Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 16

- Kochani, mamy problem. - oznajmiła Christine, kiedy tylko Naomi i Leo weszli do pomocy, gdzie zebranych było już kilkanaście osób. Mina kobiety, jak i same jej słowa sprawiły, że wszyscy wiedzieli, że coś się działo z jednym z nich.

- O co chodzi? - spytała dziewczyna, podchodząc kredki do szefowej. Stanęła koło niej, patrząc na nią z determinacją i niewiedzą. Pragnęła się dowiedzieć, o jaki problem chodziło kobiecie.

- Avia i Phoebe dostrzegły na naszych kamerach, że policja odkryła położenie Matta. Jeszcze go nie złapali, ale jest ich zdecydowanie za dużo, a on nie jest w stanie sobie z nimi poradzić sam. Trzeba mu jak najszybciej pomóc.

- Ja idę. To mój brat, nie zostawię go. - oznajmiła od razu Naomi, gotowa na wyjście już w tamtej chwili. Jeśli chodziło o jej braci była w stanie zrobić wszystko, by tylko nic im nie było, nawet kosztem własnego życia.

- Ja tak samo. Rodziny nie zostawia się w potrzebie. - dodał od razu Frankie, podchodząc do swojej siostry i obejmując ją ramieniem. Widział jej determinację, która zaczęła ukazywać się również jemu.

- Ktoś jeszcze? - spytała Christine, rozglądając się po reszcie. Na ich szczęście, Naomi i Frankie nie byli jedynymi osobami, którzy chcieli się podjąć zmierzenia z policją i uratowania Matta.

- Piszę się na to. Matt to jednak nasz przyjaciel, musimy mu pomóc. - powiedział Milo, podchodząc do rodzeństwa bliżej. Posłał Naomi delikatny uśmiech, dając jej tym samym znak, że był zawsze po ich stronie i był w stanie stanąć do walki, mimo że sami mogli zostać złapani.

- Też jadę. Im nas więcej, tym lepiej. - dodał Leo, również ustawiając się koło swojej dziewczyny, jej brata i swojego przyjaciela. Christine spojrzała na ich czwórkę i westchnęła cicho, masując sobie skroń. Ufała im i wiedziała, że puszczała jednych z najlepszych osób na misję, ale z drugiej strony obawiała się możliwych konsekwencji tamtej sytuacji.

- I gorzej, bo kogoś mogą złapać. - odezwała się w końcu, prostując nagle. Zerknęła na swoich podopiecznych, uświadomić sobie, że przecież byli profesjonalistami, pomimo tak młodego wieku. - Ale okey, Naomi, Frankie, Milo i Leo, ubierajcie się i ruszajcie. Wszystkie dane podadzą wam dziewczyny w międzyczasie. Ubezpieczcie się, nie chcemy nikogo stracić.

- Jasna sprawa. - odparła jej od razu Naomi, po czym odwróciła się do trójki chłopaków i natychmiast ruszyła przed siebie, nie zamierzając zwlekać. - Ruszamy, chłopcy!

~*~

Już kilkanaście minut później Naomi, Frankie, Milo i Leo znaleźli się w odpowiednim miejscu, na swoich "stanowiskach", z planem i zamiarem pomocy Mattowi. Ustawili się, gotowi, by natychmiast ruszyć do boju. Ja twarzach wszystkich - łącznie z Mattem - znajdowały się chustki, szaliki i tym podobne rzeczy, zakrywające usta i nos. Na głowach mieli założone kaptury bądź czapki, tak by nie zdradzać swojej prawdziwej tożsamości.

- Lost, trzymasz się tam jakoś? - spytała Naomi, obserwując wszystko z góry. Przy sobie miała karabin, swoją nieodłączną broń, którą bez większych problemów mogła zabić odpowiednich ludzi.

- Willow? - odezwał się skołowany Matt, nie wierząc do końca, że jego siostra właśnie tam była. Rozejrzał się wokoło w jej poszukiwaniu, lecz nigdzie nie dostrzegł znajomej sylwetki, a jedynie policjantów czających się na niego.

- Budynek po twojej prawej, trzecie piętro, czwarte okno od lewej. - wyrecytowała, jak jakąś wyuczoną formułkę. Chłopak spojrzał na odpowiedni budynek i bez problemu znalazł ją wzrokiem, wzdychając z ulgą. Wiedział, że miał pomoc i to nie byle jaką, bo jedną z najlepszych. - Jestem dokładnie tu gdzie patrzysz. A teraz spójrz na budynek po lewej, dach. Vigilante też wszystko obserwuje.

- Nie wierzę, że po mnie przyszliście.

- To uwierz. - powiedziała, uśmiechając się pod nosem. Choć nie widziała go za dobrze, to jednak zdawała sobie sprawę, jak bardzo ucieszony wtedy był z ich obecności. - Damy ci czas na ucieczkę, Orphan czeka na następnej ulicy, zabierze cię. - dodała, ustawiając się w odpowiedniej pozycji, by w razie czego strzelić do policjantów. Wolała, by to właśnie oni zginęli, niż jej bliscy. - Tylko czekaj na sygnał, jasne?

- Się wie.

Naomi przylgnęła przy karabinie, chowając się na tyle, by jednak móc strzelić i tak, by nikt niepowołany jej nie dostrzegł. Adrenalina zaczynała płynąć w jej żyłach, bo wiedziała, że najtrudniejsze było dopiero przed nimi.

Minuty mijały, Willow czekała w budynku, Milo siedział na dachu i również obserwował. Frankie kręcił się nieopodal, również w gotowości, a Matt wyczekiwał sygnału, by móc uciec. I już po chwili do jego uszu dotarł głos siostry.

- Na moje trzy uciekasz na główną, a później w prawo. - oznajmiła, przeładowując magazynek a amunicją. Spojrzała przez wizjer, nakierowując broń na odpowiednich funkcjonariuszy. - Raz... Dwa... Trzy... Już!

Matt nie wahał się ani chwili, tylko ruszył przed siebie prędko, nie przejmując się, że był na widoku. Usłyszał jedynie kilka strzałów, bo czym zniknął za zakrętem, podczas gdy nieopodal policjantów Frankie rzucił bombę dymną, a Naomi i Milo strzelili w ich kierunku. Nikt nie spostrzegł się nawet, że to byli właśnie oni.

- Kto strzelał? - odezwał się jeden z policjantów, starając się coś zobaczyć w tamtym dymie. Bezskutecznie, bo nie widział kompletnie nic w odległości dwóch metrów.

- Ich jest więcej! - zawołał ktoś inny.

- On wezwał posiłki! - krzyknął ktoś jeszcze, biegnąc w jakimś kierunku, lecz przez dym nawet nie dostrzegł, gdzie pobiegł Lost.

- Czy to oni? Rozejrzyjcie się!

- Musimy ich złapać!

Dym zaczął opadać, Naomi i Milo przestali strzelać, policjanci stali wciąż w tym samym miejscu, ranni lub delikatnie draśnięci... Dziewczyna ponownie przeładowała magazynek, obserwując psiarzy z wysokości. Gardziła nimi w jakiś niewyjaśniony sposób. Doskonale wiedziała, że ona i jej znajomi byli zabójcami, ale oni w przeciwieństwie do policji wykonywali swoją robotę natychmiast, nie potrzebując dodatkowej zachęty do działania.

- Uciekajcie, chłopaki! Ja się jeszcze nimi zajmę. Jak jeden czy dwóch poleci, to nic takiego się przecież nie stanie. - odezwała się, celując w jednego z mężczyzn, który stał bardziej na uboczu. Nikt jej nie odpowiedział, z resztą nie było to potrzebne, bo niemalże od razu wzięła się do roboty. - Żegnajcie, psiarze.

Dwóch funkcjonariuszy padło na ziemię, a cała reszta natychmiast podbiegła do nich, by sprawdzić, co się stało. Na ich nieszczęście, postrzały, odpowiednio, w głowę i w klatkę piersiową okazały się śmiertelne. Naomi uśmiechnęła się dumnie, czując pewnego rodzaju satysfakcję, że zginęli z jej rąk. Zaczynała łapać się na tym, że sprawiało jej to przyjemność, a wcale nie powinno.

- Willow! - zawołał Milo do słuchawki, zbiegając po schodach na dół. Nie mógł pozwolić sobie na to, by ktoś go dostrzegł, więc zeskoczył na nieco niższy dach, widząc z niego właśnie Naomi.

- Lecę!

Dziewczyna zgarnęła tylko swój sprzęt i również ruszyła w stronę wyjścia z budynku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro