Rozdział 18
Wyznanie Amelii krążyło mi w głowie niczym echo przez pół nocy. Dlatego, gdy budzik zadzwonił o dziesiątej, byłem nieprzytomny z niedoboru snu. Otworzyłem okno, by wpuścić do środka trochę deszczowego powietrza, ale to nie pomogło. Dopiero gdy opróżniłem filiżankę z podwójnym espresso, poczułem, jak wraca we mnie życie.
Zrezygnowałem z biegania na rzecz ogarnięcia mieszkania. Po ostatnich porządkach wystarczyło jedynie tu wywietrzyć i umyć podłogi, ale zajęło mi to tyle czasu, że zanim skończyłem, ledwo znalazłem czas na prysznic.
Woda kapała mi z włosów, gdy w pokoju rozbrzmiał dźwięk interkomu. Wpuściłem Amelię i dopiero po chwili dołączyłem do niej w salonie. Jak zwykle towarzyszył jej Bastian, który właśnie wnosił błoto na moją, świeżo umytą podłogę. Właścicielka rottweilera rzuciła mi przepraszające spojrzenie i otworzyła tylne drzwi, aby Bastian został na zewnątrz.
– Zaraz to ogarnę.
– Nie trzeba, zostaw. Ja to zrobię – odparłem i poszedłem po mopa.
– Lubisz mieć porządek, co?
– Skąd ten pomysł? – powiedziałem sarkastycznie i podwinąłem rękawy swetra.
Wzrok kobiety zatrzymał się na moich przedramionach o moment dłużej niż na reszcie ciała. Zanotowane! Od dziś nie zobaczysz mnie w długim rękawie.
– Wyglądałeś, jakbyś miał zaraz dostać wylewu, gdy zobaczyłeś odciski łap na podłodze.
– Lubię porządek – skomentowałem, wyrzucając wkład do mopa.
– Pedant – rzuciła, jednocześnie symulując kaszel.
– Maniaczka kontroli – powiedziałem, żeby się odgryźć.
W planach na dziś miałem ugotowanie z brunetką obiadu i obejrzenie jakiegoś filmu. Miałem nadzieję, że zapomniała o tym, że umówiliśmy się na grę w szachy.
Amelia siedziała przy długim blacie w kuchni, obserwując, jak przygotowywałem składniki potrzebne do posiłku. Nabijała się ze sposobu, w jaki miałem ułożone jedzenie w lodówce. Zignorowałem to. Porządek dawał mi poczucie bezpieczeństwa.
– Gdzie nauczyłeś się gotować? – zapytała, gdy zakładałem fartuch.
– Brat mnie nauczył. Zawsze powtarzał, że pieniądze nie są niczym pewnym i muszę być samodzielny.
– Mądrze – skomentowała.
– Tak. Michael był mądry. Polubiłabyś go. Pewnie nawet wolałabyś go zamiast mnie. – Nie chciałem, by zabrzmiało to tak dramatycznie.
Francuzka wyczuła, że nasza rozmowa zamienia się w ckliwą spowiedź, więc zmieniła temat. Potem rozmawialiśmy o błahych sprawach, jak praca i kim chcieliśmy być w dzieciństwie. Mimo że każde z nas miało zaplanowane życie już w dniu narodzin, nie przeszkadzało to nam, aby snuć plany. Wyjawiłem brunetce, że moim wymarzonym zawodem w dzieciństwie było bycie strażakiem, a ona podzieliła się ze mną swoim snem o łyżwiarstwie figurowym.
Właśnie wyjmowałem kurczaka z piekarnika, gdy rozległ się dzwonek. Zmarszczyłem brwi. Nie spodziewałem się dziś gości.
Podążyłem do drzwi, a Amelią wraz ze mną. Niewiele osób wpadało tu bez zaproszenia. Eva, Frank i... w progu, w grafitowym kostiumie, stała Andrea. Nie, kurwa nie. Nie teraz.
Nawet gdybym nie wiedział, że Amelia za mną stoi, moje ciało wyczułoby ją. Przyjemny dreszcz przeszedł mi po plecach, gdy zbliżyła się, by dojrzeć, kto przyszedł.
– Andrea. Co ty tu robisz?
– Nie zadzwoniłeś. Przyjechałam sprawdzić, czy żyjesz. – Dobra, to zabrzmiało dwuznacznie.
– Żyję. A teraz już idź, jestem zajęty.
Już miałem zamykać drzwi, ale wsadziła but, żeby je zatrzymać.
– Zaczekaj, nie przedstawisz mnie?
– Nie – rzuciłem krótko. Posłałem jej mordercze spojrzenie, które nie zrobiło na niej żadnego wrażenia. Napatrzyła się na nie wystarczająco w ciągu ostatnich kilku lat.
– Jestem Andrea Gonzales, bliska koleżanka Theo, a ty? – Wskazała palcem na stojącą za mną Amelię i zmierzyła ją, pełnym jadu, spojrzeniem.
Spojrzałem w kierunku brunetki i zacisnąłem zęby, słysząc słowo „bliska". Czy ona próbowała dać brunetce do zrozumienia, że między nami coś jest? Kobiety toczyły walkę na spojrzenia, a ja skakałem wzrokiem między nimi. Zanim sformułowałem w głowie odpowiednie zaprzeczenie, Francuzka zadarła dumnie podbródek i powiedziała:
– Ja akurat wychodziłam. – To zdanie z ust Francuzki sprawiło, że gwałtownie obróciłem się całym ciałem w jej stronę. – Nie będę wam przeszkadzać.
Chwyciła kurtkę i wyminęła mnie. Zagwizdała i chwilę później przy niej pojawił się Bastian.
– Amelia, zaczekaj... – Podszedłem w jej stronę.
Spojrzenie, jakim mnie obdarzyła, wbiło mnie w ziemię. Była zazdrosna? Zraniona? Zanim zdążyłem zastanowić się nad jakąkolwiek odpowiedzią, Amelia znalazła się już na skraju lasu. Trzeba było przyznać, że jak na niecałe metr sześćdziesiąt pięć wzrostu, szła dość szybko.
Wkurwiony podszedłem do Andrei.
– Co to, do kurwy nędzy, miało być? – Niemal wyplułem z siebie te słowa.
– Nic. – Wzruszyła ramionami. – Chciałam się tylko przywitać.
– Gówno prawda. Zachowałaś się, jakbyśmy co najmniej byli parą.
– Martwiłam się o ciebie, dupku! – wyrzuciła mi. – Mógłbyś okazać trochę wdzięczności. – Prychnąłem na te słowa.
– Okazałem ci dużo więcej niż wdzięczność. – Teraz to mój głos ociekał złośliwością. – Pamiętasz?
– Pamiętam, że o mało nie straciłam przez ciebie pracy.
– Nie moja wina, że jesteś nieetyczna. A teraz wypad! Muszę naprawić coś, co być może właśnie zepsułaś.
Bez zbędnych słów wyminąłem dawną kochankę. W pierwszym odruchu chciałem pobiec za Amelią. Nie wiedziałem jednak, którą drogę wybrała, jednak byłem pewien, że nie znalazłbym jej, jeśliby tego nie chciała.
– Musi być dla ciebie ważna. Nigdy nie widziałam, byś się za kimś uganiał – krzyknęła Andrea, gdy wyjeżdżałem z garażu. Wciąż stała na podjeździe.
– To koniec, Andreo. Nie chcę cię więcej oglądać. – Zamknąłem okno i na złamanie karku pędziłem pod ostatnio dobrze mi znany adres.
Nie mogłem się jednak pozbyć ostatnich słów Andrei. Czy Amelia była dla mnie ważna? Ledwo zadałem sobie to pytanie, a już znałem na nie odpowiedź. Tak, była. Wydobywała sobą, tę wersję mnie, o której już dawno zapomniałem. Słuchała, kiedy mówiłem. Mówiła, gdy było trzeba. Zaakceptowała mnie, jako mnie. Nie syna Philipa Clarka, tylko Theodora.
Docisnąłem gaz do dechy i pędziłem wprost do niej. Po cichu modliłem się, że będzie chciała mnie wysłuchać. Musiałem jej wyjaśnić, że między mną a Andreą nic nie ma. No, a przynajmniej już nic nie ma. A potem, przyrzekam, powiem jej, co czuję i zerwę ten pieprzony układ z Frankiem.
No i pojawiła się nasza Andrea, ale spokojnie... długo z nami nie pobędzie XDXDXD Zazdrosna Amelia to jeden z moich ulubionych momentów! ;);)
Lecimy w cyferki i widzimy się we wtorek <3 Będzie mi miło, jeśli zostawisz coś po sobie <3
5835 - ZZS
872 - Wyrazów
3 - Stron A4
5 - minut czytania wg watt
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro