5. Dertar cz.II
- Komandorze! Oddziały na obrzeżach zostały zmasakrowane! Najwyższy Porządek kieruje się w stronę stolicy!- zameldował zdyszany młody sierżant. Kilka minut wcześniej dostał informacje, że po zewnętrznej obronie nie zostało nic, a ich wrogowie idą prosto na stolice.
- Nie możemy pozwolić tym sukinsynom zająć miasta. Nie poddamy się tym bestią bez walki po tym jak zniszczyli Ruch Oporu. Nie mamy innego wyjścia niż wdrożyć plan awaryjny. Poruczniku Fenz proszę nadać sygnał.- straszy mężczyzna zwrócił się do kobiety, która kiwnęła głowa na znak przyjęcia rozkazu. Wystukała na klawiaturze kilka kodów łącząc się tym samym z ich ostatnią nadzieją.
- Kodowana transmisja. Dertar jest na skraju upadku. Generał Shyler zarządza wdrożenie procedury B-06. Powtarzam procedury B-06.- w pokoju zaległa cisza. Wszyscy zebrani oczekiwali znaku przyjęcia wiadomości. Sekundy mijały, a porucznik słyszała w słuchawkach tylko ciszę.- Generał Shyler wdraża procedurę B-06.- powtórzyła raz jeszcze. Nic. Cisza.
- Jesteśmy zgubieni.- rzucił ktoś z sali.
Wszyscy wiedzieli, że to była prawda. Oddziały, które dotąd świetnie radziły sobie z pokonaniem wroga zostały rozniesione w drobny pył. Na domiar złego Najwyższy Porządek posuwał się wciąż na przód, nie powstrzymywany przez nikogo.
- Poruczniku Fenz proszę próbować dalej, może się jednak zgłoszą.- rzekł generał choć sam w to nie wierzył, ale chciał dać ludziom nadzieję.- Dopóki nie mamy wieści od drugiej strony chce aby wszyscy byli przygotowani na najgorsze.
Przywódcy grup uderzeniowych wybiegli z pomieszczenia pozostawiając tylko łącznościowców i samego generała, który opadł ciężko na krzesło. Pakt, który miał gwarantować pomoc w trakcie oblężenia nie sprawdzał się, a z każdą minutą pozostawało coraz mniej ludzi. Shyler spojrzał pustym wzrokiem na komandor Fenz, która raz za razem powtarzała komunikat do słuchawki. Jerla Fenz wstąpiła do wtedy jeszcze tajnych oddziałów gdy miała siedemnaście lat po tym jak jej rodzina została zamordowana przez Najwyższy Porządek za tak zwane nielegalne kontakty. Od tamtej pory minęły dwa lata, a ona oddała się bezgranicznie walce z okupantem. Widział w niej tyle siły i uporu, która nie przemijała nawet teraz, w godzinie ich klęski.
- Panie generale, zero odzewu. Nie ma sensu dalej próbować, zużywamy tylko masę energii, która może posłużyć do wzmocnienia tarcz.- zwróciła się do niego komandor.
- Rób co uważasz za słuszne pani komandor.- odpowiedział nawet na nią nie patrząc, a ona przytaknęła i przekierowała całą moc do osłon.
Sprawdziła jeszcze wszystkie systemy po czym opuściła pokój nie mogąc już nic zrobić jak tylko chwycić za broń na polu walki. Został sam. Stracił nadzieję gdy druga strona nie odpowiedziała na ich wezwania. Niedługo do miasta dotrze Kylo Ren, który rozgromi resztki jego oddziałów. Widział już za wiele śmierci swoich podwładnych tak, że nie mógł znieść kolejnych, podjął decyzję, za którą zostanie znienawidzony na swojej ojczystej planecie.
- Mówi generał Shyler z oddziałów Wolny Dertar.- zaczął.
***
- Przygotować się!- zawołał admirał Berlio Tar-Ol. Spoglądał przez gogle na powoli wyłaniające się z gęstwiny drzew AT-M6.
- Admirale, tarcze mają siedemdziesiąt osiem procent mocy. Jak wróg zacznie ostrzał będziemy mieli około pięć godzin zanim osłony znikną doszczętnie.- zameldowała komandor Fenz.
- Będziemy musieli zatem dobrze wykorzystać ten czas.- odparł mężczyzna.
Spojrzał na swoich pobrarymców oraz imigrantów z innych planet, którzy stawili się ramię w ramię w walce o Dertar. Widział w ich oczach strach, nadzieję i wolę walki o to co słuszne. Jego żołnierze nie byli dobrze wyposażeni, brakowało sprzętu, cześć z nich nie miała nawet prawdziwego szkolenia, a mimo to w ich sercach płonął ogień determinacji. Patrząc na nich czuł się dumny, że może ich prowadzić, ale i ogromne przerażenie przed porażką sprawiało, że lekko drgały mu ręce.
- Odział alfa i gamma zostaje ze mną na murach, beta zajmuje pozycje przy wrotach miasta, a delta miejsca w oknach. Reszta co nie została do końca przeszkolona przyłącza się do mnie na murach. Strzelać bez rozkazu gdy tylko zobaczycie wroga. Pytania?- Tar-Ol rozejrzał się po zebranych, z których większość pokazywała, że rozumieją plan. Zobaczył jednak niepewnie uniesioną rękę chłopaka, którego wiek nie mógł przekraczać piętnastu lat, skinieniem głowy zachęcił go do mówienia.
- Z całym szacunkiem admirale, ale jakie są szanse na wygraną?- zapytał drżącym głosem.- Wiem, że nie powinienem wątpić w zwycięstwo, ale z tego co widziałem oni mają nad nami znaczącą przewagę.
Beriol bał się tego pytania, choć był pewny, że zostanie zadane. Nie znał odpowiedzi co go przerażało, a pełen napięcia wzrok setek ludzi był wbity właśnie w niego. Przełknął powoli ślinę i omiótł wzrokiem zebranych nie wiedząc co ma powiedzieć. Przekazać im gorzką prawdę czy słodkie kłamstwo?
- Chcąc być z wami szczery muszę przyznać, że nie wiem. Nasza sytuacja jest w gruncie rzeczy opłakana, ale to nie znaczy, że nie wygramy. Sojusz Rebeliantów jak i Ruch Oporu nierzadko byli w tak samo beznadziejnej sytuacji, a jednak zwyciężali, a skoro oni mogli to my też. My mamy nadzieje, wiarę, oddanych ludzi, a oni szturmowców po praniu mózgu i maszyny, które mają swoje słabe punkty. Przede wszystkim mamy za sobą Mocy, więc niech ta Moc będzie z nami.- zakończył z wyraźnie przywróconym bojowym duchem. Po twarzach zebranych również mógł wnioskować, że jego spontaniczna przemowa dodała ducha ludziom.- Na co jeszcze czekacie? Na stanowiska i dokopmy tym pseudo imperialcom!
Wszyscy rozbiegli się na wyznaczone miejsca. Pomimo wojowniczego zapału wszędzie panowała cisza, przerywana odgłosem zbliżających się AT-M6. Żołnierze wstrzymywali oddech, a powietrze było ciężkie od narastającego napięcia.
Nagle upiorną ciszę zakończył pierwszy strzał z potężnego Gorilla Walker'a, zamigotała zielona osłona chroniąc Dertarian przed pociskiem. Natychmiast z obu stron posypał się deszcz czerwonych oraz niebieskich wiązek. AT-M6 ostrzeliwały mury miasta, które jak narazie broniła tarcza. Odział szturmowców kierowany przez kapitan Phasme próbował dostać się do stolicy przez główną bramę. Jedną z rzeczy, które martwiły Tar-Ol'a był fakt, że na polu bitwy nigdzie nie widział Kylo Rena, w całej galaktyce wiadomo było, że nie stroni od walki. Naturalnie brak tego pseudo Sitha wcale mu nie przeszkadzał, ale miał złe przeczucia co do jego nieobecności.
***
W jednym z AT-M6 trwała niespodziewana narada. Sierżant Cilljyn, pani komandor porucznik Wàlk, porucznik Saan oraz Kylo Ren stali przy okrągłym stole i przyglądali się obrazowi bitwy. Niezaprzeczalnie wygrywali, wiec nikogo nie dziwiła prośba o negocjacje. Kilka minut wcześniej dowódcy sił Najwyższego Porządku, którzy kierowali maszynami otrzymali wiadomość od niejakiego Shylera.
- Mówi generał Shyler z oddziałów Wolny Dertar. Jako najwyżej postawiona osoba na planecie chce negocjować warunki poddania. Jeśli zaprzestaniecie ostrzału wyślę delegacje, która ustali z wami szczegóły.- zakończył, a niebieski hologram rozmył się w powietrzu.
- To może być pułapka. Dertarianie tak łatwo by się nie poddali.- sierżant Cilljyn skomentował jako pierwszy. Był młody, ale ambitny i zapowiadał się na dobrego stratega.
- Nie możesz być tego pewien. Może gdy zobaczyli naszą potęgę zrozumieli, że lepiej będzie dla nich gdy się poddadzą?- porucznik Saan powątpiewał w słowa młodzieńca.
- Jeśli zgodzimy się na ich kapitulację możemy pojmać tych terrorystów, a reszta planety będzie żyła w pokoju, który wprowadzimy.- wtrąciła kobieta.
- To niemożliwe pani komandor porucznik Wàlk. Oni są ludem dumnym i za nic się nie poddadzą, nawet jeśli mają zginąć.- naciskał jednak chłopak. Na Akadami ulubionym przedmiotem były jak i nadal są rasy, znał słabe punkty mieszkańców planet i mógł przypuszczać jak najprawdopodobniej postąpią.
- Czy w tej sytuacji powinniśmy pokazać, że Najwyższy Porządek jest miłosierny i przystać na propozycje generała Shylera? Wydaje mi się, że mówił szczerze, a skoro jest osobą rządząca to jego wola jest ważniejsza od ludu.- Wàlk nie lubiła rozlewu krwi gdy było to niepotrzebne, ale nie unikała konfrontacji.
- Nie. Żadnej litości dla buntowników. Jeśli to możliwe to wzmocnić działa i nacierać ze zdwojoną siłą.- odezwał się nagle Ren swoim zniekształconym głosem przez maskę, sierżant wciąż czujący paniczny strach przed nim podskoczył lekko. Przez ostatnie kilka minut rycerz siedział cicho i tylko słuchał co mówiła reszta będąc ciekawym jakie wartości przemawiają przez nich.
- Z całym szacunkiem Lordzie Ren, lecz nie wiem czy to jest dobry pomysł.- komandor porucznik zdobyła się na odwagę by przeciwstawić się Renowi.
- Jeśli pozostałe układy dowiedzą się o naszym pobłażliwym zachowaniu nie zapanujemy nad nimi. W galaktyce potrzebna jest silna ręka, a nie ułaskawianie sympatyków Rebelii.- odrzekł spokojnie spoglądając na zebranych.
- Gdy jednak pozostałe układy typu Sevo dowiedzą się, że poddanie się bez walki oznacza mniej start w ludziach i nie tak surowe konsekwencje wojna skończy się szybciej.- ciągnęła kobieta patrząc prosto w miejsce gdzie Kylo miał oczy.
- Co jednak pani komandor porucznik gdy układy, które mamy już w garści zobaczywszy jacy jesteśmy łaskawi powstaną przeciwko nam? Rozwiązanie, które pani proponuje może jeszcze bardziej pogrążyć galaktykę w chaosie. Gdy zrobimy porządek na tych pozostałych trzech planetach nikt nie odważy się sprzeciwić Najwyższemu Porządkowi.
- Ma pan racje, Lordzie Ren. Przepraszam za moją niewiarę w twoje decyzje.- Wàlk skłoniła głowę w geście zrozumienia i zwróciła się do wszystkich maszyn AT-M6 i szturmowców.
- Podwoić ogień jeśli możliwe, nie brać jeńców, zero litości.- zakończyła komunikat z rozkazem i zwróciła się do Kylo.- Co zamierzasz Lordzie Ren?
- Wracam na pole bitwy. Skończmy to jak naszybciej.- odparł i ruszył do włazu prowadzącego na zewnątrz.
***
Jest. Beriol zobaczył go gdy razem z czterema szturmowcami wkroczył na plac boju. Wyróżniał się pośród białych zbroi, a wraz z jego pojawieniem wzmocniono ostrzał co wydawało mu się niemożliwe. Wbrew przewidywaniom komandor Fenz osłony zamiast pięciu godzin miały działać trzy, a teraz przy zwiększonej mocy ze strony wroga półtorej maksymalnie.
Nagle jeden z żołnierzy tuż obok niego zleciał w dół pociągnięty jakby niewidzialną siłą. Większość osób obok niego zwróciła swój wzrok na Rena, który spoglądał na nich z uniesioną ręką. Dało się słyszeć głosy przerażenia i nie trwało długo zanim cały ogień z ich balsterów został skierowany właśnie na rycerza, który precyzyjnie odbijał wiązki laserowe. Nikt nie był w stanie go drasnąć, a o zabiciu nie było mowy. Tar-Ol widział, że sytuacja staje się coraz bardziej opłakana i co gorsza nie mógł nic już na to poradzić. Ciężkie działa, które miały powalić Gorilla Walker'y zawiodły, odział przy głównej bramie tracił członków szybciej niż by przypuszczał i do tego pojawienie się Rena, gorzej już być nie mogło.
- Przestańcie strzelać w Rena! Nie dacie i tak mu radu, zajmijcie się lepiej szturmowcami!- krzyknął do żołnierzy, którzy od razu wykonali rozkaz.
Nie było to najlepsze rozwiązanie, ale stracili wystarczająco mocy blasterów na rycerzyka, że lada moment kryształy kyber mogły się wyczerpać. Zabicie większej ilości szturmowców wydawało się sensowniejsze niż próba zranienia Rena. Tak na prawdę to potrzebowali cudu by wygrać.
***
Kylo szedł na przód nie zważając na lecące ku niemu pociski, wszystkie z nich odbijał mieczem. Gdy w końcu dotarł do głównej bramy będący tam szturmowcy odstąpili i zaczęli chronić swojego przywódcę, który to skupiony na mechanizmie wrót zatopił się w Mocy. Otworzył je na całą szerokość tak, że uderzyły o mury z głośnym hukiem. Stał na przeciwko kilku Dertarian z wycelowanymi na niego blasterami. W mgnieniu oka unieruchomił ich i pozwolił szturmowcom skończyć nędzne życia buntowników.
- Kapitanie Phasma, w oknach są jeszcze buntownicy, zajmij się nimi, a ja zniszczę generatory tarczy.- zwrócił się do kobiety, która przydzieliła mu kilku dodatkowych szturmowców i sama zabrała resztę oddziału by pozbyć się strzelców.
Generatory osłon były niemal koło pokoju dowodzenia więc wyłączenie ich wydawało się prostsze niż mógł się spodziewać. Po drodze spotkał zaledwie kilku ludzi, którzy zakończyli swój żywot w ułamku sekundy, a w samym pomieszczeniu siedział tylko generał Shyler.
- Dlaczego? Chciałem się poddać. Dlaczego podwoiliście ogień? To nie tak miało wyglądać...- mówił patrząc na Kylo ze łzami w swych jaszczurowatych oczach.
- Buntownicy nie zasługują na litość, trzeba było o tym pomyśleć zanim się sprzeciwiliście Najwyższemu Porządkowi.- odparł mu i jednym szybkim cięciem pozbawił go głowy.
Obróciwszy się wyłączył generator i zniszczył wraz ze swoim mini garnizonem całe pomieszczenie by nikomu nie przyszło do głowy włączanie go z powrotem. W drodze powrotnej nie spotkał już nikogo, a przy bramie czekał na niego Phasma.
- Co teraz?- zapytała z samego tylko obowiązku. Znała Kylo i dobrze wiedziała co rozkaże.
- Po zniszczeniu murów spalić całe miasto. Niech reszta planety nie myśli o kolejnym buncie.- odpowiedział kierując swe kroki ku własnemu statkowi, który miał czekać na niego po zakończeniu bitwy.
Nie był więcej potrzebny, działa AT-M6 bez problemu zniszczą mury, a ogień sam zrobi swoje.
***
-Admirale! Generatory zniszczone! Nie mamy już tarcz!- zawołała komandor Fenz. Mężczyzna odwrócił się do niej by tylko zobaczyć przerażenie na jej twarzy.
Wybiła ich godzina, to koniec. Z powrotem skierował swoją uwagę na pole walki, ponieważ i tak nie miał nic do powiedzenia. Zobaczył tam wycofującego się spokojnie Kylo Rena. Nie mógł uwierzyć, że tak po prostu odchodzi jakby walka się zakończyła. Tar-Ol czuł w sobie narastający gniew, nie zostało mu nic do stracenia. W kieszeni munduru miał strzałkę z trucizną na wypadek gdyby dostał się do niewoli. Miał jeden strzał, ale jeśli mu się uda to jego smierć nie będzie tak bezsensowna na jaką na razie wyglądała.Wystarczy draśnięcie, a Kylo Ren umrze. Beriol sięgnął po dmuchawkę wystruganą w dzieciństwie i noszoną do teraz jako pamiątka po tamtych błogich latach.
Wycelował i strzelił. Później tylko poczuł niezwykle silny ból, który ustał tak szybko jak się pojawił i zapanowała ciemność.
- Admirale, nie!- zawołała komandor Fenz widząc jak miejsce, w którym chwile temu był jej przyjaciel zniknęło.
Spojrzał w stronę skąd nadleciał pocisk i nie zdążyła nawet krzyknąć gdy ten sam los spotkał ją samą.
Tak właśnie ruch Wolny Dertar zostało doszczętnie zniszczone. Miasto powoli zajmowało się ogniem, wszędzie dało się słyszeć krzyki przerażenia.
***
Kylo za późno wyczuł zagrożenie i zanim się zorientował leżał na ziemi sparaliżowany bólem. Nie mógł się skupić, jego ciało nie chciało go słuchać i jedyne o czym myślał to śmierć. Nie wiedział kiedy jego umysł pochłonęła ciemność.
Notka autorska:
Tak wiem, długo mnie nie było, ale mamy nowy rok więc wszystkiego najlepszego, zdrowia, szczęścia i ogólnej pomyślności! ❤️
Nowy rok to nowa ja, tak? Więc postaram się dodawać rozdziały przynajmniej raz w tygodniu.
Uściski moi drodzy,
Alex
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro