Wiem jedynie, że łączy ich silna więź, pomimo upływu lat. Przy nim była inna, jakby bardziej... Naturalna. - oznajmił Milo, próbując jakoś dobrać słowa. - Ale to tylko moje spostrzeżenia.
- A ten cały Edwin? Jaki jest? Przystojny?
- Wiesz, czarne włosy, zielone oczy, dobrze zbudowany... Jest przystojny, to fakt. Ale z charakteru... - powiedział, kręcąc głową sam do siebie. - Powiem tak, nie mogę powiedzieć, że jest nie wiadomo jaki, bo jest naprawdę sympatyczny, opiekował się Naomi najlepiej jak się tylko da. Ale był dość złośliwy, co w sumie łączy go z Naomi. I powiem ci jeszcze jedno.
- No? Coś gorszego? - spytał Leo, czując jak mocno zaczęło walić mu serce. Podejrzewał już najgorsze.
- Czy gorszego, to nie wiem. Ale... - zaczął Milo, podchodząc do niego bliżej. Jego dłoń od razu wylądowała na ramieniu przyjaciela. - Jesteś cholernie zazdrosny, Leo, a tak naprawdę nie masz o co. Ona w życiu by cię nie zdradziła, znaczysz dla niej zbyt wiele, rozumiesz? Nie bez powodu zgodziła się zostać twoją żoną. Nie bez powodu przygotowujecie się teraz do ślubu. - oznajmił, ale chłopak dalej milczał. - Nie bez powodu nosi pod sercem twoje dziecko.
Choć Leo się nie odezwał, poczuł, że Milo miał stuprocentową rację. We wszystkim, co powiedział.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro