rozdział 17
- Jak ja was wszystkich nienawidzę. Dlaczego znowu ja? - jęknęła Naomi, patrząc na kobietę przed sobą z pewnym zmęczeniem. Owszem, lubiła chodzić na misje, ale wtedy to było dla niej trochę za dużo. Niedawno przecież odbili Matta... Nie mogła ryzykować, że i ona zostanie złapana, bądź zauważona.
- Naomi...
Dziewczyna opadła na oparcie siedzenie, na którym siedziała, po czym spojrzała na Christine. Wiedziała, że kobieta miała jej coś jeszcze do powiedzenia.
- Jesteś najlepsza, nie oszukujmy się. Masz największe predyspozycje do zabicia tej kobiety, jesteś najbardziej wyszkolona i najbardziej bezwzględna.
- Skąd pewność, że nie śnią mi się te wszystkie akcje po nocach? - spytała nastolatka, krzyżując ręce na piersi. Jej rozmówczyni uniosła brew do góry, nieco zdziwiona jej pytaniem, na które wiedziała, jak umiejętnie odpowiedzieć.
- A śnią? - zapytała, jednak Naomi odwróciła wzrok, co było wystarczającą odpowiedzią. Christine oparła dłonie na biurku przed sobą, uporczywie wpatrując się w dziewczynę naprzeciw. - Sama widzisz.
- No dobra, powiedzmy, że zgodzę się ją zabić. A co ze świadkami? - odparła jej w końcu Naomi, ożywiając się nieco. Nie potrafiła odmówić kolejnej misji, a to było jej swego rodzaju słabością, którą Christine skutecznie wykorzystywała.
- Już ci wyjaśniam, moja droga. - powiedziała kobieta z delikatnym uśmiechem.
~*~
Był późny wieczór, gdy Willow udała się do centrum miasta, by "spotkać się" z pewną kobietą. Szła przed siebie spokojnie, gdy na horyzoncie spostrzegła wreszcie swój cel. Uśmiechnęła się pod nosem, po czym przyspieszyła kroku, by podejść do kobiety bliżej.
- Dobry wieczór, czy mogłabym zająć pani chwilkę? - spytała uprzejmie, nie przejmując się, że blondynka nie widziała zbytnio jej twarzy, a jedynie przenikliwe brązowe oczy.
- Słucham. O co chodzi? - odezwała się blondynka, zwalniając nieco kroku. Dziewczyna zaśmiała się w duchu, bo jej rozmówczyni wpadła w jej pułapkę bez większych problemów.
- Słyszałam, że jest pani wielce szanowaną bizneswomen. I wiem, na czym się pani tak dorobiła. - powiedziała Naomi, jak gdyby nigdy nic, splatając ręce za plecami. Kobieta zmarszczyła brwi, nie do końca wiedząc, o co jej chodziło.
- Prowadzę butik z własnoręcznie szytymi ubraniami, to chyba oczywiste.
- Nie, nie o to mi chodziło. - zaprzeczyła od razu nastolatka, wyrównując z nią kroku, gdyż kobieta zaczęła pomału iść. Zdenerwowanie na jej twarzy od razu zdradziło Naomi, że dobrze trafiła.
- Więc dlaczego zawracasz mi czas? Spieszę się na kolację z narzeczonym. - odparła kobieta, poprawiając ułożenie swojej torebki. Willow pokręciła głową, zwalniając nieco. Miała asa w rękawie i zamierzała go wykorzystać.
Kobieta nie zdążyła odejść za daleko, gdy do jej uszu dotarł głos dziewczyny.
- A on wie, że zarabia pani na sprzedawaniu narkotyków?
- Skąd o tym wiesz? - spytała od razu, odwracając się do niej gwałtownie. Naomi nie odezwała się, patrząc w jej stronę z obojętnością. - Oo, ja już wiem, o co chodzi. Chcesz coś kupić, prawda? - zapytała, podchodząc do niej bliżej. Dziewczyna nie zareagowała na to, tylko zaśmiała się pod nosem.
- Nie, skądże? Nie ćpam, jak niektórzy. - odpowiedziała Naomi, przyglądając się swoim paznokciom ze znudzeniem. Zaraz spojrzała na kobietę przed sobą z uśmiechem, jak i mordem w oczach. - Wie pani, nie jestem z tych, którzy potrzebują dragów, by sobie ulżyć lub zapomnieć. I gardzę ludźmi, którzy sprzedają to paskudztwo. - warknęła, po czym splunęła pod nogi kobiety, na co ta nawet nie zareagowała, najwyraźniej przyzwyczajona do takich rzeczy.
- Nic mnie do tego, moja droga. - odparła z cwanym uśmieszkiem, nie zdając sobie nawet sprawy z zamiarów Willow. A ta wcale nie przejmowała się tym, że stały na środku drogi, z budynkami wokoło.
- No jak? - spytała, udając zdziwioną. Prędko jednak wróciła do swojej poprzedniej miny, czując, że ten jeden moment był blisko, bardzo blisko. - Taka kobieta, jak pani, powinna się cieszyć, że sprzedaje takie ładne ubrania. Przyznaję, sama bym coś kupiła z pani kolekcji. - dodała, kładąc dłoń na piersi. Nie kłamała, bo widziała projekty i ubrania kobiety, które o dziwo się jej w jakimś stopniu podobały. - Gdybym nie wiedziała, czym się w rzeczywistości pani zajmuje. - warknęła, mierząc kobietę wzrokiem
- O co ci chodzi, dziecko? Zawracasz mi tylko czas, a nic z twojej gadki nie wychodzi.
- Oh, spokojnie. Chciałam tylko porozmawiać z panią w ostatnich minutach pani życia. Proszę nie uważać mnie za natrętną, podziwiam panią, ale też w cholerę gardzę. - powiedziała Naomi, jak gdyby nigdy nic, sięgając do paska od spodni, gdzie znajdował się jej pistolet. Wyciągnęła go bez żadnych ogródek i przyjrzała się mu. - To nic osobistego, proszę pamiętać.
Uniosła dłoń i wycelowała prosto w głowę blondynki przed sobą. Strach, który odczuwała na samym początku swojej przygody z zabijaniem, wtedy już nie istniał, a zastępowała go determinacja. Wszelkie obawy przed zabiciem zniknęły, gdy strzeliła po raz pierwszy.
- To zabawka. - oznajmiła kobieta, nawet nie wzruszona trzymaną przez dziewczynę bronią. Naomi uśmiechnęła się tylko i wypięła dumnie pierś do przodu.
A potem rozległ się już tylko huk, a ciało kobiety padło martwe na ziemię.
- Czyżby?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro