Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 41

OMG!!!!!!!!!!!!!! W dziesięć dni ZU dorobiło się kolejnych 500 odsłon, co daje nam już aż 3000, a w momencie, w którym to piszę już nawet 3060!!!!!!!!!!!  Jak tak dalej pójdzie Zawrzyjmy Układ zostanie opublikowany do końca JESZCZE W LISTOPADZIE *nerwowy śmiech*. Oczywiście dziękuję każdemu czytelnikowi: temu, który komentuje; temu, który gwiazdkuje i także temu, który czyta anonimowo! 

Tradycyjnie leci bonusik ode mnie. Choć tak mogę wam podziękować <3

Enjoy!


Dwa tygodnie później

Przetarłem ręką zaparowane lustro i wzdrygnąłem się na swój widok. Straciłem kilka kilogramów w miesiąc, przez nieregularne posiłki i niedobór snu. Ten ostatni był szczególnie widoczny pod moimi oczami. Fioletowe sińce wyraźnie odznaczały się na mojej zwykle bladej, cerze.

Zjadłem porządne śniadanie i zrezygnowałem z kawy. Poiłem się kofeiną tak często, że zacząłem podejrzewać, iż płynie mi w żyłach zamiast krwi.

Dziś było zebranie zarządu. Mieliśmy podsumować poczynania z minionego miesiąca i na ich podstawie, podjąć wstępną decyzję.

Ubrałem prążkowany, trzyczęściowy garnitur, ale zrezygnowałem z marynarki już w samochodzie.

Tym razem, również przybyłem pierwszy. Reszta członków dołączyła kilka minut później. Wszyscy bacznie mi się przyglądali. Musieli dostrzegać moje zmęczenie. Ktoś nawet cmoknął z dezaprobatą, gdy zauważył Philipa. Był świeżo ogolony, wypoczęty, a na jego twarzy pojawił się uśmiech, gdy zatrzymał na mnie swoje błękitne oczy.

– Nie oszczędzałeś Theodora – zauważył pan Hunningan. – Wygląda, jakby nie spał przez miesiąc.

Właściwie to tak było, ale nie skomentowałem tego. Nie chciałem, aby ktokolwiek pomyślał, że się nad sobą użalam. A zwłaszcza prezes.

– Taka praca prezesa. Nikt nie mówił, że będzie lekko – odparł ojciec.

– W takim razie, wychodzi na to, że ty nigdy nie pracowałeś. Zawsze wyglądasz jak z okładki Forbes'a – skomentowała pani Weston.

Reszta zarządu, poza prezesem, się roześmiała. Philip zgromił kobietę wzrokiem, ale ona tylko machnęła ręką, nic sobie z tego nie robiąc.

Tak oto czyny Philipa obróciły się przeciwko niemu. Chciał mnie zmusić do kapitulacji, a efekcie tylko utwierdził zarząd, że byłem słusznym wyborem.

Przez następne trzydzieści minut przyglądano się każdemu mojemu wyborowi, którego dokonałem w imieniu prezesa. Części członków nawet nie obchodził sposób, w jaki osiągałem owe cele. Interesowały ich efekty, a te były świetne. Z każdą kolejną aprobatą, żyłka na skroni Philipa pulsowała coraz szybciej. Przez moment miałem wrażenie, że pęknie. To na pewno skróciłoby cały proces.

W końcu odbyło się głosowanie. Tym razem wszystkie ręce były w górze.

– To wstępna decyzja. Jeśli zawalisz coś w ciągu następnych jedenastu dni, cofniemy ją – poinformował mnie ojciec.

Czy powinno mi być przykro, że jego głos i oczy, były pozbawione ojcowskiej dumy? Może. Czy było? Absolutnie nie. Widok Philipa próbującego uporać się z własną porażką był zbyt satysfakcjonujący, żebym przejmował się czymś tak pospolitym, jak jego aprobata. Już dawno wyrosłem z potrzeby zaimponowania mu.

– Powinniśmy to uczcić. Urządźmy przyjęcie, na którym ogłosimy zmianę prezesa – zaproponował pan Owen.

– Moglibyśmy zrobić też oficjalne podpisanie dokumentów. Zaprosimy dziennikarzy i samych, najważniejszych klientów – dopowiedziała jego żona.

Pani Weston zapisywała wszystkie pomysły na kartce.

Entuzjazm zebranych nie udzielił się tylko Philipowi. Jemu działał on na nerwy.

– Zobaczę, ile rzeczy uda się zorganizować w tak krótkim czasie i was powiadomię – powiedziała pani Agnes.

Spotkanie zostało zakończone. Starałem się nie okazywać, ile sprawiło mi radości patrzenie na przegraną mojego ojca.

Aleksandra stała pod moim gabinetem i nerwowo uderzała stopą w podłogę. Na mój widok, gwałtownie ruszyła w moją stronę.

– I jak? Udało się? – zapytała konspiracyjnym szeptem.

– Nie tutaj – odparłem.

Gdy tylko zamknęły się za nami drzwi, blondynka zasypała mnie gradem pytań.

– Co powiedzieli? Podobało im się? Głosowali? Mieli jakieś zastrzeżenia?

– Czy ty czasem bierzesz przerwy na oddech?

Kobieta zaśmiała się nerwowo, a na policzkach pojawił się rumieniec. Przesunąłem krzesło do sofy, na której usiadła. Nie wiedziałem od czego mam zacząć. Wszystko nareszcie układało się po mojej myśli.

Spojrzałem na blondynkę, która od lat stała u mojego boku, nawet wtedy, gdy traktowałem ją obcesowo i miała pełne prawo nie wykonywać moich poleceń, albo nawet powiedzieć mojemu ojcu o wszystkim, co robiłem w ukryciu.

Jej obecność i pomoc pomogły mi przetrwać ostatnie tygodnie i wiedziałem, że żadne pieniądze tego świata nie będą w stanie odwdzięczyć się jej za wszystko, co robiła.

Miałem wrażenie, że między nami coś się zmieniło. Nie łączyła nas już tylko relacja zawodowa. Aleksandra stała mi się przyjaciółką. Cieszyłem się, że nawet po upadku Clark Company, nasze drogi się nie rozejdą.

Kobieta przyglądała mi się uważnie, a ja zdałem sobie sprawę, że nie odpowiedziałem jej na pytanie.

– Żadnych zastrzeżeń. Wydali wstępną decyzję. Za jedenaście dni ma się odbyć impreza, na której oficjalnie podpiszemy dokumenty. Chyba że coś zawalę, ale nie mam tego w planach.

– Tak się cieszę! Udało ci się! – Blondynka zarzuciła mi ręce na szyję. Zaraz jednak zreflektowała się nad wylewnością swoich uczuć i się odsunęła. Uśmiechnąłem się do niej, chcąc w ten sposób przekazać jej, że ten czuły odruch nie sprawił mi dyskomfortu.

– Nie, to nam się udało. Nie dotarłbym tutaj, gdyby nie ty.

– To prawda. – Uniosła dumnie podbródek. – Jednak pan Michael dobrze wybrał.

– Co? – zapytałem zszokowany. – Jak to, Michael?

– Nie wiedziałeś? To on przeprowadzał ze mną rozmowę rekrutacyjną – wyjaśniła mi.

A to skurczybyk. Czyżby zaplanował również to? Uśmiechnąłem się szerzej do blondynki.

– Wybrał doskonale – skomentowałem. – Aleksandro, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją osobą towarzyszącą na imprezie rujnującej dobre imię rodziny Clark?

– Przecież i tak tam idę.

– Tak, ale zapraszam cię jako gościa, a nie asystentkę.

Popukała palcem w brodę, udając, że się zastanawia.

– Pójdę, ale pod jednym warunkiem.

– Jakim?

– Kupisz mi sukienkę.

Uniosłem jeden kącik ust i podałem jej swoją kartę.

– Jeden cztery dwa zero – podyktowałem kod PIN. – Kup sobie też buty, torebkę i co tam jeszcze chcesz.

Przejęła ode mnie plastik i wachlując się nim, powiedziała:

– Najlepszy szef na świecie.

Kiedy opuściła mój gabinet, uzbrojona w miliony funtów, oparłem się wygodniej na kanapie.

– Mi też się udało, kruszynko. Już niedługo się spotkamy.

Byłem tak wykończony ostatnimi wydarzeniami, że nawet nie zorientowałem się, kiedy zasnąłem. Znów śniła mi się Amelia. Uśmiechała się do mnie w sposób, jakby była ze mnie dumna. Obudziłem się w środku nocy i od razu pożałowałem, że sen się skończył. Radość z dzisiejszego głosowania, mieszała się ze smutkiem, jaki czułem, gdy myślałem o Francuzce.

Byłem ciekaw, czy ona też, choć raz na jakiś czas, zastanawiała się co u mnie.


Wielkimi krokami zbliżamy się do zakończenia zemsty na Philipie. Ale co dalej? Co z Amelią?

Ostatnie dni i wasze komentarze rzuciły mi trochę światła na to, jak ZU odbiega od typowych wattpadowych romansów. No bo... Gdzie jest ten wielki i groźny mężczyzna, który dla miłości swojego życia podpali świat? Otóż jest tutaj. Może nie wielki i może nie super groźny, ale jest. I mam nadzieję, że gdy skończycie wspólną podróż z Theo i Amelią wybaczycie mi, że kazałam wam na niego tyle czekać.

Zostaw coś po sobie, niech Tedi Daddy aka frytka trafi pod lupę większej ilości czytelników! A teraz lecimy w statystyki:

6373 ZZS

952 Wyrazy

3 Strony A4

6 minut czytania wg watt

Widzimy się we wtorek 5/11/24, a kto czyta Skandal tego widzę już jutro :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro