Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

Pół nocy spędziłem wgapiony w ekran laptopa, rzetelnie studiując, jeszcze nie podpisaną, umowę między Clark Company, a Moore Security. Dlaczego? Bo rozkładając poprzedniego wieczoru szachy na planszy w sypialni, zdałem sobie sprawę z czegoś prostego i oczywistego.

Amelia była królową. A właściwie była jak figura królowej w szachach: umiejscowiona wysoko w hierarchii, trudna do pokonania, jednocześnie najsilniejsza, była największą słabością króla. Kiedy sobie to uzmysłowiłem, przypisałem każdego członka rodziny Moore do jakiejś figury.

Naturalną koleją rzeczy byłoby założenie, że królem był nie kto inny, jak pan Moore. Co byłoby błędnym założeniem. Henry Moore był gońcem. Figurą poruszającą się po całej szachownicy, mającą niebywałe pole do popisu. Jego żona natomiast była wieżą. Strategicznie umiejscowiona, mogła zmienić bieg całej rozgrywki roszadami niedostępnymi dla reszty figur. Jednak nieczęsto ruszała się ze swojego miejsca.

Pozostał skoczek. Czy Vivian była skoczkiem? A może przysłowiowym czarnym koniem, który miał zmylić przeciwnika? Nie byłem tego pewien. Właściwie nie byłem pewien żadnej ze swoich teorii poza jedną – tożsamością króla. Ta figura została zarezerwowana dla tego, wokół czego kręciła się cała rodzina Moore. Ich firmy – Moore Security.

To do króla musiałem się zbliżyć, jeśli chciałem zwrócić na siebie uwagę królowej.

♟️

Pierwszą rzeczą, jaką zrobiłem z rana, było powiadomienie ojca o mojej obecności na dzisiejszym spotkaniu. Przespałem cztery godziny, wziąłem prysznic i doprowadziłem się do porządku. Grafitowy garnitur, biała koszula i czarne, skórzane buty stanowiły dziś mój służbowy strój.

W drodze do firmy wstąpiłem po kawę i kanapkę, którą zjadłem w samochodzie. Zjawiłem się dwadzieścia minut przed umówionym spotkaniem pod siedzibą Clark Company, co dla mojego ojca oznaczało spóźnienie. Nerwowo tupał nogą pod stołem, gdy pojawiłem się w jego gabinecie.

– Jesteś. Nie sądziłem, że się zjawisz – przywitał mnie w progu.

Zabrał teczkę z dokumentami i poszliśmy do głównej sali konferencyjnej. Nie skomentowałem tego, aby nie dawać mu pretekstu do dalszych zaczepek.

– Michael zawsze traktował tę firmę poważnie. Ty też mógłbyś zacząć – skomentował.

– Nie jestem jak... – Rozmowę przerwało nam chrząknięcie.

Rozluźniłem szczęki, zanim z szerokim uśmiechem powitałem naszych klientów i wpuściłem ich do sali jako pierwszych. Nie zamierzałem ukazywać im skaz rodziny Clark.

Dla Amelii i jej ojca nie było zdziwieniem, że pojawiłem się na spotkaniu. Nie mieli przecież pojęcia, że zazwyczaj unikałem obowiązków związanych z firmą jak ognia. A przynajmniej tych, na których zależało mojemu ojcu. Philip natomiast, mimo iż próbował zachować dobrą minę do złej gry, wciąż mi się przyglądał i zerkał w stronę dokumentów, które przyniosłem ze sobą.

Przedstawiciele Moore Security wyczuli napiętą atmosferę i pewnie dlatego, jako pierwszy głos zabrał Henry.

– Cieszę się, że udało nam się dziś spotkać, po tych wszystkich negocjacjach. Oto nasza ostateczna oferta. – Podsunął nam swój własny plik kartek.

Wyciągnąłem po niego rękę, zanim mój ojciec zdążył to zrobić. Nie patrząc już na pierwszych kilka kartek, które znałem niemal na pamięć, od razu przewertowałem do interesującej mnie strony. Na dole widniała kwota, jakiej się spodziewałem.

– Negocjacje wciąż trwają. – Zakreśliłem ołówkiem sumę i odrzuciłem na środek stołu.

Zaintrygowana Amelia chwyciła dokumenty i posłała mi pełne niezrozumienia spojrzenie.

– To kwota, na którą przystaliście. – Użyła liczby mnogiej, nieświadoma swojego błędu.

– Po głębszym reaserchu uznaliśmy, że trzeba renegocjować wasze wynagrodzenie. – Trzy pary zaskoczonych oczu wbiło we mnie swoje spojrzenie. – Wasza firma przez ostatnie kilka lat utrzymuje stały poziom wyników. Jest dobry, dlatego też zdecydowaliśmy się na wasze usługi.

– Więc w czym problem? – dopytała brunetka.

– Wasze ceny. Są coraz wyższe.

– Zatrudniamy więcej ludzi, a inflacja rośnie. – Odchyliła się na krześle, przekonana, że wygrała.

– Sprawdziliśmy to. Biorąc pod uwagę wzrost inflacji, ilość zatrudnionych przez was osób, a nawet renowacje, czy zakup nowego sprzętu, to wciąż o trzydzieści tysięcy funtów mniej w miesięcznym rozrachunku niż kwota, którą chcecie. Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że musicie zarabiać, dlatego oto nasza ostateczna propozycja. – Napisałem ołówkiem nową kwotę obok starej i podsunąłem Moore'om.

Widok ich zszokowanych min był dla mnie najlepszą zapłatą. Wcale nie zamierzałem ich oskubać. Moja propozycja była sprawiedliwa dla obu stron. Amelia kolejny raz miała rację, gdy stwierdziła, że Philip potrafił mnożyć pieniądze, ale nie myślał przyszłościowo.

Był gotów zapłacić wysoką cenę, by mieć to, co najlepsze, szczególnie jeśli wszyscy inni bogacze również to mieli. Mógł nawet srogo przepłacić, by w oczach innych nie być gorszy.

To, że nasza firma nie zbankrutowała przez ostatnie dziesięć lat, było głównie zasługą mojego nieżyjącego brata i zmian, jakie wprowadził, zasiadając w zarządzie. To on nauczył mnie, jak trzymać rękę na pulsie budżetu Clark Company. Gdyby dziś był tutaj z nami, również nie pozwoliłby ojcu podpisać tego kontraktu na starych warunkach.

Do Philipa też to najwyraźniej dotarło, gdyż zwiesił głowę, a potem, znów przybierając pozę biznesmena, odprawił naszych klientów.

Nie doszło między nami do żadnej, ckliwej wymiany zdań. Zmyłem się z budynku zaraz za Henrym i jego córką.

Wykonałem ruch. Pozostało mi czekać na reakcję Amelii. O ile jakąkolwiek dostanę.


No i mamy czwarty rozdział. Co sądzicie?

Zaczyna się coś dziać!! Theo w końcu wykonał jakiś ruch. No i pozostaje sprawa jego brata. Co się z nim stało? (chętnie poczytam wasze teorie).

A teraz... statystyki :)

5451 - Zzs

786 - Wyrazów

3 - Strony A4

5 - tyle wg wattpada czyta się czwarty rozdział

Widzimy się w następnym rozdziale. Już nie mogę się doczekać, aż go wam pokażę.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro