rozdział 16
Dzień mijał Naomi dość spokojnie, ale też niesamowicie nudno. Dziewczyna siedziała w salonie, czytając jedną z książek, które mieli w swojej bibliotece. Jej spokój został jednak zakłócony przez chłopaka wychodzącego z windy. Zack nie zwrócił na nią uwagi i skierował się natychmiast do łazienki, co nieco zdziwiło Naomi. Przecież zawsze coś do niej gadał, a teraz tak po prostu ją minął? Coś jej śmierdziało i zamierzała sprawdzić, co chłopak robił.
- Co ty tu robisz? - spytała, stając we framudze drzwi od jednej z dwóch łazienek. Skrzyżowała ręce na piersi, obserwując chłopaka z góry.
- Nie twój interes, ślicznotko. - warknął Zack, wysypując nieco narkotyków na umywalkę. Naomi zmarszczyła brwi, nie wierząc swoim oczom. Nie mogła pozwolić, by ćpano w siedzibie.
- Mój, bo nie pozwolę, żeby ktoś w siedzibie ćpał. Oddaj to.
- Zostaw! - zawołał chłopak, odsuwając się gwałtownie od Naomi, by ta mu nic nie zabrała. Ta wyciągnęła przed siebie rękę, nie zamierzając odpuszczać. Miała skrytą nadzieję, że rzeczywiście jej to odda.
- Oddaj to. - nakazała ponownie, zbliżając się do niego o krok. Chłopak wstał gwałtownie, chowając wszystko do kieszeni bluzy, którą miał wtedy na sobie.
- Za nic w świecie, zapomnij.
Zach wyminął ją w przejściu i skierował się do drugiej z łazienek, która znajdowała się na innym korytarzu. Naomi jednak nie odpuszczała i udała się tuż za nim, nie chcąc dopuścić, by znów zaczął brać. Wbrew pozorom, nie chciała by zaćpał się na śmierć, choć z drugiej strony tak bardzo chciała, by dostał za swoje.
- Zack. Zack! - wolała Naomi, próbując go jakoś zatrzymać, ale był wyjątkowo szybki. Wreszcie oboje znaleźli się w drugiej łazience, a chłopak ponownie wyciągnął woreczki z białym proszkiem.
- Odpieprz się ode mnie, dziewczyno. Czego nie rozumiesz? - warknął zirytowany, niezbyt przejmując się tym, że widziała go z narkotykami. Chciał się jedynie zaciągnąć i odpłynąć. Naomi jednak wyrwała mu ów woreczki z dłoni i natychmiast skierowała się do ubikacji. - Ej! Co ty wyprawiasz? - spytał zdezorientowany, patrząc, jak dziewczyna wszystko spuszcza w kiblu. - Ty dziwko! Pożałujesz tego.
Chłopak chwycił włosy dziewczyny u rzucił nią o pobliską ścianę. Nastolatka obiła się o nią i osunęła na ziemię, aczkolwiek Zack ponownie chwycił ją za włosy i podniósł do góry. Naomi czuła pulsujący ból, ale nie to było najgorsze.
- Zostaw mnie! - zawołała, próbując się mu jakoś wyrwać. Była tak sparaliżowana, po raz pierwszy z resztą, że nie wiedziała, co zrobić, by mu się jakoś wyrwać. - Pomocy!
- Zamknij się, szmato! - warknął wprost w jej twarz, popychając na ścianę. Zaraz po tym kopnął ją w brzuch, przez co opadła na kolana. - Spuściłaś wszystkie moje dragi, zapłacisz mi za to.
- Te narkotyki wyniszczają cię od środka. I robią z ciebie jeszcze gorszego psychola, którym i tak już jesteś. - powiedziała głośno i wyraźnie, patrząc na niego z dołu. Tak bardzo go nienawidziła w tamtym momencie.
- Co ty powiedziałaś? - spytał, choć doskonale słyszał jej słowa. Kopnął ją po raz kolejny, tym razem w głowę, a później po raz kolejny w brzuch. - Powtórz to! - zawołał, lecz ona nie odpowiedziała, czując jedynie piskliwy, dominujący ból w całym ciele.
Zackowi nie spodobała się jej reakcja, więc zaczął ją okładać pięściami, kopać, pluć na nią... A ona po prostu tam leżała, niezdolna, by się ruszyć, by oddać, by wołać o pomoc. Przyjmowała na siebie jego kolejne ciosy, aż wreszcie straciła przytomność, co od razu zauważył. Podniósł się na równe nogi i zmierzył ją pogardliwym spojrzeniem, by po raz kolejny splunąć na nią.
- Suka.
~*~
Leo miał złe przeczucia i kiedy tylko wrócił do siedziby, zaczął szukać Naomi. Nogi od razu poprowadziły go do łazienki, a serce zatrzymało się, kiedy tylko dostrzegł zakrwawioną dziewczynę leżącą na ziemi. Nie ruszała się, oczy miała zamknięte, była brudna od krwi... Myślał, że nie żyła.
- Hej, skarbie, obudź się. - powiedział cicho, kucając koło jej ciała. Ostrożnie dotknął jej twarzy, by ją ocucić. Musiała żyć, dla niego, dla rodziców, dla braci. Musiała. - Naomi, kochanie.
Patrzył na nią przez chwilę, nie wiedząc, co robić. Aż w końcu Naomi zaczęła pomału otwierać oczy. Zamrugała kilkukrotnie, przyzwyczajając się do światła panującego w pomieszczeniu. Wreszcie otworzyła oczy i spojrzała na swojego ukochanego, który powstrzymywał się od rozpłakania.
- Leo...
- Jestem przy tobie, słonko. - powiedział od razu, uśmiechając się szeroko. Dotknął jej policzka, patrząc na wykrzywioną w grymasie twarz swojej ukochanej. - Co się stało? - spytał zmartwiony, zamierzając ukarać osobę, która zrobiła jej krzywdę.
- Zack. - wyszeptała, a on od razu zacisnął dłonie w pięści, chcąc wstać, by znaleźć tamtego chłopaka, jednak Naomi natychmiast złapała go za dłoń. Nie przejmowała się bólem, który towarzyszył jej przy każdym ruchu.
- Zabiję, gnoja.
- Nie, stój. - powiedziała cicho, krzywiąc się po raz kolejny. Czuła każdy skrawek swojego ciała, każdy mięsień, każdą kość. Zarzucała sobie, że na to pozwoliła. - To nie ma sensu, Leo. On i tak zrobi swoje, powie Christine i Drago...
- Nie może pójść mu to płazem, rozumiesz? Nie jest tu królem, nie rządzi nami. Z resztą, kto to widział, żeby bić dziewczyny. Powinien za to dostać w ryj ode mnie. - warknął Leo, a ona doskonale wiedziała jego złość. Sama była wściekła, ale w tamtym momencie nie myślała o zemście, chciała po prostu... Po prostu nie czuć już tamtego bólu. - Chodź, pójdziemy do skrzydła szpitalnego. Zobaczymy, co ten pacan ci zrobił. Pierdolony idiota.
- Dziękuję. - wyszeptała z delikatnym uśmiechem, próbując się krzywić się kolejny raz, kiedy Leo podniósł ją z ziemi, biorąc na ręce w stylu panny młodej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro