Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 11

Śledztwo policjantów trwało od kilku dni. Każdy starał się cokolwiek dowiedzieć w sprawie, bynajmniej, ostatnich kilku sytuacji, ale ich działania były w większości bez większych efektów. A to tylko ich dołowało.

- Co tu mamy? Jest coś na nagraniach? - spytał Louis, wchodząc do jednego z pomieszczeń, by dowiedzieć się... Czegokolwiek. Chłopak podszedł do jednego z policjantów i stanął obok, opierając się o fotel, na którym mężczyzna siedział.

- Daliśmy do techników. Niedługo powinni to sprawdzić. - stwierdził Brandon Silver, odwracając się do chłopaka przodem. Jego podkrążone oczy i kilkudniowy zarost już z daleka sugerowały, że mężczyzna usilnie "walczył", by odkryć coś nowego w sprawie.

- A co właściwie zarejestrowano?

- Sprawdziliśmy miejsce tego budynku, poza gruzami, nie ma tam nic specjalnego. - wyjaśnił mężczyzna, wzdychając głośno. Zaraz przetarł twarz dłońmi, wyraźnie zmęczony zaistniałą sytuacją.

- Robią to dla zabawy? - ciągnął dalej Louis, opierając się biodrem o biurko. Prędko odwrócił jednak wzrok, widząc wchodzącego do pomieszczenia kolejnego policjanta.

- Wątpię. Musieli mieć powód. - stwierdził Brandon, pewny, że to była właśnie Willow i jacyś jej wspólnicy. Żaden z nich nie wiedział nawet, że Willow była jedynie jednym z pionków w tamtej grze.

- Skąd ta pewność? - zagadnął Hondov Rove, trzymając w dłoni jakieś papiery. Mężczyzna uniósł brew, patrząc na swojego kolegę z pracy.

- Oni zawsze mają powody. - powiedział, jakby rzeczywiście tak zawsze było. I wcale nie odbiegał od prawdy, bo każdy miał jakiś powód do zabicia, nawet błahy. - Wracając, zrzucili bombę z helikoptera. - dodał, zaczynając bawić się swoim długopisem. Nie zdawał sobie nawet sprawy, jak bardzo zmęczony wtedy był i że zazwyczaj denerwowało go, gdy ktoś zaczął pstrykać długopisem, jak on wtedy.

- Czyli są nieźle uzbrojeni. - skomentował Louis, kiwając głową z uznaniem. Skoro tamta grupa miała helikopter, różnego rodzaju broń, jak zdążyli się zorientować, to jak wiele mogli zrobić i jak wiele osób mogło zabić.

- Kto wie, co jeszcze mają w zanadrzu. Jeśli stać ich na helikopter, to może stać ich też na coś więcej. Możliwe, że mają broni pod dostatkiem.

W pomieszczeniu zapanowała cisza, każdy na chwilę pogrążył się w swoich myślach. Wszystkie jednak dotyczyły jednego - sprawy tajemniczej grupy, która zabijała od jakiegoś czasu, a której wciąż nikt nie złapał. Musieli działać znacznie szybciej, mimo że wszyscy byli tym wszystkim zmęczeni psychiczne i fizyczne.

- Dobra, a w tych poprzednich sprawach? Wiemy coś? - spytał Hondov, kiwając głową w stronę mężczyzny. Miał skrytą nadzieję, że któryś z obecnych osób coś wiedział.

- Każda z tych spraw była inna, ale każda z zabitych osób miała coś za uszami. - odpowiedział Louis, przypominając sobie wszystkie sytuacje. Niestety o wszystkim było mówione w telewizji, a i było to częstym tematem rozmów na komendzie. Nie dało się od tego uciec.

- Podpalony budynek: w środku znajdowali się handlarze narkotykami. Tucker, jak dobrze wiemy, zgwałcił kilka dziewczyn. Ambler najwyraźniej też musiał mieć coś za uszami, skoro zabrali mu teczki z dokumentami.

- No i najświeższa sprawa. Zrzucenie bomby na budynek, gdzie podobno spotykali się najwięksi mafiosi. - dodał chłopak, nie zapominając oczywiście o ostatnich wydarzeniach. Na ich szczęście w ciągu tych kilku dni więcej nic ciekawszego się nie działo.

- Nie zapominajmy, że trzech z nich wtedy zginęło. Znaleźliśmy ich szczątki pod gruzami. - przypomniał Brandon, krzywiąc się nieco na sami wspomnienie martwych ciał trójki mężczyzn.

- Grubo, przyznaję. - powiedział Louis, drapiąc się po karku. To wszystko, choć było dla niego nowe, to z drugiej strony trochę go fascynowało i przerażało, bo doskonale wiedział, w co się pakował, zaczynając pomagać policji. - Ale wciąż nie wiemy, kto to dokładnie. Znamy tylko Willow, ale nie wiadomo, jak się naprawdę nazywa, nie mamy o niej żadnych danych.

- Dlatego musimy się sprężyć i przeszukać wszystkie archiwa. Może akurat coś znajdziemy na jej temat. Coś na pewno musi na nią być. Przecież nie jest duchem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro