rozdział 11
Wszystkiego najlepszego dla Matta! 🥳🎁❤️ 21 lat dziś kończy 🥰
~~~~~~~~~~
- Co to za zamieszanie tam ma górze? Dzieje się coś? - spytał Leo, marszcząc brwi na dziwne głosy z wyższego piętra. Zerknął na swoją dziewczynę, jednak ta była zajęta swoim telefonem, choć słyszała odgłosy z góry.
Naomi weszła w wiadomości, gdy jej telefon zaczął wibrować. Prędko zrozumiała, że Erick postanowił podzielić się z nią nowiną, bo przecież tamtego dnia miała być rozprawa.
Od Erick: Wygraliśmy sprawę
Od Erick: Mam nadzieję że nie będę już więcej potrzebny
Do Erick: Cieszę się że się udało
Do Erick: A ja mam nadzieję że nie stracisz z nami kontaktu
Do Erick: Bynajmniej ze mną
Do Erick: Niezły z ciebie gość
Od Erick: Miło że tak mówisz Naomi
Od Erick: Ale szczerze wątpię żebym chciał dołączyć do tego wszystkiego znowu
- Z kim tam piszesz? - zagadnął chłopak, na Naomi dopiero wtedy podniosła na niego wzrok. Wyprostowała się i spojrzała na niego z delikatnym uśmiechem.
- Odpisywałam Erickowi. - odparła zgodnie z prawdą, pokazując mu wiadomości z mężczyzną dla wiarygodności. Leo nie zwrócił na nie większej uwagi, tylko spojrzał na nią, ponad marszcząc brwi, bo tamto imię mu nic nie mówiło.
- Komu? O czym nie wiem? - odezwał się, patrząc na nią nieco zranionym wzrokiem.
- Spokojnie, Leo. Nic strasznego. - powiedziała, kładąc dłoń na jego piersi, by go uspokoić. Wiedziała, że był o nią zazdrosny, mimo że nie dawała mu żadnych sygnałów, że coś było nie tak. - Erick to prawnik syna Christine i Drago, którego za zadanie miałam znaleźć. I znalazłam. - dodała, uśmiechając się dumnie. Była zadowolona, że go znalazła, że sprawa poszła dobrze, bo mimo wszystko nie chciała źle dla swojego szefostwa.
- Oo.
- Napisał, że wygrali sprawę. - ciągnęła dalej z chowając telefon do kieszeni spodni. Leo nie do końca ogarniał sytuację, bo tak naprawdę tylko ona znała prawdę.
- To chyba dobrze, no nie? - powiedział, wzruszając ramionami. Jego głos nie był jednak pewny, szczególnie, że Naomi pokręciła głową, zaprzeczając jego słowom.
- Szczerze? Nie wiem, czy aż tak dobrze. Niestety poznałam ich syna i powiem ci, że niezbyt przypadł mi do gustu. - oznajmiła, krzywiąc się na samo wspomnienie więzienia i spotkania z Zackiem.
- Jak bardzo? - dopytywał, wyraźnie zaciekawiony. Naomi westchnęła ciężko, wiedząc, że chłopak znał jej sytuację z drugą dziewczyną w ich grupie, która już z nimi nie była, gdyż postanowiła się wyprowadzić i skończyć z tamtą "karierą".
- Bardziej, niż Charlotte, a ją jakoś toleruję.
Leo westchnął cicho, po czym przyciągnął ją do uścisku. Naomi nie protestowała i przytuliła się do niego, przymykając oczy. Choć wtedy mogła chwilę odetchnąć, wtulić się w ciało swojego ukochanego i nie martwić się już niczym.
A taki bynajmniej miała plan, dopóki nie usłyszeli głosu Christine i Drago.
- Kochani! Chcielibyśmy wam kogoś przedstawić. - odezwał się mężczyzna, rozglądając się po pomieszczeniu. Kilkanaście par oczu zwróciło się w ich kierunku, co nieznacznie go wtedy peszyło.
- To Zack i od teraz tutaj zamieszka. Znaczy, na górze, ale ma tu także dostęp. Mamy nadzieję, że przujmiecie go ciepło. - dodała kobieta, obejmując swojego syna w matczynym geście. Chłopak uśmiechnął się, machając do nich ręką, choć nie było to entuzjastyczne powitanie.
Leo spojrzał na Naomi, która zacisnęła dłonie w pięści. Spodziewała się takiego obrotu spraw, ale gdzieś w środku liczyła, że Zack nie zamieszka tam, gdzie oni.
- Już mi się to nie podoba. - mruknął Leo, obejmując dziewczynę w pasie.
~*~
- Jak się czujesz? - zagadnął mężczyzna, kiedy Naomi po raz enty siedziała na kozetce w jego gabinecie. Od dawna byli na "ty", widzieli się naprawdę wiele razy, mieszkali w tym samym budynku.
- Dobrze. Nie narzekam. - odpowiedziała zgodnie z prawdą, obserwując, jak lekarz odkładał fiolkę z jej krwią do specjalnego urządzenia. - Słyszałeś o synu Christine i Drago? - spytała, ciekawa, czy ktokolwiek inny z jej otoczenia miał na temat Zacka to samo zdanie, co ona.
- Noo, coś obiło mi się o uszy. - odpowiedział, wracając do niej, by po chwili usiąść na krześle obok, skąd miał na nią doskonały widok. - A o co chodzi?
- Wkurza mnie niemiłosiernie. Spotkałam go jeszcze w więzieniu i już na starcie zniszczył tą znajomość, o ile można to tak nazwać. Nic mi nie zrobił, ale jego teksty...
- Może nie jest aż tak źle. - stwierdził mężczyzna, ale dziewczyna obdarzyła go takim spojrzeniem, że od razu w to zwątpił. Znał ją dobrze i ona nigdy nie kłamała, więc dlaczego miałby jej wtedy nie wierzyć?
- Serio? - spytała dla upewnienia, podnosząc brew w górę. Prychnęła po chwili, po czym założyła ręce na piersi. - Proszę cię, to dupek i... - zaczęła, gotowa, by powiedzieć mu już wszystko, gdy drzwi do pomieszczenia otworzyły się, a w nich stanął chłopak, którego omawiali.
- O, hej, ślicznotko.
Głośny jęk opuścił usta dziewczyny, która odchyliła głowę do tyłu, nie wiedząc w swoje szczęście. Dlaczego on zjawiał się zawsze tam, gdzie ona była? Dlaczego w ogóle ona była w to wszystko zamieszana i dlaczego to właśnie jej się to przytrafiało?
- Co tu robisz? Jakieś badania, hmm? Czy po prostu przychodzisz tu, by poflirtować z lekarzem? - spytał Zack prowokacyjnie, obserwując reakcję dziewczyny, która aż zacisnęła usta w wąską linię. Tak bardzo miała ochotę mu wtedy coś zrobić, może wydrapać oczy.
- Jesteś bezczelny. - warknęła, zeskakując na ziemię. Zmierzyła chłopaka wzrokiem, po czym złagodniała nieco, przenosząc swój wzrok na mężczyznę. - Daj znać, kiedy będą wyniki. - dodała do niego, zerkając ukradkiem na Zacka. Musiała stamtąd wyjść, by nie wydarzyła się tragedia.
- Jasne.
- A ty się trzymaj ode mnie z daleka, bo nie życzę sobie takich tekstów. - warknęła ponownie, wbijając palca w ramię Zacka. Ten z początku się tym nie przejął, ale ból szybko do niego dotarł i od razu złapał się za obolałe miejsce, kiedy tylko Naomi zniknęła za drzwiami.
Oboje patrzyli chwilę za nią, aż w końcu chłopak odwrócił głowę w stronę lekarza, marszcząc przy tym brwi. Zdawało mu się, że tamtym denerwowaniem Naomi mógł zyskać jej sympatię, ale prawda była inna. Właśnie takim zachowaniem zniechęcał ją do siebie jeszcze bardziej, a każde ich spotkanie mogło skończyć się jego uszczerbkiem na zdrowiu bądź śmiercią, bo dziewczyna zazwyczaj nie patyczkowała się w takich sprawach.
- Ona tak zawsze? - spytał Zack, wskazując na mężczyznę palcem. Nie przejmował się tamtą groźbą, czuł się bezkarny. Bo w końcu jego rodzice byli szefostwem wszystkich znajdujących się w tamtym budynku.
- Czego tu chcesz? - mruknął mężczyzna niezbyt przyjaźnie, co nieco zdziwiło chłopaka. Spodziewał się miłego tonu.
- Już, spokojnie, więcej szacunku proszę. - odezwał się, mierząc lekarza wzrokiem. Nie czuł wyrzutów sumienia, że tak zwracał się do obcych i o wiele starszych od siebie osób. Nie obchodziło go nic, poza narkotykami.
- O co chodzi?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro