Rozdział 12
Potrzebowałem odskoczni. Miejsca, osoby, czy wydarzenia, które odwróciłyby moją uwagę od wczorajszego dnia. Wszystko było lepsze niż powracanie myślami do tej przeklętej kobiety. Zadzwoniłem do Franka, mając nadzieję, że uwolni mnie na jeden dzień od Amelii Moore. Od niej, od planowania kolejnych spotkań z nią, od przekonywania siebie, że motocykl jest wart tego, by się z nią użerać. Ale przede wszystkim chciałem wiedzieć, czy to uczucie z wczorajszego wieczoru było prawdziwe.
Frank zabrał mnie na kort tenisowy, który należał, jak większość tego typu obiektów w Londynie, do jego ojca.
– Powinienem pytać, jak ci idzie z Amelią? – Świetnie! Wytrzymał całe dwadzieścia minut gry bez poruszenia tego tematu.
– Nie. Nie powinieneś. – Posłałem piłkę w jego stronę, a on z typową dla siebie gracją, przyjął ją.
– Stary, zaczynam się o ciebie martwić. Odkąd zaczął się zakład, prawie nie wychodzisz z domu, a jak wychodzisz to z nią.
– Sam tego chciałeś, pamiętasz? Ten cały zakład był twoim pomysłem, a panna Moore nie jest tak łatwa, jak nam się początkowo wydawało. A znasz mnie i wiesz, że uwielbiam wygrywać.
– Raczej nie znosisz przegrywać – poprawił mnie przyjaciel.
– Co?
– Nic, nic.
Rozegraliśmy dwa sety. Walka pomiędzy nami była zacięta. Byłem o krok od zwycięstwa, kiedy Frank serwował. Przyjąłem pozycję do odbicia piłeczki i wygrania całej rozgrywki, gdy nagle coś mnie rozproszyło. Kobiecy śmiech dobiegający z korytarza.
Ubrana, cała na biało, w spódniczkę, koszulkę polo i sportowe buty, Vivian Moore wkroczyła na nasz kort, w towarzystwie drugiej dziewczyny. Przystanęła w miejscu i spojrzała na ścianę, szukając numeru kortu.
– Nie wiedziałam, że grasz – rzuciła na powitanie, gdy już upewniła się, że jest we właściwym miejscu. – Możemy zagrać we czwórkę, skoro już tu jesteśmy. – Wskazała ręką na koleżankę. – To Amanda. Amando, poznaj Theo i...
– Frank. Frank Hunningan – przedstawił się blondyn i podał rękę Vivian oraz Amandzie. – Chętnie zagramy, prawda, Theo?
Nie mogłem odmówić. Jakąkolwiek Vivian wyrobi sobie na mój temat opinię, przekaże ją swojej starszej siostrze.
– Jak dzielimy się drużynami? – zapytała Amanda. – Może dziewczyny na chłopaków?
– Byłoby to nie fair, jesteśmy starsi i silniejsi – wtrącił Frank. – Może ja i ty na nich? – Wskazał mnie i Viv rakietką.
Dziewczyny przytaknęły i po chwili rozgrywaliśmy pierwszego seta. Dawały z siebie wszystko. Tak samo zresztą, jak my. Nie zamierzałem grać lżej, tylko dlatego, że one były z nami. Chciałem wygrać. Bo ja zawsze wygrywałem.
Gdy skończyliśmy, koszulka przyklejała mi się już do pleców. Zebrałem swoje rzeczy i już miałem się żegnać, gdy Vivian podbiegła do mnie.
– W piątek chciałabym pójść na imprezę. Czy mógłbyś gdzieś zabrać moją siostrę? – szepnęła konspiracyjnie.
– Jeśli dowie się, że z tobą spiskuję...
– Nie dowie się. To jak będzie?
– Postaram się, o ile będzie chciała – odparłem.
– Uwierz mi, będzie chciała.
Nie wiedziałem, co kryło się za tymi słowami, ale nie miałem szansy zapytać, bo przerwała nam rudowłosa kobieta. Sabrina była stałą bywalczynią tego kortu i niejednokrotnie wychodziła z niego ze mną. Najprawdopodobniej uznała, że dziś też tak będzie.
– Cześć, Theo.
– Hej – odpowiedziałem.
Nie uszło mojej uwadze, że Vivian bacznie przyglądała się nowoprzybyłej.
– Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór?
Normalnie chętnie wziąłbym ją do siebie, ale teraz obserwowała nas młodsza siostra Amelii.
– Ja...
– On ma dziewczynę – wtrąciła młoda brunetka. – Odpuść.
Rudowłosa zmarszczyła brwi i zmierzyła ją spojrzeniem.
– To nie jest moja dziewczyna. – Wskazałem na Vivian. Boże, zaraz na mieście poszłaby plotka, że prowadzam się z nastolatkami.
– Jestem siostrą jego dziewczyny. Może ją znasz. Nazywa się Amelia Moore.
Sabrina wytrzeszczyła oczy, gdy usłyszała to nazwisko, a potem odwróciła się na pięcie i wyszła.
– Amelia nie jest moją dziewczyną – sprostowałem, kierując swoje słowa do Viv.
– Jeszcze nie. Bo chcesz tego, prawda? Dlatego się za nią uganiasz?
Chciałem, żeby była moją dziewczyną? Co prawda zakład obejmował, że musi mi wyznać miłość, ale czy trzeba być parą do tego? Nie chciałem się w nic angażować. A na pewno nie publicznie. Gdyby taka informacja dostała się do mediów, a potem bym ją rzucił, ojciec by mi tego nie darował. Vivian wpatrywała się we mnie, wciąż czekając na odpowiedź.
– Póki co nie udało nam się nawet wyjść na prawdziwą randkę.
– Posłuchaj, Theo. Amelia nie angażuje się w związki. Jest zbyt skupiona na swojej karierze. Ale ostatnio częściej się uśmiecha, a to jest coś, co trudno dokonać. Więc jeśli zamierzasz się nią bawić albo, co gorsza, rozkochać w sobie i zostawić to...
– Tak, tak wiem. Pomożesz jej pozbyć się mojego ciała. – Zaśmiałem się, czego brunetka nie odwzajemniła. – Muszę już iść. A co do piątku, to zrobię, co będę mógł.
W drodze powrotnej zastanawiałem się nad słowami młodej Francuzki. I im dłużej wyobrażałem sobie Amelię jako moją dziewczynę, tym mniej mnie to mierziło. A to oznaczało jedno.
Kłopoty.
Ja: Wpadłem na twoją siostrę na korcie.
Kruszynka: Tak wiem. [wysłano załącznik]
Na zdjęciu, które mi wysłała, była Vivian szczerząca się do aparatu, a w tle ja, gdy piłem wodę. Nie wiedziałem, nawet kiedy zrobiła to zdjęcie.
Kruszynka: Rozmawiała z tobą o piątku?
Roześmiałem się na tę wiadomość. Amelia jak zwykle, miała wszystko pod kontrolą. Miałem dwa wyjścia. Mogłem powiedzieć prawdę i narazić się Vivian albo skłamać i narazić się jej siostrze. Poza tym to mógł być jakiegoś rodzaju test.
Ja: Tak 😊 To jakie masz plany na piątek?
Kruszynka: Póki co, żadnych.
To była nasza najdłuższa wymiana wiadomości.
Ja: Odbiorę cię z pracy.
Kruszynka: Nie zgodziłam się na randkę.
Ja: Do zobaczenia, Kruszyno.
Miałem cztery dni by wymyślić coś dobrego. Po wczorajszym spotkaniu wiedziałem, że to nie wykwintne restauracje robiły na Amelii wrażenie, a to, co robi się z serca. Tylko to było za cztery dni. Czy uda mi się z nią spotkać w międzyczasie?
Siedząc na kanapie z laptopem na kolanach, przeszukiwałem miejsca, gdzie mógłbym zabrać Francuzkę. Zrobiłem sobie listę, a przy każdej pozycji zakreślałem „za" i „przeciw". Z jakiegoś powodu, każda turystyczna atrakcja nie wpisywała się w moje wymagania.
Potrzebowałem czegoś szczególnego. Czegoś, co pokazałoby Amelii, jak bardzo się starałem, by dała nam szansę. Nam? Nie ma żadnych was! – upomniał mnie wewnętrzny głos. I dopiero wtedy zdałem sobie z czegoś sprawę. Ja naprawdę chciałem się z nią zobaczyć.
Szlag!
OMG! Theo właśnie zaczął sobie uświadamiać to, co my czytelnicy wiemy już od prologu - że przepadł dla panny Moore XDXDXD Jak myślicie, co takiego wymyśli?
Zostaw coś po sobie (np. przepis na kolejny pyszny deser @atriabooktok ), jeśli spodobał ci się rozdział i do zobaczenia w piątek!
Statystyki:
6381 - ZZS
992 - Wyrazów
4 - Strony a4
6 - minut czytania wg wattpada
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro