Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział 14

- Kogo tak właściwie szukamy? - zagadnął Frankie, kiedy razem ze swoim rodzeństwem wchodził na teren jednego z cmentarzy. Dziwił się sam sobie, co tam robił, ale obiecał siostrze pomóc jej we wszystkim i obietnicy zamierzał dotrzymać.

- Louis Hamilton. - odparła natychmiast Naomi, na co jej bracia spojrzeli po sobie z niezrozumieniem. Znali tamto nazwisko, bo dziewczyna mówiła mu o tamtym chłopaku.

- Po co w ogóle? - spytał Matt, marszcząc brwi. Sam chciał pomóc siostrze, ale trochę nie wiedział, w czym dokładnie. Przecież tamta sytuacją wydarzyła się już dawno.

- Muszę coś sprawdzić. A wiem, że nie żyje. Zabiłam go. - wyjaśniła cicho Naomi, rozglądając się na boki w poszukiwaniu odpowiedniego grobu. Musiała wiedzieć, po prostu wiedzieć. - No, nie obijać się, chłopcy. Szukamy, raz, raz. - dodała już głośniej, klaszcząc w dłonie i odchodząc od nich.

- Po kim ona taka stanowcza, co? - spytał cicho Frankie, nachylając się do swojego brata. Obaj patrzyli na dziewczynę przed sobą, która chodziła między grobami.

- Słyszałam to!

Bracia ruszyli więc przed siebie, by pomóc Naomi w poszukiwaniach.

Pół godziny później i ciągłym chodzeniu między nagrobkami zmarłych, cała trójka zebrała się w jednym z miejsc, by obgadać całą sprawę - bracia zamierzali powiedzieć siostrze, że nikogo o imieniu Louis Hamilton nie było na tamtym cmentarzu.

- To chyba na nic, Naomi. Tu nikogo nie ma o takim imieniu i nazwisku. - odezwał się Frankie, z rezygnacją patrząc na dziewczynę naprzeciw. Widział jej determinację, ale niestety nie byli w stanie nic zrobić, by udowodnić jej, że Louis rzeczywiście zmarł.

- Tak. Niby znaleźliśmy jakiegoś Hamiltona, ale gościu zmarł dwadzieścia lat temu. To na pewno nie on. - dodał Matt, potwierdzając słowa brata. Zaraz położył dłoń na ramieniu Naomi, patrząc na nią z pewnym smutkiem. Widział, że tamta spawa była dla niej w jakimś stopniu ważna. - Odpuść.

- Może macie rację? - westchnęła Naomi, patrząc na nich obu. Nie chciała przyjąć do swojej świadomości, że Louisa mogło tam naprawdę nie być. - Tylko coś mi tu nie gra. Jego grób powinien stać tu jakoś od pół roku, a nigdzie go nie ma. Nie pasuje mi to.

- A właściwie, to czemu akurat na tym cmentarzu jesteśmy? Przecież jest jeszcze jeden.

- Wiecie, wątpię, żeby pochowali go na drugim cmentarzu, na drugim końcu LA. Mieszkają tu niedaleko. - odparła od razu, wskazując w jakimś kierunku. Westchnęła jednak ponownie, stwierdzając, że lepiej zostawić tamtą sprawę bez wyjaśnienia. - Dobra, chodźcie. Może powinnam odpuścić tą sprawę.

~*~

- Ej, wy! Stójcie! - zawołał ktoś, a cała trójka odwróciła się za siebie, dostrzegając na horyzoncie czterech chłopaków, może niewiele starszych od nich bądź nawet w tym samym wieku.

- O co chodzi? - spytał spokojnie Matt, widząc tamtych chłopaków. Byli masywni, wysocy i ich zaczepiali, a to nie mogło dobrze się skończyć.

- Wyskakujcie z kasy. Już. - nakazał kolejny z przeciwników, wyginając palce, ale oni nie przejęli się tym zbytnio. Byli w stanie ich załatwić, mieli przy sobie broń, której mogli użyć.

- Nie mamy przy sobie pieniędzy. - powtórzył Matt, wciąż spokojnie, nie chcąc wplątywać się w niepotrzebne akcje. Żadne z nich nie chciało uczestniczyć w tamtej akcji.

- Nie pytałem o to. Dawajcie hajs.

- Powiedział ci coś, czego nie rozumiesz? Nie mamy pieniędzy. - warknęła Naomi, wychodząc naprzeciw tamtej czwórce. Zmierzyła ich wszystkich wzrokiem, pokazując, że wcale się ich nie bała.

- Twoi ochroniarze, kochanie? - zaśmiał się chłopak, uśmiechając się złośliwie. Naomi prychnęła pod nosem, nie wierząc w ich głupotę. Przecież jej bracia i ona sama byli do siebie podobni.

- Moi bracia, pacanie. - odgryzła się natychmiast, nie chcąc wtedy w żaden sposób ustąpić. - I nie nazywaj mnie tak nawet.

- Bracia powiadasz? - odezwał się, po czym znów roześmiał. Zaraz odwrócił się do swoich towarzyszy. - Dobrze. Chłopaki? Trzymajcie ją, nie może się ślicznotka wtrącać. - dodał, na co zmarszczyła brwi. Nie zdążyła jednak zareagować, gdy dwójka chłopaków wzięła ją pod pachy, nie dając się jej ruszyć.

- Co? Ej! Puszczajcie! Natychmiast! - zawołała, próbując się wyrwać z ich uścisku. Oni jednak nie puszczali, a pozostała dwójka zaczęła bić jej braci, kopać, okładać pięściami. - Zostawcie ich! Nic nie zrobili! Zostawcie!

Naomi była zmuszona patrzeć, jak bito jej braci, jak ich katowano. Łzy zagnieździły się w jej oczach, bo nie była w stanie dłużej na to patrzeć. Znów zaczęła się wyrywać, ale oni zdecydowanie za mocno ją trzymali.

- Puszczaj, padalcu! - warknęła, a tamta dwójka natychmiast ją puściła, ku jej uldze. Naomi prędko znalazła się przy swoich poobijanych braciach, sprawdzając, czy nic poważnego im nie było. - Matt, Frankie. - wyszeptała ze łzami, dotykając ich zakrwawionych twarzy. Tamten widok tak cholernie ją wtedy bolał. - Wy cholerne gnoje! Zapłacicie mi za to! - zawołała do oddalających się napastników, którzy nie przejęli się jej nawoływaniami.

Naomi prędko wróciła do Matta i Frankiego, próbując zrobić cokolwiek, by ulżyć im w bólu. Nie mogła patrzeć na nich w tamtym stanie, bo serce łamało się jej na pół.

- Nic wam nie jest? Zabiorę was do lekarza, pomogą wam. - powiedziała cicho, pomagając wstać i jednemu i drugiemu, co wcale nie było takim prostym zadaniem. - Chodźcie, pomalutku, tak? Już, ostrożnie.

Przy jękach bólu i dłużącej się niemiłosiernie drodze, cała trójka wreszcie znalazła się pod odpowiednim budynkiem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro