Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 43

Nie wierzę, co tu się wydarzyło!!!! Jeszcze 4 dni temu ogłaszałam, że ZU dobiło 3000 wyświetleń, a dziś jest ich już PONAD 3500 i zaraz będzie również 1000 gwiazdek!!!!!!!!!!!! Jesteście niemożliwi! Kocham was, nie zmieniajcie się <3

A teraz coś, na co czekacie... Na co ja czekałam, aby wam pokazać i nie zdajecie sobie sprawy, jak podekscytowana i jednocześnie zestresowana jestem, w końcu wam to pokazując.

No to co? Nie ma co zwlekać...

Pióro, które upuściłem, nie zdążyło jeszcze dotknąć marmurowej posadzki, a ja już zszedłem ze sceny. Rozległy się szepty i okrzyki zdumienia. Zasłoniłem oczy, żeby nie oślepiły mnie błyski, które na nowo zaatakowały. Reporterzy skumulowali się przede mną, skutecznie zastawiając drogę, więc przy użyciu jednego łokcia próbowałem się przepchnąć między nimi.

Z każdą sekundą, Amelia była coraz dalej. Jeśli nie dotarłbym do niej, zanim zdążyłaby wsiąść do samochodu, prawdopodobnie ponownie by wyjechała. I tym razem miałem przeczucie, że na dobre.

Skrupulatnie zaplanowana zemsta, została przeze mnie właśnie zniweczona i wiedziałem, że Philip nie pozwoli na powtórkę, ale wendeta już się nie liczyła. Tak samo jak wszyscy, zgromadzeni tu ludzie. Zależało mi jedynie na Francuzce. Odkąd ją poznałem, zawsze chodziło o nią. Nawet jeśli potrzebowałem czasu, aby to zrozumieć.

Czułem, jakby wszystko wokół działo się, jak za szybą. Przytłumione głosy, oślepiające błyski. Każdy ruch zdawał się być w zwolnionym tempie.

Czy wypadało krzyknąć dziennikarzom, że mają wypierdalać, bo torują mi drogę? Nie zdążyłem się nad tym dobrze zastanowić, a zza moich pleców dotarł do mnie uniesiony głos Aleksandry.

– Odsuńcie się! Chyba mu słabo. – To rozrzedziło tłum gapiów mieszających się z reporterami na tyle, abym mógł swobodnie wziąć oddech.

Gorączkowo rozejrzałem się po sali, ale nigdzie nie dostrzegłem znajomych, brązowych włosów. Obróciłem się do blondynki i bezdźwięcznie powiedziałem „dziękuję", a ona tylko ruchem głowy kazała mi się pospieszyć. Anioł, nie kobieta!

Bez chwili zwłoki ruszyłem do wyjścia. Wypadłem na jeden z korytarzy, wciąż słysząc głosy z wnętrza sali. Eva przepraszała gości, tłumacząc, że źle się poczułem. Moje zachowanie wzbudziło niemałe poruszenie. Zapewne reporterzy wykorzystali chaos, aby jak najszybciej zebrać sprzęt i popędzić do redakcji. Moje zejście ze sceny było jak sygnał startu w tym wyścigu szczurów. Przez najbliższe godziny będą się uwijać jak mróweczki, aby być jednym z pierwszych źródeł kolejnego skandalu w moim wydaniu.

Desperacko ogarnąłem wzrokiem otoczenie. Ani śladu brunetki. Pewnie ruszyła do wyjścia. Za plecami usłyszałem skrzypnięcie i coś mi podpowiadało, że za mną nie stała Amelia. A jednak ostatni powiew nadziei sprawił, że i tak się obróciłem.

Stanąłem twarzą w twarz z Philipem, który właśnie zamykał za sobą drzwi. Poczerwieniała twarz i zaciśnięte usta, wyraźnie pokazywały poziom jego gniewu.

– Wiedziałem! Przeczuwałem, że ta cała gra w „dobrego syna" – zrobił cudzysłów w powietrzu – była tylko po to, żeby mnie skompromitować! – wycedził przez zęby.

– Nie teraz, Philipie. Wrócimy do tej rozmowy, kiedy indziej – odparłem i zrobiłem krok w przód, ale zacisnął palce na moim nadgarstku, próbując mnie powstrzymać.

– Masz natychmiast tam wrócić i przeprosić. Jeśli to zrobisz, wybaczę ci ten ostatni wybryk i zapomnimy o sytuacji.

Nie wierzyłem własnym uszom. Facet, który nigdy w życiu za nic mnie szczerze nie przeprosił, choć odkąd pamiętam, wyrządzał mi krzywdę za krzywdą, domagał się, abym ja to zrobił. Nie obchodziło go, jaki miałem powód. Nie zastanowił się nawet przez chwilę, czy może faktycznie źle się poczułem. Dla niego miało znaczenie tylko to, że ludzie byli świadkami mojego zachowania, a to mogło mu zrujnować reputację.

– Przeprosić? Wybaczyć? – Z każdym słowem narastający gniew rozprzestrzeniał się po każdej komórce mojego ciała. – Co ty masz mi do wybaczenia?! – Mój ton głosu stał się tak ostry, że mógłby go zdekapitować.

– To. – Wskazał kciukiem na drzwi za sobą.

– Ty egoistyczny gnoju...

– Uważaj, do kogo mówisz! – przerwał mi.

– Bo co? Odbierzesz mi firmę?

– Jeszcze nie jest twoja – zaznaczył.

Zaśmiałem się gorzko, prosto w jego ohydną gębę. Im dłużej mówił, tym dalej znajdowała się Amelia. W moich żyłach krew aż wrzała, gdy patrzyłem w jego zimne oczy. Czy on naprawdę nawet nie brał pod uwagę, że dla kogoś może być coś ważniejszego od pieniędzy i statutu?

– Weź ją sobie. Nie chcę jej. Nigdy nie chciałem. Mam tę firmę głęboko w dupie! Tak samo zresztą, jak ciebie!

– Nie zachowuj się jak rozkapryszone dziecko.

– Zamknij się! – ryknąłem. – Nie potrzebuję już ani twojej aprobaty, ani pozwolenia, a tym bardziej twojej opinii.

Zacisnąłem pięści tak mocno, że czułem, jak krew mi do nich nie dopływa. Czas mijał, Amelia się oddalała, a ja stałem tu i wysłuchiwałem zarzutów od kogoś, kogo opinia w ogóle mnie nie obchodziła. A przynajmniej już nie.

– Więc po co to wszystko? Ta cała zabawa w prezesa? – zapytał, ale w jego głosie nie było słychać troski.

– Bo byłem tylko dzieckiem! – krzyknąłem w przypływie złości. Jeśli miałem zrzucić na niego swój emocjonalny bagaż, musiałem się pospieszyć. – A ty traktowałeś mnie jak przykry obowiązek. Jebaną polisę ubezpieczeniową na wypadek śmierci Michaela! Sprawiłeś, że znienawidziłem siebie, świat i ciebie. A gdy w końcu znalazłem kogoś, kto, nie tylko zobaczył wszystkie moje blizny, ale i je zaakceptował, straciłem ją. A teraz ona tu jest, a ja marnuję czas na rozmowę z tobą. Więc jeśli muszę poświęcić firmę, żeby ją odnaleźć, zanim zniknie na dobre, zrobię to, kurwa, z uśmiechem.

Wyrwałem mu rękę i ruszyłem do przodu, ale ten egoistyczny skurwiel chciał mieć ostatnie zdanie.

– Michael byłby teraz tobą rozczarowany – powiedział słowa, których obawiałem się przez całe życie.

W dwóch susach pokonałem dzielący nas dystans i spojrzałem na niego z góry, mimo że nie byłem od niego dużo wyższy. Wiedział, że zagranie Michaelem było ciosem poniżej pasa, dlatego skulił się, gdy przygwożdżałem go wściekłym spojrzeniem.

– Zawsze bałem się, że go zawiodę, ale wiesz co? Teraz wiem, że byłby ze mnie cholernie dumny. Chcesz wiedzieć dlaczego? – Philip przełknął głośno ślinę i po raz pierwszy w życiu, dojrzałem w jego oczach strach. Przede mną. – Bo jego ostatnim życzeniem było, żebym cię zniszczył. Michael nienawidził cię bardziej niż ja.

Nie czekałem na jego reakcję ani odpowiedź. Udałem się prawym korytarzem, kiedy usłyszałem trzask drzwi. On również poszedł w swoją stronę. Gorączkowo biegłem w kierunku wyjścia i rozglądałem się na boki, szukając kobiety, która mnie uratowała.

Naprawiła te części mnie, których nie zepsuła i wzbudziła nie tylko podziw do swojej osoby, ale i radość z życia oraz miłość. To ostatnie zmusiło mnie do zaprzepaszczenia wszystkiego na co pracował Michael, a co potem przekazał to mnie.

Usłyszałem stukot obcasów. To pewnie Eva lub Aleksandra martwiące się, gdzie na tak długo zniknąłem. Jednak się nie zatrzymałem. Miałem zamiar przeszukać cały hotel, jeśli będę musiał, aby ją znaleźć. A nawet świat, jeśli zajdzie taka potrzeba.

– Stój! Przecież kobiecie nie przystoi biegać za mężczyzną, a już na pewno nie w takich butach. – Ten głos poznałbym wszędzie. Nieraz słyszałem go w snach.

Powoli, nie chcąc wystraszyć Francuzki żadnym gwałtownym ruchem, zwróciłem się w stronę głosu. Stała kilka metrów ode mnie, jak zwykle odziana w czerń. Serce szaleńczo obijało mi się o żebra. Szum krwi w uszach na moment mnie oszołomił.

– To naprawdę ty, czy znów mam zwidy? – zapytałem.

– A co? Chcesz wyznać coś, czego nie masz odwagi powiedzieć mi prosto w oczy? – Skrzyżowała ręce na piersi i przekrzywiła głowę na bok.

To była ona. Moja Amelia. Z tym swoim zadziornym uśmiechem, pewnym siebie spojrzeniem i zgryźliwym językiem.

Bałem się ruszyć. Nie byłem pewien czy mogę do niej podejść i ją dotknąć. Mogłaby połamać mi za to ręce... albo mnie zastrzelić.

– Dlaczego tu jesteś?

– Mam sobie iść?

– Nie – zaprzeczyłem niemal od razu. – Proszę, nie odchodź. Już nigdy.

Jeszcze kilka miesięcy temu skrzywiłbym się na tak ckliwe słowa, ale teraz o to nie dbałem. Mógłbym wygłosić je przez megafon, jeżdżąc po całym Londynie, aby mieć pewność, że wszyscy się o tym dowiedzą.

Zrobiłem krok w jej stronę, a ona powtórzyła ten ruch, przez co zbliżaliśmy się do siebie, aż nasze ciała przestał dzielić jakikolwiek dystans. Pachniała lawendą. Moje zmysły natychmiastowo zareagowały na obecność Francuzki. Głos, zapach, wdzięk, wszystko.

– Słyszałam twoją rozmowę z Philipem. Naprawdę chciałeś poświęcić firmę, żeby mnie znaleźć?

– Nie chciałem. Chcę. I nie tylko firmę. Poświęciłbym wszystko.

– Theodorze... – wyszeptała.

– Amelio...

Splotłem nasze palce i ucałowałem każdy z jej knykci. Opalona skóra była taka znajoma pod moimi ustami. Jakbym całował ją wczoraj, choć miałem wrażenie, że od ostatniego dotyku minęła wieczność.

Nie odsunęła się, co brałem za dobry znak, ale czułem jak napięła ciało w oczekiwaniu.

– Jak miałabym ci zaufać po tym wszystkim?

– Przecież przyszłaś. Gdybyś nie chciała dać nam drugiej szansy, nie pojawiłabyś się tutaj.

– Nie dlatego przyszłam. Nie powinno mnie tu być.

Brunetka wpatrywała się w nasze złączone dłonie. Wydawało mi się, że we wnętrzu toczyła walkę między sercem a rozumem. Z całej siły miałem nadzieję, że serce wygra. Bo przecież przyjechała. To musiało coś znaczyć.

– Kruszynko – zacząłem. Kiedy zobaczyłem, że nie każe mi przestać, kontynuowałem: – Przepraszam. Gdybym mógł cofnąć czas i zacząć wszystko od nowa, zrobiłbym to. Nie zasłużyłaś na to wszystko, a ja nie zasłużyłem, abyś mi wybaczyła. Ale jeśli choć przez chwilę, nawet niewielką, poczułaś do mnie, to co ja do ciebie, proszę cię, abyś pozwoliła mi udowodnić tobie, jak bardzo tego żałuję. Zrobię wszystko.

Sekundy dłużyły się niemiłosiernie, gdy Amelia przetrawiała moje słowa. Nie kłamałem. Naprawdę byłem w stanie zrobić wszystko. Czas spędzony bez niej, tylko uświadomił mi, jak bardzo potrzebuję, aby to zarozumiałe metr sześćdziesiąt zostało ze mną do końca.

W końcu podniosła wzrok, a ja już wiedziałem. Amelia już podjęła decyzję. Musiałem to jednak usłyszeć.

– Zawrzyjmy układ – zaproponowała. – Dam nam drugą szansę, ale musisz obiecać, że już nigdy więcej mnie nie okłamiesz.

Odsunąłem się od niej i rozplątałem nasze palce. Kobieta zdezorientowana moim zachowaniem otworzyła usta, aby coś powiedzieć. Zamknęła je, gdy dostrzegła moją wyciągniętą dłoń, którą następnie ścisnęła.

– Umowa stoi.

Przyciągnąłem ją do siebie jednym, płynnym ruchem. Chwyciłem ją za twarz i gdy nasze nosy się zetknęły, ponownie usłyszałem stukot obcasów. Ktoś brzmiał, jakby biegł.

– Theodorze – wysapała Eva.

– Nosz kurwa mać! – powiedziałem przez zaciśnięte zęby.

Amelia zmarszczyła brwi, jak zawsze, gdy słyszała przekleństwa z moich ust.

Matka gwałtownie się zatrzymała, gdy zauważyła, kto stoi obok mnie. Położyła dłoń na piersi i próbowała uspokoić oddech, zanim kontynuowała:

– Theodorze, twój ojciec...



Boże nie mogę! Chyba wyjdę z wattpada na dobę, żeby ochłonąć, zanim zabiorę się za czytanie komentarzy! Jesteście przekochani, że tak wspieracie ZU, a przy okazji mnie, jako pisarkę.

Czy można coś jeszcze dodać? Na pewno, ale emocje ostatnich dwóch dni, są zbyt intensywne dla mnie, dlatego powiem wam, że już mi smutno na myśl, że to wszystko zaraz się skończy :( No właśnie, zaraz... Bo mamy jeszcze kilka wątków do zamknięcia. Tym czasem dziękuję i tradycyjnie staty, bo bez tego to już chyba nie umiem w ZU XD

10359 ZZS

1582 Wyrazy

5 Stron A4

10 Minut czytania wg watt

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro