
rozdział 15
Kilka tygodni później
- Jesteś pewna, że chcesz jechać tam sama? - spytał Leo, opierając się o ścianę w przedpokoju, gdzie znajdowała się Naomi.
- Rozmawialiśmy już o tym, Leo. - mruknęła, zawiązując buty. Nie spojrzała na niego ani razu, ale wcale się tym nie przejmował.
- Wiem, ale się martwię, okey? Powinnaś uważać w swoim stanie.
- Ja wiem, skarbie. Ale jestem dużą dziewczynką i potrafię sobie poradzić. Nie pierwszy, nie ostatni raz. - powiedziała, wstając ostatecznie i podchodząc do niego. Złapała jego twarz w swoje ręce i spojrzała mu w oczy.
- Naomi, jesteś w ciąży. - przypomniał, jakby to miało ją w jakiś sposób tam zatrzymać. Naomi parsknęła śmiechem.
- I z tego powodu mają mnie nie wpuścić na komendę? - spytała, ale on już nie odpowiedział. To wszystko było absurdalne. - Dam radę, Leo.
Leo nie odezwał się więcej, tylko wtulił w jej ciało, obejmując mocno ramionami. Martwił się i zdawała sobie z tego sprawę. Nie dziwiła mu się, zbyt wiele się jej przytrafiło w ostatnim czasie, by mogło być inaczej.
- Będę uciekać. Dam ci znać, jak będę wracać. - powiadomiła, odsuwając się od niego ostatecznie.
- I jak dotrzesz. - dodał od razu, wskazując w jej kierunku.
- I jak dotrę.
Naomi szybko cmoknęła go w policzek, po czym zabrała potrzebne sobie rzeczy i wyszła z mieszkania, zostawiając go samego. Sama z resztą nie widziała, dlaczego jechała na komendę bez niego, bo mogła go zabrać, ale wolała udać się tam sama. Musiała sama zmierzyć się z tym, co ją tam czekało, musiała dowiedzieć się czegoś w sprawie Dereka i jego ludzi.
Dotarcie na komendę policji zajęło jej trochę czasu, głównie ze względu na korki, ale kiedy zaparkowała na parkingu przed budynkiem... Nie czuła jakiś szczególnych emocji związanych z tamtym miejscem, ale sam fakt, że mogli ją aresztować w każdej chwili robił swoje. Wiedziała jednak, że miała taryfę ulgową, o ile mogła to tak nazwać. Policjanci nie mogli jej aresztować, choć już dawno powinna siedzieć w więzieniu. Nie mogli jej nic zrobić, bo Louis jej ufał i zrobił wszystko, by nikt jej nie złapał - jej i jej bliskich.
- Dobry. - przywitała się z uśmiechem, wchodząc do budynku, jak do siebie. Niemalże od razu na swojej drodze dostrzegła znanego już sobie mężczyznę.
- Oh, to ty.
- Pana również miło widzieć. - odparła, mierząc policjanta wzrokiem. Wciąż pamiętała, jak ją przesłuchiwał. - Przyszłam dowiedzieć się czegoś nowego odnośnie tej sprawy, w której byłam uczestnikiem. Ustaliliście coś?
- Nie ja prowadzę tą sprawę, ale mogę cię zaprowadzić do odpowiedniej osoby. Musisz tylko przejść przez ten wykrywacz. - powiadomił, wskazując w odpowiednim kierunku. Nie patrzył na nią.
- Miło, że mówisz do mnie na "ty".
Naomi uśmiechnęła się złośliwie, ale przeszła przez wykrywacz, który zaczął brzęczeć. Zaśmiała się cicho, po czym cofnęła się. Z premedytacją patrzyła prosto w oczy mężczyzny, wyciągając zza paska od spodni jeden z gnatów. Zaraz po tym wyciągnęła z włosów spinkę, która okazała się nożem. Policjant wskazał jej ponownie, żeby przeszła, co bez oporów zrobiła. I znów zaczęło brzęczeć.
- Ile tego przy sobie masz? - spytał, marszcząc brwi. Nie spodziewał się, że będzie miała przy sobie aż tyle broni.
- Naprawdę muszę wyciągać wszystko? Nie zrobię wam krzywdy, będę grzeczną dziewczynką. Mamy umowę, nie złamię jej, spokojnie.
Mężczyzna nie zdążył nic odpowiedzieć, bo na horyzoncie pojawiła się nagle jedna z policjantek wraz z psem. Naomi, nie mogąc się powstrzymać, przeszła ponownie przez barierki, nie zwracając uwagi na to, że zabrzęczały. Natychmiast podeszła do psiaka i zaczęła go drapać za uszami, co sprawiało mu mnóstwo przyjemności. Kobieta przyglądała się jej z lekkim strachem, obojętnością, ale również z uśmiechem.
- Nie wiedziałam, że zajmuje się pani psem policyjnym. - powiedziała Naomi, zerkając na kobietę i nie przestając drapać psiaka za uszami.
- Tylko przez jakiś czas, bo jej właściciel ma urlop. - wyjaśniła Ophelia, czując się co najmniej dziwnie, kiedy rozmawiała z seryjną zabójczynią sam na sam.
- Jak się wabi?
- Vega. - odparła od razu, zerkając na psa z uśmiechem. - A ty co tu robisz?
- Bawię się z Vegą, jak widać. - oznajmiła Naomi, wracając wzrokiem do Vegi. Już zaczynała ją kochać. - Hej, kochanie. Ciocia podrapie po brzuszku, tak? Noo, kto jest super psiakiem? - dodała, zaczynając drapać psiaka po brzuchu. Zaraz jednak ponownie spojrzała na kobietę przed sobą. - Mogę się z nią chwilę pobawić? Tak z pół godzinki? Bardzo proszę.
Ophelia spojrzała na przyglądającego się im mężczyznę, który tylko wzruszył ramionami. Nie wiedziała, co robić w tamtej sytuacji, ale kiedy tylko spojrzała na dziewczynę... Nie była w stanie jej odmówić. Naomi tak świetnie dogadywała się z Vegą, że aż żal było to przerywać. Psiak również czuł się dobrze w jej towarzystwie, co nigdy nie zdarzało się jej z obcymi ludźmi. Ophelia była pod wrażeniem, co za wszelką cenę chciała ukryć.
- Niech ci będzie. - powiedziała ostatecznie, świadoma tego, że dziewczyna nie była w stanie nic jej zrobić. Widziała przecież, że chciała jedynie pobawić się z Vegą.
- Świetnie! - zawołała od razu, podnosząc się na równe nogi.
- Ale będę was pilnować. Wolę mieć cię na oku.
Naomi nie przejmowała się już kompletnie niczym, tylko odebrała od Ophelii smycz i ruszyła w tylko sobie znaną stronę, obserwując Vegę, która ochoczo szła tuż przy jej nodze. Obie miały wrażenie, jakby psiak znał Naomi od lat, a nie od kilku minut.
Pół godziny przerodziło się aż w półtorej godziny. Ani Naomi, ani Ophelia, a tym bardziej Vega nie chciały się rozstawać - choć ta druga wciąż czuła się nieswojo w towarzystwie dziewczyny. Spędzając z nią jednak tyle czasu, zauważała to, co widział Louis - tą normalność, której nie potrafiła nigdy dostrzec. W tamtym momencie Naomi, Willow, Blanka, czy też N była najzwyczajniej w świecie zwyczajną dziewczyną z niepełną rodziną, z codziennymi problemami.
- Szukałem cię. - odezwał się nagle jakiś męski głos. - Oh.
Zarówno Ophelia, jak i Naomi spojrzały nagle na Louisa, który zjawił się w tamtym miejscu znikąd. Dziewczyna natychmiast podniosła się na równe nogi i podeszła do chłopaka, z psem przy nogach. Vega krążyła między nią, nie potrafiąc jej opuścić ani na krok.
- Cześć, Lou. - przywitała się, posyłając chłopakowi szeroki uśmiech. Tak bardzo przypominała mu wtedy Blankę, zwykłą dziewczynę, która przypadkiem uszkodziła mu laptopa.
- Nie wiedziałem, że też tu jesteś, N. I to jeszcze z naszym psiakiem. - powiedział, wyraźnie zaskoczony. Po tym schylił się nieco, by pogłaskać suczkę. - Hej, Vega.
- Przyszłam się czegoś dowiedzieć, a zostałam z tą kochaną istotką i twoją matką, która nie jest taka zła, na jaką wygląda.
- Wciąż się ciebie boi. - zaśmiał się Louis, nie zwracając nawet uwagi na swoją matkę.
- Ja tu jestem, dzieciaki.
Louis i Naomi parsknęli nagle śmiechem, zerkając na kobietę.
- Ja się będę zbierać. Wpadnę kiedy indziej, może będziecie wiedzieć więcej, w co szczerze wątpię. Powinnam zgłosić się do naszych informatorów, na pewno wiedzą więcej. - odezwała się, specjalnie spoglądając na Ophelię, by ją zdenerwować. Lubiła to robić. - Cóż, miło było znów się spotkać, ale mój narzeczony czeka na mnie w domu. I powinnam zgłosić się też do lekarza.
- Coś ci jest?
- Muszę kontrolować stan mojej cukrzycy, żeby nie zagroziła mojemu dziecku. Ale poza tym jest dobrze.
- Jesteś w ciąży? - zdziwiła się Ophelia, ożywiając się nagle. Nie spodziewała się takich informacji.
- Dwudziesty pierwszy tydzień. - wyjaśniła od razu Naomi, uśmiechając się pod nosem i nieświadomie kładąc dłoń na brzuchu. - Dzisiaj jest w porządku, ale ostatnio umierałam z bólu. Ten mały szkrab momentami nie daje mi spokoju.
- Chłopiec, czy dziewczynka?
- Nie chcemy wiedzieć, ale czuję, że to chłopak. - stwierdziła, uśmiechając się jeszcze szerzej. Zaraz znów spojrzała na swoich towarzyszy. - Naprawdę było miło, ale muszę się zwijać. Zaopiekujcie się dobrze Vegą i pozdrówcie jej właścicieli. Mają szczęście, mając ją.
Ani Ophelia, ani Louis nie odezwali się więcej. Naomi pogłaskała jeszcze Vegę, po czym skierowała się do wyjścia, zostawiając ich samych.
- Straciła rodziców, a w zamian pod jej sercem rośnie nowe życie.
- Jest naprawdę silna.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro