Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 23

- Boli?

Żadna odpowiedź nie padła ze strony dziewczyny, która tępo wpatrywała się w ścianę przed sobą. Jej nieobecny wzrok dał znak Leo, że coś było nie tak. Wszyscy i tak już wiedzieli, co się wydarzyło, ale Naomi nie mogła pogodzić się z faktem, że policja mogła zabić jej brata.

- Słyszysz, Naomi? Jesteś jakaś nieobecna. - odezwał się ponownie, łapiąc w dłoń jej policzek. Dopiero wtedy dziewczyny zmierzyła go wzrokiem, będąc zmęczona, obolała, wściekła i sfrustrowana tym wszystkim.

- Nie wkurzaj mnie nawet, Leo. - warknęła, nie kontrolując tego. Nie chciała się na nim wyżywać, ale te wszystkie emocje, które się w niej kumulowały musiały z niej jakoś ulecieć.

- Martwisz się o Frankie'ego, prawda? - spytał spokojnie, ponownie biorąc się za opatrywanie jej. To że Naomi w ogóle się na to zgodziła było jakimś cudem. - Wyjdzie z tego, jest silny.

- Oberwał najbardziej z nas wszystkich. Jeśli coś mu się stanie, to zabiję gnoja, który go postrzelił. Nie daruję. - warknęła głośno, uderzając dłonią w udo z frustracji. Drgnęła przy tym dość mocno, co skutkowało dodatkowym bólem, bo Leo zszywał wtedy niewielką ranę na jej ramieniu. - Auć! Możesz delikatniej?

- Nie moja wina, że się ruszyłaś. - odparł, nie przejmując się jej nagłym wybuchem. Zaprzestał jednak swoich czynności na chwilę, by nie wyrządzić jej dodatkowej krzywdy. Spojrzał na jej twarz wykrzywioną w bólu i wściekłości. - Daj mi chwilę, już kończę.

Naomi nie odezwała się przez kolejne minuty, dając Leo na opatrzenie jej. Ale kiedy chłopak już wszystko załatwił, pozszywał ją, oczyścił rany...

- Gotowe. - poinformował, dumny z siebie, że dał radę. Takie rzeczy nie stanowiły dla niego problemu, szczególnie że kiedyś chciał zostać lekarzem, a wszelka krew czy rany nie robiły na nim zbytniego wrażenia w takich sytuacjach. - Ej! Gdzie idziesz? - spytał natychmiast, kiedy zauważył, że Naomi zaczęła kierować się do drzwi. Nie odwróciła się nawet, zaciskając na klamkę.

- Do Frankie'ego.

~*~

- Jak się trzymasz?

- Jak mocno oberwał? - odezwała się Naomi, kompletnie ignorując pytanie brata, który obserwował Frankie'ego zza szyby. Poza nim, znajdował się tam również lekarz, który zajął się chłopakiem..

- Mocno, ale przeżyje. - odpowiedział zgodnie z prawdą, na co Naomi odetchnęła z ulgą. Najważniejsze było dla niej, że jej bratw ogóle żył. - Widzę, że Leo dobrze się tobą zajął. Jest całkiem dobry. - skomentował, widząc opatrzone rany dziewczyny. Ta jednak nie odezwała się, uporczywie wpatrując się w brata po drugiej stronie szyby. - Frankie na razie potrzebuje odpoczynku, dopiero jutro będziecie mogli do niego wejść.

Mężczyzna bez słowa odszedł, widząc, że rodzeństwo nie zamierzało się odezwać. Nie dziwił się im, mogli stracić brata. Natomiast Matt stanął bliżej siostry, zdając sobie sprawę, że w jakimś stopniu obwiniała się za to wszystko, co się stało, a przecież to nie było jej winą, nawet jeśli sama uważała inaczej.

- Oberwał, bo ich niedopilnowałam. Inaczej nic poważnego by mu nie było. - powiedziała cicho, czując, że jej głos mógł się załamać w każdej chwili. Matt poczuł dziwne ukłucie gdzieś w sercu, więc prędko objął ją ramieniem, przytulając do swojego boku.

- Nie obwiniaj się za to, to nie twoja wina. Wszyscy mogliśmy uważać. - oznajmił, chcąc jakoś odciągnąć jej myśli od tamtych wydarzeń. Wierzył, że to jakoś pomoże, bo nie chciał, żeby się niepotrzebnie obwiniała.

- Tak, ale to ja nie zauważyłam w porę tego granatu. Idioci po prostu nim w nas rzucili, wiedzieli, że tego już nie powstrzymamy. Przemyśleli to skubani.

Stali tam przez chwilę w ciszy, przytuleni do siebie nawzajem, pogrążeni we własnych myślach. Oboje nie czuli się najlepiej, ale zdecydowanie lepiej, niż wciąż nieprzytomny Frankie.

Ich spokój został jednak po chwili zakłócony, co niezbyt się im spodobało, ale przecież nie mogli nic na to poradzić.

- Leo powiedział mi gdzie jesteś, Naomi. Mogłybyśmy pogadać? Na osobności?

- Nie mam przed Mattem żadnych tajemnic, Christine. - odparła natychmiast Naomi, odwracając się do kobiety przodem. Ścisnęła lekko dłoń chłopaka, chcąc dać tym znak, że rzeczywiście tak było.

- Wolałabym jednak... To ważne. - oznajmiła Christine, dość sceptycznie patrząc na Matta. Chłopak odwrócił się do siostry, widząc, że sprawa była dość poważna, a ich szefowa chciała porozmawiać tylko z nią.

- Idź. Później się spotkamy i jak coś to mi wszystko powiesz. - powiedział, posyłając w jej stronę delikatny uśmiech. Naomi prędko zrozumiała, że nie miała innego wyjścia, więc zgodziła się na rozmowę z Christine.

- Widzimy się.

Matt machnął jej jeszcze na pożegnanie, ponownie wracając wzrokiem do brata.

~*~

- Wiemy, kto ich na nas nasłał? Jak się domyślili, że tam będziemy? - zagadnęła Naomi, kiedy już obie zasiadły na krzesłach przy biurku Christine. Kobieta spojrzała na nastolatkę przed sobą, zdając sobie sprawę, że musiała przekazać jej kilka informacji, na które mogła zareagować w różny sposób.

- Ten cały Louis to odkrył. Powiedział im, gdzie będziemy i co planujemy. - zaczęła, a Naomi przytaknęła, bo to wiedzieli już od dawna. - Tyle dobrego, że i tamtych schwytano, a broń zabezpieczono. Nie dostanie się w żadne niepowołane ręce.

- Dobra, mogłam się tego spodziewać. Sama w sumie podsunęłam mu ten pomysł, tak jak mnie o to prosiłaś. - stwierdziła dziewczyna, przypominając sobie rozmowę zarówno z kobietą, jak i Louisem na tamten temat. To wszystko od początku było planowane, o czym wiedziały tylko one. - Mówiłaś jednak, że nikt nie jest w stanie zhakować tej bazy, a mu się udało. - dodała, przypominając sobie i tamtą sytuację. Serce niespodziewanie zaczęło bić w jej piersi.

- Bo tego właśnie chcieliśmy. Żeby odkrył nasze plany. - oznajmiła Christine, jak gdyby nigdy nic. Jej słowa za to mocno zdziwiły Naomi, która, pod wpływem emocji, aż wstała ze swojego miejsca.

- Czyli wiedziałaś, co się może stać i mimo wszystko wysłałaś nas na tą misję. Frankie mógł umrzeć!

- Usiądź. - nakazała kobieta, nie wzruszona jej wybuchem. Spodziewała się tego, bo doskonale zdawała sobie sprawę, z tego jak to mogło wyglądać. - Nie wiedziałam. Żadne z nas nie wiedziało, na co wpadną. Wiedzieliśmy jednak, że pojedziecie do lasu, a jak już dobrze wiesz, wszędzie są wejścia do bunkrów, dzięki którym tutaj wróciliście.

Naomi westchnęła cicho, po czym przetarła twarz rękoma, nie mając podstaw, by jej nie wierzyć. Ufała jej, a kobieta zdawała się nie kłamać.

- Dobra, powiedzmy, że ci wierzę. Ale teraz pytanie: co dalej? Chyba nie bez powodu mi to wszystko mówisz, prawda?

Christine uśmiechnęła się pod nosem, a chwilę później wyciągnęła na blat teczkę i zdjęcie chłopaka. Dziewczyna wyprostowała się, od razu domyślając się, co niedługo miało się wydarzyć.

- Louis Hamilton, lat dziewiętnaście, informatyk i haker. - powiedziała kobieta, jak jakąś formułkę, przysuwając Naomi zdjęcie. Ta wzięła je do rąk, przyglądając się dość przystojnej twarzy chłopaka. - Już niedługo... Martwy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro