rozdział 17
Dla Louisa spotkania z Naomi były dość stresujące i niezręczne, nawet jeśli dobrze się z nią dogadywał, a rozmowa z nią się kleiła. Naomi również czuła się dziwnie w towarzystwie Louisa. Niby przyzwyczaiła się do tego, że był policjantem - już oficjalnie - i nie przeszkadzało jej to w żadnym stopniu, to jednak odczuwała dziwny niepokój. Nie był w stanie nic jej zrobić. Nawet w ciąży była od niego silniejsza, bardziej zręczna, a przede wszystkim wciąż brutalna i bezwzględna.
- Już myślałem, że się rozmyśliłaś.
- W takim razie mnie nie znasz. - stwierdziła Naomi, podchodząc do Louisa bliżej. Uśmiechnęła się w swój charakterystyczny sposób, który mógł przyprawiać o dreszcze. - Zatrzymały mnie korki, mój narzeczony i pęcherz. Niestety, ale uroki bycia w ciąży.
- Dobrze się czujesz w ogóle? Coś jeszcze ci doskwiera? - zagadnął, ciekawy jej odpowiedzi. Dopiero wtedy docierało do niego, że może niepotrzebnie ją tam ściągał.
- Hormony, zbyt szybko się wkurzam, zbyt często czuję potrzebę rozpłakania się. Ale poza tym nic mi nie jest. - wyjaśniła zgodnie z prawdą, nie widząc żadnych przeciwwskazań, by mu o tym powiedzieć.
- A wiecie już, czy będzie chłopiec, czy dziewczynka?
- Dzisiaj się dowiedziałam.
Louis spojrzał na nią wyczekująco, ale Naomi nie zareagowała na to w żaden sposób. Skrzyżowała ręce na piersi i przyjrzała się mu z cwanym uśmiechem. Doskonale wiedziała, że chciał się dowiedzieć, co będzie mieć, ale chciała, żeby dopytywał. Nie zamierzała mu tego mówić od razu - musiał o to błagać.
- To jakiś znak, że mam zgadywać? Nie zamierzasz powiedzieć mi wprost, prawda?
- Tu już mogę powiedzieć, że mnie znasz. Nawet dobrze. - zaśmiała się, opuszczając ramiona w dół. Cieszyła się, że w ogóle na to wpadł. - Zgaduj więc. Masz pięćdziesiąt procent szans na trafienie, może ci się poszczęści.
- Lubię rozmawiać z tobą w ten sposób. Jest o wiele ciekawiej. - stwierdził Louis, nie żałując, że w ogóle ją poznami. Z nią było ciekawiej, nie tak zwyczajnie.
- Też lubię z tobą rozmawiać, Louis Hamilton.
- Będziesz miała chłopca, N. - oznajmił, przyglądając się jej reakcji. Naomi zaczęła klaskać teatralnie.
- Bingo, Sherlocku. - skomentowała, dając mu tym znak, że dobrze zgadł.
- Widziałem w twoich oczach, że to chłopak. Chyba się cieszysz, co?
- Fajnie, że chłopak, ale otaczam się praktycznie samymi facetami, więc... No trochę ich za dużo już. Kocham jednak tego małego szkraba. - wyjaśniła, kładąc dłoń na brzuchu. Louis prędko dostrzegł na jej twarzy uśmiech. - Mniejsza, skończmy gadać i bierzmy się do roboty. Nie jestem tu bez powodu.
Żadne z nich nie odezwało się więcej. Naomi zaczęła spokojnie pokazywać Louisowi podstawowe techniki walki, ale również samoobrony. Było to mu potrzebne, nawet jeśli nie był typem osoby, która wychodziła na jakieś akcje. Był jednak w jakimś stopniu policjantem, więc musiał cokolwiek znać.
A ona była do tego idealnym nauczycielem, rozwiązaniem.
Naomi, która musiała zrobić sobie krótką przerwę, bez zastanowienia odwróciła się do Louisa przodem, nie spodziewając się, że ten ją zaatakuje. Uniknęła jednak ciosu, zadając swój własny - chłopak jęknął z bólu, kiedy wykręciła mu rękę w drugą stronę, pochylając do przodu tak bardzo, że niemal dotykał ziemi. Zamknął oczy z tego wszystkiego, nie przypuszczając nawet, że była w stanie to zrobić i że w ogóle miała siły, by go tak utrzymać.
- Jesteś... - zaczął, ale nie był w stanie dokończyć. Był tak zszokowany, że nie wiedział, co powiedzieć.
- Świetna, tak, wiem. - przytaknęła od razu Naomi, uśmiechając się pod nosem. Zaraz pociągnęła go mocno, by mógł złapać równowagę. - Wstawaj. Ale nie waż sie robić tego więcej, bo nie ręczę za siebie. Może i jestem w ciąży, ale wciąż jestem lepiej wyszkolona, niż ty.
- Jedyne, co się nie zmieniło, to twoja wredota. Jesteś tak samo wredna i pyskata, jak zawsze.
Louis jęknął ponownie, kiedy Naomi pchnęła go na pobliską ścianę. Stanęła naprzeciwko niego, niemal wciskając go w ów ścianę - zabolało go to, nie mógł powiedzieć, że nie. Niebezpieczny błysk w jej oczach go przerażał, a on dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że nie powinien czuć się w jej towarzystwie aż tak swobodnie. Cały czas miał do czynienia z osobą, która chciała go zabić - z seryjną zabójczynią, która nie cofała się przed niczym.
Oboje przez chwilę wpatrywali się w siebie nawzajem, nie odstępując nawet na krok. Naomi słyszała jego przyspieszony oddech, ale nie ruszyła się z miejsca. Sama nie wiedziała, co w ogóle nią kierowało, nie powiedział przecież nic obraźliwego, miał rację, że bywała wredna i pyskata. Nie mogła temu zaprzeczyć.
Opuściła ostatecznie dłoń, na co odetchnął z ulgą. Żadne z nich stało jednak w tym samym miejscu, zdecydowanie zbyt blisko siebie, co nigdy się im nie zdarzyło. Louis nieświadomie spuścił wzrok na jej usta, które zbyt mocno zwróciły jego uwagę. Nie kontrolując nawet tego, położył dłoń na jej policzku i złączył ich usta. Naomi zareagowała jednak od razu i oderwała się od niego, czując się cholernie źle, że w ogóle do tego dopuściła. Przejechała dłonią po włosach, cofając się na bezpieczną odległość.
- Ja już muszę... Zapomniałam, że miałam się spotkać ze znajomym. Na pewno już na mnie czeka.
Nie dając mu nic odpowiedzieć, Naomi zabrała swoje rzeczy i wręcz biegiem skierowała się do wyjścia z sali. Louis patrzył za nią, po czym zakrył twarz rękoma, zdając sobie sprawę, że tamten niespodziewany pocałunek był cholerny błędem, którego miał nigdy nie popełnić. Naomi była ładna i podobała mu się w jakimś stopniu, lubił z nią też rozmawiać, ale nigdy nie traktował jej jak potencjalną kandydatkę na dziewczynę. Ba! Ona była zajęta już od dawna, a on przecież dostał nawet zaproszenie na jej ślub.
Więc dlaczego ją w ogóle pocałował?
To pytanie siedziało jej w głowie, kiedy czekała na przyjazd Ericka kilkaset metrów od budynku, z którego wyszła. Mężczyzna był niedaleko, a przede wszystkim miał ją stamtąd odebrać, więc nie musiała długo czekać. Znane jej już auto stanęło po kilku minutach obok niej, a ona bez zastanowienia wsiadła do pojazdu, zapinając pasy. Erick spojrzał na nią ukradkiem, po czym ruszył, by zdążyć wrócić do domu.
- Dobrze, że byłem w pobliżu, bo brzmiałaś dość dziwnie, kiedy zadzwoniłaś. Coś się stało? - spytał, zerkając na nią, co chwilę. Musiał się jednak skupić na drodze, by nie spowodować wypadku.
- Taak. Ale nie każ mi o tym mówić, muszę sama to przetrawić. - wymamrotała, przejeżdżając dłonią po twarzy. Próbowała to wszystko poukładać sobie w głowie.
- Jasne. - przytaknął od razu, nie zamierzając drążyć. - A jesteś w ogóle pewna, że dasz radę zająć się Ezekielem? Może...
- Muszę zacząć się przyzwyczajać. Nic się nie stanie, obiecuję.
Erick nie odezwał się więcej, tylko spokojnie dojechał do swojego mieszkania.
~*~
- Unikaj takich sytuacji, Ezekiel.
Choć półroczny Ezekiel tak naprawdę nie wiedział, co się działo - bo właściwie już spał - Naomi poczuła się lepiej, że się komuś wygadała. Uśmiechnęła się na widok śpiącego chłopca, po czym westchnęła ciężko, kierując się na kanapę, na którą opadła ze zmęczeniem.
Ezekiel nie był problemem tamtego dnia, uśmiechał się, śmiał, nie sprawiał żadnych kłopotów. Naomi czuła się dobrze, opiekując się nim - nie mogła się już doczekać, aż sama weźmie na ręce swojego syna. Maluch rósł pod jej sercem, a ona zaczynała go kochać coraz bardziej z dnia na dzień.
Kładąc dłonie na brzuchu i uśmiechając się, nie zwróciła nawet uwagi, że ktoś otworzył drzwi i wszedł do środka. Penny, bo to właśnie ona się tam pojawiła, przystanęła na moment, nie potrafiąc ukryć uśmiechu. Wzruszyła się na widok dziewczyny - pamiętała ją, kiedy spotkały się po raz pierwszy. Wtedy Naomi wydawała się jej przestraszona, tak niewinna, a jednak zadziorna w jakiś sposób. Teraz widziała ją w wersji spokojnego baranka, który muchy by nie skrzywdził. Była inna.
- Już niedługo będziesz go trzymać na rękach. Nawet nie wiesz, jak cudowne jest to uczucie.
- Domyślam się. - odpowiedziała Naomi, zerkając na zbliżającą się do niej kobietę. - Gdzie Erick?
Penelope nie zdążyła odpowiedzieć, bo do mieszkania wszedł nagle Erick, wyraźnie zmęczony tamtego dnia. Zatrzymał się wpół kroku, patrząc na obie bliskie sobie kobiety. Te spojrzały po sobie, po czym zaśmiały się cicho, dezorientując go tym.
- Zrobiłem coś? - spytał skołowany, nie wiedząc, dlaczego się śmiały. Żadna z nich mu jednak nie odpowiedziała, bo znów na siebie spojrzały.
- Ja się czasami zastanawiam, jak on funkcjonuje. Ty wyglądasz o wiele lepiej, Penny. - skomentowała Naomi, zerkając ukradkiem na swojego przyjaciela.
- Dziękuję.
- Nie wyglądam, aż tak źle! Wypraszam sobie. - powiedział od razu, kładąc dłoń na piersi, jakby urażony. Nie przejmował się jednak faktem, że w jakimś stopniu go obrażała. - Potrzebujesz czegoś, Naomi?
- Chwili rozmowy z Penelope sam na sam, jakbyś już chciał... Będę wdzięczna. - odparła, uśmiechając się uroczo w jego kierunku.
- Jesteś okropna. - skomentował od razu, nie mogąc uwierzyć, że obrażała go w jego własnym domu. Nie był jednak na nią zły, bo doskonale wiedział, jaka była.
- I tak mnie kochasz, Erick.
Naomi cmoknęła do mężczyzny, na co ten w odpowiedzi pokiwał głową. Podszedł do nich obu, po czym pocałował obie w głowę. Chwilę później skierował się do wyjścia, zostawiając je same.
- Więc o czym chciałaś pogadać? - zagadnęła Penelope, ciekawa, co Naomi chciała jej powiedzieć. Wiedziała, że coś było na rzeczy.
- Jak wiesz, uczyłam dzisiaj Louisa. Chciał znać jakieś podstawowe ruchy walki, czy samoobrony. I było w porządku, do pewnego momentu... - wyjaśniła Naomi, zaczynając bawić się swoimi dłońmi. Jakoś bała się spojrzeć na swoją towarzyszkę.
- To coś poważnego? Stało się coś?
- Pocałował mnie.
W pomieszczeniu zapanowała cisza, bo Penny najzwyczajniej zdezorientowało. Domyślała się, że to może o to chodzić, ale mimo wszystko... Naomi przyglądała się jej, oczekując jakiejkolwiek reakcji, ale Penelope jedynie odetchnęła nagle. Spuściła wzrok, przejeżdżając dłonią po twarzy. Nie wiedziała, co powiedzieć.
Nie zdążyła, gdy telefon Naomi zaczął nagle dzwonić.
- To Louis. - wymamrotała, nie wiedząc zbytnio, jak zareagować na tamto połączenie od chłopaka.
- Odbierz.
Trochę jak w amoku, Naomi nacisnęła zieloną słuchawkę i przyłożyła telefon do ucha.
- O co chodzi?
- Wybacz, że załatwiam to w ten sposób, ale... - zaczął niemalże od razu, wzdychając głośno. - Chciałem cię przeprosić za to dzisiaj. Czuję się fatalnie, że w ogóle... Nie miałem tego w planach, lubię cię, ale nie w ten sposób. Głupio postąpiłem, mam wyrzuty sumienia.
- Fakt, nie powinieneś tego robić. Czuję się z tym dziwnie, ale cieszę się, że dzwonisz. - powiedziała Naomi zgodnie z prawdą, czując jakąś dziwną ulgę, że to powiedział.
- Czyli między nami w porządku? - spytał dla upewnienia, sam nie wiedząc, czego oczekiwać. Mogła zareagować w każdy możliwy sposób.
- Jeśli nie będziesz do tego wracać, to jestem w stanie o tym zapomnieć.
- Świetnie! Dziękuję, N. I przepraszam jeszcze raz. Jeśli nie będziesz chciała mnie dalej uczyć, to zrozumiem. - powiedział pospiesznie, nie kryjąc swojego uśmiechu. Był jej wdzięczny.
- Porozmawiamy jeszcze o tym, Lou. Muszę kończyć. - odparła jedynie w odpowiedzi.
- Jasne. Cześć.
Głośne westchnienie opuściło usta Naomi, kiedy tylko połączenie się zakończyło. Spojrzała w swoje lewo, gdzie znajdowała się Penelope i... Najzwyczajniej w świecie przytuliła się do niej.
- Kocham cię. - wyszeptała, przymykając na moment oczy.
- Ja ciebie też, N.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro