rozdział 15
- Jesteś taka piękna. - mruknął Leo, odgarniając włosy Naomi z jej twarzy. Dziewczyna, wciąż z zamkniętymi oczami, przytulała się do jego ciepłego torsu, rozkoszując się chwilą sam na sam z chłopakiem.
- Hmm... - wymruczała, kreśląc jakieś wzroki na jego odsłoniętej piersi. Czuła ciepło od niego bijące, a przede wszystkim bezpieczeństwo i miłość, której potrzebowała.
- Uwielbiam cię.
Naomi nie odezwała się już, jeszcze bardziej się do niego przytulając. Trwali tak przez długie minuty, wtuleni w siebie nawzajem, napawając się spokojem i ciszą, jaka panowała w pomieszczeniach. Leo schował głowę w zagłębieniu szyi swojej dziewczyny, a jego ciepły oddech zaczął drażnić ją w skórę.
- Byłaś niesamowita wczoraj. - odezwał się Leo ponownie, przygryzając lekko płatek jej ucha. Naomi uśmiech się pod wpływem, po czym przetarła twarz wolną ręką.
- Słyszałam to już. - powiedziała, przekrzywiając głowę tak, by spojrzeć w jego ciemne tęczówki. Uwielbiała ten jego spokój, który czasami uspokajał i ją samą. - Calvin nawet nie dorównuje ci do pięt. - dodała, uśmiechając się jeszcze szerzej na samą myśl tamtej nocy.
- Czuję się zaszczycony. - zaśmiał się chłopak, całując ją po chwili w czoło. Dziewczyna sama pocałowała go w policzek, by po chwili rozciągnąć się na swoim łóżku.
Naomi nie zamierzała leżeć w nieskończoność i zaraz podniosła się do siadu. Nim Leo zdążył się zorientować, nastolatka wstała, zaczynając iść pomału w stronę szafy. A jemu niezbyt się to spodobało.
- Ej! Gdzie idziesz? - spytał, nieco oburzony, że go tam zostawiła, samego. Podniósł się na łokciu, bezwstydnie patrząc na jej odsłonięte, zgrabne nogi. Dziewczyna odwróciła się do niego kompletnie nie wzruszona.
- Ubrać się, to chyba oczywiste.
- Myślałem, że spędzimy tu cały dzień. Wracaj tu do mnie. - mruknął, opadając z powrotem na poduszki i klepiąc miejsce obok siebie. Jego oczy lśniły, ale w żadnym stopniu nie przekonały dziewczyny, by wróciła do łóżka. Oczywiście, miała słabość do jego tęczówek, ale nie wtedy.
- Muszę przypilnować Matta. Miał mieć dzisiaj misję, wolę wiedzieć, czy wróci cały, czy w kawałkach. - odparła Naomi, grzebiąc w swojej szafie w poszukiwaniu odpowiednich ubrań. Nie odwróciła się nawet do niego, wiedząc, że tak czy siak jej słuchał.
- Matt jest pełnoletni, ma dwadzieścia lat, nie potrzebuje już opieki. - oznajmił Leo, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. I może była, ale Naomi była nieugięta i żadne argumenty nie zmieniłyby w tamtym momencie jej zdania.
- Obiecałam rodzicom. Chłopakom z resztą też. - powiedziała, patrząc na niego znacząco. Zaraz wróciła wzrokiem do szukania koszulki dla siebie, a jednak wciąż mówiła. - Cokolwiek by się nie działo, mamy się pilnować i pomóc, nawet jeśli oznaczałoby to narażenie się.
- To... Szlachetne. - skomentował Leo, w głowie przyznając jej rację. Relacja, jaką Naomi miała ze swoimi braćmi, była niesamowita, a on zazdrościł jej tego w jakimś stopniu. - Swoją drogą, czy to moja koszulka? Bo miałem podobną. - dodał, zmieniając komplet temat ich rozmowy. Dziewczyna spojrzała na siebie, po czym zaśmiała się cicho.
- Ta to akurat Frankie'ego była. Nie wie, że mu ją zabrałam, jest mega wygodna. - oznajmiła Naomi, zamknąwszy drzwi od szafy. Oparła się o nią biodrem, w dłoniach trzymając jakąś koszulkę na długi rękaw oraz swoje ulubione czarne dżinsy. - Ale twoja bluzka też gdzieś tutaj jest, musiałabym poszukać. - dodała i, zanim mogłaby się zorientować, chłopak przyparł ją do tej szafy, kładąc dłonie na jej biodrach. - Co ty robisz? - spytała skołowana, bo tamta sytuacja jeszcze do niej nie dochodziła.
- Lepiej byś wyglądała bez koszulki. - wyszeptał prosto do jej ucha, przez co przeszły ją dreszcze. Coś jakby ją sparaliżowało, bo nie ruszyła się z miejsca. Zdrowy rozsądek, jej ostatnia deska ratunku jednocześnie, wciąż jednak zostały.
- Mam na sobie bieliznę.
- Jej też możemy się pozbyć, żaden problem, moja droga. - oznajmił uwodzicielskim tonem, wiedząc, że od tego może zmięknie. Zjechał dłońmi niżej, po czym podwinął nieznacznie jej czarną koszulkę w górę, ukazając tym samym jej bieliznę. - To jak?
- Może innym razem, dobra? Wynagrodzę ci to wtedy. - powiedziała twardo, odsuwając go od siebie stanowczo. Cmoknęła go przy tym w usta, by jakoś wynagrodzić mu tamtą chwilę. Choć tak mogła to zrobić. - A teraz idę się przebrać. Zostań tu albo idź do siebie, jak chcesz. Nie wrócę za prędko, muszę zajść jeszcze na oddział. - dodała, kierując się w stronę drzwi, pod jego czujnym spojrzeniem.
- Coś za często tam chodzisz. - skwitował, trochę skwaszony i zawiedziony. Do ostatniej chwili wierzył, że jeszcze uda mu się ją namówić na zostanie.
- Badania kontrolne, mój drogi. Muszę je robić, dla własnego zdrowia. - oznajmiła, uśmiechając się delikatnie. Odkąd trafiła do szpitala ostatnim razem i od kiedy zdiagnozowano u niej cukrzycę, zaczęła jeszcze bardziej dbać o siebie i o swoich bliskich. - U mnie przynajmniej wykryto to znacznie wcześniej, niż u mojego, świętej pamięci dziadka. Nie chcę powtórzyć jego losu, zrozum.
- Ja wszystko rozumiem, Naomi, naprawdę. Martwię się po prostu o ciebie. - odezwał się Leo, ponownie do niej podchodząc. Zetknął swoje czoło z tym jej, przymykając na moment oczy. - Może pójdę tam z tobą, co? Też może powinienem się zbadać, kto wie, jakie choroby posiadali moi rodzice. - powiedział, odsuwając się od niej nieco. Wtedy w jego oczach śmiało można było zobaczyć troskę i chęć zbadania się pod kątem różnych chorób.
- To nie zawsze musi być genetyczne, ale możesz się sprawdzić, tak dla własnego spokoju. Będziesz mieć pewność.
Takim też sposobem, kilkanaście minut później, Naomi i Leo znaleźli się na szpitalnym oddziale w ich bazie, robisz badania kontrolne.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro