Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

Siedziba Moore Security wyglądała z zewnątrz jak każdy inny wieżowiec. Stalowo-czarna budowla była wysoka na kilkanaście pięter, gdzie prawie całą powierzchnię ścian wypełniały okna.

Zaparkowałem pod biurowcem i czekałem na brunetkę. Gdy, rozmawiając przez telefon, opuściła biurowiec, nie uszło mojej uwadze, że pojawiła się punktualnie godzinę po naszej rozmowie. Rozłączyła się, zanim do mnie dotarła i powitała mnie delikatnym uśmiechem, troszkę zbyt zawodowym, bym uznał go za szczery. Cóż... przynajmniej nasze odczucia względem siebie były podobne.

– Chodź. Znam dobrą kawiarnię w okolicy. – Skinęła głową w kierunku, w którym chciała, abym za nią podążył.

Poczułem się jak niechciany obowiązek, który musi odbębnić, zanim wróci do ulubionych zajęć.

– Nie jestem twoim podwładnym – odparłem równie chłodno.

– Wiem.

– Więc nie zwracaj się do mnie, jak do jednego z nich. Poza tym już zaplanowałem, gdzie pójdziemy. – Ruszyłem w przeciwnym kierunku, od tego, który Francuzka wskazała wcześniej.

Stukot obcasów podpowiedział mi, że ruszyła za mną. Dorównała mi krokiem i, nie zamieniając ze sobą słowa, szliśmy do kawiarni. Amelia nie odezwała się, nawet gdy zorientowała się, że nie jesteśmy blisko żadnego porządnego budynku z kawą.

– Wiesz, gdzie idziemy, czy po prostu nie zgodziłeś się ze mną dla zasady? – zapytała, rozglądając się na boki, najwyraźniej mając dość braku kontroli nad sytuacją.

– Tak – odpowiedziałem na oba pytania.

– To ja zaprosiłam cię na kawę, więc to ja powinnam wybrać miejsce – wykłócała się.

– Skoro ma to być spotkanie w ramach przeprosin, to sądzę, że mam prawo zdecydować, gdzie chciałbym się napić.

– Nie mam czasu, by szwendać się z tobą po mieście. Niektórzy pracują – wytknęła mi.

– To go znajdź. A teraz pozwól się prowadzić, okej?

Nie odpowiedziała na to pytanie, ale szła dalej, co wystarczyło mi za odpowiedź.

Kilkanaście metrów później, moim oczom ukazała się budka, której szukałem. Gdy zbliżaliśmy się do niej, postanowiłem podzielić się z Amelią szczegółami tego miejsca.

– Ta budka podaje jedną z lepszych kaw w Londynie – zacząłem, wskazując na drewniany wózek, który mocowany do roweru przemieszczał się po mieście. – Zmienia swoją lokalizację raz na kilka dni, więc trzeba śledzić jego trasę na stronie, ale warto. – Chwyciłem ją za dłoń i pociągnąłem w kierunku mobilnej kawiarni. Była miękka i przyjemna w dotyku.

Zamówiliśmy po kawie i wybraliśmy jedną z ławek, by na niej spocząć. Francuzka jęknęła, gdy zamoczyła usta w gorącym przysmaku, a ja odwróciłem wzrok, by nie skomentować tego dźwięku.

– Naprawdę smaczna – przyznała. Wyjęła telefon i zrobiła zdjęcie budki. – Żebym nie zapomniała – wyjaśniła, widząc, że ją obserwuję.

– Ta kawa to był mój ulubiony moment w ciągu dnia, gdy studiowałem. Potrafiłem wstawać godzinę wcześniej i przejechać pół miasta, by w spokoju napić się tej kawy. Zimą przynosiłem swój kubek termiczny i zabierałem go na wykłady. – Podzieliłem się z nią wspomnieniem z czasów mojej edukacji.

– Co studiowałeś?

– Zarządzanie w Greenwich. A ty?

– Ja nie studiowałam. Wszystko, co wiem o biznesie, nauczyłam się od ojca. Skończyłam liceum i zaczęłam pracę dla niego. A teraz pracujemy razem – wyjaśniła.

– Mam nadzieję, że jego wiedza nie wzięła się tylko z szachów – zażartowałem. Brunetka delikatnie uśmiechnęła się w odpowiedzi. – Przepraszam, że nazwałem cię nawiedzoną.

– Nie ty pierwszy, nie ty ostatni – odrzekła i machnęła ręką. Spojrzała na zegarek i zmarszczyła nos. – Muszę wracać.

– Odprowadzę cię.

Zgodziła się i tym razem, tempem spacerowym, udaliśmy się z powrotem pod siedzibę firmy. Gdy stanęliśmy pod biurowcem, Amelia podziękowała mi za kawę i spacer, po czym obdarzając mnie kolejnym, subtelnym uśmiechem skierowała się do środka. Stałem tak, aż nie straciłem jej z oczu, a potem odjechałem.

Nie była to randka. Szczerze mówiąc, nie było to na początku nawet przyjacielskie spotkanie. Jednak poczułem, że robiłem krok w dobrą stronę. Dziś mijał czwarty dzień zakładu. Potrzebowałem czegoś więcej niż koleżeńskich spacerków, by nie stracić motocyklu brata. Dlatego wróciłem pod ten biurowiec tego samego dnia, tylko kilka godzin później i w bardziej oficjalnym stroju.

♟️

Żeby jakoś zabić czas, zainstalowałem sobie aplikację w telefonie, w której mogłem grać w szachy z innymi, początkującymi osobami. Co jakiś czas odrywałem wzrok od ekranu, by spojrzeć, czy Amelia nie opuściła już firmy. Poszczęściło mi się dopiero blisko godziny dwudziestej.

Rany, ta kobieta naprawdę przejmowała się swoją pracą! – pomyślałem, wysiadając i nawołałem ją, zanim wsiadła do ciemnego Jeepa.

– Co ty tu robisz? – zapytała ciekawa.

– Zabieram cię na kolację.

– Kiedy niby się na nią zgodziłam? – Oparła ręce o biodra, czekając na moją odpowiedź.

– To nie randka, tylko przyjacielska kolacja. Pewnie nie jadłaś nic przez cały dzień – zgadywałem.

– A od kiedy jesteśmy przyjaciółmi, przypomnij mi?

Ta kobieta była chyba najbardziej upartą istotą na całym świecie. No, może poza mną. Z moim uporem mało kto miał szansę. Dlatego podszedłem do samochodu i zamknąłem drzwi kierowcy. Chwyciłem ją za dłoń i pociągnąłem w stronę swojego Mercedesa. Z radością zauważyłem, że nie stawiała oporu. Otworzyłem drzwi od strony pasażera i pomogłem wsiąść, a potem zająłem swoje miejsce. Uśmiechnąłem się do niej i odpaliłem silnik.

– Od teraz – odpowiedziałem na wcześniej zadane pytanie.

Restauracja, do której ją zabrałem, była jednym z najbardziej luksusowych miejsc w centrum Londynu. Rezerwować tutaj stolik, trzeba było z miesięcznym wyprzedzeniem, nawet mając moje pieniądze i koneksje. Tak więc, ten wieczór kosztował mnie mnóstwo pieniędzy i jedną ogromną przysługę. Kolejny raz poświęciłem dla Amelii więcej, niż dla kogokolwiek, a nawet nie byliśmy na randce. Francuzka oddala płaszcz konsjerżowi przy wejściu, a następnie wraz ze mną podążyła za hostessą. Młoda kobieta o rudawych włosach usadziła nas w głębi sali.

– Nietypowe miejsce, jak na przyjacielską kolację – skomentowała, lustrując klimatyczne, zachowane w ciepłych barwach, wnętrze.

Wzruszyłem ramionami i zajrzałem do menu. Nie zamierzałem opowiadać jej, że wybierając ten stolik, myślałem, że nasze spotkanie będzie miało inny charakter.

Kelner zebrał nasze zamówienia i przyniósł nam stosowne wino. Odmówiłem alkoholu z racji prowadzenia samochodu, jednak Amelia skosztowała trunku i wyraźnie zadowolona rozluźniła się na krześle.

Musiałem zmienić taktykę. Najwyraźniej nachalna strategia, jaką dotychczas stosowałem, była beznadziejna. Obejrzałem w swoim życiu kilka romantycznych gniotów, by umieć wywnioskować, że najlepszym sposobem, by rozkochać w sobie kobietę jest słuchanie i poznanie jej pasji. A także sprawianie wrażenia, że interesuje mnie to, co ona mówi.

Niestety miałem też przeczucie, że siedząca naprzeciw mnie brunetka, przejrzałaby tę maskaradę w kilka sekund i zniknęłaby z mojego pola widzenia jeszcze szybciej. Musiałem wykrzesać więc z siebie całe pokłady aktorstwa i najlepiej jak potrafiłem, odegrać rolę mężczyzny, który rzeczywiście chciał ją poznać.

– Skoro już jesteśmy przyjaciółmi, powinniśmy chyba się czegoś o sobie dowiedzieć – zaproponowałem.

– Co byś chciał wiedzieć, hmm?

– Ulubiony kolor, obecne marzenie czy twoje hobby... – wymieniałem.

– Czarny i szachy.

– A marzenie?

– Na to jeszcze za wcześnie. A ty?

– Zielony i jazda na motocyklu – odpowiedziałem zgodnie z prawdą. – Umiesz jeździć? – Brunetka potrząsnęła głową w zaprzeczeniu. – Mógłbym cię kiedyś nauczyć.

Kelner nareszcie doniósł nasze dania. W trakcie posiłku podtrzymywaliśmy niezobowiązującą rozmowę. Kiedy nadszedł czas deseru, Amelia zapytała:

– Czy zaczepiłeś mnie wtedy w barze, bo chciałeś się ze mną przespać?

To pytanie wprawiło mnie w osłupienie. Dyskretnie rozejrzałem się, czy ktoś poza mną usłyszał to pytanie. W końcu byliśmy w pięciogwiazdkowej restauracji – tutaj nie zadawało się takich pytań.

Odchrząknąłem, aby zdobyć więcej czasu. Francuzka wpatrywała się we mnie, próbując rozgryźć czy zamierzałem blefować. Dlatego, by jej nie spłoszyć, powiedziałem prawdę.

– Tak. – Potaknęła głową usatysfakcjonowana.

– Zaprosiłeś mnie tu dziś z tego samego powodu?

– Nie – odparłem. – Na pewno byłby to obopólnie przyjemny koniec wieczoru, ale nie. Nie po to tu jesteśmy.

– Więc po co? – ciągnęła temat.

– Przyjaźń, pamiętasz? – zapytałem, kosztując crème brûlée.

– Nie wierzę.

– Nie musisz. Udowodnię ci. Pytaj, o co chcesz. – Rozłożyłem ręce i odchyliłem się na krześle.

Nie na wszystkie pytania zamierzałem odpowiadać szczerze, ale musiałem sprawiać wrażenie otwartego na dyskusję i zwierzenia. W końcu tak zacieśnia się więzi, czyż nie? Właściwie, póki nie zapyta o...

– Kim jest Michael?

Kurwa, wiedziałem. Dlaczego ze wszystkich tematów na świecie musiała wybrać akurat ten dotyczący mojego nieżyjącego brata?

– Skąd o nim wiesz? – Nie było tajemnicą, kim on był, jednak skoro pytała, musiała usłyszeć tylko strzępki informacji.

– Usłyszałam, jak rozmawiałeś o twoim bracie z ojcem. Wtedy, w firmie – wyjaśniła.

Żałowałem, że nie zdecydowałem się na alkohol. Potrzebowałem go teraz. Nie potrafiłem rozmawiać o bracie. A już na pewno nie z kimś obcym.

– Michael był moim bratem. Zmarł cztery lata temu – rzuciłem krótko.

– Przepraszam, nie wiedziałam. – Położyła swoją dłoń na mojej w pocieszającym geście.

O nie! Nie zagram kartą zmarłego brata. Prędzej osobiście rozmontuje jego motor na części, niż posłużę się Michaelem, by zaliczyć jakąś panienkę.

– Nic się nie stało – powiedziałem. – Po prostu nie lubię o tym rozmawiać.

Amelia zrozumiała. Przez resztę wieczoru nie podjęła więcej tego tematu. Pozwoliła się odwieźć do domu i życząc mi dobrej nocy, powiedziała:

– W sobotę rano będę grała w szachy. Możesz dołączyć. – Po czym zamknęła drzwi i weszła do domu.

Udało mi się zauważyć, że w progu wita ją Bastian. Wróciłem do siebie pogrążony we wspomnieniach o bracie. Znów otworzyłem butelkę ginu i w towarzystwie chmur na nocnym niebie mówiłem sam do siebie, wspominając chwile spędzone z Michaelem.

No i mamy siódmy rozdział. Theo zaczyna się otwierać i uchyla rąbka tajemnicy o Michaelu.

Już niedługo bardziej zagłębimy się w relację tych dwoje.

Statystyki:

9891 - ZZS

1454 - Wyrazów

5 - Stron a4

9 - tyle wg wattpada, czyta się rozdział siódmy

Do zobaczenia w następnym rozdziale - już w piątek :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro