Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2. Obietnice

Dziewczyna nie mogąc już dłużej walczyć oddała się ciemności, która przyniosła jej upragnioną ulgę.

To był koniec.
Agra czuła, że to był jej koniec i, że teraz już nie żyje, a jednak bała się otworzyć oczy. Nie wiedziała co jest po śmierci obawiając się tego, że będzie dryfować pomiędzy światem żywych, a światem gdzie znajdują się duchy Mocy. Ostrożnie otworzyła oczy i jedyne co zobaczyła to czerń. Rozejrzała się wokół siebie, ale niezależnie w którą stronę spoglądała wszędzie panował mrok. Jedyne źródło światła to było jej własne ciało, które emanowało delikatną fioletową poświatą. Była sama unosząc się w tym zawieszeniu pomiędzy światami, o dziwo jednak nie przeszkadzało jej to. Okazało się, że to czego obawiała się najbardziej było jej ukojeniem. W tym miejscu był spokój i niezmącona cisza. Mogła tak w sumie pozostać tu, nie chciała nikogo widzieć więc to miejsce było idealne. Unosiła się tak nie odczuwając upływu czasu, który nie istniał w tej przestrzeni, ale była przekonana, że jest tu bardzo długo.
W pewnym momencie w oddali zobaczyła nikły zaraz postaci, która to stawała się coraz bardziej widoczna. Wytężyła wzrok ciekawa, ale i pełna niepokoju. Po chwili rozpoznał w owej postaci Anakina i najszybciej jak tylko mogła obróciła się i pobiegł w przeciwną stronę. Nie chciała patrzeć mu w oczy, które według niej były wypełnione zawodem i smutkiem, a może nawet złością na nią. Za każdym razem gdy spogladala za siebie Anakin był coraz bliżej niej. Wydawało jej się, że biegnie w miejscu, mężczyzna był zawsze kilka kroków bliżej niż był poprzednio, a wcale nie biegł w przeciwieństwie do niej.

- Zostaw mnie w spokoju!- krzyknęła biegnąc dalej. Bała się tego spotkania, które wiedział, że jest nieuniknione, ale i tak chciała odwlec je jak najdalej w czasie.

- Nie uciekniesz.- powiedział tuż za dziewczyną i złapał ją za rękę.

- Ostatnim razem nieźle się na mnie wkurzyłeś, a ja nadal nie zmieniłam zdania.- odparła kierując wzrok ku dołowi. Była zawstydzona i nie wiedziała jaką ma przyjąć postawę, przepraszać jeszcze raz za złamanie obietnicy czy być na niego zła.

- Wiem, ale jeśli chcesz coś z tym zrobić to nie możesz tu tkwić.- jego słowa ją zdziwiły, spojrzała na niego z szeroko otwartymi oczami.

- Mogę jeszcze coś zrobić?- zapytała. Przecież już nie żyła, była nienamacalna.

- Zawsze można.- powiedział ze smutnym uśmiechem. Uświadomił sobie, że sam skazał Bena na śmierć, a przecież mógł mu pomóc inaczej.- Pójdziesz teraz ze mną?

- Co tam na mnie czeka?- spytała podając jednak rękę.

- Przyjaciele.- odpowiedział z uśmiechem i gdy to zrobił oboje rozpłynęli się w jasnym świetle.

Obiecuje ci Ben, zawsze będę przy tobie i sprawie, że powrócisz na właściwą drogę.

~~~~~~

Nie było jej, czuł to. Przez te wszystkie lata było pewien, że gdzieś tam jest, żyje I pewnego dnia się spotkają. Teraz jednak wiedział, że to już nigdy nie nastąpi. Obudził się w nocy zlany potem z dziwnym przeczuciem, że stało się coś strasznego. Ono właśnie mówiło mu, że tu chodzi o Senaye więc czym prędzej chciał się z nią skontaktować, ale odpowiadała mu tylko martwa cisza. Szybko się ubrał i wybiegł ze swoich komnat, po drodze do hangaru zobaczył biegnącego Kapitana Bennetio. Serce mu stanęło gdy jego wzrok padł na twarz pilota, który był cały biały i przerażony.

- Najwyższy Porządek zaatakował bazę Ruchu Oporu! Księżniczka uciekła jednak stamtąd wcześniej!- powiedział na jednym tchu po czym oparł ręce na kolanach dysząc ciężko.

- Dlaczego nie ma jej z tobą?!- krzyknął książę, któremu to jego własne myśli podpowiadały najróżniejsze scenariusze co się mogło stać z siostrą. Nie czekając na odpowiedź pilota spróbował się z nią skontaktować, ale odpowiedziała mu tyko głucha cisza i również tym razem jego wyobraźnia nasuwała najróżniejsze mysli od takich, że najzwyczajniej nie słyszy lub ma wyciszony swój komunikator do myśli, że ona już nie żyje.

- To bezcelowe. Najwyższy Porządek zablokował jakąkolwiek łączność, aby Ruch Oporu nie mógł wezwać pomocy.- powiedział kapitan widząc czyny chłopaka.

Lensel nie chcąc tracić cennego czasu zostawił pilota samemu biegnąc do hangaru. Przez całą drogę starał się jednak nawiązać połączenie z siostrą co jednak niczym nie poskutkowało. Przez te kilka miesięcy dużo rozmawiali o niej, jej przeżyciach na Jakku, treningu Rena, ucieczce I odnalezieniu własnej drogi u Crow. Właśnie! Jeżeli miała kłopoty wróciła by do Zakonu prosząc o pomoc.
Tam również udał się chłopak gnany nadzieją choć umysł przeczuwał straszliwą prawdę. Wybrał jeden z najszybszych statków po czym wybrał kurs na Ihar. Stosunkowo krótka podróż dłużyła mu się niesamowicie, ale gdy w końcu dotarł na miejsce wylądował na niewielkiej polanie zaraz pod górą, w której z opowieści Senayy miała się znajdować kwatera zakonu. Zamarł z przerażenia gdy zobaczył tam statek, który został zapisany jako poszukiwany. Dla pewności otworzył właz i wszedł po rampie, a tam zobaczył Nelanę. Nie mylił się co przerażało go jeszcze bardziej, nie tracąc czasu chłopak wbiegł do środka, ale nigdzie nie było śladu Senayy. Nie był pewien czy to dobrze czy wręcz przeciwnie. Czym prędzej wyszedł ze statku i zaczął rozglądać się na boki szukając jej śladu. Naprzeciw niego w gęstwinie drzew tlił się ogień, który jednak już powoli dogasał.
Czyżby rozbiła obozowisko? Ta jedna myśl dała mu nadzieję, która jednak miała się okazać zgubną.
Gdy dotarł na miejsce upadł na kolana widząc dogasający stos. Rozpoznał na nim naszyjnik siostry, który to dostała gdy odbyła się oficjalna koronacja. To był znak rodziny królewskiej, którego nigdy nie miała zdejmować tak jak on swojej złotej bransolety ze znakiem ich planety. Rozejrzał się wokół siebie i zobaczył ślady po mieczu świetnym na drzewach oraz kilka mniejszych, ale też i jedna dużą zaschniętą kałużę krwi. Tu zakończyła swoje życie. Jego młodsza siostrzyczka została zamordowana za to, że stanęła w obronie galaktyki.

- Zrobię wszystko aby przetrwało to w co wierzyłaś. Pomszczę cię.- powiedział w stronę gwiazd wierząc, że jedna z nich to właśnie jego młodsza siostrzyczka. Nie mogąc dłużej patrzeć na miejsce walki wstał zabierając naszyjnik i jej miecz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro