Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 12

Edwin martwił się stanem psychicznym Naomi i starał się zrobić wszystko, by tylko czuła się dobrze sama ze sobą. Nie był jednak w stanie trzymać jej w domu na siłę, bo zdawał sobie sprawę, co potrafiła zrobić. Była szpiegiem, mogła zniknąć bez śladu w każdej chwili.

Idąc tamtego dnia obok niej ulicami Chicago, co chwilę zerkał w jej stronę. Sam nie wiedział, dlaczego to robił, ale chociaż miał pewność, że była obok i nic się jej nie stało. Czuł się za nią odpowiedzialny, już szczególnie wtedy, kiedy dowiedział się, że była w ciąży. Niby nie było to jego dziecko ani jego dziewczyna, ale był jej przyjacielem i zamierzał zrobić wszystko, byleby czuła się komfortowo i bezpiecznie.

- Wiesz, że nie musisz ze mną wychodzić za każdym razem, prawda? - zaśmiała się Naomi, zerkając na niego wyraźnie rozbawiona. Wiedziała, że nie przepadał wychodzić z domu, a w ostatnim czasie robił to wręcz notorycznie.

- Naomi, proszę cię, już coś ci o tym mówiłem. Będę z tobą chodził, czy ci się to podoba, czy nie. Nie mogę cię puścić samej z czystej przyjaźni. Z resztą, czuję się zobowiązany, by cię przypilnować. - wyjaśnił, sam nie wiedząc, dlaczego to robił. Najzwyczajniej w świecie potrzebował się kimś zająć. - Jak ma na imię twój...

- Leo.

- Leo, na moim miejscu, prawdopodobnie zrobiłby to samo. Nie znam go, ale na pewno byłby mi wdzięczny, że cię przypilnowałem.

- Gdyby tylko nie uznał nas za kochanków. - skwitowała, śmiejąc się pod nosem. Była świadoma tego, że Leo potrafił być zazdrosny i to bardzo. Dlatego też trochę obawiała się jego spotkania z Edwinem.

- Uu, kochankowie. Kiedy żeśmy awansowali? Wtedy, kiedy trzymałem twoje włosy, gdy znów wymiotowałaś? Czy kiedy zrobiłem ci rano śniadanie i gorącą herbatę? - spytał prowokacyjnie, ożywiając się niespodziewanie. Było to do niego niepodobne.

- Myślę, że wtedy, kiedy pozwoliłeś mi się o siebie oprzeć, a ja zasnęłam na twoim ramieniu. - stwierdziła Naomi, przypominając sobie sytuację sprzed kilku dni, kiedy oboje zasnęli na kanapie w salonie.

- Oo, to zdecydowanie to! Że też wcześniej o tym nie pomyślałem!

Oboje roześmiali się nagle, nie potrafisz dłużej wytrzymać. Zawsze uwielbiali rozmawiać w ten sposób, bo mieli przy tym niezły ubaw i na przestrzeni lat nic się nie zmieniło. Wciąż czuli się w swoim towarzystwie świetnie, nawet jeśli byli już zupełnie innymi ludźmi, niż kilka lat wcześniej. Jedna rzecz z czasów dzieciństwa jednak została - ich wzajemne zaufanie do siebie.

Naomi wzdrygnęła się, kiedy ktoś niespodziewanie dotknął jej ramienia. Odwróciła się gwałtownie za siebie z zamiarem zaatakowania ów osoby, ale powstrzymała się w ostatniej chwili. Przed nią stał nie kto inny, jak jej przyjaciel - Milo. Ulga, jaką zobaczyła na jego twarzy była niewyobrażalna.

- Nie wierzę, że w końcu cię znalazłem. - wyszeptał, patrząc na nią z wyraźną ulgą i ze szczerą radością.

- Cześć, Milo.

Chłopak bez ostrzeżenia chwycił ją w ramiona i ścisnął tak mocno, że aż zabrakło jej tchu. Mimo wszystko zaśmiała się cicho, odwzajemniając jego uścisk. Przyjemny zapach perfum dotarł do jej nozdrzy, przywołując liczne wspomnienia. Cieszyła się, że tam był, ale wiedziała też, że wiązało się to tylko z jednym...

- Czemu uciekłaś?! Do reszty cię powaliło? Leo i twoi bracia odchodzą od zmysłów! Nie wspominając też o mnie, Ericku i reszcie!

- Milo, nie na ulicy, dobrze? Pójdziemy do Edwina i tam spokojnie porozmawiamy. - powiedziała spokojnie Naomi, nie przejmując się nagłym wybuchem przyjaciela. Była na to przygotowana.

- Cześć. - przywitał się Edwin, unosząc dłoń ku górze w geście przywitania. Milo zmierzył go wzrokiem.

- My się żeśmy już poznali, ale nie powiedziałeś, że znasz Naomi.

- Poznałem ją, zanim ona poznała ciebie i tego twojego przyjaciela. - stwierdził Edwin, obejmując dziewczynę ramieniem. Ścisnął ją w talii, dając jej znać, że nie podobało mu się to wszystko. Zaraz jednak złagodniał. - Mniejsza... Wracajmy już do domu, królewno. Zimno mi.

- Czasami zapominam, jak bardzo lubisz narzekać, Eddie. - zaśmiała się, czochrając mu włosy, na co spojrzał na nią oburzony.

- Zabierz ją, bo nie wytrzymam dłużej, kiedy będzie mówić na mnie Eddie.

Milo zaśmiał się cicho, ale nie odezwał ani słowem. Już zaczynał go lubić.

~*~

Naomi obserwowała krzątającego się po swoim mieszkaniu Edwina, który zachowywał się zupełnie zwyczajnie w ich towarzystwie. Milo był jednak nienaturalnie spięty. Choć widział, z jaką swobodą oboje zachowywali się w swoim towarzystwie, to tak naprawdę nie znał Edwina, nie wiedział, do czego był zdolny, a przede wszystkim nie wiedział, co go łączyło z Naomi.

I o to też zamierzał spytać, bo nie mógł przyjąć do swojej świadomości, że Naomi mogła zdradzać Leo.

- Muszę spytać... Co was łączy?

- Jesteśmy kochankami.

Edwin nie zdążył zareagować, kiedy na jego twarzy znalazła się poduszka. Nie spodziewając się tego za grosz, jęknął cicho, podnosząc poduszkę z ziemi. Spojrzał na dziewczynę z mordem, po czym rzucił się w jej stronę, trochę ją przygniecając do kanapy, na której siedziała. Naomi zaczęła się śmiać, podobnie do niego, nie zwracając uwagi na Milo, który sam nie wiedział, jak to interpretować. Wyglądali wtedy, jak stare dobre małżeństwo, dogadywali się świetnie, dokuczali sobie... Miał świadomość, że relacja Naomi z Leo była nieco inna, ale mimo to wciąż podobna.

Dlatego miał wątpliwości.

- Naomi... - zaczął wyjątkowo cicho jak na siebie. Dziewczyna od razu na niego spojrzała.

- Nie słuchaj go, głupoty gada. Znaczy, fakt, zgodnie ustaliliśmy dzisiaj, że jesteśmy kochankami, ale to były zwykłe żarty. Jesteśmy przyjaciółmi i nic poza tym.

- Skąd mam mieć pewność, że nie kłamiesz? Jesteś w tym dobra. - stwierdził trochę zbyt chamsko. Naomi nie zwróciła na to większej uwagi.

- Czy ja kiedykolwiek was okłamałam? - spytała, unosząc brew. Milo spuścił wzrok, czując się głupio, że w ogóle to powiedział. - Słuchaj, znałam Edwina długo przed tym, jak poznałam was i zanim dołączyłam do organizacji. Straciliśmy kontakt, bo Eddie się wyprowadził, właśnie tutaj, do Chicago.

- To dlatego mówiłaś mi kiedyś, że zwiedziłabyś Chicago. Bo on tu jest.

- Jestem i wszystko słyszę. - skwitował Edwin, wywracając oczami. Zaraz odwrócił się twarzą do Naomi, czując się co najmniej dziwnie w tamtej sytuacji. - Zostawię was może samych. Powinniście poważnie porozmawiać, wyjaśnić sobie kilka spraw i zdecydować, co dalej. Nie jestem wam tu potrzebny.

- Dzięki, Eddie.

- Będę w pokoju. W razie czego wołaj.

Milo obserwował, jak Edwin pocałował Naomi w głowę i ruszył w tylko sobie znaną stronę. Zatrzymał się jednak przed drzwiami i spojrzał prowokacyjnie na chłopaka. Ku jego zaskoczeniu, puścił do niego buziaka, pomachał i zniknął w swoim pokoju, zostawiając go kompletnie skołowanego.

- Wiem, co chcesz powiedzieć, więc nawet nie zaczynaj. - mruknęła Naomi, podciągając nogi pod samą brodę.

- Wiem, że jest ci ciężko, ale nie mogę wrócić sam. Oni mnie zabiją, jeśli wrócę bez ciebie. - odpowiedział od razu Milo, zdając sobie sprawę, że wrócenie nie podobało się Naomi za grosz.

- Milo... Kurde, nie mogę, rozumiesz? Tutaj odpoczywam od wszystkiego, od was, od pracy, od swoich myśli. Jestem tu wolnym człowiekiem, a kiedy wrócę, wróci szara rzeczywistość.

- Ja wszystko rozumiem, Naomi i nie dziwię się, że tutaj wyjechałaś. Tylko ranisz tym nie tylko siebie. - powiedział spokojnie, niezrażony jej wybuchem. - Matt i Frankie odchodzą od zmysłów, kiedy tylko dowiedzieli się, że wyjechałaś. Leo znów się upija, a ja nie wiem, co robić, by mu pomóc. Kiedy leżałaś w szpitalu, było lepiej, bo była jakaś nadzieja, że z tego wyjedziesz. Mógł cię odwiedzić w każdej chwili, porozmawiać z tobą. A teraz...

- Teraz nie może, bo mnie nie ma. - dokończyła cicho, kiwając głową na znak zrozumienia. Westchnęła cicho. - Czuję się źle z faktem, że wyjechałam, ale napisałam mu list, dlaczego to robię. Im dłużej przebywałam w Los Angeles, tym bardziej mnie to wszystko dobijało. Wy nie wiecie, jak wiele musiałam przejść, by wciąż tu być. Nie wiecie, że umierałam, że widziałam was już z góry, że wróciłam tu tylko ze względu na was. Żyję, bo uznałam, że nie mogę was zostawić, ale żałuję tej decyzji. Nie męczyłabym się. - dodała w ramach wyjaśnienia, tak spokojnie, że aż nienaturalnie. - Wy byście robili to za mnie, a nie chciałam do tego dopuścić. To dlatego tu jestem, bo nie daję już rady. To dla mnie za dużo, rozumiesz? Zbyt długo byłam silna.

- Naomi...

- Nic, co powiesz, nie zmieni mojego zdania. - przerwała mu stanowczo. - Wrócę z tobą, ale jeśli tylko poczuję, że potrzebny mi odpoczynek, wiedz, że tu wrócę. Bez ostrzeżenia, bez oporów, bez zastanowienia. I jeśli którykolwiek z was tutaj przyjedzie, to nie będę przejmować się, że jesteśmy rodziną, tylko strzelę wam między oczy bez mrugnięcia okiem.

- Nikt nie wie, że tu jestem. Wiedzą, że pojechałem w miejsce, do którego kiedyś chciałaś pojechać, ale nikt nie wie, gdzie to jest. - wyjaśnił Milo, zdając sobie sprawę, że nigdy nie mówił nikomu, gdzie Naomi zawsze chciała pojechać.

- Nikt, prócz mnie i teraz też ciebie, nie wie, gdzie mieszka Edwin i tak ma pozostać.

- Masz moje słowo. - powiedział, po czym rozłożył szeroko ramiona i uśmiechnął się delikatnie. - Chodź tu. Tęskniłem.

Naomi pokręciła tylko głową, ale przybliżyła się do chłopaka i wtuliła w jego ciało. Choć wciąż była zła, że ją znalazł, świadomość, że każdy się o nią martwił...

- Dziękuję, Milo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro