rozdział 18
- Mattie? Pójdziesz mi po wodę?
- Zaraz wrócę. - odparł Matt z uśmiechem, łapiąc dłoń swojej siostry, gdy wstawał. Ta uśmiechnęła się wdzięcznie, wciąż nie czując się najlepiej przez swoje obolałe żebra.
Matt, wychodząc z pomieszczenia, minął się z Zackiem, który doskonale słyszał tamtą krótką wymianę zdań między rodzeństwem. Prychnął pod nosem, kręcąc głową sam do siebie. On sam nie miał stosunków ze swoim rodzeństwem, bo Erick nie chciał mieć z nim nic wspólnego.
- Oh, jakoś kochane rodzeństwo. Aż się żygać chce od patrzenia. - powiedział Zack, udając odruch wymiotny, czym Matt się nawet nie przejął. Od jakiegoś czasu obrał sobie za cel ignorowanie go.
Chłopak wszedł głębiej do salonu, gdzie siedziało kilka osób. Podszedł do kanapy i oparł się o nią, patrząc na Naomi i Leo z góry. Uśmiechał się głupio, co bardzo ich denerwowało.
- O, jest i nasza ślicznotka. Jak się czujesz, co? Mocno oberwałaś, ale zasłużyłaś sobie. Nie wyrzuca się cudzych rzeczy. - powiedział, nic sobie nawet nie robiąc z faktu, że pobił dziewczynę. Nie zwrócił uwagi na jej wściekłe spojrzenie, bo spojrzał na Leo, który mierzył go wzrokiem. - A ty, chłoptasiu? Co taką minę masz? Coś ci nie pasuje? - prychnął, po czym zaczął się śmiać.
- Ty mi nie pasujesz, głąbie. - warknął Leo, nie mając już nawet w planach udawać, że go tolerował, bo wcale tak nie było. Jedyne, co chciał, to jego śmierć i nic więcej.
- Więcej szacunku, leszczu. Nie gadasz do byle kogo.
Nikt nie zdążył zareagować, gdy Leo wstał, podszedł do Zacka i najzwyczajniej w świecie uderzył go w twarz. Ten zatoczył się do tyłu, dotykając krwawiącego już nosa.
- Leo! - zawołała Naomi, nie spodziewając się takiego posunięcia ze strony swojego ukochanego. Leo jednak nie zwrócił na nią uwagi i podszedł jeszcze bliżej do Zacka.
- To za to, że kiedykolwiek obraziłeś Naomi. - zaczął, uderzając go ponownie, przez co chłopak upadł na ziemię pod wpływem kolejnego uderzenia. - To za to, że się tu panoszysz, jak nie wiadomo kto, a gówno warty jesteś.
- Już! Dość! - krzyknęła Naomi, wstając na równe nogi, by niego go uspokoić. Leo nie miał w planach przestawać, zamierzał dać nauczę Zackowi na przyszłość.
- Za to, że pobiłeś Naomi! - wrzasnął Leo, kipiąc aż z wściekłości. Zack uniósł głowę do góry i spojrzał na chłopaka z dołu, nie szczędząc słów.
- To zwykła szmata. - stwierdził, a w Leo wstąpił jakiś demon. Jego oczy zaświeciły niebezpiecznie, pięści zacisnęły się jeszcze bardziej, a oddech stał się nierównomierny i szybki.
- Co ty powiedziałeś?!
Chłopak uderzył go jeszcze raz i usiadł na nim okrakiem, zaczynając okładać pięściami. Zack nie miał szans się bronić, ale nikomu to wtedy nie przeszkadzało. Nikt nie zamierzał mu przerywać. Nikt, prócz Naomi, która zdawała sobie sprawę, że mogli mieć przez to problemy.
- Leo! - wrzasnęła, kładąc dłoń na ramieniu swojego narzeczonego. Złapała zaraz jego pięści, zanim zdążył wymierzyć kolejny cios w Zacka. - Matko boska! Przestań! - dodała głośno, a Leo od razu przestał. Naomi złapała jego twarz w dłonie i spojrzała w jego oczy, chcąc go jakoś uspokoić. - Spójrz na mnie. Już, starczy. Zasłużył, ale już koniec.
Dwudziestolatek podniósł się i stanął koło niej, nie spuszczając z niej wzroku. Uspokajała go, skutecznie, bo inaczej rzeczywiście by go tam zabił. Gołymi rękoma.
- Śmieszne, że dziewczyna powstrzymała cię od kolejnego uderzenia mnie. Jesteś cieniasem.
Tym razem to Naomi nikt nie zdołał powstrzymać przed uderzeniem Zacka. Zamachnęła się i wymierzyła soczystego prawego sierpowego prosto w głowę chłopaka, który odbił się od ziemi, jak piłka. Nie martwiła się niczym, bo i w niej zaczęła buzować wściekłość. Nie mogła pozwolić, by więcej obrażał kogoś z jej otoczenia.
- Naomi! - krzyknęło kilka osób na raz, jednak dziewczyna nie przejęła się nimi ani trochę.
Zack podniósł głowę, by na nią spojrzeć. Był oszołomiony, bo nie spodziewał się, że miała taką parę w rękach. Jej słowa docierały do jego mózgu, ale zdecydowanie wolniej, niż powinny.
- Zbliż się do nas jeszcze raz, a będę musiała pociągnąć za spust. I zrobię to bez zawahania, rozumiemy się? - odezwała się, patrząc na niego z góry. Czuła jakąś satysfakcję, że go uderzyła, że w ogóle coś zrobiła w tej całej sprawie, że nie pozwoliła mu dalej ich wszystkich obrażać. - Rozumiemy się?! - wrzasnęła, kiedy chłopak nie odpowiadał.
I nagle w pomieszczeniu pojawili się Christine i Drago, a także rodzice dziewczyny, którzy patrzyli w szoku na wszystkich zgromadzonych.
- Co tu się dzieje? Naomi? Zack? Leo? - spytała Christine, podchodząc do nich bliżej. Prędko dostrzegła swojego syna, krwawiącą rękę Leo i wściekłą Naomi. - Co tu się, do licha, wydarzyło?
- Zaczęli mnie bić bez powodu, nic im nie zrobiłem. - powiedział od razu Zack, wykorzystując chwilę, by zwalić całą winę na tamtą dwójkę. Wszyscy spojrzeli na kobietę, ale ona patrzyła tylko na tą konkretną dwójkę osób.
- Naomi? Leo?
- Nie będziemy się tłumaczyć. Choć to on zaczął nas wyzywać i zaczepiać, jako pierwszy. My mu nic nie zrobiliśmy. - odparła natychmiast Naomi, uspokajając się nieco. Nie kłamała, nie zamierzała kłamać, chciała, by w końcu wszyscy dowiedzieli się, jaki był syn ich szefostwa. - No może później. - dodała, wzruszając ramionami.
- To prawda, chłopaki? - spytała Christine ponownie, ale patrząc na Matta, Frankiego i Milo, którzy również się tam znajdowali, a którzy widzieli całą tamtą sytuację.
- Naomi ma rację. Zack zaczął nam wszystkim dogryzać, a oni już nie wytrzymali. Dlatego jest w takim stanie. - odparł Milo, wskazując na leżącego na ziemi chłopaka, który nawet się nie bronił. Kobieta odwróciła się do syna, patrząc na niego ze złością.
- Zack, musimy poważnie porozmawiać.
Kiedy małżeństwo zaczęło pomału odchodzić ze Zackiem, Danielle i Cole podeszli do swoich dzieci, by sprawdzić, czy nic im nie było. Naomi jednak musiała dodać coś jeszcze, bo to nie dawało jej spokoju od dawna.
- Christine? - odezwała się, a wspomniana kobieta spojrzała w jej stronę, dając jej tym samym znak, że słuchała. - Jeśli jeszcze raz powie nam cokolwiek obraźliwego lub będzie chciał nam coś zrobić, to wiedz, że bez problemu pociągnę za spust i nie obchodzi mnie, że to wasz syn. Nikt nie będzie nas obrażał bez powodu.
Christine przytaknęła skinieniem głowy, po czym cała trójka zniknęła za zakrętem zostawiając ich wszystkich samych. Dziewczyna natychmiast odwróciła się do Leo i złapała jego dłoń w swoją, przyglądając się jej z bliska. Była mocno okaleczona i lekko krwawiła.
- Chodź, opatrzę to. Powinieneś żyć. - powiedziała, uśmiechając się pod nosem. Leo zaśmiał się cicho, mimo wszystko wdzięczny jej za wszystko, co zrobiła.
- Dzięki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro