Rozdział 15
Nazajutrz pojawiłem się w biurze punkt ósma. Aleksandra – jak zwykle – świetnie wykonała zlecone zadanie. Rozłożyłem wszystkie papiery na biurku i porównywałem liczby. Wszystko wydawało się w porządku. Wrzuciłem dowody naszego szpiegostwa do niszczarki, a sekretarka zamówiła mi śniadanie.
– Pan Clark prosi do gabinetu – poinformowała mnie.
Westchnąłem przeciągle, szykując się wewnętrznie na kolejną kłótnię. Miałem już serdecznie dosyć tego, że od czterech lat nie potrafiłem inaczej rozmawiać z Philipem. Każda, nawet pozornie niewinna, dyskusja kończyła się gniewem i frustracją. Mimo to podziękowałem blondynce i skierowałem się do gabinetu ojca.
Philip rozmawiał przez telefon, gdy przekroczyłem próg jego biura. Dłonią dał mi znać, że mam zaczekać i dokończył rozmowę.
– Drugi dzień z rzędu w firmie? – zapytał na powitanie.
– Chcesz zacząć rozmowę od zgryźliwości?
– Wybacz, nie po to cię wezwałem. Proszę, usiądź. – Wskazał skórzaną sofę pod jedną ze ścian. – Chciałbym zawrzeć z tobą umowę.
– Umowę? – powtórzyłem.
– Tak.
– Jakie są warunki?
– Proste. Będziesz pojawiał się dwa razy w tygodniu w firmie, a w zamian za to nie będziesz musiał towarzyszyć mi i twojej matce na każdej imprezie – wyjaśnił swoim służbowym tonem.
– A jeśli nie wywiążę się z warunków?
– Zwolnię twoją asystentkę. Wiem, że mnie szpiegujecie. Mam podstawy, by zwolnić ją dyscyplinarnie. Nie znajdzie już pracy w tym kraju – zagroził mi.
Mogłem ryzykować siebie i relację z rodzicielami, ale nie czyjąś karierą. A szczególnie kogoś, kto tylko wykonywał moje polecenia. Ciekawe, czy wiedział o wszystkim, co Aleksandra robiła na mój rozkaz?
– Zgoda. – Wstałem i wyciągnąłem rękę w geście dobicia targu.
– Szybko poszło.
Wyczułem zdziwienie w jego głosie, ale szybko uścisnął mi dłoń, jakby bał się, że zmienię zdanie.
– Wiem, kiedy umowa jest dla mnie korzystna. Coś jeszcze?
– Nie.
– W takim razie wracam do pracy.
Opuściłem biuro, wciąż czując mrowienie w żyłach. Pierwszy raz od dawna odbyliśmy cywilizowaną rozmowę bez udziału osób trzecich. Wróciłem do siebie i zleciłem Aleksandrze zamówienie obiadu dla mnie i Amelii. Chciałem po pracy pojechać do niej, żeby sprawdzić, jak się czuła i przy okazji uniknąć wczorajszej niekomfortowej sytuacji z dostawcą.
– Aleksandro, jesteś kobietą, prawda? Boże, co za debilne pytanie! – Blondynka spojrzała na siebie i posmutniała. – Znaczy, widzę, że jesteś kobietą. Potrzebuję pomocy. Mam przyjaciółkę, która jest chora i chciałbym poprawić jej nastrój.
– Próbował pan czekolady i kwiatów? – zapytała.
– Kupiłem dla niej tyle śmieciowego jedzenia, że ma zapas do końca roku – stwierdziłem.
– W takim razie może pan spróbować jakiegoś filmu, albo zrobić z nią coś, co ona lubi.
Tu właśnie pojawiał się problem. Nie licząc gry w szachy, nie miałem pojęcia, co lubiła Amelia. Asystentka, widząc moje zmarszczone brwi, domyśliła się tego, czego nie powiedziałem na głos. Zagryzła wargę w zamyśleniu, jakby próbowała wymyślić jakąś uniwersalną radę.
– Czy tą przyjaciółką, jest pani Amelia Moore? – zapytała, a moje brwi wystrzeliły w górę w wyrazie szoku. – No co? Muszę wiedzieć o plotkach, które krążą w biurze.
Pięknie! Już wszyscy w Clark Company rozmawiają o mnie i Francuzce.
– Tak – przyznałem.
– Wymyślę coś, zanim wyjdzie pan z biura. – Obróciła się i skierowała do drzwi.
– Aleksandro? – Zatrzymałem ją w pół kroku. – Mów mi Theo. – Uśmiechnąłem się w jej stronę. Skinęła głową i wyszła.
Nie wiem, które z nas było bardziej zdziwione moimi słowami. Słowo daję, ostatnio działo się ze mną coś dziwnego.
Ten rozdział pozwala nam odkryć, że Theo coś knuje przeciw ojcu. Ale co? I dlaczego? Tego dowiecie się... cóż, na pewno nie od razu :D
Zostaw coś po sobie (szczególnie ty @atriabooktok, bo książka kucharska sama się nie zrobi), jeśli spodobał ci się rozdział. Tak, wiem, że jest krótki XDXDXD
Statystyki:
3505 - ZZS
525 - Wyrazów
2 - Strony a4
3 - Tyle minut wg wattpad czyta się rozdział piętnasty
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro