Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 20

- Szczerze? Spodziewałam się, że będziesz więcej wiedział na temat tego wszystkiego.  Zawiodłam się.

Naomi pokręciła głową, jak zrezygnowana matka, co Erick skwitował śmiechem. Nie trwało to jednak długo, bo dziewczyna zatrzymała się wpół kroku i spojrzała niepewnie na mężczyznę. Od dawna była wyczulona na wszelkie odgłosy, czy zapachy i wiedziała, że coś się święciło.

- Też słyszysz pikanie? Coś na wzór odliczania? - spytała, w nadziei, że on to też słyszał. Kiedy dostrzegła, że kiwnął głową, rozejrzała się wokoło, dość szybko dostrzegając pewną rzecz. - Ten samochód... Spadamy stąd! Już!

Pociągnęła go za sobą i oboje zaraz upadli na ziemię tuż koło drzewa, gdy bomba wybuchnęła. Naomi odruchowo zatkała sobie uszy, bo wiedziała, że mogły pęknąć jej bębenki. Erick najwyraźniej musiał zrobić to samo, bo kiedy spojrzał na nią, sam zatykał sobie uszy.

- Nic ci nie jest? - spytał odruchowo, chcąc mieć pewność, że była cała. Czuł się za nią odpowiedzialny, nawet jeśli była pełnoletnia i uczestniczyła w niebezpiecznych sytuacjach już wiele razy. - Co to było? Przecież tu zawsze było spokojnie. - powiedział kompletnie skołowany nagłym wybuchem. W ogóle pierwszy raz spotykał się z czymś takim.

- Nie wiem, ale coś mi tu śmierdzi. - odparła od razu Naomi, podnosząc się do siadu. Zaraz wstała na równe nogi, otrzepując się nieco z ziemi. - Musimy szybko wrócić do siedziby i ich o tym poinformować.

Erick jej nie zatrzymywał i podążył za nią znaną sobie drogą. Nie zaszli daleko, bo na kolejnej ulicy zastali trzy radiowozy stojące nieopodal jakiegoś budynku. Serce Naomi zatrzymało się, bo zdawała sobie sprawę, jak blisko byli jej domu i że mogli odkryć prawdę, jeśli tylko zapukaliby w ich drzwi.

- Nie, nie, nie. Co tu robi policja? Czemu oni kręcą się w pobliżu domu? - spanikowała Naomi, gwałtownie łapiąc rękaw Ericka, który spojrzał na nią niezrozumiale. Niby wiedział, czym się zajmowała, a jednak... - A jeśli oni odkryli, że my się tam chowamy? Oni nie mogą odkryć naszej siedziby.

- Naomi, spokojnie. Może przyjechali do kogoś innego. Musimy być dobrej myśli. - odparł, kładąc dłonie na jej ramieniu w uspokajającym geście. Chciał, by się uspokoiła, bo zaczynała panikować, a to nie było w jej naturze. - Pójdziemy spytać, o co chodzi, co? Może dowiemy się czegoś.

Choć sama nie wiedziała, dlaczego się zgodziła, Naomi wraz z Erickiem podeszli do policjantów, by dowiedzieć się czego istotnego. Mężczyzna chciał wiedzieć, co ich tam sprowadzało, natomiast Naomi... No cóż, ona chciała uciec stamtąd czym prędzej i już nigdy nie widzieć tamtych policjantów, bo doskonale ich kojarzyła. Przecież współpracowali niegdyś z Louisem.

- Dzień dobry, państwu. Jeśli można spytać, co państwo tu robią? To dość spokojna okolica. Stało się coś? - zagadnął Erick, udając niewinnego, choć miał krew na rękach. W przenośni oczywiście.

- Dobry. - przywitał się jeden z policjantów, skupiając się na nich. Choć nigdy nie zdradzali nikomu swoich planów, jemu, prawnikowi, którym wciąż był, mogli w jakimś stopniu zaufać. - Mamy podejrzenia, że gdzieś tutaj skrywa się Willow i cała jej spółka. Wiemy, że nie działa sama.

Dziewczyna czuła, jak cała krew odpływa jej z twarzy, jak nogi robią się jak z waty, jak serce zatrzymuje się... Nie wiedziała, co się z nią działo i dlaczego tak reagowała na tamtą wiadomość. Chociaż z drugiej strony... Policja jakimś cudem odkryła jej położenie, a to nie wróżyło nic dobrego.

- Wszystko z nią w porządku? - zagadnął drugi z policjantów, przyglądając się nastolatce, która o mało nie osunęła się na ziemię, gdyby nie złapała się ramienia Ericka.

- Naomi? Dobrze się czujesz? - odezwał się Erick, łapiąc ją w ramiona, bo widział, że o mało nie zemdlała. Sam nie wiedział, czy było to spowodowane silnym stresem i strachem jednocześnie, czy to jej cukrzyca dawała o sobie znać.

- Tak, tak. Ja po prostu... Źle się czuję, to zaraz przejdzie. To nic takiego. - odparła pospiesznie, siadając na krawężniku, by naprawdę nie upaść. Wyciągnęła z kieszeni cukierka i natychmiast włożyła go do ust, bo to głównie przez swoją chorobę stało się to wszystko. - A co właściwie was tutaj przyprowadziło? Macie podejrzenia, kto to może być? - spytała po chwili, unosząc głowę do góry, by spojrzeć na policjantów.

- Niestety tego nie możemy wam powiedzieć. To poufne sprawy. - wyjaśnił jeden z mężczyzn, patrząc na nią obojętnie. Fakt, zmartwił się jej stanem, ale nie mógł jej niczego zdradzić, bo mogła to wykorzystać albo zostałaby narażona. - Może idźcie już do domu, tu może być niebezpiecznie.

- Tak, jasne. Do widzenia.

Erick pomógł Naomi wstać i oboje zaczęli oddalać się od radiowozów, by ostatecznie zniknąć za najbliższym zakrętem. Dziewczyna odwróciła się jeszcze za siebie, sprawdzając, czy nikt ich nie podsłuchiwał ani za nimi nie szedł, ale tamta dzielnica była całkowicie pusta.

- Erick? - odezwała się cicho, przełykając ślinę. Sama z siebie nigdy nie powiedziałaby o swojej drugiej tożsamości, ale wtedy czuła silną potrzebę wtajemniczenia go we wszystko.

- Co jest? - odparł, patrząc na nią ze zmartwieniem. Nie wiedział, co chciała mu powiedzieć i tym bardziej się martwił, bo uważał ją za siostrę, której nie miał.

- Wiesz, kim jest Willow?

- Noo, słyszałem o niej. To ktoś od was, prawda? - spytał, jednak ona nie odpowiedziała. A to dało wystarczający znak mężczyźnie, którego oczy powiększyły się w niedowierzaniu. - Nie gadaj, że to ty.

- Ciszej! - uciszyła go natychmiast, łapiąc za ramię i przykładając palec do swoich ust, by dać mu tym znak, żeby się nie odzywał tak głośno. - Tak, to ja. Ale nikomu o tym nie mów, to tajemnica, nikt nie może wiedzieć.

- Nikomu nie powiem. - zadeklarował od razu, kładąc dłoń na sercu. Nigdy nie powiedziałby o tym nikomu, bo pewnie i jego by wsadzili za kratki, a do tego nie mógł dopuścić za żadne skarby. - Tym bardziej musimy stąd iść. Jeśli skapną się, że to ty, to mamy przekichane.

- Taa.

Żadne z nich nie podejrzewało, że już nigdy nie wejdą do tamtego domu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro