Rozdział 3
Byłem bliski rzucenia tego wszystkiego w cholerę i powrotu do Ritza, by zwyzywać Vivian od kłamczuchy, gdy moim oczom ukazał się opuszczony i zarośnięty plac zabaw. Spojrzałem jeszcze raz na pinezkę na mapie, aby upewnić się, że dobrze trafiłem. Według współrzędnych, cel mojej podróży powinien znajdować się sześćset metrów przede mną, czyli gdzieś za tym, zapomnianym przez człowieka, miejscem.
Czy Vivian wystrychnęła mnie na dudka i podała mi przypadkowe miejsce, bym jak idiota ganiał po mieście za jej siostrą, której mogło tam nie być? Miałem się o tym przekonać. Dałem tej smarkuli kredyt zaufania i ruszyłem w sam środek zarośli.
Nie było tu żadnej wydeptanej ścieżki, więc po prostu parłem przed siebie, rozchylając zbyt długą trawę i nisko wiszące gałązki, które wplatały mi się we włosy. Nie odbyłem z Amelią nawet jednej normalnej rozmowy, a już poświęcałem dla niej więcej niż dla jakiejkolwiek innej kobiety.
Krzaki w końcu zaczęły się rozrzedzać i przede mną pojawiło się stare boisko do koszykówki otoczone metalowym płotem. Sto metrów. Tyle zostało mi do rzekomego miejsca pobytu Amelii. W oddali ujrzałem betonowe stoliki, a przy każdym z nich podobne bloki z kamienia, mające służyć za siedziska.
Jednak nikogo tu nie było.
Usiadłem na jednym z nich i oceniłem stan swoich skórzanych butów. Były zabłocone, tak jak nogawki jeansów. Dałem się nabrać. Naiwnie wierzyłem, że Vivian zdradzi samotnię swojej siostry dla krótko znanego faceta.
– Kurwa – rzuciłem pod nosem.
– Nieładnie tak przeklinać w obecności kobiet – upomniał mnie damski głos.
Zadarłem głowę, nie chcąc wierzyć własnym uszom i oczom. Amelia, ubrana w czarny dresowy komplet, stała nade mną z pudełkiem pod pachą. Kiedy je odłożyła, zobaczyłem, że trzymała drewniane opakowanie do szachów.
– Przepraszam. Sądziłem, że...
– Że moja siostra cię oszukała? – dokończyła za mnie. – Rodzina Moore nie rzuca słów na wiatr.
– Wierzę – powiedziałem, przypominając sobie groźbę, jaką otrzymałem przy hotelowym basenie.
– Grasz? – Stuknęła paznokciem w szachownicę.
– Nie umiem – przyznałem.
Wydęła wargi w rozczarowaniu i rozłożyła grę. Poustawiała figury na odpowiednich polach i niewzruszona moją obecnością, usiadła naprzeciw mnie.
– Pozwolę ci mieć białe, bo dopiero zaczynasz.
– Dlaczego przyszłaś, skoro wiedziałaś, że tu będę?
Domyśliłem się już, że siostra musiała poinformować ją o mojej wizycie.
– Doceniam upór. Nawet jeśli ośli. Dam ci ostatnią szansę na zaakceptowanie mojej odpowiedzi.
Tymi słowami zakończyła dyskusję na ten temat. Przez następne dziesięć minut tłumaczyła mi, jak porusza się każda z figur oraz jakie są główne zasady szachów.
– Dlaczego szachy? – Zainteresowałem się, gdy skończyła mówić.
– Ludzie często myślą, że szachy są dla starszych ludzi albo kujonów. Osobiście uważam, że każdy powinien nauczyć się w nie grać. Uczą strategicznego myślenia.
– Jak na przykład przewidywanie ruchów przeciwnika?
Uśmiechnęła się lekko, a ja poczułem się dumny jak uczeń, który odgadł odpowiedź na pytanie nauczyciela.
– Tak. Poza tym styl gry mówi wiele o przeciwniku już od pierwszego ruchu.
Przesunąłem pionka na pole E4.
– Co ten ruch mówi ci o mnie?
– Że grasz agresywnie. Lubisz być w centrum uwagi i dlatego często podejmujesz głupie decyzje.
W jednym miała rację. Na opustoszałym boisku ponosiłem właśnie konsekwencje jednej z moich głupich decyzji.
– Długo gracz w szachy?
Zamierzałem wyciągnąć z niej, ile się da, tym samym przekonując ją do swojej osoby. Nawet jeśli oznaczało to udawanie, że dobrze się bawię przesuwając drewniane figury na szachownicy.
– Tata nauczył mnie, gdy miałam sześć lat.
– Mnie nie nauczył.
– Bo jest głupcem. – Przesunęła pionka na E5.
– Myślę, że skończyliśmy na dziś.
Miałem w dupie to wszystko. Yamaha nie była warta przedzierania się przez krzaki i wysłuchiwania obelg pod adresem mojego ojca.
Kobieta nawet nie podniosła wzroku. Nie obchodziło jej czy tu będę, czy nie. Czuła się na tyle nietykalna, by bezpośrednio obrażać członka mojej rodziny prosto w moją twarz. Nie lubiłem Philipa i podzielałem opinię Francuzki, ale ona nie musiała o tym wiedzieć.
– Twój ojciec nie jest strategiem. Większość pieniędzy, jakie posiadacie, odziedziczył. Gdyby był inteligentny, byłby jednym z najbogatszych ludzi na świecie. Ma talent do mnożenia pieniędzy, owszem, ale konkurencja też go ma – stwierdziła tak lekko, jakby mówiła o pogodzie.
Mogłem odejść. Zostawić ją tutaj i żyć dalej swoim życiem skrycie nie znosząc jej za wyniosłość, jaką okazywała, ale była inna niż wszystkie kobiety, jakie dotychczas poznałem. Zaintrygowała mnie, dlatego usiadłem i przesunąłem skoczka na C3.
Pięć ruchów później Amelia zrobiła szach-mat, po czym zebrała figury i zamknęła wieko szachownicy.
– Czemu miał służyć twój mały pokaz siły?
– Ja przyszłam tylko pograć – rzuciła lekko.
Jej ignorancja wobec mojej osoby była naprawdę wkurwiająca. Przyszła tu od niechcenia, ograła mnie i miała zamiar odejść. Wodziła mnie za nos, świetnie się przy tym bawiąc. Gdyby nie ten pieprzony zakład, już dawno by mnie tu nie było. Przywołałem na twarz jeden z najbardziej wymuszonych uśmiechów, próbując zamaskować poziom irytacji tą kobietą.
– Dlaczego ci tak zależy? – zapytała zaniepokojona moim uśmiechem.
– Tak trudno ci uwierzyć w moje dobre intencje?
– Tak. Ja w przeciwieństwie do ciebie dokładnie sprawdzam partnerów biznesowych. Nie jesteś typowym randkowiczem.
Miała rację. Znowu. Randki, czekoladki i cały ten romantyzm nie były moją bajką. Wolałem przygodne znajomości, z których miałem dobry seks. I imprezy. Te akurat były fajne.
– Nie poddam się, jeśli o to ci chodzi. Potrafię być bardzo przekonujący, kiedy czegoś chcę.
Nachyliłem się, by nasze twarze były na tej samej wysokości. W tym świetle te brązowe oczy bardziej przypominały płynny miód niż orzech laskowy. Znów pachniała lawendą. Nieświadomie wciągnąłem ten zapach w płuca głębiej niż zamierzałem.
– Przyjmuję wyzwanie. Jestem ciekawa, które z nas szybciej ulegnie.
Podała mi dłoń, jakbyśmy dobijali targu. Uścisnąłem ją, a Francuzka po chwili odeszła.
Nienawidziłem przegrywać. Teraz musiałem zwyciężyć nie tylko dla Yamahy, ale i dla własnego honoru. W drodze do domu kupiłem szachy wraz z poradnikiem jak w nie grać. Nie przebiłbym jej szesnastoletniego doświadczenia, ale mogłem chociaż spróbować odzyskać twarz. Jednego byłem pewien. Musiałem przestać zakładać się z ludźmi.
Tak, wiem, wiem... Rozdział 3 też nie był zatrważająco długi. Właśnie dlatego wrzuciłam go szybciej :)
Amelia i Theo założyli się między sobą... Kto szybciej się podda czyjemu urokowi? (przyjmuję zakłady , hahaha )
Tradycyjnie, Zawrzyjmy Układ w cyferkach:
6307 - ZZS
945 - Wyrazów
3 - Strony formatu A4
5 - tyle wg wattpada czyta się trzeci rozdział
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro