Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 44

Tamtego wieczoru Philip dostał zawału. Po dwóch dobach w szpitalu jego serce się poddało. Kiedy czekaliśmy na wieści ze szpitala, Eva przyniosła dokumenty, które zostawiłem na stoliku w Ritzie. Nie zawahałem się nawet na chwilę z ich podpisaniem.

Prasa zapomniała szybko o moim wybryku. Śmierć mojego ojca przyćmiła wszystkie inne informacje. Jakiś plotkarski magazyn próbował zainsynuować, że miałem z nią coś wspólnego. Sprostowanie wyszło tego samego dnia, gdy Moore Security wykonało na nich publiczny lincz. Nikt więcej się już na to nie odważył.

Pogrzeb był skromny. Pojawiliśmy się tylko ja, Eva i rodzina Moore'ów. Jednak ludzie, których zdanie tak cenił sobie mój ojciec za życia, nie przybyli. Miałem szczerą nadzieję, że patrzy na nas – dokądkolwiek trafił – i widzi, jak na niewielu ludzi w swoim życiu naprawdę mógł liczyć.

Eva łkała wtulona w moje ramię, a ja tylko czekałem, aż ta ceremonia się skończy. Nie potrafiłem udawać smutku, który powinien chwycić mnie za serce. Ten człowiek przez całe życie był mi niemal obcy. Byliśmy do siebie podobni, nosiliśmy to samo nazwisko, a jednak miałem wrażenie, jakbym go nie znał.

Nie wiedziałem, jaki miał ulubiony kolor, czy miał w dzieciństwie zwierzaka albo kim chciał zostać, zanim świat wciągnął go w wir pracy i pieniędzy. Poczułem chwilowe wyrzuty sumienia, że nie przeszkadzał mi brak wiedzy tak podstawowych informacji o własnym ojcu.

Kiedy jednak przypomniałem sobie, że on wiedział o mnie równie niewiele, poczucie winy zniknęło razem z podmuchem wiatru. Wiedziałem, że któregoś dnia wrócę tu, gotowy na to, aby mu przebaczyć, ale wiedziałem również, że nie nastąpi to jutro, za tydzień, czy nawet za rok.

Rany zadawane latami, potrzebowały czasu, aby zagoić się do tego stopnia, żeby przestały przynosić ból. Któregoś dnia staną się uciążliwe. Jak kamyk w bucie. I może wtedy wrócę na grób Philipa Clarka i powiem słowa, na których mu prawdopodobnie nigdy nie zależało. Zrobię to dla siebie. Zasłużyłem, aby pozbyć się żalu i ruszyć dalej, ale jak już mówiłem... Nie dziś.

Kilka dni później czekała mnie konfrontacja z zarządem. Powiedzieć, że pierwsze spotkanie po pogrzebie było niezręczne, to jak nic nie powiedzieć. Wszyscy pamiętali moją ucieczkę z uroczystości. Okazało się też, że słyszeli większość mojej ostatniej wymiany zdań z ojcem.

– Powinnam być zniesmaczona twoim zachowaniem oraz tym, jak wykorzystałeś śmierć ojca, aby zachować tytuł prezesa – zaczęła bez powitania Agnes.

To ona, jako pierwsza, poparła moją kandydaturę. Dlatego moja zdrada uderzyła w nią najmocniej.

– Ale?

– Nic. – Wzruszyła ramionami. – Mówię, że powinnam, a nie, że jestem.

Kamień spadł mi z serca. Nie chciałbym mieć wroga w tej kobiecie. Bardziej bezwzględna od niej, była tylko Amelia, która siedziała teraz po mojej prawej stronie i obserwowała przebieg spotkania. Nie musiała się przedstawiać. Wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę z tego, kim była. Odniosłem wrażenie, że czuli wobec niej szacunek.

– Jak już wiecie, nigdy nie zamierzałem rządzić Clark Company. Śmierć Philipa niczego nie zmieniła. Oczywiście mam obowiązek brać wasze zdanie pod uwagę. Jednak wolałbym załatwić tę sprawę polubownie.

– Jaką sprawę? – zapytał Hunningan.

– Sprzedaży firmy.

– Nie zgadzam się – odparł od razu.

Westchnąłem ciężko i skierowałem wzrok na państwa Owen.

– A wy?

Małżeństwo spojrzało na siebie i zgodnie pokiwało głowami. Głos zabrała pani Denise.

– Wspólnie z mężem postanowiliśmy, że sprzedamy swoje udziały. – Wyciągnęła teczkę i jej zawartość przesunęła w stronę Amelii. Kobieta podpisała się we wskazanych miejscach i dołączyła czek, a następnie oddała pani Owen dokumenty.

Szelest kartek przez chwilę był jedynym dźwiękiem w sali.

– To więcej niż nasze udziały są warte – powiedział pan Owen z wytrzeszczonymi oczami.

– To nagroda za kooperację – wyjaśniła Francuzka.

Małżeństwo zabrało dokumenty i czek, a potem opuścili salę konferencyjną.

– Zamierzacie wykupić wszystkie nasze udziały? – dopytała z ciekawością Agnes.

– Jeśli zajdzie taka potrzeba – odparłem.

Pani Weston postukała paznokciami w stół. Clark Company nie było jedyną firmą, na której zarabiała, ale zdecydowanie jedną z najlepiej prosperujących.

– Jaka jest alternatywa? – Głos zabrał pan Hunningan.

– Za moment pojawi się tutaj osoba, której sprzedałem ten budynek. Zmieni się nie tylko nazwa firmy, ale i jej branża.

– Sprzedałeś ją bez konsultacji... – Oburzył się Kent.

– Na jaką? – przerwała mu kobieta. Ona zawsze stąpała twardo po ziemi. Posłała zirytowane spojrzenie przedmówcy w reakcji na jego emocjonalny wybuch. Wolała konkretne działania i efekty. Dlatego tak ją lubiłem. Mogłem wyczyniać najdziwniejsze rzeczy i szargać swoją reputację każdego dnia, ale póki robiłem to, co do mnie należało, milczała.

– Telekomunikacja – wyjaśnił Nikolai, który w tym momencie stanął w progu.

– Ach! – Klasnąłem w dłonie. – Idealne wyczucie czasu. Drodzy państwo, przedstawiam wam Nikolaiego Jacquarda, nowego prezesa tego przybytku. Nikolaiu, oto członkowie twojego nowego zarządu: Agnes Weston, Kent Hunningan i...

– My się znamy. Prawda, kuzynko? – wtrącił szatyn.

Próbowałem nie dać po sobie poznać, że o niczym nie wiem, kiedy oboje uśmiechnęli się do siebie serdecznie. Ugryzłem się w język, chcąc powstrzymać się przez zasypaniem Amelii gradem pytań. To musiało poczekać przynajmniej do końca zebrania.

Przyjaciel zajął miejsce przy drugim szczycie stołu. Następnie bardzo szczegółowo wytłumaczył zebranym, czym zamierzał się tutaj zajmować. Dał Agnes i Kentowi czas do namysłu, a potem zakończył posiedzenie.

Godzinę później dopiąłem z nim wszelkie szczegóły, a potem pożegnaliśmy się uściskiem dłoni. Nikolai obiecał mi partyjkę bilarda w przyszły weekend. Nie zorganizowaliśmy nowemu prezesowi hucznej imprezy. Mój przyjaciel, tak jak jego kuzynka, preferował załatwianie interesów za zamkniętymi drzwiami.

Ani razu nie obejrzałem się za siebie, opuszczając dawne Clark Company. Nie było tu żadnych miłych wspomnień. Tylko lata kłótni, kłamstw, manipulacji i upokorzeń. Nawet miłe chwilę z Aleksandrą nie zamazywały zła, jakie się tu wydarzyło.

– Kuzynko? – zapytałem Amelię, gdy byliśmy już w samochodzie.

– Przecież ktoś musiał cię pilnować, gdy mnie nie było. – Machnęła ręką.

Wytrzeszczyłem oczy i spojrzałem na nią z rozdziawionymi ustami.

– Jak to pilnować? Ukartowałaś to? Jego przyjazd do Londynu, zaprzyjaźnienie się ze mną, zakup firmy... – wyliczałem.

Byłem rozdarty między złością za to, że wysłała tu kuzyna na przeszpiegi a uciskiem w klatce na myśl, że nawet wtedy, gdy złamałem jej serce, a ona przede mną uciekła, wciąż się martwiła.

– Nie wszystko. Nikolai chciał otworzyć własny biznes, a francuska filia potrzebowała prezesa. Już wcześniej proponowano mi jego posadę. Mój kuzyn został szefem Moore Sécurité tylko tymczasowo. Nigdy jej nie chciał. Od lat byłam szkolona, aby zasiąść na fotelu prezesa. Zrobiliśmy sobie nawzajem przysługę. Wtedy nie sądziłam, że jeszcze tu wrócę. Tak więc poza budowaniem swojej marki, miał mieć na ciebie oko.

– Po co?

– Chciałam się upewnić, że mówiłeś prawdę. Gdybyś mnie nie kochał, szybko byś wrócił do swojego starego życia.

– A firma?

– To był czysty przypadek. Kiedy podzieliłeś się z moim kuzynem swoimi planami, postanowiliśmy to wykorzystać. On miałby udziałowca i budynek.

– A ty? Co ty z tego masz?

– Pewność, że jestem dla ciebie ważniejsza niż zemsta. – Włączyła się do ruchu.

Wciąż miałem do niej masę pytań, które domagały się, aby na nie odpowiedziano. Zbyt długo czekałem na szczerą rozmowę z Amelią. Wiedziałem, że sam byłem sobie winien, ale skoro już zaczęła mówić, chciałem to wykorzystać do maksimum.

– Dlaczego mi w niej pomogłaś w takim razie?

– Bo cię kocham. Wiem też, że Philip na to zasłużył.

Nie wiedziałem, co było bardziej zaskakujące. To, że powiedziała mi po raz pierwszy, że mnie kocha, czy to, że zrobiła to z taką lekkością, jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie. W sumie o to nie dbałem. Obie te rzeczy sprawiały, że moje serce wykonało potrójne salto między moimi żebrami.

– Pocałowałbym cię, gdybyś nie prowadziła.

– Zaczekaj, aż dojedziemy. Przez cztery miesiące, nazbierało mi się trochę pomysłów.

Uśmiechnęła się drapieżnie, wciąż patrząc przed siebie, a mnie przeszedł dreszcz podniecenia. Poczułem go na całym kręgosłupie i w każdym zakończeniu nerwowym.

Oho! Czeka nas niezła jazda.

Ja wiem, że to, co tu teraz napiszę, będzie nieeleganckie i na pewno w złym guście, ale wiem też, że wiele z was życzyło Philipowi śmierci, także.... DOCZEKALIŚCIE SIĘ! Wooohooo!!!!!

A Amelia? Niby jej nie było, a jednak wszystko wiedziała...

Wiem też, że znajdą się i tacy, co krzykną "Nie mógł sprzedać firmy bez wiedzy udziałowców!"  Tak, jak zdaję sobie z tego sprawę, ale jak wiemy fikcja literacka rządzi się swoimi prawami i, o ile w całej książce stawiałam na autentyzm, tak tutaj pozwoliłam Theosiowi na jedno, bezproblemowe załatwienie sprawy.

W ostatnim rozdziale zapomniałam, ale już naprawiam swój błąd. Dziękuję, Dominiko i Sandro, za czujność!

ZOSTAW COŚ PO SOBIE, JEŚLI SPODOBAŁ CI SIĘ ROZDZIAŁ I LECIMY W STATY:

8271 ZZS

1237 Wyrazów

4 Strony A4

8 Minut czytania wg Wattpada

Do następnego. Myślę, że powoli możemy zacząć odliczać.

5...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro