Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

epilog

- Naomi! - zawołał Milo, widząc na horyzoncie swoją przyjaciółkę. Natychmiast do niej podbiegł, po czym przytulił ją nagle, jakby nigdy więcej miał jej już nie zobaczyć.

- Milo? Co ty tu robisz? Musimy szybko iść do siedziby, w okolicy kręci się policja. - powiedziała Naomi, kładąc dłonie na jego ramionach. Chłopak jednak musiał ją zatrzymać, nie mógł pozwolić, by wróciła do domu, bo tam już nie było bezpiecznie.

- Drago znalazł przed domem bombę, musimy uciekać. - oznajmił, patrząc na nich z lekkim przerażeniem. Sam nie do końca mógł uwierzyć w to, że znaleziono bombę pod ich domen, ale była to prawda.

- Czekaj, co? O czym ty mówisz? - odezwał się Erick, marszcząc brwi z niezrozumieniem. Nie chciał wierzyć w tak absurdalne rzeczy, ale z drugiej strony, dlaczego miałby mu nie wierzyć?

- Nie ma czasu na gadanie. Ona zaraz wybuchnie.

- Gdzie jest reszta? Moi rodzice? Bracia? Leo? Gdzie oni są? - spytała Naomi, zdeterminowana, by dowiedzieć się wszystkiego. Nie mogła stracić swoich bliskich, nawet jeśli wiedziała, na jak wielkie niebezpieczeństwo się narażali każdego dnia.

- Uciekli tunelami. Ja miałem was znaleźć i na szczęście się udało. - odparł Milo zgodnie z prawdą. Odwrócił się jeszcze za siebie, gdzie nieopodal znajdował się ich dom. - Wszystko wytłumaczę wam po drodze, ale musimy stąd uciekać, natychmiast. Nie wiadomo kiedy...

Nigdy nie dokończył tamtego zdania.

Całą trójkę odrzuciło na boki. Upadek na ziemię był bolesny, ale gorsze było to, że piszczało im w uszach, wszędzie unosił się dym i kurz, odłamki domu leżały wszędzie... Nie było już nic po siedzibie. Stracili jedyny dom, jedyne bezpieczne miejsce, cały sprzęt, wszystkie swoje rzeczy... Dosłownie wszystko. A w dodatku zostali rozdzieleni i nikt nie miał pewności, czy pozostała część grupy żyła.

Na dodatek Naomi i Erick po raz kolejny byli świadkami wybuchu i to w naprawdę krótkim odstępie czasu.

- Żyjecie? Nic wam nie jest? - odezwał się Erick, podnosząc się powoli z ziemi. Wszystko go bolało, ale martwił się głównie o pozostałą dwójkę.

- Chyba żyje. - mruknęła Naomi, wstając do siadu. Jej dłoń prędko wylądowała na żebrach, które bolały ją niemiłosiernie. - Matko, jak to boli. Kolejny raz se żebra obiłam. - jeknęła, czując każdy skrawek swojego ciała. To był drugi raz, kiedy wydarzyła się im taka sytuacja, a ona uczestniczyła w ich obu.

- Teraz są nieważne, musimy spadać. Policja zaraz tu będzie, inne służby też. - powiedział Milo, po czym kucnął przy dziewczynie, by pomóc jej wstać. Teraz jej bezpieczeństwo leżało w jego rękach, musiał dopilnować, by żyła. - Chodź, pomogę ci.

- Erick?

Erick nie odezwał się, a jedynie spojrzał na swój dawny dom z pewnym bólem.

~*~

- Tu chyba jesteśmy bezpieczni.

Byli w lesie, kilometry od miejsca zdarzenia, od dawnego życia i wspomnień, które im zostały. Byli sami, nikt ich nie widział, nikt ich nie szukał... Musieli radzić sobie sami, odnaleźć resztę swoich i zastanawiać się, co dalej.

- No dobra, Milo. Mów teraz, co wiesz, bo my niezbyt doinformowani. - odezwała się Naomi, bo dotychczas chłopak nie powiedział im nic szczególnego. Nic nie wiedzieli, a chcieli znać prawdę, chcieli wiedzieć, co robić dalej.

- Drago, po waszym wyjściu, poszedł na górę. Usłyszał pukanie, a gdy poszedł otworzyć, okazało się, że na wycieraczce czekał na niego prezent. Bomba. - zaczął Milo, przypominając sobie tamtą sytuację. - Wrócił do nas i kazał się pakować. Mieliśmy pięć minut na wyjście. Wszyscy się rozdzielili. Twoi bracia, Naomi, i George poszli razem. Leo wylądował z twoimi rodzicami. Reszta już nie wiem, bo Christine i Drago kazali mi was poszukać.

- Dobra, to jestem w stanie jeszcze zrozumieć, ucieczkę, ale kto mógł podłożyć pod drzwi jakąś bombę. Przecież to się kupy nawet nie trzyma. - powiedziała dziewczyna, nie do końca rozumiejąc sytuację. Zdawała sobie sprawę, że musieli uciekać, innej opcji nie było, ale dlaczego ktoś miałby podkładać bombę pod ich dom? I dlaczego akurat pod ich?

- Tego akurat nikt nie wie. - odparł zgodnie z prawdą, patrząc w jej stronę. Nie potrafił im tego wszystkiego wytłumaczyć, bo sam nie ogarniał za wiele z tamtej sprawy. - Przed wyjściem powiedzieli mi, żebyśmy kierowali się do San Diego. Niby jest tam jakaś baza, kolejna siedziba.

- Ciotka Luiza tam mieszka, to pewnie o nią chodzi. Ale ona też jest w to wszystko zamieszana? - wtrącił Erick, próbując to wszystko poukładać sobie w głowie.

- Jak mówię, nie wiem niczego konkretnego. Wiem tyle, ile wam powiedziałem. - wyjaśnił chłopak, sam zarzucając sobie, że wiedział tak mało. Ale nie było czasu na dokładne przedyskutowanie wszystkiego, bo musieli uciekać. - Będziemy musieli ich poszukać, bo te tunele prowadzą w różne części. Do San Diego mamy się niby dostać z buta, zakazali nam brania taksówki, czy jakiegokolwiek innego transportu. Pieszo jest tam jakoś dwa dni, powinniśmy dać radę.

Siedzieli przez chwilę w ciszy, analizując wszystko w głowie. Ta cała sprawa była strasznie pokręcona i nie mogli pojąć, jak ktoś mógł w ogóle wpaść na pomysł podłożenia im bomby. To było niepojęte i strasznie dziwne.

- Jakoś trudno mi w to wszystko uwierzyć, wiecie? - odezwała się nagle Naomi, czując dziwną gule w gardle. Powstrzymywała się przed rozpłakaniem, bo nigdy nie płakała z takiego powodu. - Mieliśmy dom, a teraz nie mamy nic. I musimy się przenieść do, tak naprawdę, obcego nam miasta.

- Najgorsze jest to, że nie mogę wrócić teraz do domu. A Penny o niczym nie wie i ma rodzić niedługo.

Cała trójka była wtedy w potrzasku - Naomi nie wiedziała, gdzie są jej bliscy, Milo musiał pilnować ich wszystkich i nie pozwolić, by nie zostali złapani, a Erick? On zastanawiał się, co zrobić, by powiadomić o wszystkim swoją żonę, bo nie chciał jej zostawiać samej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro