Prolog
- Zawsze...będę...przy tobie.- wypowiedziała z trudem, nerwowo łapiąc każdy oddech. Przez jej twarz przechodziła szeroka rana, która pokryła ją szkarłatną krwią. Odwróciła głowę w przeciwna stronę i znieruchomiała.
- Agro?- zapytał czarno włosy chłopak podchodząc bliżej do nieruchomej postaci leżącej kilka kroków od niego.
Czy to możliwe, że w końcu wypełnił swoje przeznaczenie? Ciemna Strona wygrała i nie miał już kto zatrzymać Najwyższego Porządku, wszyscy wrogowie przestali istnieć dzięki jemu samemu. Tylko dlaczego zamiast potęgi czuł ogromny smutek i gorycz. Nie było już nikogo kto mógłby go poprowadzić na Jasną Stronę, a jednak czuł się bardziej rozbity niż kiedykolwiek.
Zdecydował się odwrócić w jego stronę ciało dziewczyny chcąc się upewnić, że nie żyje. Miał racje, czuł to od końca ich walki. Dlaczego tylko wszystko odbyło się gdzieś na dalekiej planecie, cichą nocą bez żadnych świadków? Ostatnia walka miała być czymś spektakularnym, a była krótka i od samego początku wygrana była po jego stronie. Miało być inaczej aby nie czuł się winny. Odeszła jednak ostatnia użytkowniczka Mocy. Został tylko on i jego Rycerze Ren.
- Doskonale mój uczniu. Dokończyłeś dzieło swego dziadka.- ponury głos jego mistrza przerwał ciszę. Snoke już wiedział, a co za tym idzie nie długo będę o tym wiedzieć już wszyscy. Będą mu gratulować, może nawet nazwą bohaterem, którym się nie czuł.
- Dziękuje Mistrzu.- odpowiedział kończąc tym samym jakże krótką rozmowę. Chciał być teraz sam choć i tak zawsze były z nimi tez jego myśli, które teraz zatruwały mu umysł.
Spoglądał przez chwile na zastygłą w smutku twarz słysząc jeszcze odbijające się echem słowa w jego głowie "Nawet po tym wszystkim pamiętaj, że zawsze będę przy tobie."
Chciał aby te słowa przestały się powtarzać, ale patrząc na nią powracały, a wraz z nimi wspomnienia. Przypomniał sobie ich pierwszy pocałunek, ich kłótnie, rozmowy, rozstania, powroty, jednym słowem wszystko. Chciał o tym wszystkim zapomnieć i cieszyć się zwycięstwem, które odniósł. Tylko, że nie było żadnego zwycięstwa, a przynajmniej nie dla niego. Wraz ze śmiercią dziewczyny rozpoczął długą i jeszcze cięższa walkę niż dotychczas. Walkę o niego samego choć jeszcze tego nie wiedział.
Nigdy nie okazywał jakiegokolwiek szacunku dla osób, które zamordował, ale tym razem nie mógł tak po prostu zostawić jej ciała.
Zbudował prowizoryczny stos, na którym położył jej ciało przyozdabiając je kwiatami po bokach i zmywając krew z jej twarzy. Nie mógł się powstrzymać przed ucałowania jej w policzek jakby na dobranoc. Może to tylko zły sen i gdy rano się obudzi zobaczy ją u swego boku? Piękne marzenie, które już nigdy nie miało się ziścić. Czuł również, że zasługiwała na o wiele lepszy pogrzeb, na lepszy koniec. Zabił swoją miłość, swoją ukochaną. Ostatni raz spojrzał na jej sylwetkę starając się zapamiętać jak najwięcej szczegółów po czym podpalił drewno i odszedł. Nie mógł patrzeć, nie mógł choć to on zakończył jej życie. Od tej chwili nie było nikogo kto zmienił by jego zdanie, jego ścieżkę. Nie miał rodziny, przyjaciół był sam wraz ze swoim wyborem.
Wrócił na swój statek w milczeniu pogrążony w myślach. Co teraz będzie robił? Przez ostatnie lata błąkał się po galaktyce starając się ją odnaleźć, a teraz jej już nie było, tak samo jak nie było już Ruchu Oporu i Jedi. Nikt nie ośmieli się zaatakować Najwyższego Porządku więc nie będzie musiał walczyć. Nastał nowy ład czego nie udało się osiągnąć nawet Imperatorowi. Czy to oznacza, że jego dziadek jest z niego dumny? Powinien w każdym razie, dokończył przecież jego dzieło.
Nie zauważył jak wylądował na Finalizierze, gdy wyszedł ze swojego promu czekał już na niego reprezentacyjny garnizon szturmowców salutując mu. Na końcu czekał na niego Hux zadowolony jak nigdy.
- Gratulacje Ren. Dokonałeś tego!- zawołał uradowany w jego stronę pokazując równe białe zęby. Dziś wszyscy zachowywali się nieformalnie dając upust radości spowodowanej tak długo wyczekiwanym zwycięstwem.
- Zejdź mi z drogi.- odparł chłopak bez jakichkolwiek emocji w głosie i nie było to spowodowane jego modulatorem, lecz sam czuł się bez życia.
Armitage nie skomentował tego i odszedł z zamiarem porozmawiania z Kylo później wiedział przecież jaka relacja łączyła go z tą dziewczyną, ale jak na razie wolał świętować zwycięstwo niż zajmować się problemami Rena.
Chłopak wrócił do swoich kwater i jedyne co był w stanie zrobić to położyć się do łóżka i spróbować zapomnieć co się stało.
Z początku było ciężko przez natłok myśli, lecz później coraz silniej czuł jak jego powieki powoli opadają dając mu to czego teraz tak bardzo pragnął, snu.
Ben...
Ben...
Ben...
Obudził się zlany potem słysząc w głowie powtarzające się jego imię z przeszłości. Wiedział do kogo należał głos w jego śnie, niewiele osób zwracało się do niego w ten sposób. Wołała go, a on nie chciał tego za żadne skarby świata. Ubrał się zatem jak najszybciej i wyszedł z pokoju udając się na sale treningową, tam wyładuje wszystkie emocje i będzie miał spokój do końca dnia. Zaczął od odbić strzałów mieczem, z początku lekkich i pojedynczych, a skończywszy na wielokrotnych snajperskich. To mu ja przypominało, gdy po raz pierwszy ją trenował na Amarze. Następnie wybrał zwykły boks, a później sparing z jednym ze swoich rycerzy. Wrócił do pokoju ledwo żywy, ale szczęśliwy. Jego umysł myślał tylko o odpoczynku i o niczym innym, nie opuścił sali treningowej od rana aż do czasu gdy jego ciało krzyczało z wyczerpania.
Powoli wrócił do swojej kwatery gdzie jak dzień wcześniej runął na łóżko momentalnie zasypiając.
Ben...
Ben...
Ben...
Ponownie wstał słysząc w głowie głos dziewczyny. Spojrzał na zegar, na którym widniała godzina czwarta dwadzieścia siedem. Nie mogąc pozbyć się wołania wyszedł zamierzając przejść się po Finalizierze. W tych godzinach na korytarzach była tylko minimalna liczba szturmowców więc rano nikt nie będzie wiedział o jego nocnych spacerach. Udał na jedną z mniej odwiedzanych części statku gdzie znajdował się duży wizjer, przy którym usiadł. Był zbyt zmęczony aby na nowo trenować, a o śnie nie chciał teraz myśleć. Chciał po prostu popatrzeć na gwiazdy i zapomnieć, choć na chwile. Nic bardziej mylnego, jego umysł podsunął mu wspomnienie gdy razem z dziewczyną siedzieli spoglądając również w niebo na Ihar.
- Przestań!- krzyknął łapiąc się za głowę jakby to mogło jakoś pomoc. Spojrzał ponownie przez wizjer i zamarł z przerażenia. Zobaczył siebie i ją skąpaną w lawendowej poświacie stojącą za nim. Nie mógł oderwać od niej wzroku, na twarzy miała bliznę podobna do jego własnej, ale pomijając to wyglądała pięknie jak zawsze. Spoglądała na niego zmartwionym, ale i uspokojony wzrokiem. Obrócił się chcąc ją objąć, ale za nim nikogo nie było.
- Wróć do mnie. WYBACZ MI! Prze...prze...przepraszam.- wolała chowając twarz w dłonie i cicho łkając. Podniósł wzrok mając nadzieje zobaczyć dziewczynę ponownie i zobaczył. Widział jak leży przed nim, ale nie w delikatniej poświacie, a w kałuży własnej krwi z wieloma ranami i spogląda na niego szepcząc "To ty mnie zabiłeś." Kylo jak oparzony odskoczył od niej uderzając w ścianę.
- Nie chciałem! Wybacz mi!- krzyczał błagając w duchu aby zniknęła.
Gdybyś nie chciał nadal bym żyła.
Po tych słowach wstał i zaczął uciekać od tego miejsca nie odwaracajac się do swojego pokoju.
Wiedział, że zwariuje jeśli już tego nie zrobił, a jeżeli to będzie się powtarzać nie wytrzyma psychicznie. Miał jedno wyjście z tej całej sytuacji. Pospiesznie się ubrał zabierając ze sobą swój miecz, który teraz niesamowicie mu ciążył. Biegł niemal po korytarzach, chciał jak najszybciej dotrzeć do celu.
- Najwyższy Wodzu chcę zapomnieć, muszę zapomnieć.- powiedział drżącym głosem. Zapomni co zrobił, ale również wszystko z nią związane. Będzie wolny.
- Dobrze. Będę na ciebie czekał.- odparł Snoke z przerażającym uśmieszkiem wymalowanym na twarzy.
Chłopak nie tracił czasu i natychmiast ruszył do swojego statku. Jego decyzja była niezwykle poważna i mogła nieść za sobą straszliwe konsekwencje, ale widok martwej dziewczyny prześladował go gdy tylko zamykał oczy. Darth Vader do końca życia pamiętał jak zabił Padmé, pomagało mu to w ścieżce Ciemnej Strony, lecz Kylo nie był w stanie tak żyć. Niedługo zapomni o wszystkim co z nią związane.
- Wybacz mi.- szepnął gdy widział już cel swojej podróży.
Wyrzekł się miłości gdy tylko zboczył ze Strony Światła, ale te kilka miesięcy gdy był wraz z nią powoli go do niej przyciągało, a teraz czuł jak promienie Jasnej Strony go przyciągały. Tylko dlaczego? W całej galaktyce nie było już jej wyznawców, sam ich w przecież zabił. Do czego miał by wracać? Tu gdzie jest ma pozycje, władze, szacunek, a tam nie ma niczego. Wylądował na obumarłej planecie gdzie nie było już drogi powrotnej. Czas to zakończyć.
***
Tak o to mamy prolog! Cieszmy się! Następne rozdziały pojawia się już niebawem i tym razem będą one nazywane. Z okazji dnia dziecka życzę wszystkim uśmiechu i spełnienia marzeń nawet jeśli nie wszyscy są dziećmi (lub się za takie nie uważają)!
Okładka zostanie zmieniona i teraz rozdziały będą pisane w trzeciej osobie pojawiać się będę przynajmniej raz w tygodniu.
Uściski,
Alex
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro