Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 5

- Dzień dobry. - przywitało się rodzeństwo Beckett, wchodząc do odpowiedniej sali, gdzie znajdowała się już czekająca na nich "nauczycielka" oraz kilku innych "uczniów".

- Witajcie. - odparła Cheryl, zamykając za nimi drzwi. Kiedy wszyscy już usiedli, kobieta stanęła przy biurku, opierając się o nie plecami, tak, by widzieć wszystkich zgromadzonych. - Jesteście już wszyscy?

- Nie ma Charlotte, ale ona jest usprawiedliwiona akurat.

- Dobrze, to zaczynajmy w takim razie. - powiedziała, podwijac rękawy swojej koszulki, ukazując kilka niewielkich tatuaży na przedramionach. - Dzisiaj zajmiemy się cykutą. Ktoś może wie coś na temat tej trucizny? - spytała, rozglądając się po klasie. Wiedziała, że mogli wiedzieć o tamtej truciźnie.

- Cykutę i tojad to były dwie rzeczy, które najczęściej stosowano, gdy chciało się kogoś pozbyć. - odparła Naomi, bacznie obserwując kobietę przed sobą. Wiedziała dość sporo na temat cykuty, więc postanowiła odpowiedzieć, zdając sobie sprawę, że niektórzy mogli tego nie wiedzieć.

- Dobrze, Naomi.

- Skąd o tym wiedziałaś? - spytał cicho Leo, nachylając się nieznacznie w stronę dziewczyny obok siebie. Podziwiał ją za te wszystkie umiejętności, które potrafiła i wiedzę, którą posiadała.

- Usłyszałam gdzieś kiedyś. - wyjaśniła szeptem, zerkając na niego ukradkiem. Jego ciemne spojrzenie uspokajało ją w jakiś dziwny sposób, którego nie potrafiła wytłumaczyć.

- Cykuta to inaczej szalej jadowity, zawierający alkaloid paraliżujący nerwy obwodowe i mięśnie całego ciała, zaczynając od nóg. Bóle brzucha i nudności, dwie rzeczy, które można uznać za oznaki ciąży. - powiedział Cheryl, zaczynając powoli swój wykład. Wbrew pozorom robiła to naprawdę dobrze i aż chciało się jej słuchać. - Ale zaraz po nich następuje śmiertelny paraliż układu oddechowego. - dodała niezwykle poważnym i dość obojętnym tonem. Z drugiej jednak strony mówiła to, jakby rozmawiała o pogodzie. - Pierwsze wzmianki o cykucie można znaleźć już w komedii Arystofanesa „Żaby" z 405 r. p.n.e. Oficjalnie ta nazwą została wprowadzona do ateńskiego systemu kar w 404 r. p.n.e. w czasie rządów Trzydziestu Tyranów. Cykuta była zatem nazywana „trucizną państwową" lub „słodką śmiercią", co brzmi raczej makabrycznie, gdyż nasuwa to skojarzenie z innymi mniej „słodkimi" formami egzekucji.

~*~

Jeszcze tego samego dnia wieczorem Naomi siedziała w swoim pokoju i rozmawiała ze swoimi rodzicami, którzy byli na misji już kolejny dzień. Nie trudno było ukryć, że cała ich rodzina od lat należała do tamtej organizacji zajmującej się zabójstwami i załatwieniem niewygodnych dla niektórych spraw.

- Kiedy wracacie? - zagadnęła Naomi, składając origami na stole przed sobą. Zawsze ją to odprężało, mimo że robiła to naprawdę rzadko.

- Jutro. - odparła od razu matka dziewczyny, przekrzywiając głowę w bok i patrząc na nią z czułością. Była dumna ze swojej córki, bo mimo tego, czym się zajmowali, Naomi była naprawdę dobra, inteligentna, odpowiedzialna i pracowita, niezależnie od tego, co kazano jej zrobić.

- Mam nadzieję, że żadne z was jutro nie ma żadnej misji. - odezwał się ojciec Naomi, który stał tuż za swoją żoną. Nie można było zaprzeczyć, że zarówno Naomi, jak i Matt oraz Frankie byli dla niego bardzo ważni i mężczyzna zrobiłby dla nich wszystko.

- Póki co nic nie wiemy, ale raczej nie zapowiada się na to, żebyśmy gdzieś wychodzili. - odpowiedziała nastolatka, próbując sobie przypomnieć, czy ktoś nie wspominał o jakiejś misji, w której miałaby uczestniczyć. - Chyba że po jedzenie, bo pomału się kończy. Ktoś niedługo będzie musiał pojechać po zapasy.

- Tylko ty nigdzie nie wychodź, skarbie.

- Ja wiem, mamo. Zazwyczaj Cheryl i Christine wychodzą po prowiant. - wyjaśniła prędko Naomi, doskonale wiedząc, że jej rodzice po prostu się o nią martwili. Pomimo tego, że sami ją wciągnęli w tą całą działalność, ona zawsze pozostawała ich małą córeczką, nawet jeśli była już dorosła. - Tęsknię bardzo. Dobrze, że już wracacie, tak pusto bez was trochę.

- Jeszcze będziecie mieć nas dość. - zaśmiał się mężczyzna, co udzieliło się też jego córce. Kobieta uśmiechnęła się szeroko, bo radość na twarzy swojej pociechy był wynagrodzeniem za wszystko.

- A wy nas.

Przez dobrą chwilę po prostu cała trójka patrzyła na siebie, uśmiechając się delikatnie. Tamten moment został jednak zakłócony przez odgłos otwieranych drzwi, przez które wyjrzał dobrze znany dziewczynie chłopak.

- Naomi... - mruknął, podchodząc do nastolatki bliżej. Położył dłonie na jej ramionach, układając głowę na jej głowie i... Dopiero wtedy zauważył, że dziewczyna przecież z kimś rozmawiała. - O, dzień dobry, państwu.

- Witaj, Leo. - przywitało się małżeństwo, obserwując obojga nastolatków. Uśmiech chłopaka, a spojrzenie dziewczyny zupełnie ze sobą nie współgrało, co dało się zauważyć na pierwszy rzut oka.

- Chwaliła się, że wygrała wczoraj na zajęciach ze strzelania? - zapytał Leo, nachylając się nieco nad monitorem, by rodzice Naomi dobrze go słyszeli. Nie przejmował się nawet spojrzeniem swojej dziewczyny, która wręcz mordowała go wzrokiem.

- Leo, przestań. Jasne, że wiedzą. - powiedziała natychmiast, odciągając go od swojego laptopa. Uwielbiała go, ale czasami po prostu lubiła pobyć sama, wtedy akurat z rodzicami, ale wciąż sama. - Przepraszam za niego, lubi wchodzić mi w rozmowy z butami. - dodała prędko do swoich rodziców, po czym z powrotem odwróciła się do chłopaka przed sobą. - Wyjdź stąd, zaraz przyjdę. - warknęła cicho, wręcz pchając go w stronę drzwi.

- Czekam przed drzwiami, słodka. - oznajmił Leo, cmokając ją w nos, na co znów cicho warknęła. Nastolatek już po chwili wyszedł z jej pokoju, więc Naomi wróciła do biurka i do rodziców.

- Zabierzcie mnie od niego. O nic więcej nie proszę.

- Uroczo razem wyglądacie. - skomentowała jej matka, uśmiechając się szeroko. Cieszyła się, że jej córka, po ostatnim zerwaniu, znowu kogoś miała. Kogoś, kto traktował ją o wiele lepiej, jakby była całym światem.

- Gdyby nie fakt, że jesteśmy zabójcami. - przypomniała, opierając się łokciami o blat. Małżeństwo jednak zignorowało jej słowa, nawet ich nie komentując.

- Ma szczęście, że traktuje cię lepiej niż... Jak mu tam było? - odezwał się mężczyzna, próbując sobie przypomnieć imię byłego chłopaka córki. Nie dało się ukryć, że nie pałał do niego zbytnio sympatią, skoro nawet nie pamiętał jego imienia.

- Calvin, tato. Miał na imię Calvin. - oznajmiła Naomi dość dobitnie. Westchnęła ciężko, przejeżdżając dłonią po twarzy i próbując ponownie zapomnieć o istnieniu chłopaka, którego wspomnieli. - Ale to już przeszłość, nie wracajmy do tego. Muszę kończyć, wołają mnie już. - dodała po chwili, słysząc swoje imię z korytarza. Nie chciała kończyć, ale zdawała sobie sprawę, że jej znajomi prędzej czy później wejdą do jej pokoju i wyciągną ją siłą.

- Widzimy się jutro, kochanie.

- Będę was wyczekiwać! Paa! - zawołała dziewczyna, machając jeszcze rodzicom na pożegnanie.

Zanim wyszła z pokoju, westchnęła ciężko, wiedząc, że przez najbliższy czas może być otoczona ludźmi, którzy mieli dadzą jej trochę przestrzeni i spokoju.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro