Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 22

Dotychczas wydawało mi się, że sprawowałem kontrolę nad własnym życiem: ćwiczyłem, zdrowo się odżywiałem, wywiązywałem się z obowiązków nałożonych przez rodziców, a przede wszystkim – robiłem to, co chciałem.

Ostatnie kilkanaście dni uzmysłowiło mi, jak bardzo byłem daleki od prawdy.

Dlaczego? Bo nie miałem celu w życiu. Nie wyznaczyłem sobie żadnego finalnego punktu, do którego mógłbym dążyć. Byłem obojętny odnośnie mojej przyszłości, jak i ludzi wokół mnie. Urodziłem się z przywilejem spełnienia każdego marzenia i celu, a marnowałem to na... No właśnie, na co właściwie? Na imprezy, skandale i panienki? Na wypełnianie emocjonalnej pustki używkami i dobrą zabawą?

Musiałem coś zmienić. Problem polegał na tym, że nie do końca wiedziałem, co i jak miałbym zacząć. Gdybym miał kogoś, dla kogo byłbym ważny, pewnie doradziłby mi co robić. A nie miałem takiej osoby. Już nie.

Mój brat nie żył, nasz ojciec był zbyt skupiony na firmie, aby przejmować się czymkolwiek innym, a matka? Ona stała się cieniem dawnej siebie, odkąd pochowaliśmy Michaela. Ja za to tylko wszystko utrudniałem swoim zachowaniem.

Przypomniałem sobie naszą ostatnią rozmowę i poczułem wyrzuty sumienia. Zachowałem się, jak rozkapryszony dzieciak, który wyżył się na jedynej osobie, która rozumiała, jaką pustkę zostawił po sobie starszy brat.

Dlatego szczera rozmowa z nią i przede wszystkim przeprosiny znalazły się dziś na mojej liście priorytetów. Traciłem nadzieję, że kiedykolwiek dogadam się z Philipem, ale chciałem spróbować naprawić relację z matką. Zasłużyliśmy na to, aby choć spróbować żyć w zgodzie.

♟️

Dwupiętrowa willa moich rodziców, znajdująca się w Kensington była zdecydowanie za duża, zważywszy na to, że mieszkały tam tylko dwie osoby, z czego jedna tylko tam sypiała.

Mimo tylu pomieszczeń i metrów kwadratowych zieleni wokół niego, jakie ten dom posiadał, doskonale wiedziałem, gdzie znajdę Evę. Siedziała nad basenem w ogrodzie i przerzucała strony jakiegoś magazynu o modzie. Nie zauważyła, że przyszedłem, dopóki nie usiadłem na leżaku obok.

– Witaj, matko – zagadnąłem.

– Daj spokój z tą oficjalnością, jesteśmy sami. – Przesunęła okulary przeciwsłoneczne na głowę.

– Dobrze, bo chciałem porozmawiać. To dla ciebie. – Wręczyłem matce bukiet lilii, jej ulubionych kwiatów.

– Co to za okazja?

– Żadna. Chciałem przeprosić za to, co ci powiedziałem, kiedy ostatnio rozmawialiśmy.

– Ty? Przeprosić? Mnie? – Z każdym słowem wydawała się coraz bardziej zszokowana.

– Tak. Powinienem zrobić to dużo wcześniej – przyznałem. – Nie zasłużyłaś na tamte słowa.

– Masz rację, nie zasłużyłam. Nie jestem jednak bez winy. Nie powinnam była zmuszać cię do tego wszystkiego. – Zakreśliła krąg w powietrzu.

Nieme porozumienie, jakie osiągnęliśmy na kilka sekund, zostało przeze mnie przerwane.

– Wiem, jak bolała i nadal boli cię strata Michaela. Ja też codziennie czuję jego brak. Był spoiwem tej rodziny. Bez niego nic nie jest takie samo, nawet my. Zwłaszcza my.

– Rozwodzę się z twoim ojcem – wtrąciła pospiesznie.

Wytrąciła mnie tym samym z monologu, zostawiając z wytrzeszczonymi oczami i wyrazem niedowierzania na twarzy.

– Rozwodzicie się? Dlaczego?

Niby wiedziałem, że między moimi rodzicami od dawna nie było miłości. Nie spodziewałem się jednak, że kiedykolwiek odważą się na rozwód. Szczególnie że opinia innych ludzi, liczyła się dla Philipa bardziej, niż cokolwiek innego. Nasza rodzina nie była wyjątkiem od reguły.

– Szczerze mówiąc, masz w tym swój udział. Przez moment zapomniałam, jakie piekło musiałam przejść po śmierci Michaela. Przypomniałeś mi to tamtego wieczoru. Miałam pełne prawo do żałoby, na którą on nie chciał pozwolić. Ani mnie, ani tobie.

– Nadal masz – wtrąciłem, gdy opuszkami wycierała pojedyncze łzy.

– Robiłam wszystko, czego chciał. Dałam mu syna, nawet dwóch. Stosowałam się do wszystkich głupich zasad, jakie ustalał. Chodziłam tam, gdzie chciał, uśmiechałam się do zdjęć, ale w środku – zrobiła pauzę, żeby przyjąć chusteczkę, którą podsunąłem w jej stronę – w środku umierałam.

Poczułem, jak zatyka mi się gardło, od zbierających się emocji. Moja matka pierwszy raz, odkąd pamiętam, mówiła przy mnie o swoich uczuciach. Zawsze była taka chłodna i zdystansowana. Przez większość mojego życia wydawała się być pozbawioną emocji rzeźbą. A teraz coś sprawiło, że wylewały się one z niej niczym rzeka z pękniętej tamy.

– A potem, oboje zrobiliśmy to tobie. Chcieliśmy, żebyś zajął miejsce brata, po to, aby utrzymać pozory siły, której nam brakowało. To było niewybaczalne. – Załkała, tracąc kontrolę nad łzami. Płynęły strumieniami po policzkach, rozmazując makijaż.

Przesunąłem swój leżak bliżej i objąłem ją ramionami. Gdy poczuła moje ciepło, rozsypała się do reszty. Płakała i wydawała z siebie głośne szlochy. Przez cały czas zaciskała pięści na służbowej koszuli.

– Ciii – uspokajałem ją. – Już dobrze.

Głaskałem matkę po włosach, czując, jak i mnie ucieka z kącika samotna łza. W szczelnym uścisku pełnym żalu i słonych kropel sklejaliśmy swoją relację oraz zranione serca.

Eva w końcu się uspokoiła i zmarszczyła brwi na widok białej koszuli ubrudzonej jej startym makijażem. Machnąłem na to ręką. Kazałem jednej z pracownic kuchennych zaparzyć melisę dla matki i zostałem na obiad.

Dokładnie przyjrzałem się mojej rodzicielce, gdy zmyła makijaż. Opuchnięte od płaczu oczy, włosy w kolorze zboża i pobladła cera. Choć medycyną estetyczną skutecznie pozbywała się zmarszczek na twarzy i szyi, w oczach można było dostrzec upływ czasu. Były mądre i pełne bólu. Przebijało z nich doświadczenie i zmęczenie.

– Nie zamierzasz mnie odwieść od tego pomysłu? – dopytała, gdy kierowaliśmy się do bramy.

– Nie. Zasługujesz na wolność i szczęście. Żałuję tylko, że nie pozwoliłaś sobie na to wcześniej. – Ucałowałem ją w czoło na pożegnanie.

– Nie bądź jak on – zaczęła. – Znajdź kogoś, kto będzie cię uszczęśliwiał i żyj. Żyj tak, jak ja nigdy się nie odważyłam. I na litość boską, nie bądź Michaelem.

Zapiekło mnie pod powiekami. Tak długo czekałem na te słowa, że niemal fizycznie poczułem, jak ciężar spada mi z ramion.

– Dziękuję. Chcesz, żebym był przy tobie, gdy oznajmisz ojcu swoje plany?

W trakcie obiadu dowiedziałem się, że on jeszcze o niczym nie wiedział.

– Nie. To muszę zrobić sama.

– Gdybyś czegoś potrzebowała...

– Wiem, skarbie. Wiem.

Pierwszy raz w moim dorosłych życiu zwróciła się do mnie pieszczotliwie. Przez moment czułem się zakłopotany bliskością, jaką osiągnęliśmy.

Eva miała rację. Zasługiwaliśmy na szczęście. Oboje.

Moje było upartą i niezwykle ambitną brunetką o wzroście krasnala ogrodowego. Była odpowiedzią na modlitwę, której nigdy nie złożyłem. Podniosłem głowę i uśmiechnąłem się w stronę nieba. Wiedziałem, że podjąłem dobrą decyzję. Że nareszcie dokonałem słusznego wyboru. Że zaczynałem przejmować kontrolę nad własnym życiem.

Musiałem przyznać. To dopiero było zajebiste uczucie.


Czyli co? Theo nie do końca jest taki narcystyczny, a Eva jednak ma ciepłe uczucia wobec syna, hmm? Tylko, czy ta rozmowa rozpoczęła efekt Domina, przez który ich relacja się naprawi? A może tylko oczyszczą między sobą atmosferę? Jedno wiem na pewno... Theodor zasłużył na przeprosiny, tak samo jak jego matka.

Jeśli spodobał ci się ten rozdział, to zastaw po sobie jakiś ślad — komentarz/gwiazdkę — każdy sprawia mi radość <3

A teraz bez zbędnego pitu pitu... lecimy w statystyki:

6797 - ZZS

1010 - Słów

3 - Stron A4

4 - minut czytania wg wattpad

Do zobaczenia w piątek!


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro