Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 13

- Odwiedź mnie jeszcze kiedyś, królewno. Miło było przez ostatni czas. - powiedział Edwin, ściskając Naomi na pożegnanie na lotniskowym parkingu. Nie był w stanie jej wtedy wypuścić.

- Na pewno wpadnę. I może nie sama. - zaśmiała się Naomi, zdając sobie sprawę, że doskonale wiedział, o kim mówiła. - Będę tęsknić.

- Ja za tobą też.

- Wpadnij też kiedyś do nas. - powiedziała, zakładając kosmyk włosów za ucho. Uśmiechnęła się do niego uroczo, w nadziei, że kiedyś rzeczywiście wróci do Los Angeles.

- Zobaczymy. - stwierdził Edwin, wzruszając ramionami, ale uśmiechając się do niej szeroko. Już zaczynał tęsknić. - Spokojnego lotu i uważajcie na siebie.

Naomi pożegnała się jeszcze z Edwinem uściskiem, po czym chwyciła swoją walizkę i ruszyła za Milo. Nie chciała wracać, ale wiedziała, za to był najwyższy czas zmierzyć się z rzeczywistością. Nie chciała zostawiać Edwina samego, ale wiedziała, że sobie poradzi - radził sobie przez tyle czasu, więc dlaczego nie miałby zrobić tego również teraz?

- Kocham cię! - zawołał nagle Edwin, co zdziwiło również jego samego. Naomi postanowiła mu jednak odpowiedzieć.

- Ja ciebie też!

Milo zerknął jeszcze na chłopaka i pomachał mu na pożegnanie. Zaraz wystawił do przyjaciółki ramię, które przyjęła, po czym oboje weszli do budynku lotniska, nieświadomi, że w oczach Edwina pojawiły się łzy.

~*~

Jadąc taksówką do mieszkania Leo, Naomi czuła się dziwnie. Choć była spokojna, strach zżerał ją od środka. Bo co niby miała powiedzieć chłopakowi? Jak miała się wytłumaczyć braciom? Jak miała opisać to, co czuła w środku, a czego nie potrafiła nazwać? Różne myśli krążyły jej po głowie i Milo widział, że potrzebowała chwili dla siebie, dlatego oboje milczeli przez całą drogę.

Przerażenie pojawiło się dopiero wtedy, kiedy stanęli przed odpowiednim budynkiem. Naomi wiedziała, że nie było już odwrotu, kierowca odjechał, a ona musiała w końcu stanąć naprzeciw swoim bliskim, przed którymi uciekła. Inaczej nie potrafiła tego nazwać.

- Wszystko będzie dobrze, Naomi. Oni na pewno nie będą źli. - powiedział Milo, głaszcząc ją po ramieniu. Widział jej minę i zdawał sobie sprawę, co mogła wtedy czuć.

- Łatwo mówić. To nie ty uciekłeś, tylko ja. - przypomniała, przerażona faktem, że miała spotkać się ze swoimi bliskimi..

- Ważne, że wróciłaś. - stwierdził, stając z nią twarzą w twarz. Położył dłonie na jej ramionach, chcąc dodać jej tym otuchy. - Słuchaj, jeśli tylko poczujesz, że to za dużo, to daj mi jakiś znak. Zrobię wszystko, byś czuła się dobrze sama ze sobą. Jeśli będzie taka potrzeba, to sam kupię ci bilet do Chicago i zawiozę na lotnisko.

- Dziękuję, Milo.

Milo posłał jej delikatny uśmiech i wystawił w jej stronę dłoń. Naomi złapała za nią bez oporów, czując to wsparcie, którego tak bardzo potrzebowała. Odetchnęła cicho, pokiwała głową i przybrała na twarz uśmiech. Już po chwili oboje weszli na klatkę schodową i zaczęli wspinać się na odpowiednie piętro. Zatrzymali się jednak przed drzwiami - Naomi ciężko było się przełamać, by wejść do mieszkania i Milo doskonale to widział. Dlatego też położył dłonie na jej ramionach, chcąc dodać jej otuchy.

- Jestem z tobą, pamiętaj.

- Cóż, jestem profesjonalną zabójczynią. Poradzę sobie.

Nie dając chłopakowi powiedzieć nic więcej, Naomi nacisnęła na klamkę i weszła do środka. Ostrożnie przeszła w głąb mieszkania, już na wejściu słysząc głosy kilku znanych sobie osób. Zatrzymała się jednak wpół kroku, na widoku jedynie Milo.

- To ty, Milo?! - zawołał Leo z salonu, nieświadomy, że jego ukochana również tam była.

- Tak! Wróciłem i mam dobre nowiny! - odkrzyknął Milo, zerkając na Naomi. Ta nie odezwała się, ale przełknęła ślinę. Kiwnęła mu głową, dając mu znak, że mógł zdradzić, że tam była.

- Wiesz, gdzie jest Naomi? - dopytywał młodszy z chłopaków, z jakąś nadzieją w głosie.

- Lepiej.

Nie trzeba było długo czekać na jakąkolwiek reakcję pozostałych. Naomi nie zdążyła się ruszyć, gdy tuż przed nią pojawił się Leo we własnej osobie. Uśmiechnęła się delikatnie, obserwując, jak go sparaliżowało na jej widok. Oboje przez chwilę stali bez ruchu, wpatrując się w siebie nawzajem. Do czasu, gdy Milo nie pchnął jej prosto w ramiona swojego przyjaciela, po czym odszedł, zostawiając ich samych.

- Dlaczego to zrobiłaś? - spytał łagodnie, przyglądając się jej twarzy. Próbował z niej coś wyczytać, co nigdy nie było proste.

- Musiałam odpocząć, zniknąć na jakiś czas, by sobie to wszystko poukładać.

- Gdzie w ogóle byłaś?

- U Edwina. W Chicago. - wyjaśniła, obserwując jego reakcję. Jego dłonie zacisnęły się nagle na jej ramionach.

- U jakiego Edwina? Jakiś twój kochanek? - spytał przez zaciśnięte zęby, nieświadomie nią potrząsając. Naomi przymknęła powieki z tego wszystkiego. - No mów!

- Edwin to mój przyjaciel, rozumiesz?! W życiu bym cię nie zdradziła! Jesteś dla mnie najważniejszy! - zawołała, już się nie powstrzymując. Spojrzała na niego z jakimś bólem.

Leo obserwował, jak klatka piersiowa Naomi unosi się i opada wyjątkowo szybko. Słyszał jej przyspieszony oddech. Widział łzy w jej oczach... Zarzucał sobie, że tak na nią zaskoczył, ale zazdrość zżerała go od środka. Nie potrafił nad tym panować.

- Przepraszam. - wyszeptał, opuszczając dłonie wzdłuż ciała. Czuł się źle, kiedy na nią wtedy patrzył. - Naomi...

- Rozumiem, że jesteś zły, ale to nie powód, by się na mnie wyżywać. - mruknęła na tyle spokojnie... Jej słowa były jednak jak nóż prosto w serce. - Matt i Frankie znają Edwina, mogą potwierdzić, że się z nim kiedyś przyjaźniłam. Nigdy, ale to przenigdy bym cię nie zdradziła. Jesteś dla mnie zbyt ważny. Ja i tak czuję się winna, że Calvin mnie pocałował.

- Co? Dlaczego ja o tym nie wiem?

- Próbowałam wyprzeć to z pamięci. - wyjaśniła, kręcąc głową sama do siebie. - Odepchnęłam go od razu, zganiłam za to, co zrobił, ale nie jestem w stanie cofnąć czasu. Stało się i cholernie tego żałuję.

- Kochanie... - wyszeptał, podnosząc do niej bliżej. Wyciągnął w jej stronę dłonie, po czym ostrożnie złapał jej twarz. - Tak cholernie cię przepraszam. Nie powinienem tak reagować. Przepraszam. - powiedział, opierając czoło o to jej. - Co mam zrobić, żebyś mi wybaczyła?

- Przytul mnie, proszę. Potrzebuję tego.

Będąc w ramionach Leo, Naomi czuła się wyjątkowo bezpiecznie. To był jej dom - tam, w jego ramionach, przy nim. Leo był tą osobą, która potrafiła uspokoić ją samym swoim przytuleniem. Mogła się na niego gniewać, mogła z nim nie gadać, mogła być od niego daleko, ale zawsze ją do niego ciągnęło. Nie był idealny, ale kochała go do szaleństwa, nawet jeśli nie zawsze to okazywała. Był jej lepszą połową - dzięki niemu nie zwariowała.

- Kocham cię. - powiedział, czując, jak mocno waliło mu wtedy serce.

- Tak samo jak my, siostrzyczko.

Naomi odsunęła się gwałtownie od Leo, słysząc tak dobrze znany sobie głos. Pokręciła głową sama do siebie, po czym podeszła do swoich braci i najzwyczajniej w świecie przytuliła. Tęskniła za nimi. Tak cholernie cieszyła się, że znów mogła ich przytulić, porozmawiać z nimi... Po prostu z nimi pobyć.

Frankie, nie mogąc się powstrzymać, podniósł dziewczynę ku górze. Naomi odruchowo owinęła go nogami w pasie, wtulając się w jego, niczym koala. Matt zaśmiał się cicho, ale przytulił swoje rodzeństwo, ciesząc się, że znów byli razem. Byli dorośli, to fakt, ale razem potrafili zdecydowanie więcej, niż osobno. Z resztą, kochał zarówno Frankiego i Naomi.

- Ze mną też mogłabyś się przywitać. - zaśmiał się jeszcze jeden głos, kiedy Naomi odsunęła się w końcu od braci.

- Wybacz mi bardzo. Nie wiedziałam, że też tu jesteś.

Danny pokręcił głową sam do siebie, obserwując, jak Naomi zeskoczyła ze swojego brata i rzuciła się w jego stronę. Oddał jej uścisk z nawiązką, ciesząc się, że była cała i zdrowa. Jego priorytetem było, by czuła się dobrze, żeby zbytnio nie chorowała, żeby na siebie uważała, żeby przyjmowała leki - był lekarzem i jej przyjacielem, dlatego martwił się podwójnie.

- Chłopaki, moglibyście zostawić nas samych? Mam ważną sprawę do Danny'ego. - odezwała się ponownie Naomi, zerkając na całą trójkę chłopaków, których tak bardzo kochała.

- O co chodzi? - zagadnął Matt, wyraźnie zmartwiony tamtymi słowami.

- To coś poważnego? - dopytywał Leo, czując dziwny ścisk w sercu na samą myśl, że to mogło być coś poważniejszego.

- Niee, ale wolałabym pogadać z nim na osobności. Zaraz do was dołączymy, obiecuję.

Leo, Matt i Frankie spojrzeli po sobie, nie odzywając się więcej ani słowem. Całą trójką udali się do salonu, gdzie znajdował się Milo. Po drodze jednak każdy z nich pocałował Naomi w głowę, co było dość uroczym widokiem dla mężczyzny, który wciąż stał naprzeciwko dziewczyny. Bał się trochę, co się z nią działo, bo widział, że coś było na rzeczy. Wiedział też, że to mogło być związane z jej cukrzycą.

- Chyba możesz mi już powiedzieć. Coś się stało? Nic ci nie jest? - spytał, przyglądając się jej z bliska.

- Nie, nie, jestem cała. Nie wiem tylko, jak ci o tym powiedzieć. - powiedziała cicho, nie potrafiąc spojrzeć mu w twarz. Trochę się tego wszystkiego obawiała, ale wiedziała, że jemu mogła zaufać.

- Najlepiej prosto z mostu. Będzie łatwiej.

- Jestem w ciąży.

Danny nie odezwał się ani słowem, przyglądając się z jej z lekkim szokiem, ale mimo to z ulgą. Podejrzewał, że prędzej, czy później z tym do niego przyjdzie, ale nie sądził, że powie mu o tym zaraz po swoim powrocie. Nie zamierzał jej jednak wtedy zostawiać samej.

- Ktoś poza tobą o tym wie? Mówiłaś już... - zaczął, ale ona od razu pokręciła głową, zaprzeczając jego domysłom.

- Wie tylko mój przyjaciel, Edwin i jego mama, która jest ginekologiem. Poza nimi, wiesz teraz też ty. I proszę cię, żebyś nikomu na razie o tym nie mówił. Chcę sama im o wszystkim powiedzieć.

- Jasne, rozumiem. - przytaknął od razu, przejeżdżając dłonią po swojej twarzy. - Pomogę ci najlepiej, jak tylko będę umieć. Nie jestem specem w tej dziedzinie, ale Penelope może wiedzieć coś więcej. W sensie, może polecić ci swojego lekarza, bo Ezekiel rozwija się dobrze.

- Ale nic się nie stanie, prawda? Ani mnie, ani dziecku? - dopytywała, nieświadomie kładąc dłoń na brzuchu. Mała się o tego malucha, który rozwijał się pod jej sercem.

- Musisz chodzić na badania, na wizyty i w ogóle. Specjalista powie ci, jeśli będzie coś się działo. Ale, z tego co mi wiadomo, to nie powinno być większych problemów. Po prostu musisz na siebie bardzo uważać.

- Dzięki, Danny. - wyszeptała, podchodząc do niego, by się przytulić. Potrzebowała wtedy tego bardziej, niż dotychczas.

- Chodźmy do nich. Stęskniliśmy się za tobą. - powiedział, obejmując ją ramieniem w ojcowskim geście.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro