Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11

Obudziłem się z pierwszym budzikiem, jeszcze zanim słońce zdołało przebić się przez drzewa do mojej sypialni. Za oknem aura zachęcała do biegania, więc zszedłem do kuchni i zrobiłem lekkie śniadanie, a potem przebrałem się w odpowiedni strój.

Zrobiłem rozgrzewkę w salonie i wyszedłem za bramę frontową. Stanąłem na skraju lasu, by napawać się rześkim powietrzem i nieśmiałym śpiewem ptaków. Ruszyłem ścieżką uczęszczaną tylko przez okolicznych mieszkańców i leśniczego. Osoby nieznające terenu mogłyby się szybko zgubić albo wpaść w bagna, dlatego tej ścieżki nie było na szlaku. Dzięki temu miałem niczym niezmąconą przebieżkę.

Biegłem tą trasą tyle razy, że moje nogi poruszały się automatycznie. Zanim się zorientowałem, w oddali dało się już usłyszeć szum pobliskiej rzeczki. Przysiadłem na wielkim kamieniu, nieopodal brzegu, i uspokoiłem oddech. Podziwiałem piękno natury nietkniętej ludzką ręką.

Spokój, jaki przynosiło mi to miejsce, pomógł mi zastanowić się nad moją obecną sytuacją. Musiałem opracować konkretny plan, szczególnie biorąc pod uwagę to, że czasu było coraz mniej, a moim przeciwnikiem była jedna z najbardziej upartych kobiet, jakie znałem. W dodatku wydawała się być odporna na mój urok.

W drodze powrotnej wpadłem na pomysł. Korzystając z okazji, że miałem spotkać się z Amelią na partyjkę szachów, chciałem upewnić się, czy pociągam ją fizycznie w choćby najmniejszym stopniu.

Jeśli okaże się, że nie – będę musiał przyjąć porażkę i przegrać zakład. Nie zamierzałem być jednym z tych frajerów, którzy latami próbują wyjść z friendzonu. Nie mogłem poświęcić na to aż tyle czasu. Ale jeśli tak – miałem szansę. W końcu niejedna, denna komedia romantyczna udowadniała, że pociąg fizyczny to tylko wstęp do wielkiej miłości.

I chociaż nie miałem absolutnie żadnego zamiaru zakochać się w tej nadętej, sztywnej Francuzce, potrzebowałem, by ona zakochała się we mnie. Najlepiej po uszy. I to w ciągu najbliższych dwudziestu trzech dni.

Jak tylko wszedłem do domu, pozbyłem się spoconych ubrań, a potem wrzuciłem je do prania. Oparłem dłonie na umywalce i przyjrzałem się swojej twarzy. Moja platynowa czupryna wymagała podcięcia przy uszach oraz karku. Wiedziałem, że nie zdążę umówić się do żadnego barbera, więc postanowiłem zrobić to sam.

Podłączyłem maszynkę i podziękowałem sobie za zakup tylu luster. Następnie, ostrożnie pozbyłem się zbyt długich włosów. Zadowolony z efektu, zgoliłem również kilkudniowy zarost, a nawet użyłem trymera do nosa. Nie pamiętałem, bym kiedykolwiek tak się stroił na zwykłe spotkanie. Zazwyczaj moje nazwisko i karta kredytowa załatwiały mi towarzystwo.

Ponownie obejrzałem dokładnie swoją twarz: mocno zarysowana żuchwa, prosty nos i pełne usta. Gdy dorzuci się do tej mieszanki zadbane włosy i śnieżnobiały uśmiech, za który srogo zapłaciłem, można się było we mnie zakochać, ot tak.

Wziąłem długi prysznic, podczas którego pozbyłem się również owłosienia z innych części ciała. Z ręcznikiem owiniętym wokół bioder podszedłem do garderoby i zastanowiłem się, co mam na siebie włożyć. Garnitur odpadał. Po pierwsze, nie było to spotkanie służbowe, a po drugie, miejsce, w którym się spotykaliśmy nie wpisywało się w listę takich, gdzie wymagany był krawat.

Z drugiej strony, jeśli chciałem zrobić na niej wrażenie, nie mogłem zdecydować się na nic, co sugerowałoby, że mam zbyt luźne podejście do naszej relacji. Bo choć na głos ogłosiłem nas przyjaciółmi, nadal zastanawiałem się nad tym, jak sprawić, by się we mnie zakochała. Potrzebowałem czegoś, co podkreśliłoby moje, niewątpliwie atrakcyjne, walory fizyczne.

Stanąłem przed długim lustrem i dokładnie się sobie przyjrzałem. Musiałem przyznać, że wyglądałem przystojnie, biorąc pod uwagę obecne kanony piękna.

Miałem metr osiemdziesiąt pięć wzrostu i wysportowane ciało. Napiąłem ramiona i uwydatniłem bicepsy, a potem obróciłem się tyłem do lustra i, przekręcając głowę, spojrzałem na szerokie barki, zgrabne pośladki i rozciągający się tatuaż przedstawiający smoka. Jego pysk zawijał mi się na lewej łopatce, a ogon sięgał, aż do lędźwi. Gdy znów stanąłem twarzą do swojego odbicia, uśmiechnąłem się, widząc wyraźny sześciopak i zaznaczone mięśnie skośne brzucha – te, przez które większość kobiet traciła rozum.

Tylko że dziś nie miały one absolutnie żadnego znaczenia, bo Amelia ich nie zobaczy. W końcu zdecydowałem się na zwyczajne jeansy i czarną koszulkę bez rękawów. Dobrałem do tego skórzaną kurtkę i ciężkie buty. Po ostatnim spacerze w tamte rejony, moje Oksfordy były do wyrzucenia. Wisienką na torcie były moje ulubione perfumy cedrowe Yves Saint Laurent.

Spojrzałem na zegarek. Zostały mi jeszcze trzy godziny do spotkania z szachistką. Ułożyłem włosy na szczotkę, a całość utrwaliłem żelem i poszedłem zjeść drugie śniadanie. Słuchając wiadomości w radiu, natknąłem się na audycję, która niemal przyprawiła mnie o wymioty. Słuchacze dzwonili do spikera i mówili mu, na jakie romantyczne rzeczy wydaliby pieniądze, gdyby je mieli, a potem wybierali numer koperty i wygrywali różne kwoty.

Ten, powodujący u mnie mdłości program sprawił, że zacząłem się zastanawiać, czy nie powinienem przyszykować czegoś ekstra na dzisiejsze spotkanie. Nie znałem Amelii tak dobrze, by móc stwierdzić czy takie romantyczne bajery to w ogóle była jej bajka. Zamierzałem jednak zaryzykować.

Z szafy przy drzwiach wyciągnąłem plecak i zapakowałem tam koc i krem z filtrem. Chwyciłem za kluczyki do SUV-a i podjechałem do pobliskiego sklepu. Zaopatrzyłem nas w owoce i butelkowaną wodę.

Następnym przystankiem, było opuszczone pole, na którym mieliśmy grać. By przygotować niespodziankę, pojechałem dłuższą trasą, i ominąłem zarośnięty teren. Zaparkowałem najbliżej miejsca docelowego, jak się dało. W krzakach niedaleko betonowych stolików ukryłem plecak, a potem wróciłem do domu. Na szczęście wciąż została godzina do spotkania.

Zmieniłem samochód na motocykl i wziąłem dodatkowy kask, a następnie upewniłem się, że sparowałem ich interkomy. Chciałem dotrzeć do domu Amelii, zanim wyjdzie. Inaczej nici z naszej pierwszej, wspólnej przejażdżki.

♟️

Gdy zaparkowałem przy krawężniku blisko jej posesji, wykorzystałem tę chwilę na to by się rozejrzeć. Biały, jednopiętrowy dom otoczony był jasnoszarą kostką brukową i ciemnozielonym trawnikiem. Za dwoma stalowymi balkonami na froncie domu, umieszczone były wysokie, zakończone łukiem okna, aktualnie pozasłaniane od wewnątrz ciemnym materiałem. Ruszyłem do przodu niskimi schodkami, aż zbliżyłem się do drzwi. Zanim jeszcze zdążyłem zapukać, po drugiej stronie rozległo się zaciekłe szczekanie.

Amelia powiedziała coś do psa w innym języku, czego nie zrozumiałem. Odgłos kroków był coraz głośniejszy. Przystanęła na chwilę, a potem otworzyła drzwi. Przechyliła głowę na mój widok i spojrzała na zegarek.

– Jesteś za wcześnie. W dodatku w złym miejscu.

– Pomyślałem, że możemy pojechać razem. – Wskazałem na Yamahę za moimi plecami.

Skoro mogłem ją stracić, zamierzałem na niej jeździć, ile się da.

– Dlaczego?

– Bo jedziemy w to samo miejsce – wyjaśniłem. Serio, jaki miałby być inny powód?

– Nie jeżdżę na motocyklach. Ich kierowcy są niebezpieczni i nierozważni.

– Tak, jak niektórzy kierowcy samochodów, a nawet rowerów. To nie wina maszyny, że kierowca jest nieodpowiedzialnym kretynem bez wyobraźni – odgryzłem się.

Przygryzła wnętrze policzka w zamyśleniu, a przez twarz przemknęło coś na kształt wahania, gdy skakała spojrzeniem między mną a motocyklem.

– A ty jesteś rozważny? – zapytała, a ja czułem, że od mojej odpowiedzi zależało, czy w ogóle wsiądzie.

– Tak, jeśli ty jedziesz ze mną.

Kiwnęła głową i zniknęła na chwilę w mieszkaniu.

Gdy wróciła, miała na sobie kurtkę i plecak.

– Ile kobiet poderwałeś na ten tekst? – zapytała, gdy szliśmy brukowaną ścieżką.

– Żadnej – wyznałem szczerze. – Każda kobieta, z którą jeździłem na motocyklu, nie dbała o to, jak jeżdżę, tylko że w ogóle to robię.

Amelia prychnęła w odpowiedzi i pokiwała głową.

Tak, tak. Wy, kobiety tak bardzo pragniecie adrenaliny w życiu, że jesteście mokre na sam warkot silnika – dodałem w myślach, czując, że kobieta również ubolewała nad niektórymi przedstawicielkami swojej płci.

– Nigdy nie jeździłam na motorze – wyznała. – Nawet jako pasażer.

Założyła kask i próbowała zapiąć pasek pod brodą. Chwyciłem za niego, by jej pomóc, a moje palce musnęły skórę kobiety. Poczułem coś na kształt mini porażenia prądem, tam, gdzie nasze ciała się stykały. Była niesamowicie miękka w dotyku. Tak bardzo, że ledwo powstrzymałem się przed ponownym dotknięciem, by upewnić się, że mi się nie wydawało.

Nie zdawałem sobie sprawy, że wstrzymywałem oddech, dopóki płuca nie zaczęły mnie palić z braku tlenu. Oderwałem wzrok od podbródka i wniosłem go ku oczom. Czekoladowym oczom, które przyglądały mi się teraz z ciekawością i wędrowały od moich oczu do ust i z powrotem.

Amelia miała lekko rozchylone wargi, a spomiędzy nich wydobywał się miętowy oddech. Byliśmy tak blisko, że wystarczyło, bym się nachylił i mógłbym ją pocałować. Przełknąłem ślinę i obserwowałem reakcję Francuzki. Pocałuj mnie – przemawiałem do niej w myślach. – Zrób to. Wtedy część planu będę miał już z głowy.

Francuzka chyba rozszyfrowała moje spojrzenie, bo odsunęła się tak nagle, jakby faktycznie słyszała głos z mojej głowy. Sama dokończyła zapinanie kasku i już nie patrzyła na mnie, gdy czekała aż zajmę swoje miejsce. Odchrząknąłem, by mieć pewność, że mój głos nie będzie ochrypły.

– Podczas jazdy stopy musisz oprzeć tu. – Wskazałem na podnóżki. – Trzymaj się blisko mnie i postaraj się nie robić mi przeciwwagi.

Brunetka kiwnęła głową i usiadła za mną, jak tylko zająłem miejsce. Oplotła mnie ramionami ciasno w talii i spięła całe ciało. Znałem te symptomy. Bała się.

– Hej, wszystko będzie dobrze. – Poklepałem ją po dłoniach.

– Wiem. – Próbowała brzmieć nonszalancko, ale głos jej się zatrząsnął.

– Amelio – zawołałem. – Amelio, proszę, spójrz na mnie. – Wypuściła mnie z uścisku, a ja zsiadłem i obróciłem się ku niej. Otworzyłem klapę jej kasku i dojrzałem zalążek lęku w brązowych tęczówkach. – To nic złego się bać.

– Nie boję się.

– Boisz się. Nie ukrywaj tego przede mną. Takim zachowaniem narażasz nas oboje na niebezpieczeństwo. – Chwyciłem ją za podbródek i uniosłem, by nie uciekła ode mnie wzrokiem.

– Po prostu nigdy tego nie robiłam.

– Obiecuję, że nic ci się nie stanie. Musisz mi tylko zaufać. Żadna kobieta nie narzekała na swój pierwszy raz ze mną. – W odpowiedzi dostałem kuksańca w bok, a kobieta się uśmiechnęła. – Tak lepiej.

Z typowym dla siebie zadziornym uśmiechem ponownie mnie objęła, gdy zająłem miejsce i założyłem swój kask. Tym razem uścisk był lżejszy. Ruszyłem najdelikatniej jak potrafiłem i poczułem, że oparła o mnie głowę.

– Ładnie pachniesz – powiedziała, najwyraźniej nieświadoma działającego interkomu.

– Ty też. Trzymaj się mocno, kruszyno. Czeka cię przejażdżka życia.

Usłyszałem śmiech w słuchawce kasku i nie mogłem powstrzymać swojego. Amelia całą drogę trzymała mnie kurczowo, nie odrywając się ani na milimetr. Dziwne uczucie rozkwitło mi w piersi, gdy uświadomiłem sobie, jakim zaufaniem mnie obdarzyła, gdy wsiadła ze mną na maszynę, której się bała.

Gdy zatrzymaliśmy się na światłach, zapytałem, czy wszystko w porządku, a ona tylko mruknęła i zaczęła kreślić kółka na moim brzuchu. Cienki materiał koszulki nie niwelował tego przyjemnego doznania, ale nie odważyłem się odezwać, byleby tylko nie przerywała.

Tak delikatny dotyk był dla mnie czymś niespotykanym i pewnie dlatego zrobił na mnie takie wrażenie. Nie było wątpliwości, że Amelia pociągała mnie fizycznie. Musiałem uważać, by takie drobne gesty nie sprawiły, że z chęcią oddałbym jej więcej niż własne ciało.

Na miejscu Amelia rozłożyła szachy na stoliku, a ja poszedłem po plecak. Zmarszczyła brwi, gdy wyciągnąłem z niego koc, wodę i owoce.

– Przygotowałeś to wcześniej? – dociekała, obserwując, jak układam przekąski na kocu.

– Tak. Nie dałbym rady zabrać tego i ciebie na motocyklu.

Poklepałem koc, w zapraszającym geście. Kobieta pozbierała grę i znów ją rozłożyła, tym razem między nami.

– Dziękuję.

– To nic wielkiego.

– Nie za to. – Zakreśliła krąg w powietrzu. – Znaczy, za to też. Ale przede wszystkim za przejażdżkę. Pierwsze razy z tobą faktycznie są warte zapamiętania. – Roześmiałem się, słysząc nawiązanie do naszej wcześniejszej rozmowy.

Rozegraliśmy pięć partii, z czego każdą wygrała brunetka. Za każdym razem jednak mówiła mi, gdzie popełniam błędy i jak w przyszłości ich uniknąć. Musiałem przyznać mimo wszystko, że świetnie się bawiłem.

Odwiozłem Amelię pod dom. Tym razem czułem, jak się rozluźnia i zaczyna podziwiać widoki. Przez interkom słyszałem, jak nuciła pod nosem. Dzisiaj odkryłem tę wersję Francuzki, która nie była ambitną, zgryźliwą kobietą, a zwyczajną dziewczyną posiadającą lęki. Miałem ochotę sprawdzić, ile jeszcze innych wersji posiadała brunetka.

Zaparkowałem tam, gdzie poprzednio i pomogłem jej zsiąść.

– Świetnie się dziś bawiłam – powiedziała, a potem niespodziewanie stanęła na palcach i ucałowała mnie w policzek. Dzięki Bogu, że zdjęliśmy kaski.

Wpatrywałem się w nią zaskoczony tym gestem i jak ostatni głupek stałem bez słowa. Niezręczność sytuacji rosła z każdą sekundą.

– Do zobaczenia, Theodorze – rzuciła na pożegnanie.

– Na pewno – krzyknąłem, gdy była już w połowie długości ścieżki.

Dotknąłem miejsca, w którym ustami dotknęły mojej skóry i stałem tak, póki nie usłyszałem, jak zamykają się drzwi od jej domu.

Uśmiech nie schodził mi z twarzy, nawet kiedy leżałem już we własnym łóżku.

Ja: Wiszę ci buziaka. Nie mogę się doczekać spłaty długu.

Patrzyłem, jak trzy kropki unoszą się i opadają, gdy odpisywała.

Kruszyna: Ja też 🙂

Nie przywiązuj się idioto! Kiedy się dowie całej prawdy, będziesz mieć szczęście, jeśli przeżyjesz! – beształem się w myślach. Nic nie mogłem jednak na to poradzić, że moje serce na milisekundę wypadło z rytmu, jak tylko pomyślałem o spłacie długu.


Jedenasty rozdział wyszedł dłuższy niż zwykle, mam nadzieję, że was nim nie zanudziłam.

Mamy pierwszy raz Amelii i Theo, nie taki, jaki byście chcieli, ale na to też przyjdzie pora :) No i wygląda na to, że nasza szachistka zaczyna pękać.

Statystyki:

13790 - ZZS

2065 - Wyrazów

6 - Stron a4

12 - minut czytania według wattpad

Zostaw ślad, jeśli rozdział się spodobał i do zobaczenia w następnym :)


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro