rozdział 21
- Dobierzcie się w trójki.
Każdy odwrócił się w stronę każdego, ale nie potrzeba było słów, by w ów trójki się dobrali. Pierwszym wyborem Naomi oczywiście byli jej bracia, którzy tak jak ona nie widzieli innej opcji, by być z kimś innym. Całe rodzeństwo stanęło koło siebie, a dziewczyna dopiero wtedy dostrzegła wzrok swojego chłopaka, który patrzył w jej stronę.
- Wybacz. - powiedziała cicho, czując się nieco dziwnie pod jego spojrzeniem. Leo się jednak uśmiechnął, doskonale wiedząc, że Naomi tak czy siak wybrałaby swoich braci.
- Nic nie szkodzi. - odparł, a jej trochę ulżyło. Nawet jeśli by nalegał, by była z nim w drużynie, to ona wiedziała, że to by się nie wydarzyło. Już od dawna przysięgła ze swoimi braćmi, że to właśnie z nimi zawsze będzie w grupie, niezależnie od tego, co mieli robić.
Kiedy już wszyscy dobrali się po trzy osoby, dwójka prowadzących tamte zajęcia, stanęła koło siebie z delikatnymi uśmiechami. Ich współpraca zawsze wychodziła im na dobre.
- Świetnie. To teraz...
- Jest nas ośmiu, a nie dziewięciu. Nie mamy szans dobrać się po trzy osoby. - odezwała się Charlotte, krzyżując ręce na piersi. Nie podobało jej się to, że była w parze tylko z jedną osobą, podczas gdy cała reszta miała jeszcze kolejną osobę w drużynie. Nie chciała być od nich gorsza.
- Spokojnie, Charlotte, ja do was dojdę. - powiedział Arthur, widząc dość wrogie nastawienie dziewczyny. Kiedy ta nie odezwała się więcej, mężczyzna kontynuował swój monolog. - Wracając, zmierzymy się ze sobą w małym pojedynku. Ustalcie, kto będzie się bronić, a kto atakować. Dwie osoby będą w ataku.
- Trochę to niesprawiedliwe. - skomentował Milo, wymieniając spojrzenia z Leo. Zdawał sobie sprawę, że tamte zajęcia były im potrzebne, ale tamten pomysł uważał za trochę dziwny, szczególnie że w dwóch drużynach znajdowały się dziewczyny.
- Później się zmienicie. - odezwała się Ella spokojnym głosem. Wszyscy zamilkli, zdając sobie sprawę, że kobieta zamierzała mówić dalej. - Chodzi o to, że musicie umieć bronić się przed większą liczbą napastników na raz, a to nie jest wcale takie proste. - dodała, a oni niemalże od razu przyznali jej rację. Czasami naprawdę trudno było odeprzeć atak kilku osób na raz, nawet jeśli dotychczas zdarzyło się im po dwa razy. - Pierwsza trójka, ustawić się. Kto chce zacząć?
- My możemy. - oznajmiła Naomi, wychodząc przed szereg. Spojrzała jeszcze przez ramię na swoich braci, posyłając w jej stronę delikatny uśmiech. - Ja się bronię. - powiadomiła,na co oni spojrzeli na siebie nawzajem, przełykając głośno ślinę.
- To prędzej ty nam tyłki skopiesz, niż my tobie. - stwierdził Franke z lekkim strachem, jak i podekscytowaniem. Nie podobała mu się wizja bicia własnego rodzeństwa, ale skoro mieli takie zadanie...
- No cóż, życie.
Już po chwili ich trening się zaczął, a Matt i Frankie, jak i cała reszta, od razu stwierdzili, że Naomi była najlepsza we wszystkim, czego się tylko "łapała" i com robiła.
~*~
- George! - zawołała Naomi, wchodząc do przestronnego pomieszczenia z mnóstwem komputerów i wszelkiej technologii. Prędko skierowała się w stronę jednego ze stanowisk, gdzie znajdował się ów chłopak, niewiele od niej starszy.
- Mój boże! Weź tak nie strasz, co? Zawału prawie dostałem. - powiedział, nieco przerażony, gdy ta niespodzianka dotknęła jego ramion, strasząc go tym. Natychmiast ściągnął słuchawki z uszu, łapiąc się za swoje szybko bijące serce.
- Przecież cię nie zabiję.
- Mam wrażenie, jakbyś chciała. - oznajmił, uspokoiwszy się nieco. Naomi wcale nie była straszna, wręcz przeciwnie, wyglądała na niewinną. Ale czy właśnie takie osoby naprawdę były niewinne? - Po co przyszłaś?
- Właściwie to chciałam spytać, czy macie kogoś kolejnego na oku? - odparła, opierając się plecami o jego stanowisko, by mieć na niego lepszy widok. Ciekawość zżerała ją od środka, chciała wiedzieć, czy ktoś był na ich celowniku.
- Brakuje ci wyjść? Niedawno przecież byłaś w mieście. Co tam robiłaś? - spytał, poprawiając się nieznacznie na swoim siedzeniu. Zmarszczył brwi, bo pamiętał, że ostatnim razem wyszła praktycznie z rana i wróciła wieczorem i to w dość dobrym humorze.
- Załatwiałam pewną sprawę, nie mogę zdradzić, co dokładnie. - powiedziała zgodnie z prawdą, poprawiając swoją kitkę, w którą związała swoje włosy. Tak przynajmniej nie opadały jej na twarz. - To jak? Wytropiłeś tam już kogoś? - spytała ponownie, szturchając go lekko w ramię. George posłał w jej stronę ledwo widoczny uśmiech.
- W sumie to tak. - oznajmił, po czym zaczął coś stukać na klawiaturze pod jej czujnym spojrzeniem. Dziewczyna nie odzywała się nawet, czekając na wiadomości od chłopaka, który ewidentnie zamierzał jej coś pokazać na swoim komputerze. - Tutaj, firma, z początku nic ciekawego, ale później zaczęło się dziać. Sprawdziłem, kto tam ostatnio urzęduje i muszę przyznać, że nieźle się tam bawią.
- A jakieś szczegóły? - dopytywała dalej, bo choć zaciekawiło ją to, o czym mówił, to tak naprawdę nie zdradził jej żadnych konkretów, a bez tego nie mogli przecież działać. Wykonanie wszystkiego perfekcyjnie, to był ich priorytet.
- Sprzedają nielegalnie broń i to całkiem dobrej jakości. Każdy może ją kupić, a jak dobrze wiemy, broń w niepowołanych rękach... To się może źle skończyć, Naomi. - stwierdził, a ta od razu przyznała mu rację. Prędko się wyprostowała, gotowa by ruszyć do wyjścia z pomieszczenia i udania się do ich szefowej, do której miała największe zaufanie.
- Powiem Christine. - powiadomiła i już miała skierować się w stronę drzwi, gdy tuż obok nich pojawiła się wspomniana kobieta. Christine nie potrzebowała dodatkowych danych, by ułożyć w głowie plan.
- Ja już wszystko wiem. - oznajmiła, na co Naomi cofnęła się gwałtownie, nie spodziewając się jej w tamtym miejscu. Kobieta nie zareagowała na jej reakcję, ale zamiast tego podała dziewczynie teczkę z odpowiednimi danymi. - I weźmiecie udział w tej misji.
George przełknął ślinę, spoglądając na Naomi z lekki przerażeniem. Zaraz z powrotem odwrócił się do Christine, wskazując na siebie i nastolatkę palcem.
- Oboje?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro