rozdział 13
- Widział ktoś dzisiaj Matta? Nie słyszałam go od rana, a zazwyczaj przychodzi do mnie, by pogadać, czy coś. - spytała Naomi, wchodząc do salonu, gdzie znajdowało się już kilka osób. Była zdziwiona i nieco zdezorientowana, że jej brata nigdzie nie było. Martwiła się o niego i było to widać już z daleka.
- Misję miał jakąś dzisiaj z rana. Ale dziwne, że jeszcze nie wrócił. - odpowiedziała Charlotte, również zdziwiona faktem, że Matta jeszcze nie było w siedzibie. On nigdy się nie spóźniał, zawsze był tym, który wstawał najszybciej i tym, który kończył swoją robotę jako pierwszy.
- Ej, ludzie!
Wszyscy zgromadzeni spojrzeli w stronę Milo i... Matta. Chłopak nie wyglądał w tamtej chwili najlepiej: rozczochrane włosy, poszarpane ubranie i wszędzie krew. Naomi zabolało serce, a nogi same poprowadziły w stronę brata, którego twarz prędko złapała w swoje dłonie.
- O mój boże! Matt! - zawołała, oglądając jego twarz z każdej strony. Widziała niewielkie rany na jego policzkach, łuku brwiowym oraz wardze, a także ból spowodowany obrażeniami, których doznał. - Co się stało, bracie? Kto ci to zrobił? Nic ci nie jest? Krwawisz.
- Jest okey, Naomi. Trochę tylko oberwałem, nic mi nie będzie. - mruknął Matt z bólem, krzywiąc się nieznacznie. Każdy kolejny ruch był dla niego koszmarem i nie dało się tego nie zauważyć. Cierpiał, a Naomi nie wiedziała, co zrobić, by choć trochę mu ulżyć.
- Musimy to opatrzeć, natychmiast. Chodź ze mną, zajmiemy się tym. - powiedziała prędko, po czym oboje zaczęli kierować się w odpowiednią stronę, do skrzydła szpitalnego. Dziewczyna wiedziała, że tylko tam jej brat mógł dostać profesjonalną pomoc. - Co się stało? Ktoś cię napadł, czy co?
- Można to tak nazwać w sumie. Auu...
- Już, już, wybacz. - mruknęła prędko, zabierając dłoń z jego torsu. Koszulka w tamtym miejscu była rozdarta i zakrwawiona, a rana bolała niemiłosiernie. - Kto to był? - dopytywała, gotowa by już w tamtej chwili zająć się osobą bądź osobami odpowiedzialnymi za jego stan.
- Nie wiem, nie widziałem twarzy. Skopali mnie, zwyzywali. Dobrze, że nie odkryli, że mam ze sobą broń, bo mogło być gorzej. - wyjaśnił, wykrzywiając twarz w bólu. Serce Naomi łamało się na pół, gdy widziała go w takim stanie. Rodzina była dla niej najważniejsza, a wszelka krzywda jakiej doświadczali bolała również ją.
- Trzeba się nimi zająć, Matt. Znajdę ich. - zadeklarowała od razu, ale chłopak natychmiast ostudził jej zapał. Zdawał sobie sprawę, że była w stanie załatwić tamtych chłopaków gołymi rękoma, ale nie chciał, żeby i jej stała się wtedy krzywda.
- To nie ma sensu, Naomi. - oznajmił, patrząc na nią takim wzrokiem, że nie potrafiła się przeciwstawić. Postanowiła więc uszanować jego prośbę i nie nie mieszać się w tamtą sprawę, nawet jeśli miała wielką ochotę skopać winowajcom tyłki.
W końcu dotarli do skrzydła szpitalnego, a tam od razu zostali zauważeni przed doktora, który zajmował się leczeniem Naomi. Mężczyzna natychmiast do nich podszedł, widząc, że z chłopakiem było źle.
- Co się stało? - spytał, zerkając to na Naomi, to na obolałego Matta. Chłopak syknął z bólu, gdy dziewczyna niechcący ścisnęła go w miejscu, gdzie znajdowała się jedna z ran.
- Pobili go. - odpowiedziała od razu nastolatka, po czym spojrzała na lekarza z nadzieją. Liczyła na szybką pomoc, by zobaczyć wreszcie ulgę na twarzy brata. - Zajmiesz się nim, prawda?
- Siadaj. - nakazał od razu mężczyzna, wskazując dłonią na kozetkę. Matt natychmiast na niej usiadł, podczas gdy lekarz zwrócił się do Naomi. - Miło z twojej strony, że się tak troszczysz o nich. - powiedział cicho, uśmiechając się delikatnie. Podobało mu się, że dziewczyna tak troszczyła się o swoich braci, bo inne rodzeństwo w niektórych momentach darłoby ze sobą koty, niż sobie w taki sposób pomagało.
- To moi bracia, nie mogę inaczej. - odparła zgodnie z prawdą, zerkając ukradkiem na starszego brata. - Mogę zostać, prawda?
- Nie ma problemu.
~*~
Już pół godziny później małżeństwo Beckett oraz ich córka siedzieli w salonie, w odosobnieniu i rozmawiali na temat leżącego w skrzydle szpitalnym Matta. Kobieta zarzucała sobie, że jej dzieciom działa się taka krzywda, że w ogóle wciągnęli ich w to całe bagno, w którym oni siedzieli od lat.
- Najpierw jedno nasza córka trafia do szpitala i okazuje się chora na cukrzycę, a teraz nasz syn zostaje brutalnie pobity.
- Matt jest cały, nieco obolały i posiniaczony, ale cały. Nie musicie się aż tak martwić, jest silny, wyjdzie z tego. - powiedziała Naomi, odwracając się w stronę swoich rodziców. Zdawała sobie sprawę, że martwili się o swojego syna, ona z resztą również, ale wiedziała też, że Matt był silny. I psychicznie, i fizycznie.
- Gdzie Frankie? - spytał mężczyzna, zerkając na swoją córkę. Wszyscy troje zdawali sobie sprawę, jak mógłby zareagować Frankie na wiadomość o pobiciu swojego młodszego brata.
- Na strzelnicy. Nie wie o Macie.
- Czego nie wiem o Macie? Coś się stało? - odezwał się chłopak, znikąd zjawiając się koło swojej rodziny.
Cała trójka zamilkła niemalże od razu, patrząc na siebie nawzajem.
- Frankie, hej. - przywitała się natychmiast Naomi, podnosząc się ze swojego miejsca. Zerknęła jeszcze na rodziców, jakby uzgadniając z nimi, że to ona zajmie się przekazaniem informacji bratu. - Chodź, pokażę ci coś, tylko bez żadnych akcji, dobra?
- Będę grzeczny, jak aniołek. - zapewnił Frankie ze śmiechem, składając ręce, jak do modlitwy. I choć normalnie rozbawiłoby to dziewczynę, w tamtej chwili nawet się nie uśmiechnęła.
- Uważaj, bo ci jeszcze uwierzę.
Nastolatka w ciszy zaprowadziła go w odpowiednie miejsce, kompletnie nic nie zdradzając po drodze. Frankie również milczał, nieco zdziwiony jej zachowaniem. Kiedy w końcu dotarli do skrzydła szpitalnego, weszli do odpowiedniej sali, gdzie znajdował się Matt.
- Hej, bracie. - przywitał się chłopak, ucieszony widokiem starszego brata. Poprawił się na swoim miejscu, by w spokoju z nimi porozmawiać, po czym spojrzał na swoje rodzeństwo z uśmiechem.
- Co ci się stało? Gdzieś ty był? - zapytał od razu Frankie, nie bawiąc się w żadne przywitania. Widok chłopaka był bolesny również dla niego, bo jednak patrzenie na cierpienie bliskiej sobie osoby nie było przyjemne.
- Noo, trochę mnie poturbowali, ale jest w porządku. Naomi wynagradza wszystko, to ona tu ze mną przyszła. - odpowiedział Matt, wyciągając w stronę siostry dłoń, którą ta natychmiast ścisnęła, podchodząc do niego bliżej. Cieszyła się, że było już z nim o wiele lepiej i że powoli, naprawdę powoli wracały mu siły.
- Wiesz, ostatnim razem ty też mnie tu przeprowadziłeś. To taka rekompensata za tamto. - powiedziała zgodnie z prawdą, uśmiechając się pod nosem. Doskonale pamiętała, kto ją wtedy przyprowadził w tamto miejsce i dziękowałam mu za to, bo inaczej nie odkryłaby tak szybko, że poważnie chorowała..
- To teraz wy oboje powinniście przyprowadzić tu mnie.
Po sali rozległ się cichy śmiech całej trójki na słowa Frankie'ego, który choć trochę poprawił im w tamtym momencie nastrój.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro