4. Dertar cz.I
Ciche pikanie rozbrzmiało w ciszy panującej w pokoju przerwanej tylko raz za razem spokojnym oddechem mężczyzny. Chłopak gestem odebrał połączenie przychodzące. Hologramowe oblicze Mitaki rozświetliło mrok w pomieszczeniu delikatną niebieską poświatą.
- L-Lordzie Ren. Zgodnie z r-rozkazem przesyłam p-panu współrzędne wszystkich p-planet, na których trwają bunty.-zakończył chłopak z wyraźną ulgą i wystukał na datapadzie kilka komend wysyłając tym samym dane. Spojrzał się ponownie na Rena starając opanować paraliżujący strach i zapytał wciąż się jąkając.- Czy j-jeszcze jakieś r-rozkazy?
- Nie, dziękuje za twoją prace.- zakończył Kylo przerywając połączenie.
Spojrzał na listę, która wyświetlała się na jego holotablicy. Sevo, Hooder, Dertar oraz Lyganoo to układy, w których trwały najpotężniejsze walki więc automatycznie były właśnie jego celem. Potyczki toczyły się jednak w całej galaktyce, lecz były albo bliskie wygranej Najwyższego Porządku lub szturmowcy byli w stanie poradzić sobie z zadaniem bez problemu. Cztery planety gdzie walki toczone przez następców Imperium z buntownikami były na przegranej pozycji były niczym w porównaniu do już opanowanych układów, lecz robiono wszystko aby już żaden Ruch Oporu czy Rebelia nigdy nie powstały.
Ren na swój pierwszy cel wybrał Dertar, planetę, którą bagna pokrywały w niemal dziewięćdziesięciu procentach, a zabójcza roślinność czekała na każdym kroku. Dertarianie czyli człeko-podobne-jaszczurki byli spokrewnieni z rasą Trandoshan, lecz byli o wiele bardziej cywilizowani i w przeciwieństwie do swoich kuzynów w trakcie panowania Imperium byli po stronie Rebeliantów biorąc czynny udział w walkach. Przewaga tubylców polegała na znajomosci terenu i roślin, które to nie wszystkie były w bazach danych Najwyższego Porządku i stanowiły przez to zagrożenie dla niczego nie spodziewających się szturmowców. Kylo zaplanował wylot następnego dnia wieczorem według czasu pokładowego. Wykonał połączenie do Generała informując go o swoim planie i prosząc o przygotowanie jednostki szturmowej.
Sam udał się do sali treningowej gdzie z pełną gracją i opanowaniem ćwiczył walkę mieczem. Był pełen spokoju, a jego myśli zwracały się jednie ku treningowi. Jego umysłu nie wypełniały żadne uczucia, był pusty. Ani gniew, ani radość czy smutek nie towarzyszyły mu od czasu spotkania ze Snoke'iem, a sam nie był pewniej czy wie jak to jest czuć cokolwiek. Nie było mu to jednak potrzebne jego celem było sprawienie by Najwyższy Porządek sprawował władze nad galaktykę i by jego Mistrz był dumny.
Skończył ćwiczyć i wrócił do swoich kwater gdzie położył się do łóżka. Nie mógł zasnąć i tylko wpatrywał się w ciemność przed nim. Nie myślał o niczym ani o nikim po prostu patrzył ślepo w przestrzeń. Nie wiedział kiedy zasnął. Ciemność pokoju zamieniła się w ciemność snu choć może bardziej jego brak.
***
Następnego dnia wstał i ruszył na spotkanie z Huxem by dowiedzieć się jak odbywają się przygotowania do misji.
- Witaj Generale.- powitał go swoim zmodyfikowanym przez maskę głosem.- Miewam, że wszystko odbywa się zgodnie z planem.
- W rzeczy samej. Garnizon został już poinformowany o spotkaniu z tobą i będę cię oczekiwać za trzydzieści minut.
- Świetnie, udanego dnia Armitage.- powiedział na odchodnym. Hux tylko patrzył na niego oniemiały, nikt nie zwracał się do niego jego własnym imieniem, a usłyszenie go z ust Rena było tym bardziej nieprawdopodobne.
Ruszył do sali gdzie objaśni żołnierzom plan ataku, a potem sam będzie miał czas na przygotowanie się.
Strach i nerwowość dało się wyczuć w powietrzu gdy szturmowcy pojawili się punktualnie i zasalutowali Kylo. Ku ich zdziwieniu Ren mówił powoli i z pełnym opanowaniem objaśniał szczegóły planu, a nawet odpowiedział spokojnie na pytania zadane przez dzielniejszych z nich. Po zakończeniu spotkania nie byli pewni co mają myśleć o Renie, który zdawał się całkowicie innym człowiekiem jeśli można go było nazwać przedstawicielem tego gatunku.
***
- Lordzie Ren, zbliżamy się do atmosfery planety oraz melduje, że wszystkie statki są na pozycjach.- powiedział przez komunikator komandor.
- Czy nasi ludzie na powierzchni zostali poinformowani o naszym przybyciu?- zapytał na wszelki wypadek Kylo nie chcąc narażać ludzi Najwyższego Porządku.
- Tak, właśnie przemieszczają się do bezpiecznych kryjówek. Gdy dolecimy na polu bitwy zostaną jedynie nic nieświadomi tubylcy.
- Wyśmienicie, wszystkie jednostki mają pozwolenie by strzelać bez rozkazu.- w komunikatorze rozbrzmiały głosy przyjęcia polecenia od dowodzących danymi oddziałami.
Po usłyszeniu potwierdzeń Ren zapikował w dół i gdy tylko wyczuł Dertarian rozpoczął ostrzał. Szczęśliwszy z nich zdążyli w porę się schronić lecz odział pod dowództwem Kylo rozprawił się z ponad dziewięćdziesięcioma procentami wojowników. Pozostałe dziesięć miało być wyeliminowane przez odział beta. Pozostałe grupy ruszyły do miejsc, w których trwały walki. Wszystkie z nich nie sprawiły trudności pilotom prócz ostatniej gdzie informacja o zabójczym ostrzale z góry musiała dotrzeć, Dertarianie przygotowali własne choć nieliczne statki do podniebnej bitwy. Zaimponowali Kylo swoimi umiejętnościami pilotowania i celnym okiem, lecz nie było to wystarczające by pokonać wysłanników nowego ładu. Większość statków jednak uległa zniszczeniu i rozbiciu się na bagnach co nie przeszkodziło jednak Renowi w wygranej. Teraz będzie musiał tylko rozprawić się z resztą mieszkańców planety w walce twarzą w twarz. Razem z nim przeżyło zaledwie pięciu pilotów, a przeciw sobie mieli conajmniej pięćdziesiątkę ocalałych Dertarian.
Po wylądowaniu Kylo razem ze swoimi podwładnymi ruszyli do walki choć piloci nie wierzyli w zwycięstwo, a tylko własną smierć. Ren nieustraszenie jako pierwszy wkroczył na pole bitwy i już po chwili cała roślinność została oblana świeżą krwią, a echo niosło krzyki umierających ludzi. Czerwone i niebieskie pociski latały w jedną i drugą stronę uderzając w drzewa czy barykady lub trafiając i zabijając przeciwników. Ucięte kończyny i martwe ciała leżały niemal na sobie. Piloci, którzy trzymali się raczej z tyłu ukrywając się za drzewami i strzelając patrzyli jak buntownicy bezskutecznie próbują zatrzymać Kylo Rena. Nie trwało to długo gdy na bagnistej ziemi nie pozostał żaden żywy Dertarianin.
- Misja zakończona sukcesem. Szturmowcy mogą lądować i za pół godzinny wyruszamy na stolice.- zameldował jeden z pilotów patrząc na pobojowisko.
Kylo spoglądał na niektóre ciała z pustym wyrazem oczu. Buntownicy nie mieli żadnych szans gdy tylko jego jednostka wleciała w atmosferę planety, przegrana była kwestią czasu. Podszedł do najbliższego drzewa i tylko oparł się o nie. Zamknął oczy i pozwolił sobie na chwile wytchnienia choć tego nie potrzebował.
Jak mogłeś?
Delikatny głos zabrzmiał mu z tyłu głowy. Nie rozpoznawał go, chciał usłyszeć go jeszcze raz by mieć szanse przypomnienia sobie posiadacza owego głosu, ale już nic nie usłyszał. Nie był do końca pewny czy może mu się to tylko przesłyszało więc nie zaprzątał sobie tym więcej głowy.
- Panie, szturmowcy są gotowi do wymarszu.- poinformował go jeden z pilotów. Kylo skinął głową na znak przyjęcia meldunku i oderwał się od pnia.
Gotowi szturmowcy ruszyli za nim nie wiedząc co dokładnie mają o nim myśleć. Z dnia na dzień jego charakter się całkowicie zmienił co dla nich było oczywistą korzyścią, ale nie byli pewni czy jego wybuchowa natura nie powróci ze zdwojoną siłą. I co tak naprawdę doprowadziło do tej zmiany. Krążyły pogłoski, że jego ostatnia rozmowa z Najwyższym Wodzem tak na niego wpłynęła, ale zwykła rozmowa nie mogła być przyczyną takiej przemiany więc co tak naprawdę stało się na Malahorze? Sami nie było pewni czy chcą wiedzieć, strach przed Snoke'iem spotęgował się przez to jeszcze bardziej. Jak potężną osobą musiał być by Kylo Ren stał się spokojny?
Odgłosy kroków rozchodziły się echem po lesie, który jakby czuł zbliżającą się walkę i zamilkł przerażony myślą o mającą się odbyć niedługo bitwą pod stolicą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro